piątek, 26 października 2012

Rozdział 33.

Hoobastank- The Reason

Blake proszę, obudź się.
Ciche słowa przedzierały się do mojego umysłu, a ja usilnie próbowałam podnieść ciężkie powieki. Kiedy nareszcie mi się to udało, kilkakrotnie zamrugałam, oślepiona jasnym światłem.
-Blake!- usłyszałam głos i mój mózg trafnie zarejestrował, że to Liam wypowiedział moje imię. Próbowałam się odezwać, ale z moich ust wydobyło się tylko dziwne charknięcie. Nie mogłam podnieść głowy, ani jej przekręcić, nie miałam pojęcia gdzie jestem, wiedziałam tylko, że wszystko mnie boli i strasznie chce mi się pić. Usłyszałam otwieranie drzwi i przed moimi oczami w jednej chwili pochylał się mężczyzna. Poświecił mi oślepiającą latarką po oczach, na co natychmiast je zmrużyłam i odezwał się:
-Blake, jak się czujesz?
-Pić- zdołałam tylko wydusić, na szczęście na tyle zrozumiale, że po chwili Liam przystawił do moich ust słomkę. Pociągnęłam ciecz, a chłodna woda dostała się do moich ust. Wysunęłam słomkę i powiedziałam cicho:
-Gdzie jestem?
-W szpitalu, miałaś wypadek- lekarz od razu udzielił mi odpowiedzi na moje kolejne pytanie.
-Jaki wypadek?- zdążyłam dokończyć pytanie i wszystko sobie przypomniałam.- Co z Maxem?
-Max… Max leży w sali obok- odpowiedział cicho Liam.
-Wszystko z nim w porządku?
-Tak. Jak ty się czujesz?
-Dobrze, tylko… wszystko mnie boli- odpowiedziałam i jęknęłam, czując ból w klatce piersiowej.
-Blake, masz 6 pękniętych żeber i złamaną rękę. Byłaś nieprzytomna 3 dni- odezwał się lekarz.- Zaraz zostaną przeprowadzone dokładne badania i udzielę ci bardziej szczegółowych informacji- dokończył i wyszedł z sali.
-Li- zaczęłam.- Co z Maxem? Jak się czuje?
-Nie przejmuj się Maxem, wszystko z nim w porządku- odpowiedział.-W tej chwili najważniejsze jest twoje zdrowie.
-Ja… jest ok. Możesz podnieść mi poduszkę? – poprosiłam, a Liam wykonał moją prośbę. W bardziej siedzącej pozycji rozejrzałam się po sali. Typowe, szpitalne pomieszczenie. Białe, sterylne i całkowicie minimalistyczne.
-Blake, jak to się stało?- odezwał się Liam.
-Jechaliśmy do szpitala… do taty Maxa-włożyłam wszystkie siły na skoncentrowanie się na tamtym dniu.- Co z jego tatą?
-Nie mam pojęcia. Co dalej?
-Ja prowadziłam i… wyjechał jakiś samochód z naprzeciwka. Jechał prosto na nas, nie mogłam nic zrobić… Pamiętam, że w nas uderzył i potem już nic- dokończyłam.
-To nie ty spowodowałaś wypadek?- dopytał.
-Nie, ten samochód zjechał na nasz pas i jechał zbyt szybko, naprawdę nic nie mogłam zrobić- czułam się tak bardzo winna temu wszystkiemu. Nawet jeżeli z Maxem było wszystko w porządku, to naraziłam go na ogromne niebezpieczeństwo.
-Rozumiem, spokojnie. Odpoczywaj teraz, ja muszę lecieć. Będę później- pochylił się nade mną i cmoknął w policzek. Zostałam sama, więc postanowiłam się przespać. Zamknęłam oczy i natychmiast zasnęłam.

