wtorek, 25 września 2012

Rozdział 29.

Hurts- Wonderful Life

-Zayn do cholery! Nie umieram!- krzyknęłam, po tysięcznym spytaniu „czy czegoś nie potrzebuję”. Od tygodnia mieszkałam z chłopakami w ich willi, bo Zayn nie przyjmował do wiadomości tego, że poradzę sobie sama w mieszkaniu.
-Świetnie, nie umierasz- warknął i wyszedł z salonu zderzając się w drzwiach z Harrym.
-Co go ugryzło?- spytał Hazza, siadając w fotelu obok. Westchnęłam głośno i opadłam na poduszki.
-To się nazywa nadopiekuńczość.
-To się nazywa miłość Blake- uśmiechnął się lekko.
-Ja wiem, ale chyba nie musi co dwie minuty pytać, czy czegoś nie chcę?- spytałam.
-Prawie stracił cię na zawsze, zrozum go. Dba o ciebie, a to normalne w tej sytuacji.
-Nie trzeba mi nadskakiwać, świetnie poradziłabym sobie w swoim mieszkaniu.
-Tu jesteś blisko niego- odpowiedział.
-Jesteś po jego stronie- zauważyłam.
-Tak, bo domyślam się, jak się czuje. Byłaś bliska śmierci, a teraz dopiero dochodzisz do siebie, to całkowicie zwyczajne, że się troszczy i niepokoi.
-Od kiedy ty jesteś taki dojrzały Hazza?- zaśmiałam się.
-Od… nieważne- potrząsnął włosami i dodał- Idź do niego, bo pewnie obwinia się teraz w pokoju, zatruwając płuca dymem.
-Taa. Chyba tak zrobię- odrzuciłam kocyk z nóg i podniosłam się z kanapy. Miałam znacznie więcej sił, ale wciąż byłam osłabiona. Przed wstaniem musiałam chwilę posiedzieć, bo zakręciło mi się w głowie i dopiero, gdy ostrość mojego widzenia się ustabilizowała, wyszłam z salonu. Przechodząc przez hol natknęłam się na lustro. Jedno spojrzenie wystarczyło, żeby stwierdzić, że nadal wyglądam jak potwór. Blada, wychudzona do granic możliwości, z króciutkimi, dopiero odrastającymi włosami, w za dużych ubraniach. Przejechałam ręką po głowie i zacisnęłam powieki. Króciutkie włoski to wszystko, co się na niej znajdowało. Moje włosy, moja chluba, wypadły co do jednego. To bolało najbardziej podczas całej chemioterapii, ale nie dało się tego obejść. Odetchnęłam głęboko i skierowałam się po schodach na górę. Zapukałam do pokoju Zayna, usłyszałam „proszę” i weszłam do środka. Siedział na parapecie i opierał się o framugę okna z jedną nogą swobodnie zwisającą i papierosem w ręku. Pokręciłam głową i westchnęłam znacząco, podchodząc i wyjmując mu papierosa, którego potem zgniotłam w popielniczce.
-Nie truj się.
-To moje życie- odwarknął. Zdziwił mnie jego wrogi ton.
-Papierosy skracają ci je o kilka lat- kontynuowałam.
-Jakoś nie przeszkadzało ci to, jak paliłaś.
-No i zobacz jak to się skończyło- powiedziałam cicho.
-Od papierosów na białaczkę się nie choruje- zareagował, patrząc przez okno. Ou, był naprawdę wkurzony.
-Jesteś zły za to, że nie chcę, żebyś mi nadskakiwał?- spytałam.
-Nie.
-Kłamiesz.
-Nie kłamię. Nie chcesz, żebym ci nadskakiwał, okej. Więcej o nic nie spytam, gwarantuję ci to- odpowiedział.
-Zayn, zrozum mnie… - zaczęłam, ale wszedł mi w słowo:
-To ty mnie zrozum do cholery! To nie ty patrzyłaś przez ponad 2 miesiące na ukochaną osobę na szpitalnym łóżku, słabą i umierającą. To nie ty żyłaś w strachu, że gdy wyjdziesz z sali, to wracając już nie zobaczysz kogoś, kogo kochasz. To nie tobie kilkanaście razy śniła się scena śmierci twojej miłości. Nie ty słyszałaś od lekarza, że zostały 3 dni. Nie wiesz, co czułem, kiedy leżałaś tam umierająca. WIĘC PROSZĘ, DAJ MI SIĘ TOBĄ OPIEKOWAĆ- podniósł drżący z emocji głos. W trakcie mówienia ześlizgnął się z parapetu i stanął naprzeciwko mnie. Nie czekając ani chwili zrobiłam krok do przodu i wtuliłam się w jego ciało. Natychmiast objął mnie tak mocno, jakbym miała mu gdzieś uciec.
-Nie pomyślałam, przepraszam- szepnęłam w jego szyję. W odpowiedzi pocałował mnie tylko w czoło i pogładził po plecach.
-Wciąż boję się, że cię stracę, dlatego jestem nadopiekuńczy i wkurzający. Wybacz mi-mruknął cicho.
-Nigdy nie myślałam nad tym, co ty musiałeś… co ty musisz przechodzić- poprawiłam się.
-Dla ciebie zrobię i przejdę przez wszystko- delikatnie podniosły mu się kąciki ust.- Kocham cię.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i podniosłam głowę, szukając jego ust. Po chwili czułam na swoich wargach gorzki smak papierosów, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Ba, wręcz było przyjemne, kiedy to „te” usta tak smakowały.

