niedziela, 2 grudnia 2012

Epilog.

Zapukałem głośno i drzwi praktycznie natychmiast stanęły przede mną otworem. Ze świstem wciągnąłem powietrze, widząc twarz swojej siostry.
-Blake! Co ci się stało?- szepnąłem, przytulając ją do siebie. Dziewczyna jęknęła z bólu, więc odsunąłem ją na wyciągnięcie ramion i dokładnie się przyjrzałem. Poobijana twarz, masa siniaków i zadrapań.- Zgłosiłaś na policję, że cię napadnięto?
-To nie napad, Liam- parsknęła śmiechem, a ja spojrzałem na nią z niezrozumieniem.-Tylko ty możesz mi… możesz nam pomóc.
-Blake, powiedz mi, co ci się stało i kto to zrobił!- podniosłem głos, siadając obok siostry na kanapie.
-Zayn potrzebuje pomocy. Liam, musisz pomóc Zaynowi- powiedziała pewnie i ostro.
-ZAYN TO ZROBIŁ?!- krzyknąłem, podrywając się na nogi.
-Nie wiem, co się z nim dzieje… On nie panuje nad swoimi emocjami, boję się o niego.
-Boisz się o niego? Blake, on cię bije!
-On mnie kocha i ja kocham jego. Zayn potrzebuje pomocy, bo to wszystko go przytłacza. Pomóż mu, Liam. Jesteś jego przyjacielem i znasz go najlepiej. Pomóż mu, proszę cię.
-Ja… pomogę. Obiecuję, że pomogę.

***

„Zayn Malik w szpitalu psychiatrycznym!”
„Członek One Direction od tygodnia przebywa w zamkniętym szpitalu psychiatrycznym!”
„Co spowodowało problemy psychiczne Zayna Malika?”
„Zayn Malik, członek One Direction, bił swoją dziewczynę!”
„Po 3 miesiącach pobytu w szpitalu nareszcie wolny- historia Zayna Malika!”

***

Otworzyłem drzwi do swojego mieszkania i powoli wszedłem do środka. Było dokładnie takie, jak je zapamiętałem. Ciemne, proste i czyste. Skierowałem swoje kroki do salonu, żeby trochę odpocząć i stanąłem zaskoczony. Na mojej kanapie siedziała Blake.
-H-hej- zająknęła się.
-Blake? Co ty tu robisz?- szepnąłem.
-Liam powiedział, że dzisiaj wracasz i… chciałam się z tobą zobaczyć.
-Naprawdę?
-Co?- potrząsnęła lekko włosami, patrząc na mnie pytająco.
-Naprawdę po tym wszystkim, co ci zrobiłem, chcesz mnie jeszcze widzieć?- spytałem niedowierzając.
-Zayn nadal cię kocham. Wtedy… nie radziłeś sobie ze swoim życiem i… i to wszystko wyszło nie tak, jak powinno.
Poczułem, jak w moich oczach zbierają się łzy. Łzy niedowierzania, łzy wzruszenia, łzy pokazujące, że miłość naprawdę istnieje.
-Przepraszam Blake… Tak bardzo przepraszam- szepnąłem, czując łzy spływające po moich policzkach. Dziewczyna wstała z kanapy i powoli podeszła do mnie. Widziałem strach w jej oczach, gdy delikatnie objęła mnie w pasie. –Przyrzekam… Obiecuję, że nigdy więcej cię nie zranię. Kocham cię, tak bardzo cię kocham- przytuliłem ją do siebie i pocałowałem jej włosy.
-Pokaż mi, że miłość jest piękna. Że miłość nie boli- szept dziewczyny był głośniejszy od najgłośniejszego krzyku.
Pokażę ci to, obiecuję.
***
Jason Walker- Echo

