niedziela, 2 grudnia 2012

Epilog.

Zapukałem głośno i drzwi praktycznie natychmiast stanęły przede mną otworem. Ze świstem wciągnąłem powietrze, widząc twarz swojej siostry.
-Blake! Co ci się stało?- szepnąłem, przytulając ją do siebie. Dziewczyna jęknęła z bólu, więc odsunąłem ją na wyciągnięcie ramion i dokładnie się przyjrzałem. Poobijana twarz, masa siniaków i zadrapań.- Zgłosiłaś na policję, że cię napadnięto?
-To nie napad, Liam- parsknęła śmiechem, a ja spojrzałem na nią z niezrozumieniem.-Tylko ty możesz mi… możesz nam pomóc.
-Blake, powiedz mi, co ci się stało i kto to zrobił!- podniosłem głos, siadając obok siostry na kanapie.
-Zayn potrzebuje pomocy. Liam, musisz pomóc Zaynowi- powiedziała pewnie i ostro.
-ZAYN TO ZROBIŁ?!- krzyknąłem, podrywając się na nogi.
-Nie wiem, co się z nim dzieje… On nie panuje nad swoimi emocjami, boję się o niego.
-Boisz się o niego? Blake, on cię bije!
-On mnie kocha i ja kocham jego. Zayn potrzebuje pomocy, bo to wszystko go przytłacza. Pomóż mu, Liam. Jesteś jego przyjacielem i znasz go najlepiej. Pomóż mu, proszę cię.
-Ja… pomogę. Obiecuję, że pomogę.

***

„Zayn Malik w szpitalu psychiatrycznym!”
„Członek One Direction od tygodnia przebywa w zamkniętym szpitalu psychiatrycznym!”
„Co spowodowało problemy psychiczne Zayna Malika?”
„Zayn Malik, członek One Direction, bił swoją dziewczynę!”
„Po 3 miesiącach pobytu w szpitalu nareszcie wolny- historia Zayna Malika!”

***

Otworzyłem drzwi do swojego mieszkania i powoli wszedłem do środka. Było dokładnie takie, jak je zapamiętałem. Ciemne, proste i czyste. Skierowałem swoje kroki do salonu, żeby trochę odpocząć i stanąłem zaskoczony. Na mojej kanapie siedziała Blake.
-H-hej- zająknęła się.
-Blake? Co ty tu robisz?- szepnąłem.
-Liam powiedział, że dzisiaj wracasz i… chciałam się z tobą zobaczyć.
-Naprawdę?
-Co?- potrząsnęła lekko włosami, patrząc na mnie pytająco.
-Naprawdę po tym wszystkim, co ci zrobiłem, chcesz mnie jeszcze widzieć?- spytałem niedowierzając.
-Zayn nadal cię kocham. Wtedy… nie radziłeś sobie ze swoim życiem i… i to wszystko wyszło nie tak, jak powinno.
Poczułem, jak w moich oczach zbierają się łzy. Łzy niedowierzania, łzy wzruszenia, łzy pokazujące, że miłość naprawdę istnieje.
-Przepraszam Blake… Tak bardzo przepraszam- szepnąłem, czując łzy spływające po moich policzkach. Dziewczyna wstała z kanapy i powoli podeszła do mnie. Widziałem strach w jej oczach, gdy delikatnie objęła mnie w pasie. –Przyrzekam… Obiecuję, że nigdy więcej cię nie zranię. Kocham cię, tak bardzo cię kocham- przytuliłem ją do siebie i pocałowałem jej włosy.
-Pokaż mi, że miłość jest piękna. Że miłość nie boli- szept dziewczyny był głośniejszy od najgłośniejszego krzyku.
Pokażę ci to, obiecuję.
***
Jason Walker- Echo

Otworzyłem zaciśnięte powieki i po raz kolejny powitałem sterylną biel. Bolał mnie kręgosłup, bolała mnie głowa, bolało mnie serce. Bolało mnie… patrzenie.
Pikanie maszyny informowało mnie, że serce wciąż bije. Coraz wolniej, coraz słabiej, ale bije. Zmusiłem swoje oczy do spojrzenia na osobę leżącą na szpitalnym łóżku. Nie chciałem tego, psychicznie odpychałem od siebie tą myśl, że to Ona, że to Blake, leży na tym łóżku i że to Blake umiera. Umiera przeze mnie.
Bo to ja nie podołałem.
Bo to ja nie znalazłem cholernego dawcy.
Mocno zacisnąłem powieki starając się nie wypuścić na wolność kolejnych słonych łez. Usłyszałem jęknięcie i momentalnie spojrzałem na dziewczynę. Blake patrzyła na mnie zamglonymi oczami, pierwszy raz od czternastu godzin. Czternaście godzin temu z osłabienia straciła przytomność i nie wiadomo było, czy się obudzi. Obudziła się, obudziła i była… wystraszona?
-Blake? Blake słyszysz mnie?- nachyliłem się nad dziewczyną.
-Zay-yn- jęknęła ledwo słyszalnie.-Miałam.. śniłeś mi się.
-Cii. Nie przemęczaj się- szepnąłem, głaszcząc ją po głowie całkowicie pozbawionej włosów.
-Too… to był dobry sen- uśmiechnęła się delikatnie.-Kocham cię Zayn- powiedziała na wydechu.
-Kocham cię Blake- odpowiedziałem głośno, czując uścisk w gardle.
-Nie płacz Z. Nie płacz- szepnęła, kładąc swoją chudą dłoń na mojej.
-Blake, tak bardzo cię przepraszam. Przepraszam, że nie znalazłem dawcy. Przepraszam, że nawaliłem- łzy ostatecznie opuściły moje oczy i zmoczyły policzki.
-To jest mój czas- uśmiechnęła się, głaszcząc moją dłoń.-Muszę umrzeć Zayn, tak było mi pisane od początku.
-Nie możesz umrzeć! Nie możesz zostawić mnie samego z tym wszystkim! Nie pozwolę ci umrzeć! Znajdę tego dawcę, obiecuję!
-Nie obiecuj, nigdy nic nie obiecuj. Nie zdążysz znaleźć dawcy, ja umieram- pomimo tego, że powiedziała to cicho, zabrzmiało bardzo poważnie.
-Zostań ze mną, proszę. Nie zostawiaj mnie!- w zamglonych oczach dziewczyny widać było smutek, gdy odezwała się:
-Zayn? Przyrzeknij, że zawsze będziesz pamiętał, że cię kochałam. Przyrzeknij.
-Zawsze będę cię kochać. Nigdy nie przestanę.
-Przyrzeknij Zayn.
-Przyrzekam. Nigdy o tobie nie zapomnę- wydusiłem, połykając słone łzy.
-Pocałuj mnie-poprosiła.
-Blake…
-Proszę- powtórzyła cicho. Nie mogłem jej odmówić. Nie w chwili, kiedy wiedziałem, że wkrótce ode mnie odejdzie… na zawsze. Pochyliłem się nad jej kruchym ciałem i delikatnie przycisnąłem swoje wargi do jej popękanych ust. Pocałowałem ją tak, żeby zapamiętać to na zawsze. Pocałowałem ją całym sobą, sprawiając jej ostatnią przyjemność, jaką mogła ode mnie dostać.
I gdy oderwałem się od niej, maszyna kontrolująca pracę serca zaczęła przeraźliwie pikać.
Momentalnie zostałem odepchnięty przez lekarzy, który próbowali ratować jej życie. Wiedziałem, że to się nie uda. Wiedziałem, że Blake odeszła. Wiedziałem, że nie wróci. Wodospady łez leciały po mojej twarzy, gdy usłyszałem poważny głos:
-Czas zgonu nastąpił o 18:24, 27 grudnia 2012 roku. Bardzo mi przykro.
-Nie… nie, nie, nie, NIE!- wydarłem się, bezsilnie uderzając pięściami o ścianę. –Nie!
Lekarz spojrzał na mnie ze współczuciem i zwrócił się do pielęgniarek:
-Proszę przykryć ciało i zawieźć do kostnicy.
-Mogę się pożegnać?- spytałem, nie panując nad swoim głosem.
-Oczywiście- pielęgniarki odsunęły się od Blake, robiąc mi miejsce. Po raz ostatni podszedłem do dziewczyny i dotknąłem jej ciała. Przesuwałem dłonią od czoła do dłoni i czułem, że część mnie zniknęła. Ostatni raz nachyliłem się nad jej ciałem i zostawiłem mokry pocałunek na czole.
-Przepraszam. Kocham cię i zawsze będę cię kochał. Przepraszam Blake.
Zaniosłem się płaczem i zjechałem po ścianie, gdy pielęgniarki wywoziły ciało z sali.
Blake odeszła.
Odeszła i zabrała mnie ze sobą.


„To już jest koniec, nie ma już nic, jesteśmy wolni, możemy iść…” 

Wydaje mi się, że tak całkowicie nie nawaliłam i prawdopodobnie znajdzie się ktoś, kto pomyśli „ona napisała dobrą historię”. Wiem, że w wielu momentach zachowałam się nie fair wobec Was, ale też wobec siebie i że przez własną głupotę straciłam wiele sympatii w Waszych oczach. Za to przepraszam i obiecuję poprawę.
Dziękuję za każdy komentarz, każde wejście i każde przeczytane zdanie. Doceniam obecność każdego z Was bez różnicy, jaki wkład mieliście tworzenie tego bloga i bardzo Wam dziękuję.
Jeżeli ktokolwiek po tej historii ma jeszcze ochotę czytać wytwory mojej wyobraźni, to zapraszam na nowego bloga Back for you. Jest to całkowicie inna historia niż Sick One Life i pomimo tego, że z pozoru może wydawać się banalna, to obiecuję, że taka nie będzie. Ah, moje podejście do Waszego udziału w tworzeniu tego bloga też jest inne- nie zamierzam nikogo do niczego zmuszać i będę cieszyć się z tego, co mam.
Kocham Was i dziękuję, że byliście. 
I mam nadzieję, że będziecie. 
@justfuckshit

sobota, 24 listopada 2012

Rozdział 41.

Yael Naim- Toxic

-Powiesz teraz, co się dzieje?- postawiłam walizki przy drzwiach i usiadłam na kanapie, zachęcająco klepiąc miejsce obok siebie. Właśnie wróciłam z Nowego Yorku i byłam wykończona, ale Zayn nalegał na spotkanie, a ja nie mogłam mu odmówić. Chłopak spojrzał na mnie złowrogo i wreszcie się odezwał.
-Ilu zaliczyłaś w Nowym Yorku?- warknął, a mnie zamurowało. Nie sądziłam, że może wyskoczyć z czymś takim.
-Słucham?
-Zadałem proste pytanie, chyba nie jesteś aż tak głupia, żeby go nie zrozumieć?- zakpił.
-Moment. Ty pytasz poważnie czy robisz sobie jaja?
-Nie jestem w nastroju do żartów. Ilu cię pieprzyło?- jego ostry ton wprowadził mnie w osłupienie.
-Zayn, jestem z tobą… Jeżeli z kimś jestem, to go nie zdradzam- powiedziałam, siląc się na spokój. Po mieszkaniu rozniósł się jego ironiczny śmiech.
-Nie zdradzasz? Zdradziłaś mnie z Louisem, Maxem i Tomem. Oj, ale przecież to nic- zadrwił.
-Sprawę Louisa mieliśmy już wyjaśnioną- syknęłam. -A Max i Tom… nie byliśmy wtedy razem.
-Nawet kiedy ze mną nie jesteś, to do mnie należysz, pamiętasz?
-Zayn, nie jestem twoją własnością- równocześnie z wypowiedzeniem tych słów ich pożałowałam. Zamaszysty ruch ręki bruneta przeciął powietrze, zostawiając czerwony ślad na moim policzku. Podniosłam wzrok i spojrzałam w jego oczy ze strachem, przykładając dłoń do bolącego miejsca.
-Jesteś moja. Tylko moja. Zapamiętaj to nareszcie, do cholery!
-Czemu ty mi to robisz?- szepnęłam cicho, spuszczając wzrok, w obawie przed kolejnym uderzeniem.
-To twoja wina, tylko i wyłącznie twoja. Gdybyś zachowywała się jak należy, to nic takiego by się nie działo- warknął.- Wypadałoby przeprosić, nie sądzisz?
-Przepraszam, to moja wina- wydusiłam i po chwili poczułam jego usta na swoich. Pocałował mnie mocno, pokazując, kto jest górą i odsunął się.
-Zobaczymy się jutro, jestem zmęczony- oznajmił i wyszedł z mojego mieszkania. Rozpłakałam się, bo nienawidziłam takich sytuacji. Czułam się winna, cholernie winna. Bałam się Zayna, a jednocześnie tak bardzo go kochałam. Nie potrafiłam odnaleźć się w tej sytuacji, coraz bardziej się gubiłam w gąszczu poplątanych, sprzecznych uczuć.

***

Pewnie wszedłem do mieszkania dziewczyny, uprzednio otwierając sobie drzwi zapasowymi kluczami. Blake nie wiedziała o ich istnieniu i bardzo dobrze. Kobiety nie powinny za dużo wiedzieć, bez tego są zbyt pewne siebie. Szybko przeszedłem do sypialni dziewczyny, w której ze względu na wczesną porę powinna być. Słońce dopiero kilka minut temu zawitało na horyzoncie, było kilka minut po 6. Nie mogłem spać, znowu w moich myślach była Blake i on, ten zapchlony kundel, George.
-Blake! Budzimy się!- zawołałem donośnym głosem jeszcze przed wejściem do pokoju. Spojrzałem na zaspaną dziewczynę, która próbowała schować się pod pościelą. Mocno za nią pociągnąłem i warknąłem:
-Spójrz na mnie. - Blake podniosła zamglony wzrok na mnie, gdy usiadłem na łóżku obok niej i chwyciłem mocno jej dłoń. W moim głosie było słychać determinację i desperację, ale musiałem to raz na zawsze załatwić.
-Kochasz mnie?- spytałem, uważnie patrząc na jej twarz. Dziewczyna zesztywniała i uciekła wzrokiem, wbijając go w nasze splecione dłonie.
-Kocham cię.
-Gdybym do ciebie nie wrócił i nadal był z Perrie… co byś zrobiła?
-Zayn, co ty chcesz zrobić?- wykrzyknęła, zszokowana moim pytaniem. Zły potrząsnąłem głową.
-Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Co byś zrobiła?
-Zabiłabym się- szepnęła.
-Jesteś ode mnie całkowicie zależna- zaśmiałem się i sam nie poznałem swojego głosu. Przyłożyłem opuszek palca do jej rozchylonych ust i bez ostrzeżenia musnąłem jej wargi. Nie czekałem na pozwolenie, nie oczekiwałem go. Mogłem z nią zrobić to, na co miałem ochotę, a ona i tak mi się nie przeciwstawi. Spokojnie, z opanowaniem obdarzałem ją jedną z najpiękniejszych pieszczot, na którą niekoniecznie zasługiwała. Pieszcząc jej dolną wargę, pogłębiłem pocałunek, powoli wdzierając się językiem w jej usta. Wplotłem palce w jej włosy, kiedy zaczęła się ode mnie odsuwać. Oderwała się ode mnie i odsunęła na kilka centymetrów. Niezadowolony syknąłem, gdy podciągnęła wyżej kołdrę, okrywając się nią i patrząc na mnie ze strachem.