***

W podskokach wszedłem do willi i przeskakując po 2 schodki naraz wbiegłem na górę. Otworzyłem drzwi od swojego pokoju i od razu mój wzrok napotkał siedzącego na łóżku Hazzę.
-Heeeej Harreh!- zawołałem radośnie i nie czekając na odpowiedź kontynuowałem- Nie uwierzysz co się stało! Eleanor do mnie wróciła!
-Oh, gratuluję, to świetnie- mruknął, nie okazując większego zainteresowania. Nie zwróciłem na to uwagi i dodałem:
-Byliśmy dzisiaj u ginekologa, wiesz? Za 2 miesiące urodzi mi się córeczka!- byłem tak szczęśliwy, że czułem, że mogę latać.
-Gratuluję stary- uśmiechnął się delikatnie i wyjął z kieszeni bluzy kartkę.
-Co to jest?- spytałem, trochę się opanowując. Widziałem, że mojego przyjaciela coś gryzie.
-Dokument. Bardzo ważny dokument- odpowiedział.
-Jaki dokument?- dopytałem, coraz bardziej zaciekawiony.
-Dokument, na którym jest informacja, że to ty jesteś dawcą szpiku Blake- powiedział poważnie i spojrzał mi prosto w oczy. Zamarłem i momentalnie spoważniałem. –Czemu nic mi nie powiedziałeś?
-Skąd to masz?- syknąłem, wyrywając mu kartkę.
-Szukałem tej bluzy. Pożyczałeś ją, pamiętasz? W kieszeni była ta kartka. Mało uważnie, jeżeli chciałeś, żeby nikt się nie dowiedział- zauważył. Jesteś debilem Louis, skończonym debilem! – Więc? Czemu mi nic nie powiedziałeś?
-Nie ma się czym chwalić.
-Uratowałeś jej życie.
-Oddałem tylko szpik, to lekarze uratowali jej życie- odparłem.
-Nie sądziłem, że będziesz gotowy oddać jej szpik. Jakby nie patrzeć… no nienawidzisz ją, nie?- powiedział powoli.
-Nienawidzę, ale w obliczu śmierci jestem człowiekiem.
-Cieszę się, że to zrobiłeś. Zachowałeś się naprawdę w porządku- kiwnął głową i podniósł się z łóżka.- Szczerze ci gratuluję i córeczki i powrotu do Eleanor, serio- uśmiechnął się i sięgnął do klamki.
-Czekaj!- zareagowałem. –Nie chcę, żeby chłopaki się dowiedzieli, może to pozostać między nami?
-Jasne, nie ma problemu- odpowiedział i z uśmiechem wyszedł z pokoju. Odetchnąłem głęboko i walnąłem się otwartą dłonią w czoło. Schowaj tą pieprzoną kartkę jak najgłębiej się da, nikt więcej nie może się dowiedzieć! Chodziłem w tą i z powrotem po pokoju szukając odpowiedniego miejsca, wybierając w ostateczności jedną ze starych książek psychologicznych. Pocieszała mnie myśl, że to Harry, a nie nikt inny znalazł tą kartkę. Harry nikomu nie powie, umie dotrzymać tajemnicy. Umie, prawda?
@justfuckshit

niedziela, 23 września 2012

Rozdział 28.

The Wanted- Lie to me

Jeden sygnał, drugi, trzeci… Tu Zayn Malik, nie mogę teraz odebrać, zostaw wiadomość. Cholera jasna, jak go potrzeba, to nie może odebrać! Rozłączyłem się i wściekły wcisnąłem telefon do kieszeni. Otworzyłem drzwi do sali Blake, która natychmiast spojrzała na mnie z ciekawością.
-Iiii? Dowiedziałeś się czegoś?
-Ymm nie. Nie powiedział mi- skłamałem i od razu ukuło mnie w klatce piersiowej. Blake natychmiast posmutniała.
-Chyba nigdy się nie dowiem- mruknęła.
-Po co ci to, Blake?- spytałem.
-Już ci mówiłam. Chcę po prostu podziękować za uratowanie mi życia- odpowiedziała cicho.
-Rozumiem. Przepraszam, że nawaliłem, wujek nie chciał nic powiedzieć- powiedziałem przepraszająco. Po co kłamiesz Max? Powiedz jej prawdę, no już!
-Wiem, tajemnica lekarska- ucięła dyskusję, odwracając głowę w stronę okna. –Wiadomo kiedy stąd wyjdę?
-Podobno w przyszłym tygodniu- odpowiedziałem.
-Świetnie- znowu nastała cisza. Po kilku minutach milczenia mój telefon zasygnalizował odebranie sms. Szybko odczytałem i jeszcze bardziej się zirytowałem. „Mam wywiad, czego chcesz?”. Odpisałem mu tylko „ważne” i schowałem telefon. Blake ponownie patrzyła na mnie i po chwili odezwała się:
-Chcę zostać sama.
-Co?
-Chcę, żebyś wyszedł- powiedziała dobitnie. Widziałem w jej oczach smutek, więc podniosłem się z krzesła i lekko musnąłem jej dłoń palcami.  Szepnąłem krótkie „do jutra” i wyszedłem z sali.

***

-Cześć. Lepiej, żeby to było ważne, bo nie mam za dużo czasu- usiadłem na wysokim krzesełku i zwróciłem na siebie uwagę Maxa, krążącego za barem.
-Więc przejdę od razu do rzeczy- odparł, patrząc na mnie twardo.- Wiem, kto jest dawcą.
Spiąłem się na te słowa. Skąd on się dowiedział? Mi nie chcieli powiedzieć, ale jemu już tak, ta?
-Skąd wiesz?- warknąłem.
-Naprawdę bardziej interesuje cię to, skąd wiem, od tego, kto nim jest?- spytał z niedowierzaniem.
-Więc kto nim jest?
-Louis Tomlinson- odpowiedział poważnie. Zaśmiałem się głośno, ale widząc jego powagę momentalnie ucichłem.
-Louis?!- powtórzyłem głośno.
-Louis. Nie drzyj się, gości mi wystraszysz- syknął.
-Ale Louis? Louis, ten Louis?!
-Malik, czy ty naprawdę jesteś takim idiotą, że nie dociera do ciebie za pierwszym razem?
-No bo cholera! Po co Louis miałby oddawać szpik Blake, której nienawidzi? –spytałem, wciąż nie wierząc w to co mówił.
-A skąd ja mam wiedzieć? Jasnowidzem jestem?- warknął.- Powiedziałem ci, kto jest dawcą. Ty zrób z tą wiedzą, co chcesz.
-Czemu nie powiedziałeś od razu Blake?-  zapytałem, a on spojrzał na mnie jak na idiotę.
-Pomyślmy. Jak Blake zareagowałaby na wiadomość, że życie uratował jej człowiek, który najpierw zrobił jej dziecko, potem przespał się z nią, w zasadzie zgwałcił, żeby rozwalić wasz związek, co mu się udało, a teraz oddaje jej szpik?
-Wkurzyłaby się?- odpowiedziałem, a on jeszcze uważniej na mnie spojrzał.
-To było pytanie retoryczne, durniu. Tak, Blake by się wkurzyła. Według mnie, jeżeli Louis chciał pozostać anonimowy, to też nie chce jej o tym mówić. A my nie powiemy jej tego, bo nie chcemy żeby się denerwowała. Tak?
-Będziemy tego żałowali Max- powiedziałem poważnie.
-Dopóki Blake nie będzie wiedziała, nie będziemy żałować- odpowiedział i odszedł do klientów.