Nie wiem czemu się obudziłam. Podniosłam się jak najdelikatniej, mimo wszystko czując ogromny ból i rozejrzałam po sali. Mój wzrok nie napotkał niczego dziwnego, więc ponownie opadłam na poduszki. Jakiś czas później usłyszałam, że ktoś wchodzi do sali, więc przekręciłam głowę i zobaczyłam lekarza, a za nim 2 policjantów. Nie za bardzo rozumiałam co się dzieje, gdy lekarz odezwał się poważnie:
-Panowie muszą zadać ci kilka pytań, Blake. Jesteś w stanie na nie odpowiedzieć?
-Tak- odpowiedziałam powoli.
-Proszę nie przemęczać pacjentki. Blake, jestem zaraz za drzwiami, w razie gdyby coś się działo, zawołaj.
-Oczywiście- przytaknęłam, wciąż patrząc na policjantów. Lekarz wyszedł, a jeden z mężczyzn rozpoczął przesłuchanie.
-Nazywa się pani Blake Payne?
-Tak.
-Proszę opisać wypadek.
-Jechaliśmy, gdy z przeciwnego pasu zjechał samochód, jadąc prosto na nas. Nie mogłam niczego zrobić, jechał zbyt szybko.
-Pani prowadziła?
-Tak.
-Jechała pani 120 km/h, tym samym przekraczając dozwoloną prędkość dwukrotnie.
-Spieszyliśmy się do szpitala- powiedziałam, uświadamiając sobie, jak głupio to brzmi.
-I w nim wylądowaliście- odpowiedział policjant.-Wyniki badań pani krwi wskazują, że była pani pod wpływem narkotyków, a dokładniej amfetaminy.
-Jakim prawem wsiadła pani za kierownicę po narkotykach?- odezwał się drugi policjant.
-Nie wiem… Max był roztrzęsiony, a ja nie widziałam żadnych zmian u siebie- wydukałam, coraz bardziej zestresowana.
-Zdaje sobie pani sprawę z tego, że poniesie odpowiedzialność za prowadzenie pod wpływem narkotyków?
-Tak.
-Na razie to wszystko. Do widzenia- powiedział jeden z policjantów i razem z towarzyszem opuścił salę. Głośno wypuściłam powietrze, a do sali wszedł lekarz.
-Dobrze się czujesz?
-Taak. Doktorze, co z tymi ludźmi z drugiego samochodu?
-Drugim samochodem jechał tylko kierowca, mężczyzna. Zginął na miejscu- odpowiedział.
-Boże…- szepnęłam, a coś dziwnego ścisnęło mnie w brzuchu.
-Zostawię cię samą, gdy będziesz czegoś potrzebowała, naciśnij ten przycisk- wskazał na guzik obok łóżka i wyszedł z sali.

***

Wściekły wszedłem do szpitala, nawet nie odpowiadając na pozdrowienie recepcjonistki. Ten idiota już zdążył się pochwalić, że jego siostrzyczka odzyskała przytomność, to teraz czas na poniesienie konsekwencji. Byłem u niej kilkakrotnie, lecz wciąż była nieprzytomna i nie mogłem z nią porozmawiać. Skierowałem się prosto do jej sali i z satysfakcją stwierdziłem, że nie śpi.
-Cześć- odezwałem się, zwracając jej uwagę na siebie.
-Tom?- zdziwiła się, patrząc na mnie. Wyglądała strasznie, to prawda, ale przynajmniej żyła.- Co ty tu robisz?
-Muszę z tobą porozmawiać- próbowałem kontrolować swój głos, co średnio mi wychodziło.
-Byłeś u Maxa? Jak się czuje?- spytała. Prychnąłem, patrząc na nią z wściekłością.
-Żartujesz? Jak śmiesz?
-O czym ty mówisz?- nie rozumiała.
-Co ci powiedział twój braciszek? Że Max leży obok i ma się dobrze?
-Tak- potwierdziła.
-Tak, Max leży. Ale w kostnicy, a nie w sali obok- warknąłem, czując nagły przypływ nienawiści do niej.
-Co?- wydusiła.
-Zabiłaś go. Zabiłaś go, bo się kurwa naćpałaś!
-Max… nie żyje?- szepnęła ze łzami w oczach. O nie, litości we mnie nie wywołasz.
-Nie żyje. Zginął przez ciebie, to ty powinnaś tam leżeć, nie on! To ty się naćpałaś, nie on!
-Ja…
-Wiesz jak to jest stracić dwie najważniejsze osoby jednego dnia? Gówno wiesz! Straciłem brata i ojca przez CIEBIE- nie pozwoliłem jej dokończyć. Nie chciałem słyszeć jakichkolwiek wyjaśnień, tłumaczeń i tym podobnych rzeczy. Nienawidziłem jej całym sercem. –Zabiłaś mojego brata, a ja zniszczę ciebie. Zgnijesz w więzieniu, tam jest twoje miejsce- warknąłem i odwracając się na pięcie, wyszedłem z sali.
@justfuckshit 