***

Nie wiem kiedy w moim mózgu zagnieździła się ta myśl, ale była jedną z najtrafniejszych myśli od bardzo dawna.
- Zayn… - szepnęłam, odchrząkując.- Zayn sądzę, że powinniśmy na jakiś czas przestać się ze sobą spotykać.
Przez twarz Zayna przeszedł zauważalny cień. Zacisnął dłonie w pięści i zaśmiał się śmiechem, przepełnionym gniewem i wściekłością.
-Chcesz ze mną zerwać?– parsknął śmiechem.- Nie poradzisz sobie beze mnie. Beze mnie jesteś nikim. Nie możesz ze mną zerwać!- jego cichy i melodyjny głos przeszedł w krzyk, z każdą kolejną chwilą przybierając na sile. Zamknęłam oczy, powoli kręcąc głową.
- To nie tak. Po prostu musimy od siebie odpocząć– przerwałam na chwilę, obserwując zdenerwowaną twarz bruneta. – Zayn zrozum, musimy od siebie odpocząć – mruknęłam najcichszym z możliwych szeptów, ledwo słyszalnie, jednak na tyle głośno, by gniew Zayna przybrał na sile.
-Jeżeli nie chcesz być ze mną, nie będziesz z nikim!– krzyknął i nawet się nie zastanawiając wymierzył mi tak mocny cios, jak nigdy przedtem. Siła uderzenia wygięła mnie do tyłu, a kiedy przyłożyłam dłoń do uderzonego miejsca, w końcu poczułam ból. Poczułam go zbyt dobrze, gdy powoli rozchodził się po mojej twarzy, komórkach i ciele. Poczułam spływającą krew z moją wargi i przejechałam po niej językiem, zamykając oczy. Gdy po jakimś czasie je otworzyłam, Zayna już nie było. Nie zobaczyłam go, nie poczułam furii widniejącej w jego ciemnych oczach. Nie poczułam jego obecności. Pozostał tylko ból.

***

-Co ty tu robisz?- warknąłem na widok Blake w moich drzwiach. Dziewczyna spojrzała na mnie ze skruchą w oczach i odezwała się cicho:
-Chcę cię przeprosić. Nie wiem, co mnie wtedy napadło… Przepraszam Zayn.
Zaśmiałem się, kręcąc z politowaniem głową.
-Sądzisz, że głupie „przepraszam” wystarczy? Nie rozumiem, czemu dalej z tobą jestem i pozwalam ci się kochać. Nie jesteś mnie warta- syknąłem.
-Co mam zrobić, żebyś mi wybaczył? Przepraszam Zayn, tak cholernie przepraszam- szepnęła. Spojrzałem na nią ze zniesmaczeniem, byłem… zażenowany? Tak sądzę, nie wiem. Przysunęła się do mnie, próbując objąć ramionami, a ja odepchnąłem ją od siebie tak, że poleciała na przeciwległą ścianę. Syknęła z bólu i głośno odetchnęła.
-Zmieniłeś się Zayn- powiedziała, a ja nie wytrzymałem. Uderzyłem ją, rozdrapując poprzedniego strupa i robiąc kolejną ranę. Kazałem jej przeprosić, gdy tego nie zrobiła, uderzyłem mocniej. Przeprosiła. Przeprosiła i poprosiła o wybaczenie. Zaśmiałem się jej prosto w twarz i z satysfakcją obserwowałem, jak po kolejnym uderzeniu zwija się z bólu, ukrywając twarz za rękami. Odciągnąłem je od niej i uśmiechnąłem się lekko, przejeżdżając opuszkiem palca, po jej czerwonym i spuchniętym policzku. Wziąłem jej zakrwawioną twarz w swoje ręce i złożyłem pocałunek na opuchniętych ustach. Podniecał mnie smak krwi, która się na nich znajdowała, a gdy tylko się ulotnił, ponowiłem pieszczotę, zgarniając kruche ciało brunetki w swoje silne i szeroko otwarte ramiona. Sięgnąłem jej ucha, głośno i wyraźnie mrucząc do niego:
-Przeproś za to, co mi robisz.
Z uśmiechem uniosłem jej podbródek, patrząc w przestraszone oczy.
-Powtórzę ostatni raz: przeproś– szepnąłem, wywołując swoim głosem dreszcze na ciele Blake.
Dziewczyna skuliła się i nie patrząc w moje oczy wydusiła przeprosiny. Mój uśmiech powiększył się z satysfakcji, gdy mocno przytuliłem ją do swojego ciała.
Blake przeprosiła, ale nie poczuła się lepiej.
Zayn to wykorzystał. Wykorzystał i użył przeciwko niej.

Jest mi przykro, że moja praca jest traktowana jako coś, co tylko trzeba przeczytać i wrócić z pojawieniem się kolejnego rozdziału. 
Proszę o nienominowanie mnie do Libster Awards. Jeżeli chcecie mi podziękować za pracę, to napiszcie to w komentarzu, bo w tym konkursie nie biorę udziału i każdy komentarz z nominacją usuwam. 
W tej chwili muszę na jakiś czas odpocząć od pisania. Potrzebuję kilku dni, by dojść do ładu ze swoim życiem prywatnym i poświęcić wolny czas bliskim. 
Mówię "do zobaczenia", nie "żegnajcie".
@justfuckshit

środa, 21 listopada 2012

Rozdział 40.

-Parker, przestań się tak szczerzyć, bo to wkurwiające- warknąłem na przyjaciela siedzącego naprzeciwko mnie. Jechaliśmy naszym vanem na próby, obudzeni o irytującej siódmej rano, a on szczerzył się jak głupi do sera.
-Mam powód to się szczerzę- odpowiedział, nawet nie patrząc w moją stronę. Reszta chłopaków była całkowicie nie do życia- wszyscy oprócz nas próbowali jeszcze te kilka minut wykorzystać na sen.
-A ten powód to?
-Popatrz tylko- podał mi swojego IPhone`a, na którego ekranie wyświetlone było dzisiejsze wydanie The Sun. Wystarczyło jedno spojrzenie na pierwszą stronę i już wiedziałem, jaki był powód jego zadowolenia. „Co Blake Payne ukrywa za ciemnymi okularami?”. Kliknąłem w link i zobaczyłem kilkanaście innych zdjęć dziewczyny w ciemnych okularach, zakrywających większość jej twarzy i pod spodem krótki artykuł. Główne założenie było takie, że Blake została pobita, jak donosili jej „znajomi”.
-To twoja sprawka?- syknąłem na Toma, wpychając mu telefon w ręce.
-Chyba żartujesz- zakpił.- Nie widziałem jej od jakiegoś czasu, a jeżeli mam się mścić, to na pewno nie w ten sposób. Najwidoczniej komuś innemu podpadła i pobili jej piękną twarzyczkę.
-Tom, jeżeli…
-Nic jej nie zrobiłem- podniósł głos, przerywając mi.-A ty mógłbyś lepiej udawać, że ci na niej nie zależy- warknął i wysiadł z vana, który właśnie zatrzymał się pod studiem.

***

Oderwałam się od pakowania potrzebnych rzeczy do walizek i poszłam otworzyć drzwi, do których ktoś niecierpliwie się dobijał. W sumie mogłam się spodziewać, kogo za nimi zobaczę. Przesunęłam się i wpuściłam gościa do środka.
-Kto to zrobił?- warknął Max, wskazując na sporych rozmiarów siniaka pod moim okiem.
-Cześć Max, również miło cię widzieć. Tak, wspaniale minęło mi te kilka dni, kiedy się nie widzieliśmy- zakpiłam, zwracając uwagę na brak powitania.
-Przestań i odpowiedz na moje pytanie- syknął.
-Potknęłam się i uderzyłam o klamkę w drzwiach- wymyśliłam na szybko i sama automatycznie zdałam sobie sprawę z tego, jak słabe to było.
-I mam uwierzyć w tak durne wytłumaczenie? Blake, czy Zayn cię uderzył? – spytał, podchodząc bliżej mnie i chwytając moje ramiona. Uciekłam wzrokiem, spinając się na to pytanie. –Blake, spójrz na mnie. Blake do cholery!
Moja głowa podskoczyła na dźwięk ostrego i gniewnego tonu Maxa, który wyglądał, jakby tracił nad sobą kontrolę.
-Tak– powiedziałam cicho, a on ze świstem wciągnął powietrze.
-Powiedz mi jeszcze, że po raz kolejny mu wybaczyłaś i nadal z nim jesteś.
-Przeprosił mnie i obiecał…
-Że to się nie powtórzy? Błagam Blake, nie bądź głupia! Jeśli ktoś cię krzywdzi, do cholery, to przestajesz się z nim widywać. Kurwa, to podstawa… Dlaczego wciąż to robisz?
-To nie jest takie proste – powiedziałam cierpko. - Nie rozumiesz.
-Nie rozumiem?! -wykrzyknął, ciężko oddychając. -Mówisz poważnie? To jest twój argument? Nie jesteś idiotką, Blake, kurwa mać! Co z tobą nie tak?!
Max nie panował nad swoim głosem, a ja czułam, jak z każdym jego wypowiedzianym słowem staję się bardziej wkurzona.
-To nie twoja sprawa, co robię ze swoim życiem.
-Jaja sobie robisz? Kurwa, zależy mi na tobie! Martwię się, kiedy ktoś jest tak mocno bity!- w głosie Maxa słychać było histerię. Kiedy nic nie odpowiedziałam, dodał:
-Przestań się z nim spotykać.
Na te słowa poziom mojego wkurzenia osiągnął maksimum i zanim pomyślałam, wyrzuciłam z siebie:
-Nie masz prawa mi mówić, z kim mogę się spotykać! Nic o mnie nie wiesz!
-Staram się dowiedzieć! – Max odetchnął głęboko i przejechał rękoma po twarzy w geście frustracji.- Słuchaj, wiem, że nie mam na ciebie żadnego wpływu, jasne? Wiem, że nie mogę mówić ci, co masz robić albo z kim masz być. Ale cholera, zależy mi na tobie, co już ci mówiłem i jest samo w sobie oczywiste. I chyba lubiłem czuć, że to, co było między nami, było normalnym związkiem. Ale cholera, nie dam rady po prostu uśmiechać się i udawać, że wszystko jest w porządku i że nie przejmuję się tobą, a ty nie możesz tego ode mnie oczekiwać. Nienawidzę myśli, że jesteś z Zaynem, który przy pierwszej nadarzającej się okazji cię bije! Nienawidzę patrzeć na ciebie w takim stanie i pewnie mógłbym go za to zamordować.
Max zamilkł, oddychając ciężko, a ja patrzyłam na niego z otwartymi ustami. Nie byłam już rozgniewana, byłam po prostu smutna, bo, cholera, znowu wszystko poszło nie tak, jak powinno.
-Max posłuchaj… Kocham Zayna i wiem, że to co robi, to jak się zachowuje jest… nieodpowiednie. Ale on mnie przeprosił i obiecał, że więcej mnie nie uderzy, wiesz? Ja mu ufam, bo go kocham i naprawdę… nie potrafię bez niego żyć. Jestem do niczego, rozumiesz? Bez Zayna jestem do niczego.
Chłopak uśmiechnął się smutno.
-To co nas łączyło było w tamtym momencie mojego życia czymś naprawdę… miłym. Pomogłeś mi zapomnieć o bólu, dałeś mi chwile radości i za to ci dziękuję. Ale lepiej będzie, jeżeli te spotkanie będzie naszym ostatnim. Nie podoba mi się, że skomplikowałam sprawy.
-Blake- Max szepnął błagalnie, zdziwiony kierunkiem, jaki obrała ta rozmowa.
-Nie. Nie możemy się już widywać, bo wszystko stanie się zbyt uczuciowe, duże i ważne, a tego nie chcemy.
-Ty już jesteś ważna – powiedział Max, przenosząc dłoń z uda na mój policzek, delikatnie dotykając miejsca, w którym miałam ślad po uderzeniu Zayna. Przez jego słowa atmosfera w pokoju zmieniła się, stając się ciężka i niekomfortowa. Pozwoliłam mu przyciągnąć mnie bliżej niego, jednak wciąż zachowywałam odpowiednią odległość. Wiedziałam, że jeden głupi ruch może wszystko zmienić.
-Max– powiedziałam łagodnie, a chłopak dołączył drugą dłoń, wplątując ją w moje włosy zaraz przy karku. Zadrżałam pod jego dotykiem.
-Proszę, przestań- szepnęłam cicho, nie panując nad reakcjami swojego ciała, które mimowolnie drżało.
-Nie mogę- tylko tyle zdołał wydusić z siebie Max, przysuwając się jeszcze bliżej mnie i przejeżdżając dłonią po zakrzywieniu mojej szczęki.
-Nie powinieneś tutaj być– powiedziałam, próbując powstrzymać mój głos przed niepotrzebnym drżeniem.- Błagam Max, wyjdź.
-Nie mogę- powtórzył bezsensownie, przybliżając swoją twarz tak, że nasze usta dzieliły milimetry i czułam jego oddech na swoich wargach.
-Proszę wyjdź- szepnęłam bezsilnie, a moje usta zostały zmiażdżone przez jego. Całował mnie delikatnie, powodując całkowicie złe reakcje mojego organizmu i cholera, ja nie mogłam tego robić, miałam chłopaka! W jednej chwili, kiedy mój mózg ponownie połączył się z ciałem, odepchnęłam Maxa od siebie i jednym krokiem pokonałam odległość, która dzieliła mnie od drzwi, po chwili ponownie otwartych.
-Wyjdź i zniknij z mojego życia- powiedziałam tonem pozbawionym jakichkolwiek emocji. Max spojrzał na mnie z niedowierzaniem i pokręcił głową.
-Nie chcesz tego. Blake proszę, zrozum, że Zayn cię zniszczy. Nie zostawi w tobie nic dobrego, będzie cię wykańczał każdego dnia- mówił do mnie cicho i powoli, jak do pięcioletniego dziecka. Wściekłość ponownie zawrzała w moich żyłach.
-Wynoś się do cholery i nigdy więcej nie ingeruj w moje życie- warknęłam przez zęby, popychając go w kierunku drzwi, za którymi po chwili zniknął. Zatrzasnęłam je i oparłam się o nie, ciężko oddychając.
On nie wróci. Zniknął z twojego życia na zawsze. Teraz jesteś szczęśliwa?
-Oh, teraz się odzywasz przyjacielu? Spierdalaj- syknęłam do swojego drugiego „ja”, jakkolwiek idiotycznie wyglądało to z perspektywy postronnego obserwatora. 