***

-Hej- usłyszałam zachrypnięty głos swojego chłopaka i spojrzałam na niego z uśmiechem.
-Heej- powiedziałam radośnie i uśmiechnęłam się jeszcze bardziej, kiedy cmoknął mnie w policzek, siadając na krzesełku obok. Po jego minie od razu zauważyłam, że coś jest nie tak. –Co tak późno?
-Przedłużył nam się wywiad- odpowiedział z grymasem.
-Jak było?
-Dobrze- mruknął. Nastała krępująca cisza, a dodatkowo wkurzało mnie to, że chłopak unikał mojego wzroku.
-Spójrz na mnie Zayn- powiedziałam poważnie, a czekoladowe oczy nareszcie spotkały się z moimi.- Co się stało?
-Nic się nie stało, jestem zmęczony- odpowiedział.
-Nie musiałeś tu przychodzić- powiedziałam cicho, czując ucisk w gardle.
-Ale chciałem.
-Zayn, widzę, że coś się dzieje. Powiedz mi, proszę- szepnęłam.
-Nic się nie dzieje, naprawdę- chwycił moją dłoń.
-Kocham cię- odezwałam się po chwili.
-Wiem- uśmiechnął się lekko i znów nastała cisza.
-Do jasnej cholery Zayn! Powiedz mi co się dzieje, chcę wiedzieć!
-Nic się nie dzieje, jestem po prostu zmęczony- powtórzył.
-Spójrz na mnie i powiedz, że wszystko jest w porządku- rozkazałam ostro. Chłopak podniósł wzrok, ale po chwili znów go opuścił. –Świetnie, rozumiem. Nie kochasz mnie już, tak?
-Co ty wygadujesz? Oczywiście, że cię kocham Blake! –podniósł głos, patrząc na mnie.
-No to o co chodzi?
-Mam gorszy dzień, nie chcę cię obarczać swoimi problemami- odpowiedział.
-Nie jest to nic związanego z nami?- dopytałam.
-Nie- odpowiedział zdecydowanie za szybko.
-Kłamiesz.
-Co? Nie, nie kłamię! – zaprzeczył.
-Widzę, że coś jest nie tak i widzę, że strasznie cię to męczy. Więc proszę, powiedz mi, co się dzieje- powiedziałam łagodnie.
-Okej… Mam wyrzuty sumienia, że nie dowiedziałem się, kto jest dawcą, a tak bardzo ci na tym zależy. To wszystko, przepraszam- odpowiedział i nerwowo przygryzł wargę. Chwyciłam jego dłoń i jak najmocniej ścisnęłam. Wiedziałam, że pewnie nawet tego nie poczuł ze względu na moje ograniczone siły, ale liczyło się przesłanie.
-Posłuchaj mnie uważnie. Nie mam ci tego za złe. Najwidoczniej dawca naprawdę nie chce, żebym go poznała, trudno, rozumiem. Wiem, że się starałeś i za to cię kocham. A w myślach dziękuje dawcy, że uratował mi życie, które mogę spędzić z tobą- uśmiechnęłam się, a chłopak spojrzał na mnie poważnie.
-Gdybyś wiedziała, jak bardzo cię kocham- szepnął. Wiem Zayn, wiem.
@justfuckshit

sobota, 15 września 2012

Rozdział 27.

Pomogę… pomogę…. pomogę…. te słowa wciąż odbijają się echem w moich myślach. Obiecałem i nie mogę jej zawieść. Ale co będzie jak mi się nie uda? Nie chcę widzieć więcej rozczarowania w jej oczach. Chce żeby była szczęśliwa, tylko o tym marzę. No już Zayn, dalej, musisz dowiedzieć się kto jest dawcą! Z takim nastawieniem ruszyłem w kierunku gabinetu lekarza. Zapukałem i nie czekając na odpowiedź wszedłem do środka.
-Oooo… pan Malik. Co pana do mnie sprowadza? U pana dziewczyny wszystko w porządku, nie ma powodu do obaw- powiedział.
-Ja w zasadzie przyszedłem do pana, panie doktorze- odrzekłem śmiało i kontynuowałem– czy mógłby mi pan powiedzieć kto jest dawcą szpiku?
-Niestety nie mogę, dawca chciał zostać anonimowy, obowiązuje mnie tajemnica lekarska– odpowiedział szorstko.
-Ale panie doktorze… - nie rezygnowałem.
-Myślę, że nie mogę panu pomóc. Przepraszam ale muszę iść na obchód– powiedział, prawie wypychając mnie z gabinetu.
-Proszę!- nie dawałem za wygraną.- Obiecałem Blake, że pomogę jej znaleźć tego dawcę , nie mogę jej zawieść… nie po raz kolejny- brnąłem dalej w dyskusję.
-Przykro mi – powtórzył lekarz i ruszył w stronę sal szpitalnych.
-Proszę poczekać- krzyknąłem i pobiegłem w jego stronę. – Niech pan mnie zrozumie… Obiecałem jej… obiecałem jej, że znajdę tą osobę… zrobiłem jej nadzieję , że będzie mogła osobiście podziękować. Jak ona się teraz poczuje kiedy znów ją zawiodę? Jeśli spotkanie z dawcą ma być powodem jej szczęścia, to w dupie mam tą całą tajemnicę lekarską- powiedziałem na jednym oddechu.
-Niech pan ochłonie- odpowiedział i odszedł.
Zrezygnowany usiadłem pod ścianą. Jak mam jej to powiedzieć? Nie chcę sprawiać jej zawodu i widzieć bólu w jej oczach… Jeśli znalezienie tego dawcy ma być powodem jej szczęścia, to choćby nie wiem co, to go znajdę. Z taką myślą ruszyłem do sali Blake. Kiedy wszedłem ujrzałem bladą i przerażająco chudą dziewczynę. Znów poczułem ból. Co ja mam jej powiedzieć ? Uśmiechnęła się. Usiadłem obok łóżka i chwyciłem ją za rękę.
-Dowiedziałeś się czegoś? – zapytała z nadzieją.
-Pracuję nad tym –odpowiedziałem. Blake trochę posmutniała, jakby czuła, że coś jest nie tak.- Jak się czujesz ?- próbowałem zmienić temat.
-Coraz lepiej.- odpowiedziała… ale uśmiech zniknął.-Wiesz co Zayn ?– zaczęła poważnie. – Leżąc tutaj zrozumiałam jak w ciągu sekundy może zawalić ci się cały świat… Zaczynasz żałować wielu swoich decyzji… myślisz o ludziach, których bardzo skrzywdziłeś, a oni wcale na to nie zasługiwali- mówiąc to spojrzała mi głęboko w oczy. Widziałem w nich ogromny ból. – Wiesz?– ciągnęła.- Gdybym mogła cofnąć czas, nigdy bym Cię nie skrzywdziła…- przerwał jej telefon. Odebrałem i to był mój błąd. Harry kazał mi wracać, ponieważ mieliśmy jakiś wywiad typu „Last minute” . Z grymasem na twarzy musiałem pożegnać się z Blake.
-Wpadnę wieczorem- obiecałem.