niedziela, 21 października 2012

Rozdział 32.

The Wanted- I`ll be your strength

Szybkim krokiem przemierzałam kolejne alejki parku. W oddali widziałam już brata, z którym miałam się spotkać. Kilka chwil później byłam już w jego ramionach, mocno przytulana.
-Tęskniłem za tobą- mruknął mi do ucha.
-Też tęskniłam- uśmiechnęłam się i wyślizgnęłam z jego objęć. Usiadłam na ławce, a on zajął miejsce obok mnie.
-Opowiadaj co u ciebie- zaczął, a ja roześmiałam się krótko.
-Jak to głupio brzmi, jakbyśmy byli znajomymi, którzy nie widzieli się kilka lat…
-Blake, wiesz jaka jest sytuacja- powiedział cicho.
-Wiem. Macie trasę i zero wolnego czasu…
-Właśnie- wszedł mi w słowo.
-I twój przyjaciel ze mną zerwał, przez co nie wypada, żebym pokazywała się w waszym domu-dokończyłam, a on spojrzał na mnie poważnie.
-Jak się trzymasz?
-Świetnie jak widać- warknęłam.
-Zayn… nie wiem, czemu się tak zachował- mruknął.
-Nie chcę o tym rozmawiać, jeżeli teraz jest szczęśliwy to okej, nie zamierzam w to ingerować- powiedziałam ostro, ucinając dyskusję.
-Ymm… Wiesz, że Eleanor urodziła?- odezwał się Liam po chwili ciszy.
-Już? Nie za wcześnie?- szybko pochwyciłam temat.
-Miesiąc za wcześnie, ale na szczęście wszystko jest w porządku.
-Dziewczynka tak?
-Tak tak, Melanie- uśmiechnął się.- Louis jest przeszczęśliwy, Eleanor oczywiście też.
-Mieszkają z wami?
-Nie, wyprowadzili się do swojego mieszkania, ale często nas odwiedzają- odpowiedział i znowu nastała cisza. –Kiedy wracasz do pracy?
-Nie wracam- odpowiedziałam, spinając się cała. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Czemu?
-Bo jestem za gruba i nie ma dla mnie propozycji. Te 5 miesięcy przerwy było dla mnie samobójstwem, teraz już się nie liczę w branży. Anne już ze mną nie współpracuje, mam szukać pracy gdzie indziej.
-Boże… Tak mi przykro.
-Jak to mówią „jak się wali, to wszystko”. Jak widać prawda- zaśmiałam się ironicznie.-Nie wiem nawet gdzie mogę szukać pracy. Wykształcenia nie mam, specjalnych umiejętności też nie. Niedługo zostanę bez kasy i baaam, wyląduję na ulicy.
-Nie wylądujesz, popytam znajomych, może mają jakąś pracę…
-Liam, nie mam ŻADNYCH kwalifikacji- powtórzyłam.
-Nadal jesteś śliczna.
-Uroda nic nie znaczy, kiedy ważysz ponad 50 kg.
-Pójdź do szkoły- rzucił, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę.
-Żartujesz? Po 3 latach przerwy, mam wrócić do szkoły?
-Czemu nie?
-Bo nie, Li. Bo nie!
-To nie jest głupi pomysł Blake- westchnął, a ja wstałam z ławki zirytowana.
-Sorry, ale umówiłam się z Maxem i już jestem spóźniona. Na razie- powiedziałam i cmokając go w policzek, odeszłam.