Zdecydowanie za szybko wstawiam, ale tak dobrze mi się pisało ten rozdział, że po prostu musiałam. 
Komentujemy, komentujemy. 
@justfuckshit

wtorek, 20 listopada 2012

Bardzo ważna notka organizacyjna.

Dobry wieczór (choć pewnie i tak większość przeczyta następnego dnia, więc: dzień dobry).

Spróbuję przekazać, o co mi chodzi najprościej jak się da, a i tak nie wiem, czy zrozumiecie, o co mi chodzi. 
Otóż, drodzy Czytelnicy, pisanie tego bloga, co pewnie widać, od jakiegoś czasu nie sprawia mi przyjemności i wyjątkowo ciężko pisze mi się kolejne części. Rozdziały są wymuszone, układane tak, żeby to Wam się podobało i zupełnie nie zgadzają się z moją wizją na tego bloga. W ciągu ostatnich godzin pewnie z trzydzieści razy zmieniałam decyzję z "przestań pisać, jesteś do dupy, nie sprawia ci to przyjemności" na "pisz tak, żeby to tobie się podobało, a zawsze znajdzie się ktoś, kto to przeczyta". Ostatecznie stanęło na drugiej wersji  i oto moja decyzja: przestaję pisać o przesłodzonej miłości dwojga ludzi. Od teraz ta historia będzie pokazywała prawdziwe życie, prawdziwą miłość, bez słodzenia i romantycznych wątków, bo życie po prostu takie nie jest. Będzie brutalnie, toksycznie i całkowicie niekonwencjonalnie. Jeżeli szukacie w tym blogu kolejnej historii o romantycznej miłości, to źle trafiliście. Będę pisała tak, żeby to mi się to podobało i mi sprawiało przyjemność i będzie mi bardzo miło, jeżeli niektórzy z Was tu zostaną, ale też nie obrażę się, jeżeli odejdziecie. Takie jest życie, po prostu. Zaczynamy od nowa i to od Was zależy, w jakim gronie. 

Potrzebuję czasu na napisanie kilku rozdziałów naprzód, więc nie wiem, kiedy będzie kolejny rozdział, z nowej serii.

+czyszczę listę osób do informowania, chętnych proszę o napisanie :) 
@justfuckshit 

niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział 39.

Rihanna ft Eminem- Love The Way You Lie part 2

-Jesteś smutna.
-Nie jestem- zaprzeczyłam, uśmiechając się wymijająco. Palce Zayna przeczesywały moje włosy, gdy moja głowa leżała na jego kolanach.
-Przecież widzę, Blake. Stało się coś?- spytał chłopak.
-Jestem po prostu zmęczona. Odzwyczaiłam się już od pracy, więc powrót do niej jest męczący.
-Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że znowu dostałaś zlecenia- ton głosu mulata automatycznie stał się radośniejszy.
-Dostałam, bo schudłam i znowu jest o mnie głośno w mediach-mruknęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej. –Wyjeżdżam na tydzień do Nowego Jorku-oznajmiłam, przypominając sobie zlecenie, załatwione przez mojego nowego managera- Jacka.
-Na tak długo? Co będziesz tam tyle robić?- Zayn spojrzał na mnie poważnie, ale też z zaciekawieniem.
-Pracować, Zayn, pracować. Zresztą ty też masz teraz dużo pracy, więc nawet nie zauważysz, że mnie nie ma.
-Będę tęsknić- mruknął, przyciągając mnie do siebie. Po chwili poczułam jego usta na swojej szyi, co zawsze na mnie działało. Teraz było inaczej.
-Zayn, nie mam ochoty- odsunęłam się od niego odrobinę, jednak on od razu to zmienił.- Zayn przestań!- odepchnęłam go i wstałam z kanapy. Spojrzał na mnie z miną zbitego psa, ale widziałam, że jest zdenerwowany.
-Co jest z tobą nie tak? Jesteśmy razem już 2 tygodnie, a spaliśmy ze sobą zaledwie raz! Odpychasz mnie Blake!- podniósł głos, a ja poczułam, że coś ściska mnie w środku.
-Nie odpycham cię, po prostu nie mam ochoty.
-A może nadal spotykasz się z Maxem i on cię zaspokaja?- wysyczał, patrząc na mnie złowrogo. Zirytowałam się i warknęłam:
-Wiesz? Może i lepiej zrobiłabym, spotykając się z Maxem.
-Dobrze ci z nim było? – powiedział tonem, który zawsze niesamowicie mnie wkurzał.
-Nawet sobie nie wyobrażasz sobie jak dobrze- nie panowałam nad tym, co mówiłam, podobnie jak chłopak. Mierzyliśmy się wzrokiem, kiedy Zayn nagle odpuścił i podszedł do mnie, przytulając mocno.
-Przepraszam. Poniosło mnie- szepnął, całując moje włosy.
-Ja też przesadziłam- odpowiedziałam, ukrywając twarz w jego szyi. Przytuleni staliśmy w ciszy, kiedy przypomniałam sobie o czymś, co nie dawało mi spokoju. –Zayn, mogę cię o coś spytać?
-Tak?
-Pamiętasz jak przyszedłeś do mnie pijany i powiedziałeś, że wiesz kto jest dawcą?- spytałam i poczułam jak mięśnie chłopaka się napięły.
-Pamiętam. Byłem zalany, a nie pijany.
-Powiedziałeś… powiedziałeś, że dawcą jest Louis. Robiłeś sobie jaja, czy tak jest naprawdę?- wydusiłam z siebie i spojrzałam prosto w jego brązowe oczy. Chłopak unikając mojego wzroku odpowiedział:
-Próbowałem cię jakoś zdobyć i skłamałem. Byłem pijany Blake, nie panowałem nad swoim mózgiem.
-Jasne, rozumiem. Przepraszam, ale muszę już iść, mam parę spraw do załatwienia- mruknęłam i wyślizgnęłam się z jego objęć.
Już poza apartamentowcem, w którym mieszkał Zayn, mój natrętny głosik zadał mi pytanie:
Czemu mu nie uwierzyłaś? 

***

Otwierając drzwi byłem co najmniej zaskoczony osobą, która za nimi czekała. Spodziewałem się wszystkich, ale nie jej.
-Blake? Co ty tu robisz?- spytałem zdziwiony, wpuszczając brunetkę do środka.
-Hej Louis. Muszę z tobą porozmawiać i to nie jest rozmowa na telefon, więc cię odwiedziłam. Jest Eleanor?
-Nie ma, jest na uczelni- odpowiedziałem, wciąż w szoku.- Chodź do salonu, Melanie właśnie wstała.
-Melanie? Ach! Twoja córka tak?- dziewczyna szybko skojarzyła fakty i spojrzała na mnie pytająco. Skinąłem w potwierdzeniu głową i wskazałem jej moją leżącą na kanapie pięciomiesięczną córeczkę.- Śliczna jest, podobna do Eleanor- kucnęła przy małej i podała jej palca, którego natychmiast chwyciła.
-Więc co cię do mnie sprowadza? Blake?- zwróciłem się bezpośrednio do dziewczyny, widząc, że odleciała myślami.
-Przepraszam po prostu pomyślałam… Gdybym wtedy nie poroniła, to nasze dziecko miałoby już 8 miesięcy- szepnęła, unikając mojego wzroku. Ścisnęło mnie w środku, gdy dziewczyna spojrzała na mnie ze łzami w oczach.-Nie chcę wracać do tego tematu, ani się więcej mścić, po prostu jak zobaczyłam Melanie to tak mi się przypomniało…
-Rozumiem, też ostatnio o tym myślałem. Blake, to co wtedy się wydarzyło, to co się działo między nami przez ostatni rok było po prostu nie fair. Przepraszam cię za wszystko jeszcze raz- uśmiechnąłem się do niej przepraszająco, a ona pokiwała głową.
-Wiem, ja też przepraszam. Ale wracając do tego, po co tu przyszłam. Louis, chodzi o to, że jakiś czas temu Zayn przyszedł do mnie pijany i powiedział, że wie, kto jest dawcą- powiedziała bez owijania w bawełnę, a mnie zamurowało. Nie tego się spodziewałem.
-Ym, kto jest?- udawałem, że nie wiem o co chodzi.
-Według Zayna… ty nim jesteś- wydusiła, przygryzając wargę. Nic nie odpowiedziałem, więc dodała- dziś z nim rozmawiałam i twierdzi, że to wymyślił, ale wyczułam, że coś ukrywa, więc przyszłam ciebie spytać. Louis proszę, powiedz mi prawdę. Chcę tylko wiedzieć, nic więcej.
Teraz albo nigdy, Lou.
-Zayn powiedział ci prawdę… Ja jestem dawcą, tylko mój szpik pasował- potwierdziłem ze ściśniętym gardłem. Strasznie bałem się jej reakcji.
-Oh! No ym.. zaskoczyłeś mnie. Dziękuję za szczerość- powiedziała z widocznym zaskoczeniem.
-Nie spodziewałaś się prawda?
-To fakt. Po prostu… wtedy nie żyliśmy w zbyt dobrych stosunkach i… no jestem zaskoczona, że się na to zdobyłeś. Ale dziękuję, uratowałeś mi życie. Nigdy ci tego nie zapomnę- uśmiechnęła się, podchodząc do mnie i przytulając. Odwzajemniłem uścisk, będąc jeszcze bardziej zaskoczony. –Będę już lecieć, pozdrów Eleanor jak wróci, naprawdę macie śliczną córeczkę. I z całego serca dziękuję ci za szczerość.
-Należało ci się to. Oczywiście pozdrowię- uśmiechnąłem się do niej, odprowadzając ją do drzwi.
-Do zobaczenia- pomachała mi i zniknęła za zasuwającymi się drzwiami akurat odjeżdżającej windy.

*** 

-Jak mogłeś mnie oszukać? Jak mogłeś?!- krzyk dziewczyny rozniósł się po mieszkaniu, kiedy tylko ją do niego wpuściłem.
-O co chodzi?- spytałem, nie do końca rozumiejąc.
-Do cholery Zayn! Po pijaku mówisz prawdę, ale na trzeźwo to już nie potwierdzisz? Louis potwierdził, że jest dawcą! Czemu mnie oszukałeś?! – Blake coraz głośniej krzyczała, stojąc naprzeciwko mnie.
-Bo może nie chciałem, żebyś w ramach wdzięczności za uratowanie życia wskoczyła mu do łóżka?- zanim pomyślałem nad tym, co chcę powiedzieć, słowa same wypłynęły z moich ust. Dziewczyna aż sapnęła ze złości.
-Nie powiedziałeś tego. Boże Zayn, nie powiedziałeś tego- pokręciła głową z niedowierzaniem.
-Powiedziałem- moje serce biło całkowicie poza normalnym rytmem i wiedziałem, że robię coś, czego będę żałować do końca życia.
-Czemu znowu to robisz, czemu się tak zmieniasz? Nie jesteś tym Zaynem, którego kochałam- dziewczyna miała błyszczące oczy i wyglądała, jakby ledwo powstrzymywała się od płaczu.
-Bo dajesz mi powody, żebym się tak zachowywał- warknąłem.
-Jakie powody?
-Zaliczasz wszystkich kolesi, których da się zaliczyć. Skąd mogę wiedzieć, czy niedługo nie zaliczysz mojego ojca, bo powie, że masz ładną bluzkę? Pieprzyło cię już całe The Wanted, czy ktoś jeszcze został?
-Zgłupiałeś?! Za kogo ty mnie uważasz?- krzyknęła, a ja ledwo panowałem nad swoimi emocjami.
-Za dziwkę, bo nią jesteś. Jesteś nawet gorsza od dziwki, bo nie bierzesz za to kasy- zakpiłem.
-Ty śmieciu! Wiesz czego najbardziej żałuję? Nie tego, że do ciebie wróciłam. Najbardziej żałuję, że zmarnowałam na ciebie tyle czasu. Chciałam się dla ciebie zabić, cięłam się przez ciebie! Jeżeli ktokolwiek w tym pokoju jest dziwką, to nie ja. To ty nią jesteś- powiedziała głosem przepełnionym złością, a moja ręka straciła kontakt z umysłem i z całej siły uderzyła w jej twarz. Dziewczyna złapała się za policzek i gdy po chwili odsunęła rękę, zauważyłem krew lecącą z jej wargi i wielki, czerwony ślad mojej pięści.
-Nie wierzę, że mnie uderzyłeś. Po prostu nie wierzę- szepnęła i wyszła z mieszkania, głośno zatrzaskując drzwi.
Głośno przekląłem i uderzyłem pięścią w lustro. Syknąłem z bólu i patrząc na cieknącą krew z mojej poharatanej odłamkami szkła dłoni mruknąłem sam do siebie:
Ta miłość nas niszczy.

A teraz komentujemy, yep?
@justfuckshit

sobota, 17 listopada 2012

Rozdział 38.

Labrinth ft Emeli Sande- Beneath Your Beautiful

Po raz setny wyciągnąłem telefon z kieszeni i bezsensownie spojrzałem na jego ekran. Zaczynałem się trochę denerwować, bo pomimo wysłania kilkudziesięciu smsów i wykonania kilkunastu połączeń nadal nie miałem żadnego kontaktu z osobą, na której niesamowicie mi zależało.
Blake Payne od mojej bójki z Zaynem, czyli dokładnie czterech dni, nie dawała najmniejszego znaku życia.
I zdecydowanie denerwowałem się bardziej niż trochę.
No bo kto normalny nie odbiera telefonu i nie odpisuje na smsy przez CZTERY dni?

***

-Powiesz mi, co musiało się stać, że mnie odwiedziłaś? –Liam podał mi kubek z gorącą kawą i usiadł obok mnie na kanapie.
-Mam problem- zaczęłam, przygryzając wargę.
-Tego się domyśliłem. Jaki problem?
-Chodzi o Zayna.
-Tego też się domyśliłem- powiedział z uśmiechem.
-Nie rozumiem go i nie wiem… nie jestem pewna, co do niego czuję.
-On jest pewny- Liam automatycznie spoważniał.
-No właśnie tu jest problem. Spotkałam się z nim jakiś czas temu i zaproponował mi związek. Nie zdążyłam odpowiedzieć, kiedy w przeciągu sekund zmienił nastawienie i praktycznie mnie uderzył… Ostatnio przyszedł do mojego mieszkania i pobił Maxa, po raz kolejny mnie wyzywając. No i nadal utrzymuje, że mnie kocha. A ja już naprawdę nie wiem, co czuję- wyrzuciłam z siebie i odetchnęłam.
-Moment, bo chyba czegoś nie rozumiem. Te plotki o twoim romansie z George`em są prawdziwe?- spojrzał na mnie z niedowierzeniem i wtedy uświadomiłam sobie, że on o niczym nie wiedział.
-Spaliśmy ze sobą, to wszystko. Nic więcej nas nie łączyło.
-Łączyło? A teraz was coś łączy?- zwrócił uwagę na czas, w jakim mówiłam.
-A teraz kompletnie nic nas nie łączy, nawet ze sobą nie sypiamy. Co ja mam zrobić, Li?
-Zależy ci na Zaynie?
-Zależy, zależało i zawsze będzie zależeć- mruknęłam.
-To o co chodzi? Obydwoje komplikujecie sprawy. Spotkajcie się, wyjaśnijcie wszystko i wróćcie do siebie- wzruszył ramionami, jakby była to najprostsza rzecz na świecie.
-Wróciłbyś do osoby, która najpierw mówi, że cię kocha, a potem wyzywa od dziwek?
-Może to chore, ale gdybym ją kochał to tak, wróciłbym. Nie odpowiedziałam nic, więc dodał- ale ty nie kochasz Zayna.
-Kocham!- zaprzeczyłam gwałtownie.
-Kochałaś, to fakt. On cię zranił, a ty się wyleczyłaś z tej miłości.
-Niepr…- zaczęłam, ale on mi przerwał.
-Prawda Blake. Kochasz George`a i to widać.
-Mnie i Maxa nic nie łączy, rozumiesz? Spotkam się z Zaynem i wszystko będzie jak dawniej- warknęłam i nawet się nie żegnając, wyszłam z mieszkania Liama.