****

Wyszedł i znów zostałam sama. Zaczęłam zastanawiać się jak to będzie, kiedy już wyjdę z tego cholernego szpitala i jak dalej potoczy się moje życie. Jedno jest pewne: koniec z wizerunkiem „zimnej suki”. Koniec, życie jest zbyt krótkie, żeby tak je marnować. Teraz chcę być tylko szczęśliwa i to z Zaynem. Stara Blake już nigdy nie wróci… zniknęła z chwilą, gdy dowiedziałam się, że jestem chora.
-No nie, wciąż zamulasz!- wesoły ton zmusił mnie do spojrzenia w stronę drzwi. Stał w nich uśmiechnięty Max.
-Bujaj się Max-odpowiedziałam radośnie. Ten chłopak automatycznie poprawiał mi humor.
-Nie dzięki, posiedzę- odparł i usiadł na zajmowanym kilka minut temu przez Zayna, krzesełku. –To jak leci? Kiedy wychodzisz i idziemy na imprezę?
-Nie wiem, nadal nie podają dokładnego terminu, żeby mi nie robić w razie czego nadziei.
-Przecież coraz lepiej się czujesz prawda?- spoważniał.
-Prawda, ale wciąż jestem za słaba. Nawet sama z łóżka nie wstanę, co dopiero mówić o chodzeniu.
-Powoli dojdziesz do siebie, a na imprezę prędzej czy później pójdziemy- uśmiechnął się pocieszająco.
-Pójdziemy- szepnęłam i odwróciłam wzrok. Zauważył to i spytał:
-Stało się coś?
-Nie, po prostu…- zacięłam się.
-Co po prostu?
-Poprosiłam Zayna, żeby pomógł mi dowiedzieć się, kto jest dawcą szpiku. Widzę, że nie udało mu się tego załatwić, a nie chce się przyznać… Nie chcę, żeby nasz związek był oparty na sekretach i kłamstwach.
-To mu to powiedz- oznajmił, jakby to była najoczywistsza oczywistość.
-To nie takie proste Max.
-To jest bardzo proste. Ale hej! Przecież mój wujek jest w tym szpitalu ordynatorem- wyglądał, jakby dostał nagłego olśnienia.- Pójdę go spytać i na pewno mi powie!
-Chyba już nie chcę sobie robić nadziei… Jego też obowiązuje tajemnica lekarska, nic ci nie powie.
-Zakład? O butelkę wódki- wyciągnął rękę.
-Zakład- uścisnęłam ją.
-Prawie nie czuć tego uścisku- uśmiechnął się ironicznie.
-Spadaj, nie mam siły na mocniejszy- syknęłam.
-Zayn to cię chyba na rękach będzie nosił po wyjściu ze szpitala. Pewnie będzie mu to na rękę, nie?- zaśmiał się ze swojego żartu i gdy zgromiłam go spojrzeniem, wyszedł z sali.

***

Przemierzałem korytarz z uśmiechem na ustach. Kiedy w końcu dostałem się na odpowiedni oddział, zacząłem szukać gabinetu. Trudno było nie zauważyć- złote litery dumnie lśniły na ciemnobrązowych drzwiach. Wujek zawsze lubił przepych i nigdy się z tym nie ukrywał. Zapukałem i słysząc „wejść”, otworzyłem drzwi. Gabinet w niczym nie przypominał gabinetu lekarskiego. Czarne meble, beżowe ściany i puszysty dywan dawał złudzenie pokoju w eleganckim domu.
-Max! Dawno cię nie widziałem- w moich uszach zagrzmiał donośny głos wuja.
-Witaj wujku- uśmiechnąłem się i delikatnie się z nim objąłem. Po chwili wskazał mi obijany skórą fotel, a sam usiadł naprzeciwko.
-Co cię do mnie sprowadza? Mam nadzieję, że nie jesteś chory?
-Nie nie! Jestem całkowicie zdrowy, po prostu mam sprawę- uspokoiłem go.
-Jaką sprawę?
-Moja przyjaciółka miała przeprowadzany przeszczep szpiku w tym szpitalu.
-Ohh, to przykre- powiedział, choć w jego głosie nie było słychać współczucia.
-Dawca chciał pozostać anonimowy, jednak Blake bardzo zależy na kontakcie z nim. Chyba jesteś w stanie załatwić mi jego nazwisko?- kontynuowałem pewnie.
-Max, jeżeli dawca chciał pozostać anonimowy to taki pozostanie. Dokumenty są pilnie strzeżone, nie dostanę się do nich po kryjomu.
-Jesteś ordynatorem do cholery czy nie? Chyba możesz raz w życiu mi pomóc?- warknąłem.
-Zakochałeś się w niej, że ci tak zależy?
-Błagam cię. Jestem gejem i dobrze o tym wiesz. Blake jest moją przyjaciółką i czy mi pomożesz, czy nie, zdobędę te nazwisko- utrzymywałem ostry ton. Wujek pokręcił powoli głową i bez słowa sięgnął po słuchawkę, wykręcając numer.
-Nazwisko tej dziewczyny- zwrócił się do mnie.
-Blake Payne- odpowiedziałem. Po chwili po gabinecie roznosiły się wypowiedzi mężczyzny do telefonu, z których wywnioskowałem, że jestem blisko celu.
-Oh, świetnie Hodgins. Tak, tak, dziękuję ci bardzo. Tak, oczywiście, zostanie to między nami. Do usłyszenia, tak tak- wuj zakończył rozmowę, odkładając słuchawkę.
-No?- pospieszyłem. Zaśmiał się lekko i wypowiedział 2 słowa, które spowodowały, że zesztywniałem.
@justfuckshit

wtorek, 11 września 2012

Rozdział 26.