***

Przygotowywałem drinka jednemu z klientów, kiedy usłyszałem wołanie. Podniosłem wzrok i zobaczyłem po drugiej stronie baru wkurzoną Blake. Kiwnąłem do niej głową, podałem drinka klientowi i podszedłem do przyjaciółki.
-Co taka wkurzona?
-Aż tak widać?- warknęła.
-Taa. Co jest?
-Muszę się upić, naćpać i najarać- powiedziała, ignorując moje pytanie.
-Po co?
-BO MUSZĘ- podniosła głos i sięgnęła do torebki. Wyjęła papierosa i podpaliła, dmuchając mi w twarz. Słodki zapach od razu powiedział mi, co paliła.
-Wiesz, że jeżeli ktoś wyczuje, że to trawka, to będziesz miała kłopoty?
-Wali mnie to- odpowiedziała, zaciągając się dymem.
-Blake, nie rób sobie dodatkowych problemów- westchnąłem.
-Nie robię, chcę się po prostu zabawić. Kiedy kończysz pracę?
-Za 20 minut.
-Świetnie, poczekam i pojedziemy sobie w jakieś miłe miejsce- uśmiechnęła się nieprzytomnie, a ja tylko pokręciłem głową i wróciłem do klientów.
Pół godziny później siedzieliśmy w moim samochodzie i kierowany radami Blake jechałem w nieznanym sobie kierunku. Wyjeżdżaliśmy z Londynu i nie miałem pojęcia, co jest naszym celem. Po blisko godzinie jazdy Blake kazała mi zjechać w boczną uliczkę, która jak się później okazało, prowadziła do pięknego, ukrytego za drzewami jeziora. Wysiadłem za Blake z samochodu i napawałem się widokiem. Dziewczyna oparła się o maskę i wyjęła z torebki dobrze mi znany biały proszek. Chwilę potem wciągnęła go i zadowolona spojrzała na mnie z uśmiechem.
-Chcesz trochę?
-Nie ćpam, przecież wiesz. Myślałem, że ty też z tym skończyłaś- odpowiedziałem jej.
-Miałam przymusowy odwyk, ale nie skończyłam- odpowiedziała i zaciągnęła się papierosem, który również wyjęła z torebki. Ten na szczęście był zwykłym, „nieszkodliwym” papierosem, więc nie przejmowałem się specjalnie.
-Skąd znasz te miejsce?- zapytałem po chwili.
-Kiedyś byłam tu z rodzicami i Liamem- odpowiedziała.-Bardzo dawno temu, kiedy moi rodzice mieli jeszcze córkę- ironia w jej głosie była świetnie słyszalna.
-Nigdy nie próbowałaś się z nimi pogodzić?
-Nie. Moi rodzice zginęli, kiedy powiedzieli, że nie jestem ich córką. Jestem sierotą, moją jedyną rodziną jest Liam.
-Blake…- zacząłem, ale przerwał mi dźwięk przychodzącego połączenia. Wyjąłem komórkę z kieszeni i widząc numer prywatny, szybko odebrałem. –Słucham?
-Max Parker?
-Przy telefonie.
-Dzwonię ze Szpitala królowej Elżbiety, pana ojciec, Adam Parker miał zawał, jego stan jest krytyczny- poważny damski głos w słuchawce był bardziej niż przerażający.
-Jeszcze raz, który szpital?
-Królowej Elżbiety.
-Zaraz tam będę- powiedziałem i rozłączyłem się. Schowałem twarz za dłońmi i po prostu się rozpłakałem. Poczułem jak Blake podchodzi do mnie i mocno przytula.
-Co się stało?
-Mój tata miał zawał, dzwonili ze szpitala- odpowiedziałem, połykając słone łzy.
-Wyjdzie z tego, zobaczysz- powiedziała miękko, gładząc moje plecy uspokajająco.
-Musimy tam jechać, chodź- odsunąłem się i poszedłem w kierunku samochodu.
-Max, nie będziesz prowadził w takim stanie- zagrodziła mi drogę i wyciągnęła rękę. Spojrzałem na nią pytająco- Daj mi kluczyki, teraz ja prowadzę.
Bez protestu wręczyłem jej kluczyki i wsiadłem do samochodu od strony pasażera. Chciałem jak najszybciej być w szpitalu, a Blake znała trasę lepiej niż ja. Po chwili jechaliśmy już w ciszy, szybko pokonując kolejne odcinki drogi. Wjechaliśmy na dosyć ruchliwą drogę, a ja bezcelowo patrzyłem na zachodzące słońce za szybą, czując łzy spływające mi po twarzy, gdy usłyszałem krzyk Blake. Odwróciłem głowę w stronę jezdni i zobaczyłem oślepiające światła samochodu, jadącego prosto na nas z naprzeciwka. Potem był już tylko huk zderzających się samochodów, nasz krzyk i ogromny ból.
@justfuckshit