Otworzyłem zaciśnięte powieki i po raz kolejny powitałem sterylną biel. Bolał mnie kręgosłup, bolała mnie głowa, bolało mnie serce. Bolało mnie… patrzenie.
Pikanie maszyny informowało mnie, że serce wciąż bije. Coraz wolniej, coraz słabiej, ale bije. Zmusiłem swoje oczy do spojrzenia na osobę leżącą na szpitalnym łóżku. Nie chciałem tego, psychicznie odpychałem od siebie tą myśl, że to Ona, że to Blake, leży na tym łóżku i że to Blake umiera. Umiera przeze mnie.
Bo to ja nie podołałem.
Bo to ja nie znalazłem cholernego dawcy.
Mocno zacisnąłem powieki starając się nie wypuścić na wolność kolejnych słonych łez. Usłyszałem jęknięcie i momentalnie spojrzałem na dziewczynę. Blake patrzyła na mnie zamglonymi oczami, pierwszy raz od czternastu godzin. Czternaście godzin temu z osłabienia straciła przytomność i nie wiadomo było, czy się obudzi. Obudziła się, obudziła i była… wystraszona?
-Blake? Blake słyszysz mnie?- nachyliłem się nad dziewczyną.
-Zay-yn- jęknęła ledwo słyszalnie.-Miałam.. śniłeś mi się.
-Cii. Nie przemęczaj się- szepnąłem, głaszcząc ją po głowie całkowicie pozbawionej włosów.
-Too… to był dobry sen- uśmiechnęła się delikatnie.-Kocham cię Zayn- powiedziała na wydechu.
-Kocham cię Blake- odpowiedziałem głośno, czując uścisk w gardle.
-Nie płacz Z. Nie płacz- szepnęła, kładąc swoją chudą dłoń na mojej.
-Blake, tak bardzo cię przepraszam. Przepraszam, że nie znalazłem dawcy. Przepraszam, że nawaliłem- łzy ostatecznie opuściły moje oczy i zmoczyły policzki.
-To jest mój czas- uśmiechnęła się, głaszcząc moją dłoń.-Muszę umrzeć Zayn, tak było mi pisane od początku.
-Nie możesz umrzeć! Nie możesz zostawić mnie samego z tym wszystkim! Nie pozwolę ci umrzeć! Znajdę tego dawcę, obiecuję!
-Nie obiecuj, nigdy nic nie obiecuj. Nie zdążysz znaleźć dawcy, ja umieram- pomimo tego, że powiedziała to cicho, zabrzmiało bardzo poważnie.
-Zostań ze mną, proszę. Nie zostawiaj mnie!- w zamglonych oczach dziewczyny widać było smutek, gdy odezwała się:
-Zayn? Przyrzeknij, że zawsze będziesz pamiętał, że cię kochałam. Przyrzeknij.
-Zawsze będę cię kochać. Nigdy nie przestanę.
-Przyrzeknij Zayn.
-Przyrzekam. Nigdy o tobie nie zapomnę- wydusiłem, połykając słone łzy.
-Pocałuj mnie-poprosiła.
-Blake…
-Proszę- powtórzyła cicho. Nie mogłem jej odmówić. Nie w chwili, kiedy wiedziałem, że wkrótce ode mnie odejdzie… na zawsze. Pochyliłem się nad jej kruchym ciałem i delikatnie przycisnąłem swoje wargi do jej popękanych ust. Pocałowałem ją tak, żeby zapamiętać to na zawsze. Pocałowałem ją całym sobą, sprawiając jej ostatnią przyjemność, jaką mogła ode mnie dostać.
I gdy oderwałem się od niej, maszyna kontrolująca pracę serca zaczęła przeraźliwie pikać.
Momentalnie zostałem odepchnięty przez lekarzy, który próbowali ratować jej życie. Wiedziałem, że to się nie uda. Wiedziałem, że Blake odeszła. Wiedziałem, że nie wróci. Wodospady łez leciały po mojej twarzy, gdy usłyszałem poważny głos:
-Czas zgonu nastąpił o 18:24, 27 grudnia 2012 roku. Bardzo mi przykro.
-Nie… nie, nie, nie, NIE!- wydarłem się, bezsilnie uderzając pięściami o ścianę. –Nie!
Lekarz spojrzał na mnie ze współczuciem i zwrócił się do pielęgniarek:
-Proszę przykryć ciało i zawieźć do kostnicy.
-Mogę się pożegnać?- spytałem, nie panując nad swoim głosem.
-Oczywiście- pielęgniarki odsunęły się od Blake, robiąc mi miejsce. Po raz ostatni podszedłem do dziewczyny i dotknąłem jej ciała. Przesuwałem dłonią od czoła do dłoni i czułem, że część mnie zniknęła. Ostatni raz nachyliłem się nad jej ciałem i zostawiłem mokry pocałunek na czole.
-Przepraszam. Kocham cię i zawsze będę cię kochał. Przepraszam Blake.
Zaniosłem się płaczem i zjechałem po ścianie, gdy pielęgniarki wywoziły ciało z sali.
Blake odeszła.
Odeszła i zabrała mnie ze sobą.


„To już jest koniec, nie ma już nic, jesteśmy wolni, możemy iść…” 

Wydaje mi się, że tak całkowicie nie nawaliłam i prawdopodobnie znajdzie się ktoś, kto pomyśli „ona napisała dobrą historię”. Wiem, że w wielu momentach zachowałam się nie fair wobec Was, ale też wobec siebie i że przez własną głupotę straciłam wiele sympatii w Waszych oczach. Za to przepraszam i obiecuję poprawę.
Dziękuję za każdy komentarz, każde wejście i każde przeczytane zdanie. Doceniam obecność każdego z Was bez różnicy, jaki wkład mieliście tworzenie tego bloga i bardzo Wam dziękuję.
Jeżeli ktokolwiek po tej historii ma jeszcze ochotę czytać wytwory mojej wyobraźni, to zapraszam na nowego bloga Back for you. Jest to całkowicie inna historia niż Sick One Life i pomimo tego, że z pozoru może wydawać się banalna, to obiecuję, że taka nie będzie. Ah, moje podejście do Waszego udziału w tworzeniu tego bloga też jest inne- nie zamierzam nikogo do niczego zmuszać i będę cieszyć się z tego, co mam.
Kocham Was i dziękuję, że byliście. 
I mam nadzieję, że będziecie. 
@justfuckshit