Głośne pikanie maszyny nasilało się z każdą sekundą. Zaraz potem rozległ się alarm. Monitor kontrolujący pracę serca zaczął migać, a ja wpatrywałem się w niego w przerażaniu. Nie. Nie! NIE!
-Nawet nie próbuj Blake! – zawołałem, sięgając po jej rękę.
-Proszę się odsunąć od łóżka!- usłyszałem krzyk pielęgniarki, która bezskutecznie próbowałam mnie oderwać od dziewczyny.
-NIE! – krzyknąłem, potrząsając ręką dziewczyny. – Nawet, KURWA, NIE PRÓBUJ BLAKE! NIE PRÓBUJ! Mówię do ciebie, nie rób tego, do cholery!
-Proszę wyjść!
Silne ręce odsunęły mnie od łóżka i wypchnęły za drzwi. Bezskutecznie próbowałem się wyrwać, wciąż wpatrując w twarz Blake. Lekarze i pielęgniarki otoczyli łóżko, zasłaniając mi widok. Ostatnie co zdążyłem zobaczyć, to rozwijane przez pielęgniarki przewody od defibrylatora. Pociemniało mi przed oczami. – Nie próbuj mnie do cholery zostawiać… - szepnąłem, opierając się o ścianę naprzeciwko drzwi i zsuwając się po niej.
Podniosłem się i przez szybę obserwowałem, jak pielęgniarka zaczyna podawać jej leki dożylnie. Inna rozpięła jej koszulę, a lekarz w niebieskim fartuchu przyłożył dwie elektrody do jej delikatnej skóry.
-Naładować do 200! Przygotować się! Czysto! – trzask zmieszał się z odgłosem uderzania pleców Blake o łóżko. Alarm wciąż dzwonił. Lekarz wskazał coś pielęgniarce, która natychmiast wstrzyknęła w chudziutką rękę Blake jakąś przezroczystą substancję.
–Naładować! Czysto! –dźwięk alarmu wciąż roznosił się po korytarzu, kiedy klatka piersiowa Blake opadała na łóżko. Widziałem spojrzenia lekarzy, wiedziałem, że jest źle. Naładowali jeszcze raz i ponownie rozszedł się głuchy odgłos. Łzy wypływały z moich oczu jak z wodospadu, kształty mi się rozmywały. Ponownie zsunąłem się po ścianie, nie mogłem na to patrzeć. Chwilę później alarm zamilkł, a drzwi od sali się otworzyły. Spojrzałem w tamtym kierunku i jeszcze zanim lekarz się odezwał wiedziałem, co chce mi powiedzieć.
-Przykro mi. Nie dało się nic zrobić- powiedział poważnie, a ja głośno zapłakałem.

***

-Zayn! Zayn! Obudź się do cholery!- potrząsnąłem mocno ramieniem chłopaka, który od kilku minut krzyczał przez sen. Otworzył oczy przerażony, a ja spojrzałem na niego pytająco.
-Liam? Blake nie żyje!- wykrzyknął i rozpłakał się.
-Co? Co ty gadasz? Przecież u Blake wszystko w porządku, uspokój się- powiedziałem spokojnie, kładąc mu rękę na ramieniu.
-To… to był sen?- szepnął, ocierając oczy.
-Oczywiście, że tak. Zayn, Blake zdrowieje, uspokój się- uśmiechnąłem się pocieszająco.
-Boże! Śniło mi się, że ona… umarła. Widziałem jak ją reanimowali, jak umierała- powiedział cicho, trzęsąc się z emocji. Przytuliłem go do siebie, a on rozpłakał się na dobre.
-Stary, nie rycz jak baba! Blake miała tydzień temu przeszczep, dochodzi do siebie i niedługo wyjdzie ze szpitala. Nic jej nie grozi, jest coraz lepiej, przecież wiesz. Miałeś zwykły koszmar, zdarza się- klepnąłem go w plecy i odsunąłem się. Widziałem, że już się uspokoił. Podniosłem się z jego łóżka i dopiero przy drzwiach zatrzymałem się i odezwałem:
-Doprowadź się do porządku, bo za pół godziny jedziemy do szpitala.