sobota, 13 października 2012

Rozdział 31.

Bon Jovi- U give love a bad name

2 miesiące później wszystko wróciło do normy. Z pozoru, bo tak naprawdę moje serce wciąż krwawiło. Nadawałam się do życia tylko i wyłącznie dzięki Maxowi. To on był moją siłą napędową i wymyślał mi coraz to inne zajęcia, żebym tylko nie myślała o Zaynie, o zerwaniu… Udawało mu się, bo kiedy byłam z nim te myśli nie dawały o sobie znać. Ale gdy tylko wychodził i zostawałam sama w swoim mieszkaniu, wspomnienia wracały. Co zrobiłam źle? Czemu mnie rzucił? Nie kochał mnie? To standardowe pytania, nurtujące mnie od naszego zerwania, czyli równych dwóch miesięcy. On był szczęśliwy z Edwards, ja byłam „szczęśliwa” sama. O to chodziło? Najwidoczniej. Bolało mnie jak cholera, kiedy oglądałam ich wspólne zdjęcia, na których przytulali się i całowali… Bolało, ale Zayn już nie był mój. Nadszedł czas na rozpoczęcie nowego etapu w życiu. Etapu bez Zayna Malika.
Z hukiem zatrzasnęłam laptopa i energicznie podniosłam się z kanapy. Odnalazłam swój telefon i wyszukałam potrzebny numer.
-Halo?
-Max skarbie, masz może wolny wieczór dzisiaj?- odezwałam się.
-Mam, wpaść do ciebie?
-Możesz wpaść po mnie i pójdziemy się zabawić- odpowiedziałam mu, a on ze świstem wciągnął powietrze.
-Moja Blake wróciła!- wykrzyknął do słuchawki, a ja zaśmiałam się delikatnie.
-Wróciłam. Upijemy się i będzie jak dawniej.
-Będę o 20, teraz muszę kończyć, jestem w pracy- powiedział radośnie i rozłączył się. Po tej krótkiej rozmowie uśmiech nie schodził mi z twarzy. Przygotowałam sobie obiad i zjadłam go w żółwim tempie, oglądając powtórki Dr. House w telewizji. Nim się obejrzałam dochodziła 19, więc zaczęłam się przygotowywać do wyjścia. Wzięłam szybki prysznic, dokładnie wysuszyłam swoje coraz dłuższe, ale wciąż krótkie, włosy i w bieliźnie opuściłam łazienkę. Praktycznie nie zastanawiałam się, co wybrać do ubrania, natychmiast sięgając po czarne rurki i szarą koszulę. Wróciłam do łazienki, gdzie delikatnie się pomalowałam i przeczesałam włosy palcami. Zdążyłam jeszcze odnaleźć ulubione czarne szpilki i białą marynarkę, gdy po mieszkaniu rozniósł się dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i przytuliłam Maxa na powitanie. Zagwizdał z miną uznania i odezwał się:
-Wróciłaś.
-Powtarzasz się- pokazałam mu język i biorąc torebkę wyszłam z mieszkania.-Idziesz, czy będziesz tak stał?
-Idę, idę- potrząsnął głową i gdy zamknęłam drzwi razem opuściliśmy budynek. Na wieczór wybraliśmy nasze tradycyjne miejsce- Funky Buddha- i przekraczając próg klubu w 100% przekonałam się, że stara Blake wróciła.
Zaczynamy imprezę.
Zaczynamy etap bez Zayna Malika.