*** 

-Jestem zaskoczony, że po tej akcji chcesz się ze mną spotkać- usłyszałam głos za sobą i odwróciłam się w stronę Zayna. Chłopak miał żółto-brązowego siniaka pod okiem i strupa na ustach, a mimo to wyglądał całkowicie idealnie.
-Usiądź- wskazałam na krzesełko naprzeciwko siebie, a Malik szybko je zajął.- A teraz mnie wysłuchaj.
-Po to tu przyszedłem- uśmiechnął się delikatnie, a ja to odwzajemniłam.
-Nie rozumiem twojego zachowania, tego jak w ciągu minuty potrafisz się zmienić i boję się tego, co może nas czekać. Ale do cholery, nadal coś do ciebie czuję i chcę z tobą być, bo pomimo tego, że mnie zraniłeś i wciąż ranisz, to wciąż kocham cię jak idiotka i …
-Wrócisz do mnie?- przerwał mi zaskoczony.
-Jeżeli obiecasz, że będzie tak jak przed zerwaniem i że będziemy po prostu szczęśliwi to tak, wrócę do ciebie.
-Obiecuję, przyrzekam na wszystko, że nigdy więcej cię nie zranię. Kocham cię- uśmiechnął się, pokazując białe zęby i złapał moją rękę.
-Też cię kocham- szepnęłam, czując się naprawdę szczęśliwa. Zayn wstał ze swojego krzesełka i podszedł do mnie, nie puszczając mojej ręki. Pociągnął mnie tak, bym wstała i czule pocałował.
Znowu jesteśmy szczęśliwi.
Ja jestem szczęśliwa.
Prawda?

***

Jeżeli mi nie otworzy to naprawdę zacznę się denerwować.
Stanąłem przed drzwiami do mieszkania Blake i zapukałem głośno. Raz, drugi i nareszcie drzwi się otworzyły. Stała w nich uśmiechnięta brunetka…
…do czasu aż mnie zobaczyła.
Jej mina z prześlicznego uśmiechu zmieniła się w mocno zaciśnięte usta.
I nie miałem zielonego pojęcia, dlaczego.
-Hej- mruknąłem cicho, stawiając krok do przodu i tym samym wchodząc do mieszkania.
-Hej- odpowiedziała tak samo cicho. Zmniejszyłem dystans między nami i przycisnąłem swoje wargi do jej ust. Prawie natychmiast mnie odepchnęła.
Teraz już naprawdę nie wiem, co się dzieje.
-O co chodzi?
-Nie możesz mnie całować- oznajmiła, patrząc twardo w moje oczy.
-Słucham? Czemu?
-Bo to koniec Max- powiedziała, a te 4 słowa echem rozbrzmiały w mojej głowie.
-Co?- nie rozumiałem.- Czemu nie odbierałaś moich telefonów? Czemu nie odpisywałaś? Martwiłem się.
-Właśnie dlatego. To nie tak miało wyglądać, to miał być tylko seks. Zakochałeś się we mnie, a ja nie mogę… Nie mogę z tobą być, Max. Wróciłam do Zayna. Przepraszam.
-Jasne, rozumiem. Cześć- najszybciej jak potrafiłem opuściłem jej mieszkanie, obawiając się reakcji swojego organizmu.
Wsiadłem do samochodu i tam już nie wytrzymałem. Z całej siły uderzyłem pięściami w kierownicę i głośno przekląłem.
Z bólu fizycznego, ale też psychicznego.
Bo to bolało. Bolało jak cholera, Blake.
Masz rację, zakochałem się.
Ale przecież mówili, że miłość jest najlepszym uczuciem na świecie.
Więc czemu teraz tak boli?


***

Gorzko zapłakałam i uderzyłam głową w drzwi.
Zrobiłaś dobrze, czemu teraz płaczesz? Jesteś z Zaynem, ciesz się!
-Wcale się nie cieszę, już nie. Sama siebie nie rozumiem- odpowiedziałam głosikowi w mojej głowie i poszłam do łazienki.
Ponad miesiąc nie używałam zimnej, metalowej przyjaciółki.
Nie cięłam się, bo Max dawał mi radość.
Teraz Maxa nie ma.
Teraz jest żyletka.
-Witaj, przyjaciółko- szepnęłam i przejechałam zimnym ostrzem po nadgarstku.
Jesteś szczęśliwa, Blake?- natrętny głosik w mojej głowie nie dawał mi spokoju.
Spojrzałam na ciemnoczerwoną krew i czując łzy na twarzy odpowiedziałam:
-Tak.

Dziękuję Marcie, która zawsze pomaga mi jak tylko potrafi i daje mi ogromnego kopa weny, kiedy mam już dość i chcę wszystko rzucić w cholerę. Dziękuję Ci, po prostu.  
@justfuckshit

poniedziałek, 12 listopada 2012

Rozdział 37.

Ed Sheeran- You need me, I don`t need you

-Max, poczekaj na mnie na zewnątrz! –krzyknąłem za przyjacielem, wychodzącym ze studia nagraniowego. Skinął głową i opuścił pomieszczenie. Dokończyłem nagrywanie swojej solówki i opuściłem studio. Max czekał na mnie na dworzu, paląc papierosa.
-Co chciałeś? Spieszy mi się- powiedział, pomiędzy kolejnymi zaciągnięciami.
-Do Blake?- rzuciłem od niechcenia, uważnie obserwując jego reakcję. Chłopak zesztywniał i wypuścił wolno dym.
-Nie wiem o czym mówisz.
-Jasne, że nie wiesz. Wcale nie sypiasz z nią od jakiegoś czasu- warknąłem.
-O co ci chodzi? Skąd w ogóle takie podejrzenia?- spytał spięty.
-Mam oczy Max. Tajemnicze smsy, zajęte wieczory, zdjęcia w gazetach… Nawet głupi Twitter huczy, że macie romans. Co to do cholery ma być! Myślałem, że jesteś po mojej stronie, że pomożesz mi ją zniszczyć! A ty sobie jebany romans urządzasz? – patrzyłem na niego groźnie, ściskając pięści.
-Nie pomyślałeś o tym, że ci pomagam? Jesteśmy przyjaciółmi Tom i to, że z nią sypiam z pewnością pomoże ci w zemście. Użyj czasami mózgu- syknął, zdeptał papierosa i zostawił mnie samego.

*** 

-Co jest?- usłyszałem mruknięcie i poczułem usta na karku. Blake przytulona do moich pleców całowała mnie po szyi.
-Nic- odpowiedziałem, bawiąc się jej palcami.
-Jesteś spięty odkąd przyszedłeś. Co się stało?- oparła brodę o moje ramię, zwracając moją uwagę na niej.
-Pokłóciłem się z Tomem- westchnąłem, poddając się. Dziewczyna automatycznie podniosła się, okrywając nagie ciało pościelą.
-O co?
-Dowiedział się, że ze sobą sypiamy.
-I co teraz?- spytała cicho po dłuższej chwili.
-Nie powinniśmy tego dłużej ciągnąć. Wmówiłem mu, że robię to, żeby pomóc w zniszczeniu ciebie i na jakiś czas uwierzył, ale nie jest debilem. Zniszczy nie tylko twoje życie, ale też moje, kiedy dowie się prawdy.
-Więc tak po prostu wyjdziesz i więcej nie wrócisz tak?- zdziwił mnie jej wrogi ton. Wstała z łóżka i zaczęła zbierać swoje rzeczy. -Więc wyjdź, daj mi kolejny raz poczuć się jak dziwka.
-Blake, przecież wiesz…
-Nic nas nie łączy, tylko seks. Wiem i to zdecydowanie nie poprawia mojego samopoczucia. Wyjdź-powtórzyła, a ja odetchnąłem głęboko i wstałem z łóżka, wciągając bokserki.
-Powiedziałem „powinniśmy”, nie „musimy”. Nie jest mi łatwo się z tobą rozstać.
-Ale też powiedziałeś, że Tom cię zniszczy, a jest twoim przyjacielem. I tak nie zamierzam długo żyć, więc możesz mnie zranić, jak tysiąc innych osób, nie przejmę się tym.
-O czym ty mówisz?- spojrzałem na nią z przerażeniem, a Blake zrobiła minę, jakby powiedziała coś, czego nie chciała zdradzać.- Chcesz się zabić?
-Nie mam po co tu żyć, więc tak, chcę się zabić. Ale spokojnie, jeszcze trochę się zejdzie- jej głos przepełniony był ironią, ale wiedziałem, że ją to boli.
-Czemu?
-Nie będę ci zdradzać wszystkich moich problemów, wybacz- zakpiła.
-Żaden z nich z pewnością nie jest na tyle poważny, żeby się zabijać- podszedłem do niej i objąłem mocno.
-Nie udawaj, że ci zależy.
-Uwierz, że zależy- spojrzałem jej w oczy i poczułem coś dziwnego.
-To moje życie i mogę robić z nim, co chcę. Przestań się w nie wtrącać- warknęła i wyrwała się z moich objęć, znikając w łazience. Zabolało, ale to faktycznie jej życie, a nas łączy tylko seks. Prawda?

*** 

Paliłem kolejnego papierosa, siedząc na parapecie okna, gdy usłyszałem dźwięk przychodzącego smsa. Sięgnąłem po telefon i to co zobaczyłem, co najmniej mnie zaskoczyło. „Za godzinę w Summer, mam coś dla ciebie. Tom”. Co Parker może ode mnie chcieć?
Ciekawość wzięła górę i godzinę później przekraczałem próg kawiarni, rozglądając się za jednym ze swoich wrogów. Szybko go odnalazłem i dosiadłem się do niego.
-Co dla mnie masz?- zacząłem prosto z mostu.
-Nie tak zaczyna się rozmowę Malik, mamusia cię nie nauczyła? Dzień dobry Tom, jak się masz? A świetnie, usiądź proszę- odegrał scenkę, zmieniając głos i spojrzał na mnie kpiąco.-Mam parę informacji.
-Jakich?- olałem jego wcześniejszą uwagę i skupiłem się tylko na tym, co ma mi do przekazania.
-Wiesz, że twoja była dziewczyna pieprzy się z moim przyjacielem?- spytał, patrząc na mnie wzrokiem, pokazującym moją niższość.
-Słucham?- parsknąłem śmiechem.
-Blake pieprzy się z Maxem. Powtórzyć jeszcze raz, żeby twój opóźniony mózg zrozumiał?
-I skąd to niby wiesz?- warknąłem, coraz bardziej spięty.
-Od samego Maxa, a wcześniej domyśliłem się korzystając z różnych źródeł.
-Nie wierzę ci- pokręciłem przecząco głową, próbując odgonić obraz Blake i George`a razem.
-Cóż, to przykre, że była nie chce do ciebie wrócić, bo woli być pieprzona przez mojego przyjaciela… Najwidoczniej musiałeś być przerażająco słaby, a ta dziwka lubi konkretnie- zakpił, a moja pięść nim się zorientowałem sprawdziła twardość jego szczęki.
-IDIOTO! – wydarł się Parker, łapiąc się za szczękę. Automatycznie wszyscy goście kawiarni spojrzeli na nasz stolik.
-Nigdy, przenigdy, nie mów tak o Blake- warknąłem i nie czekając na jego odpowiedź, wyszedłem z budynku.

*** 

-Oh no błagam, kto ma takie niesamowite wyczucie czasu?- jęknął Max, przyciągając mnie jeszcze bliżej do siebie, gdy usłyszeliśmy walenie do drzwi.
-Puść mnie, może to coś ważnego.
-Sąsiadka, że jesteśmy za głośno i nie dajemy jej w spokoju oglądać serialu- zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam.
-Max proszę, puść mnie, zaraz wrócę- cmoknęłam go szybko w usta i wyślizgnęłam z jego objęć. Założyłam pierwszą napotkaną koszulkę i szybko zorientowałam się, że to chłopaka. Poszłam otworzyć drzwi i mnie zatkało. Wcale nie stała za nimi sąsiadka. Stał za to Zayn, mój Zayn.
-Zayn? Co ty tu robisz?- wydukałam. Chłopak zmierzył mnie spojrzeniem i odezwał się:
-Jesteś zajęta?
-Ym.. w zasadzie to tak.
-Maxem?- warknął, wpychając się do mieszkania i idąc prosto do mojej sypialni.
-Zayn stój! Nie masz prawa..- zaczęłam, ale było już za późno. Zdążyłam zauważyć, jak Zayn wchodzi do sypialni i szybko zbliża się do niespodziewającego się ataku Maxa. Potem były tylko kolejne, szybkie i z pewnością bolące uderzenia z obydwu stron, a ja bezskutecznie próbowałam ich rozdzielić. W końcu Max przygwoździł Zayna za nadgarstki do podłogi i zobaczyłam ich twarze. Wyglądali tragicznie, cali w krwi i wściekle na siebie patrzący.
-Zostaw i mnie i Blake w spokoju śmieciu- warknął Max, przygotowując się do kolejnego uderzenia. W tym samym momencie krzyknęłam:
-Max przestań! Uspokój się do cholery! – chłopak spojrzał na mnie, jakby zapomniał o mojej obecności i wstał z Zayna, puszczając go. Malik natychmiast podniósł się na nogi i zmierzył mnie po raz kolejny spojrzeniem.
-Nie spodziewałem się, że zniżysz się do tego poziomu, kiedy będziesz pieprzyła się z nim- spojrzał na Maxa z odrazą i dodał- nic się nie zmieniłaś, nadal jesteś dziwką.
Wykazałam się nadzwyczajną siłą i zwinnością, powstrzymując Maxa przed uderzeniem go po tych słowach. Spojrzałam na niego prosząco i odezwałam się do Zayna:
-Wynoś się z mojego domu, mojego życia i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy.
-Wyjdź, zanim przestanę się kontrolować i twoja buźka zostanie jeszcze bardziej uszkodzona- dodał Max, a Malik spojrzał na nas i opuścił mieszkanie. Trzask drzwiami rozniósł się po moim umyśle wielkim hukiem. Odetchnęłam głęboko i spojrzałam na Maxa, który przyglądał mi się z uwagą.
-Przepraszam za to… Nigdy się tak nie zachowywał- szepnęłam, podchodząc do niego i dotykając delikatnie jego twarzy.
-Już raz cię uderzył, jest zdolny do wszystkiego- przypomniał dzień, kiedy wpadłam na niego po spotkaniu z Zaynem. Westchnęłam ciężko i pokiwałam głową.
-Zayn to już skończony rozdział w moim życiu, definitywnie. Chodź, opatrzę ci twarz- pociągnęłam go za rękę do łazienki, wskazałam mu miejsce na ramie wanny i wyjęłam apteczkę. Kilka minut później z plastrem na wardze i łuku brwiowym oraz siniakiem pod okiem, ale bez krwi wyglądał dużo lepiej. Chciałam wyjść z łazienki, jednak pociągnął mnie za rękę tak, że usiadłam na jego kolanach.
-Nie przejmuj się tym- mruknął mi do ucha, cmokając mnie tam.
-Nie przejmuję.
-Przecież widzę. Nie żałuję tego, że mam obitą twarz, naprawdę.
-Max…
-Teraz ty mnie posłuchaj i nie przerywaj. Ten nasz układ „tylko seks, nic więcej” w moim wypadku nie wypalił. Wiem, że kochasz Zayna mimo wszystko, a ze mną łączy cię tylko seks i to akceptuję.
-Ale…
-Nie przerywaj mi!- pogroził palcem i kontynuował- zależy mi na tobie i nie pozwolę, żeby Zayn czy ktokolwiek inny cię skrzywdził.
-Zamkniesz się na chwilę?- warknęłam pytająco. Nie widząc ani potwierdzenia, ani zaprzeczenia dodałam- gdybyś godzinę temu spytał, czy go kocham, bez wahania odpowiedziałabym tak. Kiedy cię uderzył w myślach modliłam się, żebyś to ty wygrał tą bójkę, bo to na tobie bardziej mi zależy. W ciągu ostatnich tygodni stałeś się kimś przerażająco ważnym w moim życiu i sama nie potrafię tego zrozumieć. Zayn był, jest i pewnie będzie dla mnie ważny, nie wiem. Nie potrafię ci nic obiecać, bo niczego nie jestem pewna. Wiem, że mi na tobie zależy i nadal chcę się z tobą spotykać. Z czasem sami dojdziemy do wniosku na jakich zasadach…
-Całkowicie się na to piszę- uśmiechnął się i pocałował mnie mocno, tak jak lubiłam najbardziej.
@justfuckshit 

sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 36.

Ed Sheeran- Give me love

Strużki krwi powoli spływały po umywalce.
Dwie nowe rany zdobiły mój nadgarstek.
Zbyt dużo wspomnień.
Zbyt dużo myśli.
W zakrwawionej pięści ściskałam zdjęcie.
Dwie uśmiechnięte postacie, wpatrzone w siebie z miłością.
Tak bardzo cię kocham.
Kocham cię pomimo bólu, który zadajesz mi każdego dnia.

***

Natrętna ręka wyrwała mi butelkę wódki.
-Skończ z tym, to cię niszczy.
Oh, dobroduszny i nieskazitelny Louis Tomlinson będzie udzielał mi rad.
-Pieprz się- warknąłem.
-Nie. Jesteś moim przyjacielem i nie pozwolę ci na zniszczenie życia. Co jest?- usiadł obok mnie na podłodze i spojrzał uważnie.
-To wszystko przez ciebie. To wszystko kurwa przez ciebie!- wydarłem się na niego. Jego oczy wyrażały niezrozumienie.
-Przez ciebie nie jestem z Blake. Gdybyś nie wpierdolił się w nasze życie wszystko wyglądałoby inaczej- syknąłem, uderzając pięścią w podłogę.
-Zayn, myślałem, że już to sobie wyjaśniliśmy- zaczął, ale mu przerwałem.
-Nic sobie nie wyjaśniliśmy! Zniszczyłeś wszystko co nas łączyło, wszystko!
-Uratowałem jej życie, a ty z tego nie skorzystałeś!- krzyknął na mnie, wstając gwałtownie.
-Dlaczego to zrobiłeś? Przecież jej nienawidziłeś, dlaczego ratowałeś jej życie?!- również podniosłem się na nogi i patrzyłem na niego wściekły. Co z tego, że byłem zalany w trupa.
-Bo kochałem ją tak samo jak ty? Bo była dla mnie kimś więcej? Nic nie wiesz- powiedział cicho i wyszedł, zostawiając mnie samego w głębokim szoku.
-Nie będziesz miał Blake, nie będziesz- syknąłem i dopijając butelkę do końca, ruszyłem ku wyjściu z domu.

***

Walenie w drzwi gwałtownie mnie przebudziło. Podniosłam się z łóżka i poszłam otworzyć drzwi. Widok, który za nim zastałam, więcej niż trochę mnie zaskoczył. Pijany, a wręcz zalany Zayn, ledwie stojąc na nogach, dobijał się do mojego mieszkania w środku nocy.
-Co ty tu robisz?
-Musimy pogadać- wybełkotał.
-O 4 rano? W takim stanie?
-To ważne- spojrzał na mnie nieprzytomnie.
-Nie na tyle, żebym wpuszczała cię do mieszkania w środku nocy- odparłam i zaczęłam zamykać drzwi.
-Wiem, kto jest dawcą- odezwał się, a ja zamarłam.
-Skąd wiesz?
-Max się dowiedział, kiedy jeszcze byłaś w szpitalu- odpowiedział. Pokręciłam przecząco głową.
-Nie możliwe. Kto niby nim jest? –spytałam ironicznie, całkowicie odpychając od siebie możliwość, że Zayn mówi prawdę.
-Louis. Louis Tomlinson- powiedział, a ja wybuchłam śmiechem.
-Idź spać, przyda ci się. Mogłeś wymyślić coś bardziej prawdopodobnego- zakpiłam i zamknęłam mu drzwi przed nosem.

***

Obracałem w palcach butelkę piwa, czekając na jej przybycie. Obserwowanie tańczących ludzi już dawno mi się znudziło, a Blake spóźniała się już dwadzieścia minut. Nic się nie zmieniła przez te trzy lata.
W końcu poczułem specyficzny zapach i odwróciłem się. Dziewczyna stała za mną i patrzyła z przymrużonymi oczami.
-Wybacz spóźnienie, musiałam coś załatwić.
-Przyzwyczaiłem się- uśmiechnąłem się, podnosząc tylko jeden kącik ust.
-Więc… Po co się spotykamy?- spytała, przerywając ciszę panującą między nami.
-Może się czegoś napijesz?- zignorowałem jej pytanie, wskazując na miejsce obok mnie. Posłusznie usiadła i sięgnęła do torebki.
-Piwo wystarczy. Nie masz nic przeciwko?- wskazała na papierosa w jej palcach, a ja zaśmiałem się.
-Ja też palę, nie przeszkadza mi to- przesunąłem w jej stronę piwo, które barman przyniósł i zauważyłem, jak seksownie wygląda, wypuszczając dym spomiędzy lekko rozchylonych warg. –Chciałem się spotkać, żeby odnowić kontakty– wróciłem do jej wcześniejszego pytania. Spojrzała na mnie zdziwiona.
-Nas nic nie łączyło.
-Oprócz tego, że ze sobą spaliśmy- sprostowałem.
-Max, daruj. Kilka nic nieznaczących numerków i tyle- pokiwała głową z politowaniem, ponownie zaciągając się papierosem.
-Byłaś znacznie bardziej niewinna.
-Miałam 17 lat- dmuchnęła dymem prosto w moją twarz.
-Ale już wtedy byłaś seksowna- dodałem.
-O co ci chodzi, George?- spytała, przeciągając moje nazwisko.
-Co myślisz o powrocie do tamtych relacji?- odpowiedziałem prosto z mostu.
-O seksie bez zobowiązań?
-Dokładnie. Ja do ciebie nic nie czuję, ty do mnie też, a obydwoje potrzebujemy przyjemności. I potrafimy to sobie zapewnić- wzruszyłem ramionami, jakby była to najbardziej logiczna rzecz na świecie.
-Nic się nie zmieniłeś- uśmiechnęła się, przygryzając dolną wargę. –Nadal jesteś bezczelnym, napalonym dupkiem.
-Przecież takich lubisz- odciąłem się i przysunąłem bliżej, kładąc rękę na jej odkrytym kolanie.
-Lubię- potwierdziła. Nic więcej nie było mi potrzeba. Wpiłem się w jej wargi i bezczelnie wepchnąłem język pomiędzy jej rozchylone wargi.

***

-Jak długo będziemy to ciągnąć?- spytałam, ciężko oddychając. Miesiąc później leżałam po świetnym seksie w łóżku Maxa i nie miałam żadnych wyrzutów sumienia.
-Dopóki będzie nam to odpowiadało i…
-Się nie zakochamy?- wcięłam mu się, a on pokiwał głową, przejeżdżając palcami po moich nagich plecach.
-Nie ma miejsca na miłość- powiedział poważnie i spojrzał mi prosto w oczy.-Tylko seks, Blake.
Tylko seks.

Proszę o nie reklamowanie swoich blogów w komentarzach. Jeżeli chcecie, żebym przeczytała Waszego bloga, to napiszcie do mnie na Twitterze. 
@justfuckshit

niedziela, 4 listopada 2012

Rozdział 35.

P!nk- Nobody knows

Bezczynne siedzenie na kanapie z laptopem na kolanach zdecydowanie nie poprawiało mojego stanu psychicznego. Od kilku godzin przeglądałam Twittera, czytając wszystkie wpisy, w których znajdował się tag „Blake Payne”. Jedyne czego się dowiedziałam, to to, że jestem dziwką, morderczynią i narkomanką. Czytanie wpisów osób, które kiedyś mnie wychwalały, a teraz wyzywały i nienawidziły, nie było przyjemną czynnością. Nie reagowałam w żaden sposób na te wpisy, ale gdy zobaczyłam tweeta Parkera, poziom złości wzrósł kilkakrotnie. „Powiem jedno- Zayn pokazał, że wbrew pozorom nie jest debilem i zerwał z tą dziwką na tyle szybko, że nie zaszkodziła mu w karierze. Szkoda, że wcześniej uratował jej życie i przedłużył życie morderczyni ;x”. Tysiące retweetów i odpowiedzi. Nie miałam najmniejszej ochoty czytać kolejnego poematu, jaka to ja nie jestem, więc wróciłam na główną stronę i napisałam własnego tweeta. „Odpierdolcie się ode mnie i mojego życia. Parker, jakoś nie przeszkadzało ci to, że jestem dziwką, kiedy mnie zaliczałeś x”. Jedno kliknięcie i mój post pojawił się na Twitterze. Wylogowałam się i zamknęłam laptopa. Odetchnęłam głęboko, przejeżdżając ręką po twarzy. Miałam dość, chciałam skończyć ten cały cyrk, zwany życiem, ale nie mogłam. Sięgnęłam ręką po kartkę leżącą na stoliku i kolejny raz ją przeczytałam.

Lista rzeczy, które muszę zrobić przed śmiercią:
1. Zrobić tatuaż.
2. Poznać kogoś przypadkowo i rozkochać go w sobie.
3. Uprawiać seks w najdziwniejszym miejscu, jakie będzie w danym momencie możliwe.
4. Pływać nago w morzu przy świetle księżyca z mężczyzną marzeń przy boku. (nierealne, Zayn do mnie nie wróci)
5. Dowiedzieć się, kto jest dawcą szpiku. 

Parsknęłam śmiechem i odłożyłam kartkę z powrotem na miejsce. Każda z tych rzeczy jest mało realna, ale punkt 5 wyklucza możliwość mojej śmierci na co najmniej 50 lat, gdy umrę z przyczyn naturalnych. No ale, trzeba zacząć realizować plan, prawda? Najprostsze wydało mi się wykonanie punktu 1, więc podniosłam się z kanapy i ruszyłam do sypialni. Przebrałam się w bardziej wyjściowe ubrania, trochę ogarnęłam i wyszłam z mieszkania. Jedyne studio tatuażu, jakie przychodziło mi na myśl mieściło się 10 minut od mojego bloku. Zrezygnowałam z tłuczenia się po zakorkowanym mieście samochodem, wybierając spacer i ciesząc się z wyjątkowo słonecznego dnia. Kilka minut później przekroczyłam próg studia, a moim oczom ukazał się wielki, wytatuowany mężczyzna.
-W czym pomóc?
-Ym.. Chciałabym zrobić sobie tatuaż.
Raz się żyje Blake. W twoim wypadku już stosunkowo niedługo.

***

-To koniec Zayn. Po prostu koniec- blondynka stanęła przede mną, zasłaniając mi cały telewizor, który właśnie oglądałem. Spojrzałem na nią rozdrażniony.
-Zasłaniasz, przesuń się Perrie.
-CZY TY SŁYSZYSZ CO JA POWIEDZIAŁAM?! Zrywam z tobą!- wydarła się piskliwie.
-Dobrze. A teraz przesuń się- westchnąłem, a w odpowiedzi usłyszałem tylko fuknięcie i trzask drzwi.
Uśmiechnąłem się z satysfakcją do siebie i wróciłem do oglądania programu, gdy poczułem zapadającą się kanapę. Odkręciłem głowę i obok siebie zobaczyłem Liama.
-Co jest?
-Czemu Perrie tak wybiegła?- spytał, patrząc na mnie uważnie. Ostatnio bardzo się zmienił, spoważniał i wydoroślał.
-Zerwała ze mną.
-Iiiii?
-Co? – spytałem, nie rozumiejąc.
-I jak się z tym czujesz?
-Świetnie. Od dawna się na to zanosiło- odpowiedziałem, nie odrywając wzroku od telewizora.
-Do cholery Malik! Co się z tobą dzieje?- podniósł głos Liam, zmuszając mnie do spojrzenia na niego.
-Nic się nie dzieje.
-Zmieniłeś się.
-Wydaje ci się.
-Zmieniłeś się od zerwania z Blake- powiedział cicho, a mimo to cały się spiąłem.- Dlaczego z nią zerwałeś?
-Bo jej nie kochałem-odpowiedziałem, unikając jego wzroku. –A przynajmniej to sobie wmawiałem.
-Właśnie- westchnął, kładąc rękę na moim ramieniu.- Teraz nie ma Perrie, zrób coś.
-Ona do mnie nie wróci… A zresztą nie wiem, czy sam chcę po raz kolejny związku z nią.
-Chcesz. Chcesz, bo ją kochasz.
-Dlatego wróciłeś do Danielle?- wypaliłem, przypominając mu ich zerwanie.
-Dlatego. Kocham Danielle i nie potrafiłem żyć bez niej- potwierdził, uśmiechając się delikatnie.
-To się nie uda- odezwałem się po chwili ciszy.
-Warto spróbować. Ona wciąż cię kocha- odpowiedział i wyszedł, zostawiając mnie samego z mętlikiem w głowie.
Warto spróbować? Wyciągnąłem telefon z kieszeni i szybko napisałem wiadomość.
Dzisiaj, 17, Starbucks, ja i ty? : )