***

Pomimo tego, że to był sen prawie biegiem wszedłem do szpitala i skierowałem się do sali Blake. Odetchnąłem z ulgą dopiero wtedy, kiedy dziewczyna widząc mnie i Liama w drzwiach uśmiechnęła się delikatnie. Przed wejściem musieliśmy założyć maski i fartuchy ochronne, ale czy to ważne? Blake żyła, to się liczy!
-Hej- odezwała się cicho, a ja uśmiechnąłem się szeroko i cmoknąłem w powietrzu. Posłała nam delikatny uśmiech, gdy usiedliśmy niedaleko jej łóżka. W tej sposób się witaliśmy, na nic innego nie pozwalali lekarze w obawie przed infekcją. –Jak minął dzień?
-Dobrze, rano mieliśmy wywiad, potem wróciliśmy na chwilę do domu, bo byliśmy zmęczeni, no i jesteśmy. Mocno się nudziłaś?- spytałem.
-Nie. Jak tylko wychodzicie to idę spać i tak w kółko, podobno tak mój organizm się regeneruje- odpowiedziała. Była wyraźnie zadowolona, co zauważył też Liam, bo odezwał się:
-Co tak tryskasz humorem?
-Mam coraz więcej siły, już się tak nie męczę, no i lekarze mówią, że już niedługo będę mogła wyjść- była taka radosna, że aż serce mi „rosło” na ten widok.
-To fantastycznie!
-Noo. Ym, bo myślałam trochę nad jedną sprawą- zaczęła powoli. Spojrzeliśmy na nią pytająco.
-Co się dzieje?- spytał Liam.
-Pamiętam, jak mówiliście, że dawca chce być anonimowy. Tylko, że ja naprawdę chciałabym go poznać…
-Blake, to nie możliwe. Lekarze ukrywają dane osób, które chcą pozostać anonimowe- odpowiedziałem.
-Zależy mi na podziękowaniu, tylko i wyłącznie. Chyba możecie poprosić lekarza o takie coś?
-Możemy, ale to… to nie jest dobry pomysł- stwierdził Liam.
-Czemu?- spytała dociekliwie.
-Nie wiemy, kto to może być tak? Może ta osoba nie chce, żebyśmy wiedzieli o jej istnieniu?
-A może chce, tylko się wstydzi?- odpyskowała. Zdecydowanie wracała stara, zdrowa Blake.
-Dopóki jeszcze jestem silniejszy, zarządzam koniec tematu. Idę po kawę, pogadajcie sobie- mruknął Liam i wyszedł. Odprowadziłem go wzrokiem do drzwi i ponownie przeniosłem spojrzenie na Blake. Patrzyła na mnie skupiona z uwagą.
-Co jest?- odezwałem się, nie wytrzymując jej spojrzenia.
-Pomożesz mi w znalezieniu tej osoby?
-Blake…
-Proszę Zayn, zależy mi na tym- powiedziała cicho, a ja zobaczyłem powagę jej oczach.
-Czemu ci tak zależy?
-Ten ktoś uratował moje życie, chcę mu po prostu podziękować. To jak, pomożesz?- spojrzała na mnie prosząco tymi swoimi dużymi, czekoladowymi oczami, a ja po raz kolejny uległem.
-Pomogę.
@justfuckshit

niedziela, 9 września 2012

Rozdział 25.