*** 

Piłem kolejnego drinka z kolei i patrzyłem na Blake flirtującą z kolejnym kolesiem tego wieczora, gdy poczułem stuknięcie w ramie. Odwróciłem się i o mało co nie dostałem zawału.
-TOM?! –wydarłem się.
-Ciszej, braciszku- syknął z ironicznym uśmiechem.
-Co ty tu robisz?- spytałem ostro.
-Przyjechałem zobaczyć się z ojcem, a wpadłem na brata-pedała. Uroczo- sarknął. Spiąłem się automatycznie.
-Tak mi przykro, że jestem twoim bratem, naprawdę- warknąłem.- Przecież wielka gwiazda nie przyzna się do tego, że ma brata-pedała, co?
-Ja nie mam brata od kiedy zacząłeś się pieprzyć z przypadkowymi kolesiami- podniósł głos.
-Nie jesteśmy rodziną, od kiedy postawiłeś zespół ponad nas- odpyskowałem mu. Chciał coś odpowiedzieć, ale wtedy pojawiła się Blake.
-Max, chodź za… Przeszkodziłam?- przerzucała wzrok ze mnie na Toma.
-Nie. Już skończyliśmy- odpowiedziałem jej i zsunąłem się z wysokiego krzesełka.
-Nie przedstawisz uroczej znajomej, braciszku? –odezwał się Tom, pożerając wzrokiem Blake, która uśmiechała się do niego zalotnie.
-Moja przyjaciółka Blake Payne, mój brat Tom Parker- mruknąłem, a oni podali sobie ręce.
-Nie chwaliłeś się, że masz brata-piosenkarza. Jeszcze takiego piosenkarza!- obrzuciła go spojrzeniem i spojrzała na mnie.
-Nie chwaliłeś się, że masz taką piękną przyjaciółkę- powiedział milutko Tom. Czyli teraz udajemy kochające się rodzeństwo? Świetnie. –Jesteś spokrewniona z Liamem Paynem? – zwrócił się do niej.
-Taak, to mój brat-bliźniak.
-No proszę! Pozdrów go ode mnie- uśmiechnął się do niej i dodał- Zatańczymy?
-Jasne!- zaśmiała się i chwyciła jego wyciągniętą dłoń. Po chwili zniknęli na parkiecie, a ja plułem sobie w brodę, że doszło do tego spotkania.
Tom Parker to największy sukinsyn jaki chodzi po tym świecie. Zayn Malik przy nim to malutki, bezbronny szczeniaczek.