***

-Nie mam zielonego pojęcia, czemu się z tobą spotykam- stanęłam za plecami chłopaka i odezwałam się cicho. Wzdrygnął się delikatnie i odwrócił do mnie. Wystarczył jeden uśmiech, żebym zapomniała o wszystkich łzach, całym bólu i nieprzyjemnościach. Jeden pieprzony uśmiech.
-Witaj- wstał i przytulił mnie delikatnie, a ja idiotycznie wciągnęłam jego zapach. No to jestem twoja, Zayn.
-Ym.. czemu… czemu chciałeś się spotkać? – wyjąkałam, odsuwając się od niego i siadając na krzesełku naprzeciwko.
-Ponieważ… stęskniłem się?- uśmiechnął się uroczo, a ja jęknęłam cicho. Gdybyś wiedział, jak na mnie działasz.
-Stęskniłeś? A… Perrie?- z trudem wymówiłam imię dziewczyny.
-Zerwała ze mną.
-Oh. Czemu?- wyrwało mi się, zanim to przemyślałam.
-Bo nie mogłem przestać myśleć i mówić o tobie.
-Zaayn- jęknęłam przeciągle, czując, że zaraz zemdleję z wrażenia.
-Tęsknie za tobą jak cholera, Blake. Sam siebie oszukiwałem, że już cię nie kocham. Nadal cię kocham, chcę z tobą być, płakać i cieszyć się razem z tobą. Błagam, wróć do mnie B. - powiedział poważnie, łapiąc moje ręce w silnym uścisku. Zabrakło mi powietrza, kiedy patrząc w jego czekoladowe oczy próbowałam ułożyć odpowiedź. Po chwili ciszy, kiedy wciąż nie uzyskał odpowiedzi, bo mnie bezczelnie zatkało, zabrał ręce i spojrzał na mnie ze smutkiem. –Rozumiem, skrzywdziłem cię.
-Zayn to nie tak- odezwałam się cicho.
-Co cię łączy z Tomem Parkerem?- wypalił, przerywając mi. Zamurowało mnie, zamurowało mnie całkowicie.
-Słucham?
-Co jest między wami?- powtórzył, patrząc na mnie ostro.
-Nic między nami nie ma- warknęłam.
-Tak po prostu się z nim przespałaś? Wraca stara Blake?- zakpił. Nie wierzyłam własnym oczom, jaką przemianę przeżył w ciągu 2 minut.
-Jak śmiesz? Najpierw chcesz, żebym do ciebie wróciła, a potem… Jesteś dupkiem, Zayn! –podniosłam głos, wstając z krzesła.
-Ja dupkiem, ale kim ty jesteś? Jakie to uczucie przespać się z bratem swojego przyjaciela, który kilka dni później ginie w wypadku, spowodowanym przez ciebie? – spytał z wyraźną kpiną w głosie. Nie zorientowałam się kiedy, a moja ręka już uderzyła w jego policzek. Syknął z bólu i mocno złapał mój nadgarstek. Pech chciał, że był to nadgarstek, na którym miałam świeżo zrobiony napis "do or die".
-Idioto puszczaj! – krzyknęłam, próbując wyrwać rękę. Widziałam, że przyglądali się nam wszyscy ludzie w lokalu, ale tatuaż tak mocno bolał, że zaczęły mi lecieć łzy. Zayn chyba zorientował się, że na nas patrzą i nagrywają, bo puścił mnie i mocno odepchnął, wychodząc z lokalu. Łzy leciały z moich oczu nieprzerwanym strumieniem, gdy przepychałam się przez gapiów. Praktycznie wybiegłam z budynku i idąc chodnikiem w stronę mieszkania, rozmasowywałam bolący nadgarstek. Nagle poczułam, że z czymś, a raczej z kimś się zderzyłam, w związku z czym zatoczyłam się niebezpiecznie, w ostatnim momencie uratowana od upadku przez silne ręce.
-Naucz się chodzić do cholery!- usłyszałam zachrypnięty męski głos. Podniosłam głowę i zobaczyłam, osobę, która kilka dni temu zeznawała przeciwko mnie.
Bo na kogo można wpaść, mając totalnego pecha?
Na przyjaciela największego wroga.
Maxa George`a.
Pierwsze poważne zauroczenie Blake Payne sprzed blisko 3 lat.
@justfuckshit

czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział 34.

P!nk- Try

-Sprawa przeciwko Blake Payne, sala rozpraw numer 2– doniosły głos rozniósł się po sądowym korytarzu. Podniosłam się z krzesełka i razem ze swoim obrońcą weszłam do odpowiedniej sali. Zajęłam miejsce przeznaczone dla oskarżonego i wbiłam wzrok w ścianę naprzeciwko. Słyszałam odgłosy zajmowanych miejsc na sali, słyszałam, że mój obrońca coś do mnie mówi, ale wszystkie te dźwięki odbijały się ode mnie jak od niewidzialnego muru. Czułam niewyobrażalną pustkę w środku i nie potrafiłam się jej pozbyć. Byłam… pusta. Bez Maxa moje życie nie miało najmniejszego sensu, to on pokazywał mi, że warto żyć. A teraz? Jestem oskarżona o spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym i marzę, żeby winnemu groziła kara śmierci. Nie chcę żyć, nie mam po co żyć. Opuściłam wzrok ze ściany, przypadkowo zatrzymując go na osobie siedzącej naprzeciwko. Tom uśmiechnął się perfidnie i bardzo wyraźnie poruszył ustami. „Zniszczę cię”.
-Proszę wstać, sąd idzie!
Wszystko zmierza ku końcowi, ku śmierci.
Świetnie pamiętałam słowa Maxa, które powiedział kilka dni przed wypadkiem. Twój koniec się zaczął, Blake.
Wysłuchiwałam stawianych mi oskarżeń oraz zeznań Toma. Parker był świetnie przygotowany w każdym elemencie. Perfekcyjnie udawał zatroskanego brata i sama będąc na miejscu sądu bym mu uwierzyła. Nadszedł czas na złożenie zeznań przeze mnie i w gruncie rzeczy nie miałam na to najmniejszej ochoty. Wstałam i spojrzałam na sędziego.
-Nazywa się pani Blake Payne, ma 19 lat, mieszka w Londynie?
-Tak.
-Proszę powiedzieć wszystko, co wie pani o sprawie. Ostrzegam, że składanie fałszywych zeznań jest karalne- mężczyzna nie posiadał w sobie żadnych emocji. Był tak samo pusty jak ja. Yh, skup się Blake, mów!
-27 kwietnia to ja prowadziłam samochód. Jechaliśmy i nagle z sąsiedniego pasa wyjechał samochód. Nie potrafiłam zapanować nad sytuacją, zderzyliśmy się- wiedziałam, że moje zeznania są beznadziejne, ale nie miałam siły na cokolwiek bardziej rozbudowanego.
-Ma pani coś jeszcze do dodania?
-Nie.
-Czy strona ma jakieś pytania? – zwrócił się do Toma i jego adwokata.
-Tak. Wyniki badań pani krwi wskazują na obecność amfetaminy. Czy spożywała pani narkotyki tego dnia?
-Tak- odpowiedziałam automatycznie i usłyszałam syknięcie swojego obrońcy.
-I mimo spożycia narkotyków wsiadła pani za kierownicę?
-Tak.
-Jest pani narkomanką?
-Zgłaszam sprzeciw, te pytanie nie dotyczy sprawy- mój obrońca wstał z miejsca, patrząc na sędziego.
-Sprzeciw przyjęty. Inne pytanie?
-Ostatnie. Jakim prawem prowadziła pani samochód pod wpływem narkotyków? – mężczyzna spojrzał na mnie z widocznym niedowierzaniem i obrzydzeniem.- Mogło zginąć dużo więcej osób, tylko i wyłącznie przez pani głupotę!
-Przypominam, że oskarżyciel i jego adwokat nie mają prawa do wystawiania własnej oceny w trakcie rozprawy, przed ogłoszeniem wyroku- podniósł głos mężczyzna siedzący obok mnie. Zmierzył wzrokiem adwokata Toma i z powrotem zajął swoje miejsce.
-Czy są jakieś pytania do oskarżonej?- ponownie odezwał się sędzia.- Jeżeli brak pytań, to proszę zawołać na salę świadka Jacka Marrowa.
Słysząc nieznane sobie nazwisko wyłączyłam się i do końca przesłuchań nieobecnie patrzyłam na kolejnych świadków. Żadnej z tych kilku osób nie znałam, nie wiedziałam kim są, ani skąd się tu wzięli. Chciałam, żeby cały ten cyrk już się skończył i żeby mnie zabili. Poczułam stuknięcie w ramie i zauważyłam, że wszyscy patrzą na mnie.
-Czy ma pani coś do dodania?- spytał sędzia. Nie wiedziałam o co chodzi, więc szybko odpowiedziałam:
-Nie.
-Zatem proszę o ostateczne stanowiska stron.
Pierwszy wstał adwokat Toma i zaczął coś mówić, ale po raz kolejny się wyłączyłam. Po nim wypowiadał się mój obrońca, a potem kazali nam wstać i sąd wyszedł.
Koniec jest coraz bliżej, Blake.
Po kilku minutach sędzia razem z całym sądem wrócił na salę i wciąż stojąc ogłosił wyrok.
-W sprawie numer 24365 przeciwko Blake Payne, uznaję oskarżoną za niewinną zarzucanego jej czynu. Za jazdę pod wpływem narkotyków i posiadanie dwóch gramów amfetaminy skazuję oskarżoną na półtora roku w zawieszeniu na trzy lata i tysiąc funtów grzywny. Dodatkowo nakazuję poddanie się leczeniu odwykowemu. Sprawę uznaję za zakończoną.
To koniec, Blake.

***

-Jakim pierdolonym cudem udało jej się wywinąć?! – wydarłem się na swojego adwokata, gdy tylko opuściliśmy gmach sądu.
-Była niewinna, to nie ona spowodowała wypadek.
-ONA ZABIŁA MOJEGO BRATA! Mam w dupie to, czy była winna czy nie!
-Tom, nigdy ci nie zależało na Maxie, co się teraz zmieniło?
-Mam cię dość! Miałeś do wykonania proste zadanie- wsadzić ją do więzienia- i nawet temu nie podołałeś? Jesteś ciotą, a nie adwokatem!
-Nie mogę jej wsadzić do więzienia, jeżeli jest niewinna. To niezgodne z prawem, przecież wiesz.
-Chuj mnie to obchodzi! Nie pracujesz już dla nas, żegnam- warknąłem i odszedłem od niego. Michael był adwokatem całego naszego zespołu, zawsze pomagał nam w ciężkich sytuacjach, ale w tej najważniejszej zawiódł.
-Tom, uspokój się- poczułem na ramieniu dłoń i głos swojego przyjaciela. Odwróciłem się i stanąłem twarzą w twarz z Maxem. Czy nawet mój najlepszy przyjaciel musiał mi przypominać o bracie?
-Jak mam się uspokoić, kiedy ta dziwka dostała tylko zawiasy i grzywnę? To jakieś pierdolone żarty?!
-Była niewinna- westchnął, wyjmując paczkę papierosów z kieszeni kurtki i wyciągając ją w moim kierunku. Chętnie wziąłem jednego i już po chwili się nim zaciągałem, podobnie jak Max.
-Nie była, kurwa, niewinna. Mój brat nie żyje tylko i wyłącznie przez nią, a ona sobie spokojnie będzie chodzić po mieście?
-Na to wygląda- przytaknął.
-Zniszczę ją. Jeżeli nie więzieniem, to czymś innym, ale zniszczę ją- oznajmiłem i przydeptałem do połowy spalonego papierosa. 

***

Siedziałam bezsensownie na parapecie w salonie i patrzyłam na zatłoczony Londyn. To nie było moje miejsce, nie miałam czego tu szukać po tym wszystkim. Chciałam wyjechać, uciec, zniknąć… zginąć.
Zginąć.
To jedno słowo na dłużej zagnieździło się w moim umyśle. Po raz pierwszy od śmierci Maxa coś zajęło mnie na dłużej niż 10 sekund. Podniosłam się z parapetu i skierowałam do łazienki. Pogrzebałam w szafce i znalazłam to, czego szukałam. Nowiutka żyletka spoczywała w mojej dłoni, czekając na użycie. Nie, nie chciałam się zabić. Jeszcze nie teraz. Musiałam zadać sobie ból, bo nie potrafiłam sobie właśnie z nim poradzić.
Przyłożyłam ostrze żyletki do lewego nadgarstka i mocno przycisnęłam. Syknęłam z bólu. Bolało, bolało jak cholera, gdy patrzyłam jak czerwona ciecz spływa do umywalki. Po chwili ból zmienił się w jakimś sensie podniecające uczucie. Zrobiłam kolejne nacięcie i uśmiechnęłam się z satysfakcją. Skapująca krew była całkowicie cudownym widokiem, a uczucie zadowolenia wypełniało mnie od środka. Dzięki tym dwóm nacięciom choć przez chwilę nie byłam pusta.
I to było piękne.
Bo wszystko zmierza ku końcowi, ku śmierci.
-Pamiętam Max. Dołączę do ciebie, gdy tylko załatwię wszystkie swoje sprawy, obiecuję- szepnęłam i schowałam żyletkę z powrotem do szafki.
@justfuckshit

piątek, 26 października 2012

Rozdział 33.