Jonathan Clay- Heart On Fire

Przez ostatni miesiąc codziennie odwiedzam szpital. Odwiedzam go, chociaż sprawia mi to ogromny ból. Blake, z każdym dniem coraz słabsza, nie ma siły nawet na rozmowę. Jakie są relacje między nami? Nie wiem. Wyjaśniliśmy sobie wszystko i w sumie jesteśmy znowu razem, ale ten związek jest… dojrzalszy? Na pewno nie jest normalnym związkiem. Siedzę w jej sali kiedy tylko mam czas, bo wiem, że z dnia na dzień mogę ją stracić. Nasz związek nie opiera się na przytulaniu, całowaniu i słodzeniu sobie. Nasz związek polega na wzajemnym wspieraniu i po prostu byciu ze sobą. Właśnie szedłem korytarzem do jej sali, kiedy usłyszałem wołanie. Odwróciłem się i poczekałem na lekarza prowadzącego, który szedł w moim kierunku.
-Dzień dobry, panie Malik. Możemy porozmawiać?
-Oczywiście, coś się stało?- spiąłem się.
-Nie nie. Mam dla pana kilka… informacji- wskazał ręką na drzwi do swojego gabinetu, w którym po chwili usiedliśmy.
-Więc?- spytałem po krótkiej chwili.
-Stan pańskiej dziewczyny ulega stałemu pogorszeniu. Chemie nie odnoszą spodziewanych rezultatów, potrzebny jest natychmiastowy przeszczep- powiedział bez owijania w bawełnę.
-Nie znaleźliśmy jeszcze odpowiedniego dawcy.
-Zdaję sobie z tego sprawę. Niestety, pani Payne zostały 3-4 dni życia bez przeszczepu. Jej organizm nie reaguje już na nasze lekarstwa.
-3 dni? – powtórzyłem z niedowierzaniem.
-Maksymalnie. Nie otrzymujemy jakiejkolwiek odpowiedzi ze strony jej organizmu, co jest rzadko spotykane przy takich ilościach leków.
-Postawię na nogi cały kraj i znajdę dawcę- powiedziałem pewnie.
-Na taką reakcję liczyłem. 3 dni, panie Malik- powtórzył i podniósł się, dając mi znak, żebym wyszedł. Opuściłem jego gabinet i oparłem się o pobliską ścianę. Jeżeli nie znajdę dawcy w ciągu najbliższych dni, Blake umrze. Stracę ją ponownie, tym razem na zawsze. Nie umrze Zayn, znajdziesz dawcę! Z takim nastawieniem sięgnąłem telefon i wybrałem numer do naszego managera. Natychmiast odebrał.
-Co jest Zayn?
-Zostały 3 dni- powiedziałem krótko.
-3 dni do czego?- spytał, najwyraźniej nie rozumiejąc.
-3 dni życia Blake. Postaw na nogi cały świat, ale znajdź tego cholernego dawcę! Ona nie może umrzeć!- krzyknąłem do słuchawki, a ludzie przechodzący obok dziwnie na mnie spojrzeli.
-Robimy co możemy, przecież wiesz- odparł.
-Gówno a nie robicie! Od jakiegoś czasu nie widziałem żadnej informacji od was w Internecie! Ludzie myślą, że dawca już się znalazł i nic nie robią, a Blake umiera!
-Uspokój się. Już wysłaliśmy wiadomość na Twitterze i Facebooku ze wszystkich kont, do BBC i na najważniejszych portalach internetowych. Odetchnij i idź do niej SPOKOJNY. Dawca się znajdzie, obiecuję- powiedział poważnie i rozłączył się. Policzyłem do dziesięciu i zawróciłem do sali Blake. Gdy tylko przekroczyłem próg pomieszczenia ogarnęło mnie jeszcze większe przygnębienie. Dziewczyna leżała podłączona do kroplówki, blada jak ściana i chuda jeszcze bardziej niż przedtem. Została z niej tylko skóra i kości, każda pojedyncza kostka była możliwa do obejrzenia. Kiedy usłyszała otwierane drzwi, powoli przekręciła głowę i spojrzała na mnie, obdarowując lekkim uśmiechem. Miała zapadłą twarz, praktycznie białe usta i po dawnej Blake zostały tylko duże, brązowe oczy. Podszedłem do niej i delikatnie pocałowałem w czoło. Usiadłem obok i chwyciłem jej chłodną dłoń.
-Witaj kotku- uśmiechnąłem się, próbując zatuszować przygnębienie. Wychodziło mi to coraz lepiej, lekarz zabronił mi pokazywać przy niej smutek, bo mogło to pogorszyć jej stan psychiczny.
-Heej- wychrypiała cicho. Nawet jednym krótkim „hej” się zmęczyła, bo oddychała ciężko. Było źle, bardzo źle. –Wiesz?
-Hm?- mruknąłem, patrząc na nią z uwagą i wsłuchując się dokładnie. Wypowiadane przez nią słowa były tak ciche, że naprawdę trzeba było się skupić.
-Wciąż dziwię się, że tu przychodzisz- wysapała i odetchnęła głęboko.
-Kocham cię, dlatego tu jestem- uśmiechnąłem się, gładząc ją palcem po policzku. Drgnęła na ten dotyk, przenosząc spojrzenie na moją rękę.
-Umrę, prawda?- spytała cichutko, całkowicie spokojna.
-Nie pozwolę ci umrzeć - powiedziałem pewnie.
-Nic nie zrobisz- szepnęła, ponownie patrząc w moje oczy.-Już umieram. Jestem łysa, wyglądam jak potwór…
-Dla mnie zawsze będziesz piękna-uśmiechnąłem się.
-Nie chcę żebyś tu przychodził- powiedziała głośniej, unikając mojego wzroku.
-Czemu?
-Nie chcę, żebyś pamiętał mnie w takim stanie. Chcę być w twoich wspomnieniach piękną brunetką, a nie łysym potworem- wyszeptała. Westchnąłem ciężko i mocniej ścisnąłem jej dłoń.
-Posłuchaj mnie uważnie. Po pierwsze, dla mnie zawsze jesteś piękna, bez względu na sytuacje. Po drugie, zapamiętam cię jako siwą staruszkę, siedzącą w bujanym fotelu i bawiącą się z wnukami, a nie tak. Spędzę z tobą resztę naszego życia, bo przez najbliższe kilkadziesiąt lat się mnie nie pozbędziesz. Rozumiesz?
-Kocham cię Zayn- powiedziała pewnie i głośno, jak dawna Blake. Niestety zaraz po wypowiedzeniu tych słów wróciła bezsilna, chora i umierająca miłość mojego życia. Patrzenie na nią w takim stanie sprawiało mi niewysłowiony ból. Z każdą mijającą sekundą traciła siły, a jej życie zmierzało ku końcowi. Nie pozwolę jej umrzeć, nie pozwolę- zapewniłem się po raz kolejny i usłyszałem cichy szept:
-Pocałuj mnie.
-Blake, nie masz siły- odpowiedziałem z trudem, mając identyczną potrzebę, co ona.
-Chcę cię pocałować. Proszę Zayn- zażądała. Nie mogłem się dłużej opierać. Pochyliłem się nad nią i delikatnie musnąłem jej wargi. Były chłodne, jeszcze chłodniejsze od dłoni. Dziewczyna odpowiedziała mi bardzo delikatnie, ale czułem, że wkładała w to niesamowicie dużo siły. Odsunąłem się od niej po chwili, a ona jęknęła z niezadowoleniem.
-Kotku jak wrócimy do domu to obiecuję, że nie przestanę cię całować- szepnąłem, cmokając ją jeszcze raz w czoło. Przez chwilę na jej twarzy pojawił się grymas, ale szybko zastąpił go uśmiech.-Prześpij się, musisz odpoczywać- powiedziałem cicho, a ona posłusznie zamknęła oczy. Już po krótkiej chwili jej klatka piersiowa unosiła się regularnie, co znaczyło, że zasnęła. Następne 2 godziny spędziłem na patrzeniu na nią, wciąż trzymając jej dłoń. Ciszę w sali przerwała pielęgniarka.
-Panie Malik?
-Tak?
-Pan doktor prosi pana o rozmowę w gabinecie- uśmiechnęła się i wyszła. Ucałowałem dłoń Blake, kładąc obok jej tułowia i wyszedłem z sali. Lekarz już czekał w swoim gabinecie i powitał mnie z ogromnym uśmiechem.
-Mamy dawcę- zaczął bez powitania. Sapnąłem nie dowierzając. –Przed chwilą przyszły wyniki wczorajszych próbek, skontaktowaliśmy się z dawcą i jutro może zostać przeprowadzony przeszczep.
-Naprawdę?
-Tak. Jest jedno zastrzeżenie. Dawca chce pozostać anonimowy.
-Nie ma problemu, ale podziękuje mu pan od nas?- spytałem.
-Oczywiście. To wszystko co chciałem panu powiedzieć, przeszczep odbędzie się jutro o 14.
-Dziękuję panie doktorze, dziękuję-uścisnąłem jego rękę i wyszedłem. Prawie w podskokach wróciłem do sali Blake, która wciąż spała. Wyjąłem telefon i wysłałem jednego sms do wszystkich kontaktów: „Mamy dawcę, jest szansa!”.
@justfuckshit

sobota, 8 września 2012

Rozdział 24.