***

Moje usta wędrowały po jej szyi, gdy drżącymi rękami otwierała drzwi do swojego mieszkania. Gdy w końcu jej się to udało, wciągnęła mnie do środka, a ja przycisnąłem ją do ściany, mocno całując. Faktem było to, że tak dobrze całującej osoby jeszcze nie spotkałem. Smakowała wódką i grejpfrutem, co było zajebistym połączeniem. Czułem jej palce w swoich włosach, a pomruki wydobywające się z jej ust jeszcze bardziej mnie nakręcały. Zerwałem z niej koszulę i napawałem się widokiem idealnego ciała. Ponownie przyssała się do moich ust i popchnęła mnie w kierunku jednych z drzwi. Tak jak sądziłem, była to sypialnia z ogromnym łóżkiem. Natychmiast położyłem ją na nim i ściągnąłem z niej resztę ubrań, równie szybko pozbywając się swoich. Nie bawiliśmy się w podchody, widać było, że zarówno ona, jak i ja potrzebujemy ostrego, spełniającego seksu. Pochyliłem się nad Blake i pocałowałem namiętnie, przygryzając dolną wargę tak, że westchnęła i rozchyliła usta, co automatycznie wykorzystał mój język. Nie czekałem dłużej, wszedłem w nią mocno, aż wygięła się w łuk i głośno jęknęła. Ponownie ją pocałowałem, coraz szybciej się poruszając. Jeżeli całowanie z nią to coś niespotykanego, to nie chcę mówić, co to znaczy uprawiać z nią seks. Dziewczyno, gdzie ty byłaś przez całe moje życie? Kilka minut później oboje doszliśmy z głośnym krzykiem i opadłem na nią, ciężko dysząc. Zsunąłem się z niej i położyłem obok, przyciągając ją do siebie. Wtuliła się we mnie całym ciałem, a ja pocałowałem ją we włosy. Powoli uspokajaliśmy swoje oddechy, a w mojej głowie była tylko jedna myśl- to był najlepszy seks w moim życiu. Kiedy Blake się odwróciła i przytuliła do mojej klaty, pojawiła się kolejna myśl.
Zrobiłeś to tylko po to, żeby upokorzyć swojego brata, Tom. Nie zapominaj.

***

Gdy obudziłam się rano, pierwsze co pomyślałam to to, że moja głowa odzwyczaiła się od alkoholu.
A potem wróciły wspomnienia.
Max, impreza, Tom, taniec, pocałunek, seks.
Odkręciłam się gwałtownie, ale w łóżku byłam sama.
Leżała tylko jedna, pojedyncza karteczka.
„Jednak plotki są prawdziwe. Siostra Liama Payne`a jest dziwką.”

Wiele osób zadaje mi pytanie The Wanted czy One Direction. Dla mnie najważniejsze jest The Wanted, to ich fanką jestem. One Direction szanuję za to co robią, ale Directionerką siebie nie nazywam :) 
@justfuckshit

niedziela, 7 października 2012

Rozdział 30.

Beyonce- Broken-Hearted Girl

To koniec Blake.
Cichy szept chłopaka, którego kochałam całym sercem rozniósł się po pokoju.
Potem był tylko głośny trzask zamykanych drzwi i głucha cisza.
I łzy.
Dużo łez.

***

Kilka godzin wcześniej

-Zayn!- usłyszałem znajomy głos i odwróciłem się w jego stronę. Szczupła blondynka przeciskała się przez tłum ludzi w moim kierunku. Uśmiechnąłem się na jej widok i gdy znalazła się w moich ramionach, uściskałem mocno.
-Perrie! Co ty tu robisz? –spytałem.
-Zapewne to samo co ty, relaksuję się - roześmiała się i usiadła obok mnie przy barze.- Klub to miejsce publiczne Malik!
-No w sumie haha. Jak leci?
-Nareszcie mam wolne, to przyszłam się zabawić- odpowiedziała i zamówiła sobie drinka. –A ty gdzie masz dziewczynę, albo przynajmniej chłopaków?
Spiąłem się na to pytanie, wciąż w mojej głowie siedziała niedawna kłótnia z Blake. Od jakiegoś czasu nie potrafiliśmy się dogadać, chciałem się nią opiekować, a ona nie przyjmowała mojej pomocy.
-Blake jest w domu razem z Niallem i Louisem, a ze mną jest Liam i Hazza-odpowiedziałem po chwili.
-Coś nie tak?- spytała, kładąc rękę na moim ramieniu i patrząc prosto w oczy. Znała mnie na wylot i nie wiedziałem, czy powinienem się z tego cieszyć.
-Pokłóciliśmy się trochę- powiedziałem mimowolnie, a ona powoli pokiwała głową.
-Trochę? Czyli jak blisko zerwania było?
-Blisko- odparłem ciszej. –Nie patrz tak na mnie Pezz!
-Warto się tak poświęcać?- spytała, patrząc na mnie twardo.
-Warto.
-Nie warto Zayn. Kochasz ją?
-Tak- odpowiedziałem po chwili. Sam nie wiem, czemu się zastanawiałem.
-Nie czujesz już do niej tego co na początku- rzuciła, wypijając kolejnego drinka. Również przechyliłem swoją szklankę z whisky.
-Nie- potwierdziłem.
-To po co z nią jesteś?
-Bo mimo wszystko wciąż coś do niej czuję.
-Ale to już nie jest miłość- oznajmiła ze stoickim spokojem i podsunęła mi kolejną szklankę.
-Nie jest- mruknąłem i wypiłem ją za jednym podejściem. Czułem, że zaczyna mi wirować w głowie, ale lubiłem to uczucie. Naszła mnie nagła ochota na papierosa, tu i teraz. –Muszę zapalić.
-Ja w sumie też mogę. Trzeba wyjść z klubu- powiedziała i pociągnęła mnie za rękę w kierunku wyjścia. Już po chwili zimowe powietrze owiało nasze ciała i mimowolnie się wzdrygnąłem. Wyjąłem paczkę z szlugami z kieszeni i podsunąłem Perrie. Chwilę później zaciągałem się trującym dymem i jednocześnie poczułem się całkowicie zrelaksowany. Dziewczyna coś do mnie mówiła, jednak słowa odbijały się ode mnie jak od ściany. Moje myśli krążyły wokół jednej osoby- Blake. Musiałem to zakończyć teraz, nie było sensu dalej ciągnąć bezsensownego związku. Zorientowałem się, że zadała mi pytanie, więc mechanicznie pokiwałem głową. Sekundę później jej zimne usta dotykały moich.
To koniec Blake.