Hoobastank- The Reason

Blake proszę, obudź się.
Ciche słowa przedzierały się do mojego umysłu, a ja usilnie próbowałam podnieść ciężkie powieki. Kiedy nareszcie mi się to udało, kilkakrotnie zamrugałam, oślepiona jasnym światłem.
-Blake!- usłyszałam głos i mój mózg trafnie zarejestrował, że to Liam wypowiedział moje imię. Próbowałam się odezwać, ale z moich ust wydobyło się tylko dziwne charknięcie. Nie mogłam podnieść głowy, ani jej przekręcić, nie miałam pojęcia gdzie jestem, wiedziałam tylko, że wszystko mnie boli i strasznie chce mi się pić. Usłyszałam otwieranie drzwi i przed moimi oczami w jednej chwili pochylał się mężczyzna. Poświecił mi oślepiającą latarką po oczach, na co natychmiast je zmrużyłam i odezwał się:
-Blake, jak się czujesz?
-Pić- zdołałam tylko wydusić, na szczęście na tyle zrozumiale, że po chwili Liam przystawił do moich ust słomkę. Pociągnęłam ciecz, a chłodna woda dostała się do moich ust. Wysunęłam słomkę i powiedziałam cicho:
-Gdzie jestem?
-W szpitalu, miałaś wypadek- lekarz od razu udzielił mi odpowiedzi na moje kolejne pytanie.
-Jaki wypadek?- zdążyłam dokończyć pytanie i wszystko sobie przypomniałam.- Co z Maxem?
-Max… Max leży w sali obok- odpowiedział cicho Liam.
-Wszystko z nim w porządku?
-Tak. Jak ty się czujesz?
-Dobrze, tylko… wszystko mnie boli- odpowiedziałam i jęknęłam, czując ból w klatce piersiowej.
-Blake, masz 6 pękniętych żeber i złamaną rękę. Byłaś nieprzytomna 3 dni- odezwał się lekarz.- Zaraz zostaną przeprowadzone dokładne badania i udzielę ci bardziej szczegółowych informacji- dokończył i wyszedł z sali.
-Li- zaczęłam.- Co z Maxem? Jak się czuje?
-Nie przejmuj się Maxem, wszystko z nim w porządku- odpowiedział.-W tej chwili najważniejsze jest twoje zdrowie.
-Ja… jest ok. Możesz podnieść mi poduszkę? – poprosiłam, a Liam wykonał moją prośbę. W bardziej siedzącej pozycji rozejrzałam się po sali. Typowe, szpitalne pomieszczenie. Białe, sterylne i całkowicie minimalistyczne.
-Blake, jak to się stało?- odezwał się Liam.
-Jechaliśmy do szpitala… do taty Maxa-włożyłam wszystkie siły na skoncentrowanie się na tamtym dniu.- Co z jego tatą?
-Nie mam pojęcia. Co dalej?
-Ja prowadziłam i… wyjechał jakiś samochód z naprzeciwka. Jechał prosto na nas, nie mogłam nic zrobić… Pamiętam, że w nas uderzył i potem już nic- dokończyłam.
-To nie ty spowodowałaś wypadek?- dopytał.
-Nie, ten samochód zjechał na nasz pas i jechał zbyt szybko, naprawdę nic nie mogłam zrobić- czułam się tak bardzo winna temu wszystkiemu. Nawet jeżeli z Maxem było wszystko w porządku, to naraziłam go na ogromne niebezpieczeństwo.
-Rozumiem, spokojnie. Odpoczywaj teraz, ja muszę lecieć. Będę później- pochylił się nade mną i cmoknął w policzek. Zostałam sama, więc postanowiłam się przespać. Zamknęłam oczy i natychmiast zasnęłam.

Nie wiem czemu się obudziłam. Podniosłam się jak najdelikatniej, mimo wszystko czując ogromny ból i rozejrzałam po sali. Mój wzrok nie napotkał niczego dziwnego, więc ponownie opadłam na poduszki. Jakiś czas później usłyszałam, że ktoś wchodzi do sali, więc przekręciłam głowę i zobaczyłam lekarza, a za nim 2 policjantów. Nie za bardzo rozumiałam co się dzieje, gdy lekarz odezwał się poważnie:
-Panowie muszą zadać ci kilka pytań, Blake. Jesteś w stanie na nie odpowiedzieć?
-Tak- odpowiedziałam powoli.
-Proszę nie przemęczać pacjentki. Blake, jestem zaraz za drzwiami, w razie gdyby coś się działo, zawołaj.
-Oczywiście- przytaknęłam, wciąż patrząc na policjantów. Lekarz wyszedł, a jeden z mężczyzn rozpoczął przesłuchanie.
-Nazywa się pani Blake Payne?
-Tak.
-Proszę opisać wypadek.
-Jechaliśmy, gdy z przeciwnego pasu zjechał samochód, jadąc prosto na nas. Nie mogłam niczego zrobić, jechał zbyt szybko.
-Pani prowadziła?
-Tak.
-Jechała pani 120 km/h, tym samym przekraczając dozwoloną prędkość dwukrotnie.
-Spieszyliśmy się do szpitala- powiedziałam, uświadamiając sobie, jak głupio to brzmi.
-I w nim wylądowaliście- odpowiedział policjant.-Wyniki badań pani krwi wskazują, że była pani pod wpływem narkotyków, a dokładniej amfetaminy.
-Jakim prawem wsiadła pani za kierownicę po narkotykach?- odezwał się drugi policjant.
-Nie wiem… Max był roztrzęsiony, a ja nie widziałam żadnych zmian u siebie- wydukałam, coraz bardziej zestresowana.
-Zdaje sobie pani sprawę z tego, że poniesie odpowiedzialność za prowadzenie pod wpływem narkotyków?
-Tak.
-Na razie to wszystko. Do widzenia- powiedział jeden z policjantów i razem z towarzyszem opuścił salę. Głośno wypuściłam powietrze, a do sali wszedł lekarz.
-Dobrze się czujesz?
-Taak. Doktorze, co z tymi ludźmi z drugiego samochodu?
-Drugim samochodem jechał tylko kierowca, mężczyzna. Zginął na miejscu- odpowiedział.
-Boże…- szepnęłam, a coś dziwnego ścisnęło mnie w brzuchu.
-Zostawię cię samą, gdy będziesz czegoś potrzebowała, naciśnij ten przycisk- wskazał na guzik obok łóżka i wyszedł z sali.

***

Wściekły wszedłem do szpitala, nawet nie odpowiadając na pozdrowienie recepcjonistki. Ten idiota już zdążył się pochwalić, że jego siostrzyczka odzyskała przytomność, to teraz czas na poniesienie konsekwencji. Byłem u niej kilkakrotnie, lecz wciąż była nieprzytomna i nie mogłem z nią porozmawiać. Skierowałem się prosto do jej sali i z satysfakcją stwierdziłem, że nie śpi.
-Cześć- odezwałem się, zwracając jej uwagę na siebie.
-Tom?- zdziwiła się, patrząc na mnie. Wyglądała strasznie, to prawda, ale przynajmniej żyła.- Co ty tu robisz?
-Muszę z tobą porozmawiać- próbowałem kontrolować swój głos, co średnio mi wychodziło.
-Byłeś u Maxa? Jak się czuje?- spytała. Prychnąłem, patrząc na nią z wściekłością.
-Żartujesz? Jak śmiesz?
-O czym ty mówisz?- nie rozumiała.
-Co ci powiedział twój braciszek? Że Max leży obok i ma się dobrze?
-Tak- potwierdziła.
-Tak, Max leży. Ale w kostnicy, a nie w sali obok- warknąłem, czując nagły przypływ nienawiści do niej.
-Co?- wydusiła.
-Zabiłaś go. Zabiłaś go, bo się kurwa naćpałaś!
-Max… nie żyje?- szepnęła ze łzami w oczach. O nie, litości we mnie nie wywołasz.
-Nie żyje. Zginął przez ciebie, to ty powinnaś tam leżeć, nie on! To ty się naćpałaś, nie on!
-Ja…
-Wiesz jak to jest stracić dwie najważniejsze osoby jednego dnia? Gówno wiesz! Straciłem brata i ojca przez CIEBIE- nie pozwoliłem jej dokończyć. Nie chciałem słyszeć jakichkolwiek wyjaśnień, tłumaczeń i tym podobnych rzeczy. Nienawidziłem jej całym sercem. –Zabiłaś mojego brata, a ja zniszczę ciebie. Zgnijesz w więzieniu, tam jest twoje miejsce- warknąłem i odwracając się na pięcie, wyszedłem z sali.
@justfuckshit 

niedziela, 21 października 2012

Rozdział 32.

The Wanted- I`ll be your strength

Szybkim krokiem przemierzałam kolejne alejki parku. W oddali widziałam już brata, z którym miałam się spotkać. Kilka chwil później byłam już w jego ramionach, mocno przytulana.
-Tęskniłem za tobą- mruknął mi do ucha.
-Też tęskniłam- uśmiechnęłam się i wyślizgnęłam z jego objęć. Usiadłam na ławce, a on zajął miejsce obok mnie.
-Opowiadaj co u ciebie- zaczął, a ja roześmiałam się krótko.
-Jak to głupio brzmi, jakbyśmy byli znajomymi, którzy nie widzieli się kilka lat…
-Blake, wiesz jaka jest sytuacja- powiedział cicho.
-Wiem. Macie trasę i zero wolnego czasu…
-Właśnie- wszedł mi w słowo.
-I twój przyjaciel ze mną zerwał, przez co nie wypada, żebym pokazywała się w waszym domu-dokończyłam, a on spojrzał na mnie poważnie.
-Jak się trzymasz?
-Świetnie jak widać- warknęłam.
-Zayn… nie wiem, czemu się tak zachował- mruknął.
-Nie chcę o tym rozmawiać, jeżeli teraz jest szczęśliwy to okej, nie zamierzam w to ingerować- powiedziałam ostro, ucinając dyskusję.
-Ymm… Wiesz, że Eleanor urodziła?- odezwał się Liam po chwili ciszy.
-Już? Nie za wcześnie?- szybko pochwyciłam temat.
-Miesiąc za wcześnie, ale na szczęście wszystko jest w porządku.
-Dziewczynka tak?
-Tak tak, Melanie- uśmiechnął się.- Louis jest przeszczęśliwy, Eleanor oczywiście też.
-Mieszkają z wami?
-Nie, wyprowadzili się do swojego mieszkania, ale często nas odwiedzają- odpowiedział i znowu nastała cisza. –Kiedy wracasz do pracy?
-Nie wracam- odpowiedziałam, spinając się cała. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Czemu?
-Bo jestem za gruba i nie ma dla mnie propozycji. Te 5 miesięcy przerwy było dla mnie samobójstwem, teraz już się nie liczę w branży. Anne już ze mną nie współpracuje, mam szukać pracy gdzie indziej.
-Boże… Tak mi przykro.
-Jak to mówią „jak się wali, to wszystko”. Jak widać prawda- zaśmiałam się ironicznie.-Nie wiem nawet gdzie mogę szukać pracy. Wykształcenia nie mam, specjalnych umiejętności też nie. Niedługo zostanę bez kasy i baaam, wyląduję na ulicy.
-Nie wylądujesz, popytam znajomych, może mają jakąś pracę…
-Liam, nie mam ŻADNYCH kwalifikacji- powtórzyłam.
-Nadal jesteś śliczna.
-Uroda nic nie znaczy, kiedy ważysz ponad 50 kg.
-Pójdź do szkoły- rzucił, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę.
-Żartujesz? Po 3 latach przerwy, mam wrócić do szkoły?
-Czemu nie?
-Bo nie, Li. Bo nie!
-To nie jest głupi pomysł Blake- westchnął, a ja wstałam z ławki zirytowana.
-Sorry, ale umówiłam się z Maxem i już jestem spóźniona. Na razie- powiedziałam i cmokając go w policzek, odeszłam.

***

Przygotowywałem drinka jednemu z klientów, kiedy usłyszałem wołanie. Podniosłem wzrok i zobaczyłem po drugiej stronie baru wkurzoną Blake. Kiwnąłem do niej głową, podałem drinka klientowi i podszedłem do przyjaciółki.
-Co taka wkurzona?
-Aż tak widać?- warknęła.
-Taa. Co jest?
-Muszę się upić, naćpać i najarać- powiedziała, ignorując moje pytanie.
-Po co?
-BO MUSZĘ- podniosła głos i sięgnęła do torebki. Wyjęła papierosa i podpaliła, dmuchając mi w twarz. Słodki zapach od razu powiedział mi, co paliła.
-Wiesz, że jeżeli ktoś wyczuje, że to trawka, to będziesz miała kłopoty?
-Wali mnie to- odpowiedziała, zaciągając się dymem.
-Blake, nie rób sobie dodatkowych problemów- westchnąłem.
-Nie robię, chcę się po prostu zabawić. Kiedy kończysz pracę?
-Za 20 minut.
-Świetnie, poczekam i pojedziemy sobie w jakieś miłe miejsce- uśmiechnęła się nieprzytomnie, a ja tylko pokręciłem głową i wróciłem do klientów.
Pół godziny później siedzieliśmy w moim samochodzie i kierowany radami Blake jechałem w nieznanym sobie kierunku. Wyjeżdżaliśmy z Londynu i nie miałem pojęcia, co jest naszym celem. Po blisko godzinie jazdy Blake kazała mi zjechać w boczną uliczkę, która jak się później okazało, prowadziła do pięknego, ukrytego za drzewami jeziora. Wysiadłem za Blake z samochodu i napawałem się widokiem. Dziewczyna oparła się o maskę i wyjęła z torebki dobrze mi znany biały proszek. Chwilę potem wciągnęła go i zadowolona spojrzała na mnie z uśmiechem.
-Chcesz trochę?
-Nie ćpam, przecież wiesz. Myślałem, że ty też z tym skończyłaś- odpowiedziałem jej.
-Miałam przymusowy odwyk, ale nie skończyłam- odpowiedziała i zaciągnęła się papierosem, który również wyjęła z torebki. Ten na szczęście był zwykłym, „nieszkodliwym” papierosem, więc nie przejmowałem się specjalnie.
-Skąd znasz te miejsce?- zapytałem po chwili.
-Kiedyś byłam tu z rodzicami i Liamem- odpowiedziała.-Bardzo dawno temu, kiedy moi rodzice mieli jeszcze córkę- ironia w jej głosie była świetnie słyszalna.
-Nigdy nie próbowałaś się z nimi pogodzić?
-Nie. Moi rodzice zginęli, kiedy powiedzieli, że nie jestem ich córką. Jestem sierotą, moją jedyną rodziną jest Liam.
-Blake…- zacząłem, ale przerwał mi dźwięk przychodzącego połączenia. Wyjąłem komórkę z kieszeni i widząc numer prywatny, szybko odebrałem. –Słucham?
-Max Parker?
-Przy telefonie.
-Dzwonię ze Szpitala królowej Elżbiety, pana ojciec, Adam Parker miał zawał, jego stan jest krytyczny- poważny damski głos w słuchawce był bardziej niż przerażający.
-Jeszcze raz, który szpital?
-Królowej Elżbiety.
-Zaraz tam będę- powiedziałem i rozłączyłem się. Schowałem twarz za dłońmi i po prostu się rozpłakałem. Poczułem jak Blake podchodzi do mnie i mocno przytula.
-Co się stało?
-Mój tata miał zawał, dzwonili ze szpitala- odpowiedziałem, połykając słone łzy.
-Wyjdzie z tego, zobaczysz- powiedziała miękko, gładząc moje plecy uspokajająco.
-Musimy tam jechać, chodź- odsunąłem się i poszedłem w kierunku samochodu.
-Max, nie będziesz prowadził w takim stanie- zagrodziła mi drogę i wyciągnęła rękę. Spojrzałem na nią pytająco- Daj mi kluczyki, teraz ja prowadzę.
Bez protestu wręczyłem jej kluczyki i wsiadłem do samochodu od strony pasażera. Chciałem jak najszybciej być w szpitalu, a Blake znała trasę lepiej niż ja. Po chwili jechaliśmy już w ciszy, szybko pokonując kolejne odcinki drogi. Wjechaliśmy na dosyć ruchliwą drogę, a ja bezcelowo patrzyłem na zachodzące słońce za szybą, czując łzy spływające mi po twarzy, gdy usłyszałem krzyk Blake. Odwróciłem głowę w stronę jezdni i zobaczyłem oślepiające światła samochodu, jadącego prosto na nas z naprzeciwka. Potem był już tylko huk zderzających się samochodów, nasz krzyk i ogromny ból.
@justfuckshit

sobota, 13 października 2012

Rozdział 31.

Bon Jovi- U give love a bad name

2 miesiące później wszystko wróciło do normy. Z pozoru, bo tak naprawdę moje serce wciąż krwawiło. Nadawałam się do życia tylko i wyłącznie dzięki Maxowi. To on był moją siłą napędową i wymyślał mi coraz to inne zajęcia, żebym tylko nie myślała o Zaynie, o zerwaniu… Udawało mu się, bo kiedy byłam z nim te myśli nie dawały o sobie znać. Ale gdy tylko wychodził i zostawałam sama w swoim mieszkaniu, wspomnienia wracały. Co zrobiłam źle? Czemu mnie rzucił? Nie kochał mnie? To standardowe pytania, nurtujące mnie od naszego zerwania, czyli równych dwóch miesięcy. On był szczęśliwy z Edwards, ja byłam „szczęśliwa” sama. O to chodziło? Najwidoczniej. Bolało mnie jak cholera, kiedy oglądałam ich wspólne zdjęcia, na których przytulali się i całowali… Bolało, ale Zayn już nie był mój. Nadszedł czas na rozpoczęcie nowego etapu w życiu. Etapu bez Zayna Malika.
Z hukiem zatrzasnęłam laptopa i energicznie podniosłam się z kanapy. Odnalazłam swój telefon i wyszukałam potrzebny numer.
-Halo?
-Max skarbie, masz może wolny wieczór dzisiaj?- odezwałam się.
-Mam, wpaść do ciebie?
-Możesz wpaść po mnie i pójdziemy się zabawić- odpowiedziałam mu, a on ze świstem wciągnął powietrze.
-Moja Blake wróciła!- wykrzyknął do słuchawki, a ja zaśmiałam się delikatnie.
-Wróciłam. Upijemy się i będzie jak dawniej.
-Będę o 20, teraz muszę kończyć, jestem w pracy- powiedział radośnie i rozłączył się. Po tej krótkiej rozmowie uśmiech nie schodził mi z twarzy. Przygotowałam sobie obiad i zjadłam go w żółwim tempie, oglądając powtórki Dr. House w telewizji. Nim się obejrzałam dochodziła 19, więc zaczęłam się przygotowywać do wyjścia. Wzięłam szybki prysznic, dokładnie wysuszyłam swoje coraz dłuższe, ale wciąż krótkie, włosy i w bieliźnie opuściłam łazienkę. Praktycznie nie zastanawiałam się, co wybrać do ubrania, natychmiast sięgając po czarne rurki i szarą koszulę. Wróciłam do łazienki, gdzie delikatnie się pomalowałam i przeczesałam włosy palcami. Zdążyłam jeszcze odnaleźć ulubione czarne szpilki i białą marynarkę, gdy po mieszkaniu rozniósł się dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i przytuliłam Maxa na powitanie. Zagwizdał z miną uznania i odezwał się:
-Wróciłaś.
-Powtarzasz się- pokazałam mu język i biorąc torebkę wyszłam z mieszkania.-Idziesz, czy będziesz tak stał?
-Idę, idę- potrząsnął głową i gdy zamknęłam drzwi razem opuściliśmy budynek. Na wieczór wybraliśmy nasze tradycyjne miejsce- Funky Buddha- i przekraczając próg klubu w 100% przekonałam się, że stara Blake wróciła.
Zaczynamy imprezę.
Zaczynamy etap bez Zayna Malika.

*** 

Piłem kolejnego drinka z kolei i patrzyłem na Blake flirtującą z kolejnym kolesiem tego wieczora, gdy poczułem stuknięcie w ramie. Odwróciłem się i o mało co nie dostałem zawału.
-TOM?! –wydarłem się.
-Ciszej, braciszku- syknął z ironicznym uśmiechem.
-Co ty tu robisz?- spytałem ostro.
-Przyjechałem zobaczyć się z ojcem, a wpadłem na brata-pedała. Uroczo- sarknął. Spiąłem się automatycznie.
-Tak mi przykro, że jestem twoim bratem, naprawdę- warknąłem.- Przecież wielka gwiazda nie przyzna się do tego, że ma brata-pedała, co?
-Ja nie mam brata od kiedy zacząłeś się pieprzyć z przypadkowymi kolesiami- podniósł głos.
-Nie jesteśmy rodziną, od kiedy postawiłeś zespół ponad nas- odpyskowałem mu. Chciał coś odpowiedzieć, ale wtedy pojawiła się Blake.
-Max, chodź za… Przeszkodziłam?- przerzucała wzrok ze mnie na Toma.
-Nie. Już skończyliśmy- odpowiedziałem jej i zsunąłem się z wysokiego krzesełka.
-Nie przedstawisz uroczej znajomej, braciszku? –odezwał się Tom, pożerając wzrokiem Blake, która uśmiechała się do niego zalotnie.
-Moja przyjaciółka Blake Payne, mój brat Tom Parker- mruknąłem, a oni podali sobie ręce.
-Nie chwaliłeś się, że masz brata-piosenkarza. Jeszcze takiego piosenkarza!- obrzuciła go spojrzeniem i spojrzała na mnie.
-Nie chwaliłeś się, że masz taką piękną przyjaciółkę- powiedział milutko Tom. Czyli teraz udajemy kochające się rodzeństwo? Świetnie. –Jesteś spokrewniona z Liamem Paynem? – zwrócił się do niej.
-Taak, to mój brat-bliźniak.
-No proszę! Pozdrów go ode mnie- uśmiechnął się do niej i dodał- Zatańczymy?
-Jasne!- zaśmiała się i chwyciła jego wyciągniętą dłoń. Po chwili zniknęli na parkiecie, a ja plułem sobie w brodę, że doszło do tego spotkania.
Tom Parker to największy sukinsyn jaki chodzi po tym świecie. Zayn Malik przy nim to malutki, bezbronny szczeniaczek.

***

Moje usta wędrowały po jej szyi, gdy drżącymi rękami otwierała drzwi do swojego mieszkania. Gdy w końcu jej się to udało, wciągnęła mnie do środka, a ja przycisnąłem ją do ściany, mocno całując. Faktem było to, że tak dobrze całującej osoby jeszcze nie spotkałem. Smakowała wódką i grejpfrutem, co było zajebistym połączeniem. Czułem jej palce w swoich włosach, a pomruki wydobywające się z jej ust jeszcze bardziej mnie nakręcały. Zerwałem z niej koszulę i napawałem się widokiem idealnego ciała. Ponownie przyssała się do moich ust i popchnęła mnie w kierunku jednych z drzwi. Tak jak sądziłem, była to sypialnia z ogromnym łóżkiem. Natychmiast położyłem ją na nim i ściągnąłem z niej resztę ubrań, równie szybko pozbywając się swoich. Nie bawiliśmy się w podchody, widać było, że zarówno ona, jak i ja potrzebujemy ostrego, spełniającego seksu. Pochyliłem się nad Blake i pocałowałem namiętnie, przygryzając dolną wargę tak, że westchnęła i rozchyliła usta, co automatycznie wykorzystał mój język. Nie czekałem dłużej, wszedłem w nią mocno, aż wygięła się w łuk i głośno jęknęła. Ponownie ją pocałowałem, coraz szybciej się poruszając. Jeżeli całowanie z nią to coś niespotykanego, to nie chcę mówić, co to znaczy uprawiać z nią seks. Dziewczyno, gdzie ty byłaś przez całe moje życie? Kilka minut później oboje doszliśmy z głośnym krzykiem i opadłem na nią, ciężko dysząc. Zsunąłem się z niej i położyłem obok, przyciągając ją do siebie. Wtuliła się we mnie całym ciałem, a ja pocałowałem ją we włosy. Powoli uspokajaliśmy swoje oddechy, a w mojej głowie była tylko jedna myśl- to był najlepszy seks w moim życiu. Kiedy Blake się odwróciła i przytuliła do mojej klaty, pojawiła się kolejna myśl.
Zrobiłeś to tylko po to, żeby upokorzyć swojego brata, Tom. Nie zapominaj.

***

Gdy obudziłam się rano, pierwsze co pomyślałam to to, że moja głowa odzwyczaiła się od alkoholu.
A potem wróciły wspomnienia.
Max, impreza, Tom, taniec, pocałunek, seks.
Odkręciłam się gwałtownie, ale w łóżku byłam sama.
Leżała tylko jedna, pojedyncza karteczka.
„Jednak plotki są prawdziwe. Siostra Liama Payne`a jest dziwką.”

Wiele osób zadaje mi pytanie The Wanted czy One Direction. Dla mnie najważniejsze jest The Wanted, to ich fanką jestem. One Direction szanuję za to co robią, ale Directionerką siebie nie nazywam :) 
@justfuckshit

niedziela, 7 października 2012

Rozdział 30.

Beyonce- Broken-Hearted Girl

To koniec Blake.
Cichy szept chłopaka, którego kochałam całym sercem rozniósł się po pokoju.
Potem był tylko głośny trzask zamykanych drzwi i głucha cisza.
I łzy.
Dużo łez.

***

Kilka godzin wcześniej

-Zayn!- usłyszałem znajomy głos i odwróciłem się w jego stronę. Szczupła blondynka przeciskała się przez tłum ludzi w moim kierunku. Uśmiechnąłem się na jej widok i gdy znalazła się w moich ramionach, uściskałem mocno.
-Perrie! Co ty tu robisz? –spytałem.
-Zapewne to samo co ty, relaksuję się - roześmiała się i usiadła obok mnie przy barze.- Klub to miejsce publiczne Malik!
-No w sumie haha. Jak leci?
-Nareszcie mam wolne, to przyszłam się zabawić- odpowiedziała i zamówiła sobie drinka. –A ty gdzie masz dziewczynę, albo przynajmniej chłopaków?
Spiąłem się na to pytanie, wciąż w mojej głowie siedziała niedawna kłótnia z Blake. Od jakiegoś czasu nie potrafiliśmy się dogadać, chciałem się nią opiekować, a ona nie przyjmowała mojej pomocy.
-Blake jest w domu razem z Niallem i Louisem, a ze mną jest Liam i Hazza-odpowiedziałem po chwili.
-Coś nie tak?- spytała, kładąc rękę na moim ramieniu i patrząc prosto w oczy. Znała mnie na wylot i nie wiedziałem, czy powinienem się z tego cieszyć.
-Pokłóciliśmy się trochę- powiedziałem mimowolnie, a ona powoli pokiwała głową.
-Trochę? Czyli jak blisko zerwania było?
-Blisko- odparłem ciszej. –Nie patrz tak na mnie Pezz!
-Warto się tak poświęcać?- spytała, patrząc na mnie twardo.
-Warto.
-Nie warto Zayn. Kochasz ją?
-Tak- odpowiedziałem po chwili. Sam nie wiem, czemu się zastanawiałem.
-Nie czujesz już do niej tego co na początku- rzuciła, wypijając kolejnego drinka. Również przechyliłem swoją szklankę z whisky.
-Nie- potwierdziłem.
-To po co z nią jesteś?
-Bo mimo wszystko wciąż coś do niej czuję.
-Ale to już nie jest miłość- oznajmiła ze stoickim spokojem i podsunęła mi kolejną szklankę.
-Nie jest- mruknąłem i wypiłem ją za jednym podejściem. Czułem, że zaczyna mi wirować w głowie, ale lubiłem to uczucie. Naszła mnie nagła ochota na papierosa, tu i teraz. –Muszę zapalić.
-Ja w sumie też mogę. Trzeba wyjść z klubu- powiedziała i pociągnęła mnie za rękę w kierunku wyjścia. Już po chwili zimowe powietrze owiało nasze ciała i mimowolnie się wzdrygnąłem. Wyjąłem paczkę z szlugami z kieszeni i podsunąłem Perrie. Chwilę później zaciągałem się trującym dymem i jednocześnie poczułem się całkowicie zrelaksowany. Dziewczyna coś do mnie mówiła, jednak słowa odbijały się ode mnie jak od ściany. Moje myśli krążyły wokół jednej osoby- Blake. Musiałem to zakończyć teraz, nie było sensu dalej ciągnąć bezsensownego związku. Zorientowałem się, że zadała mi pytanie, więc mechanicznie pokiwałem głową. Sekundę później jej zimne usta dotykały moich.
To koniec Blake.

***

Donośny dźwięk dzwonka do drzwi wyrwał mnie ze snu. Ociężale ześlizgnąłem się z łóżka i szurając nogami poszedłem otworzyć drzwi. I o mało co nie dostałem zawału.
-Boże święty Blake! Co się stało? –wciągnąłem zapłakaną dziewczynę do mieszkania, automatycznie mocno przytulając.
-On… on mnie rzucił- wychlipała, a krew w moich żyłach zawrzała. Zabiję śmiecia, zabiję.
-Czemu? Kiedy?- spytałem, uspokajająco głaszcząc ją po plecach.
-Rano… wrócił z imprezy w nocy… i rano powiedział, że to koniec… -łzy leciały z jej oczu strumieniami.
-Już spokojnie- szeptałem jej do ucha, próbując choć trochę pocieszyć.
-Wzięłam kilka rzeczy i wyszłam… Nie wiem gdzie są klucze od mojego mieszkania, musiałam tu przyjść.. Przepraszam Max- powiedziała cicho.
-Uspokój się, zawsze możesz tu przyjść- odpowiedziałem i zaprowadziłem ją na kanapę. Usiadłem i pociągnąłem ją do siebie, pozwalając wtulić się we mnie.
-Czemu on mnie rzucił? Przecież mówił, że mnie kocha- chlipnęła.
-Trzeba być debilem, żeby rzucić kogoś tak wspaniałego.
-To dlatego, że jestem brzydka tak?- mruknęła, przekręcając głowę tak, żeby patrzyć mi prosto w oczy.
-Blake nie gadaj głupot. Włosy już ci odrastają i niedługo będziesz wyglądała identycznie jak przed chorobą.
-Ale na razie wyglądam jak potwór- odpowiedziała, ocierając łzy.
-Jesteś śliczna nawet z tymi króciutkimi włoskami.
-Zayn uważa inaczej.
-Zayn jest idiotą i już dawno ci to mówiłem- warknąłem i natychmiast tego pożałowałem. Do oczu mojej przyjaciółki napłynął nowy zestaw łez, a ja poczułem się jak dupek. –Przepraszam…
-Kocham go i myślałam, że on też to czuje- szepnęła.
-Na pewno się ogarnie i przeprosi, zobaczysz.
-Nie widziałeś jego twarzy. To koniec. To po prostu koniec.
To koniec Blake.

Zawsze, kiedy będziecie coś ode mnie chciały jestem do waszej dyspozycji na Twitterze: @justfuckshit - wystarczy napisać :) 
@justfuckshit