***

Donośny dźwięk dzwonka do drzwi wyrwał mnie ze snu. Ociężale ześlizgnąłem się z łóżka i szurając nogami poszedłem otworzyć drzwi. I o mało co nie dostałem zawału.
-Boże święty Blake! Co się stało? –wciągnąłem zapłakaną dziewczynę do mieszkania, automatycznie mocno przytulając.
-On… on mnie rzucił- wychlipała, a krew w moich żyłach zawrzała. Zabiję śmiecia, zabiję.
-Czemu? Kiedy?- spytałem, uspokajająco głaszcząc ją po plecach.
-Rano… wrócił z imprezy w nocy… i rano powiedział, że to koniec… -łzy leciały z jej oczu strumieniami.
-Już spokojnie- szeptałem jej do ucha, próbując choć trochę pocieszyć.
-Wzięłam kilka rzeczy i wyszłam… Nie wiem gdzie są klucze od mojego mieszkania, musiałam tu przyjść.. Przepraszam Max- powiedziała cicho.
-Uspokój się, zawsze możesz tu przyjść- odpowiedziałem i zaprowadziłem ją na kanapę. Usiadłem i pociągnąłem ją do siebie, pozwalając wtulić się we mnie.
-Czemu on mnie rzucił? Przecież mówił, że mnie kocha- chlipnęła.
-Trzeba być debilem, żeby rzucić kogoś tak wspaniałego.
-To dlatego, że jestem brzydka tak?- mruknęła, przekręcając głowę tak, żeby patrzyć mi prosto w oczy.
-Blake nie gadaj głupot. Włosy już ci odrastają i niedługo będziesz wyglądała identycznie jak przed chorobą.
-Ale na razie wyglądam jak potwór- odpowiedziała, ocierając łzy.
-Jesteś śliczna nawet z tymi króciutkimi włoskami.
-Zayn uważa inaczej.
-Zayn jest idiotą i już dawno ci to mówiłem- warknąłem i natychmiast tego pożałowałem. Do oczu mojej przyjaciółki napłynął nowy zestaw łez, a ja poczułem się jak dupek. –Przepraszam…
-Kocham go i myślałam, że on też to czuje- szepnęła.
-Na pewno się ogarnie i przeprosi, zobaczysz.
-Nie widziałeś jego twarzy. To koniec. To po prostu koniec.
To koniec Blake.

Zawsze, kiedy będziecie coś ode mnie chciały jestem do waszej dyspozycji na Twitterze: @justfuckshit - wystarczy napisać :) 
@justfuckshit