Taylor Swift- Back To December

Leżałam nieruchomo wpatrzona w sufit, a słowa wypowiadane przez siedzącą obok Anne odbijały się od moich uszu. Poczułam uścisk na dłoni i spojrzałam w jej stronę.
-Blake wiem, że jest ci ciężko, ale nie możesz się załamać- powiedziała spokojnie.
-Niedługo i tak umrę, co za różnica w jakim nastroju- mruknęłam. Kobieta westchnęła cicho.
-Posłuchaj. Traktuję cię jak córkę, chociaż to nie realne, bo bym musiała urodzić jako piętnastolatka…- uśmiechnęłam się lekko, słysząc to. Anne kontynuowała- znajdę dawcę, nawet jeśli będę zmuszona jechać po niego do Chin. Przeżyjesz, rozumiesz?
-Możesz tak mówić, ale nawet lekarz jasno określił moje szanse na mniej niż 50%- szepnęłam.
-Lekarz nie może być przesadnym optymistą, taka praca. A właśnie, co do pracy. Odwołałam wszystkie twoje sesje, reklamy i pozostałe zlecenia. Jak będziesz całkowicie zdrowa zaczniemy od początku, teraz się tym nie przejmuj.
-Anne, chcę cię o coś prosić- zaczęłam, a ona spojrzała na mnie z uwagą.- Nie chcę, żeby cały świat wiedział o mojej chorobie, rozumiesz?
-To niemożliwe Blake. Jeżeli mamy znaleźć dawcę, to musimy powiedzieć światu. W gruncie rzeczy sława pomaga w takich momentach. Ah, Liam będzie za godzinę, dzwonił, że musi dokończyć sesję.
-Rozumiem- mruknęłam cicho i ponownie wlepiłam spojrzenie w biały sufit. Usłyszałam jeszcze głośne westchnienie Anne i odcięłam się od świata. Leżałam w tym szpitalu dopiero dzień, a już byłam przygnębiona do granic możliwości. Co chwila do mojej sali przychodzi lekarz lub pielęgniarki, bardzo dobrze zdaję sobie sprawę, że to tylko i wyłącznie ze względu na mój status społeczny. Wczoraj wieczorem odwiedził mnie Liam, widziałam, że gdy tylko powiedziałam mu wszystko załamał się całkowicie. Nigdy nie był silny psychicznie, a teraz jeszcze takie coś... Za kilka godzin miałam mieć przeprowadzoną pierwszą chemię, bałam się. Dopiero teraz, kiedy moje życie tak naprawdę się kończy, zdaję sobie sprawę ile rzeczy przegapiłam, ile złych ruchów popełniłam, ile szans przegapiłam. Ponownie poczułam uścisk na dłoni i usta na policzku. Od razu rozpoznałam zapach i mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Max- szepnęłam.
-Hej mała- uśmiechnął się do mnie lekko.
-Co tu robisz?
-Jak to co?- spytał zdziwiony.- Odwiedzam swoją przyjaciółkę.
-Nie liczyłam na to, że przyjdziesz.
-Blake, przyjaciół się nie zostawia, bez względu na sytuację. Będę z tobą do końca rozumiesz? Przez najbliższe kilkadziesiąt lat nie zamierzam cię opuszczać- pokazał swoje białe ząbki w uśmiechu. Kiedy zobaczył, że chcę coś powiedzieć, położył palec na moich ustach.- Nawet mnie nie wkurzaj, za kilka tygodni będziemy się bawić na imprezie.
-Chyba na pogrzebie.
-Oh zamknij się! Sądzisz, że Anne, ja, Liam i reszta chłopaków pozwolimy ci umrzeć?- warknął.
-A co możecie zrobić?
-Widzę, że nie masz dostępu do Internetu. One Direction zorganizowało akcję, w której szukają dawcy. Już teraz, po kilku godzinach są tysiące zgłoszeń. Ludzie chodzą na badania i chcą pomagać, Blake!
-Naprawdę?- szepnęłam ze łzami w oczach.
-Naprawdę. Sam oddałem próbkę do badania, tak samo jak chłopaki i Anne. Masz mieć kilka chemii i będzie możliwy przeszczep, zależy nam na czasie.
-Dziękuję Max-ścisnęłam jego rękę, a on uśmiechnął się do mnie.
-Wszyscy chcą pomagać, Blake. Nie siedzimy bezczynnie, czekając na twoją śmierć!- przypomniał.
-Nie krzycz na moją siostrę!- usłyszeliśmy głos Liama, który wszedł do sali, razem z resztą zespołu. Byli wszyscy, każdy bez wyjątku. Przywitali się z Maxem i podeszli do mnie.
-Jak się czujesz?- spytał Li, siadając na krzesełku po drugiej stronie łóżka. Zaraz potem usłyszeliśmy prychnięcie Louisa.
-Naprawdę pytanie na miejscu Liam. Jak może się czuć?- sarknął. Udałam, że nie usłyszałam jego wypowiedzi i spojrzałam na brata.
-Dobrze, na razie dobrze. Wieczorem po chemii będzie gorzej, ale dam radę.
-Oczywiście, że dasz radę. Masz nas, my ci pomożemy- odezwał się Niall. Uśmiechnęłam się do niego lekko i próbowałam podciągnąć się na rękach tak, żeby usiąść. Niestety najwidoczniej siły opuściły mnie znacznie bardziej niż myślałam, bo bezsilnie opadłam na łóżko. Momentalnie poczułam na sobie ręce Maxa i Liama, którzy pomogli mi się podnieść.
-Dzięki- sapnęłam. Dostałam dopiero kilka leków, a już czułam się całkowicie bezsilna. Z pozoru łatwe do zrobienia siedzenie, sprawiało mi ogromne trudności. Rozmawialiśmy przez długi czas, a ja doceniałam ich próby odciągnięcia moich myśli od choroby. W międzyczasie opuścił nas Max, który zaczynał zmianę w barze. Chłopcy opowiadali mi właśnie o ostatnim koncercie, gdy odezwał się Zayn, do tej pory małomówny.
-Paul pisze, że musimy już wracać. Mamy wywiad za pół godziny.
-Jak trzeba to trzeba- westchnął Liam i podniósł się.- Trzymaj się, odwiedzimy cię jutro. Wszystko będzie dobrze Blake- uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco i przytulił delikatnie. Podobnie zrobiła reszta chłopaków. Byli już przy drzwiach, gdy Harry się odwrócił i spytał:
-Zayn idziesz?
-Moment. Zaraz do was dojdę- odpowiedział mu, a oni pokiwali głowami i wyszli. Zostaliśmy sam na sam i chłopak spojrzał na mnie ze smutkiem.
-Nie pozwolę ci umrzeć, rozumiesz?- spytał nadzwyczaj ostro. Kiwnęłam głową, a on dodał jeszcze:
-Jak tylko skończy się ten cholerny wywiad wrócę tu, obiecuję- pochylił się nade mną i szybko przycisnął swoje usta do moich. Po chwili już go nie było, znowu zostałam sama. Ale tym razem miałam natłok myśli, wszystkie dotyczyły bruneta. Czas mijał, ja wciąż myślałam i zaczynała mnie już boleć od tego głowa. Kiedy po raz kolejny pojawiła się pielęgniarka poprosiłam ją o kartkę papieru i długopis. Podała mi rzeczy i wyszła. Zaczęłam pisać. Wróciłam do tego, co naprawdę lubiłam robić. Słowa same wychodziły spod mojej ręki i układały się w całość. Dawno nie pisałam już piosenek, a całkiem dobrze mi to wychodziło. Skończyłam, złożyłam kartkę i podpisałam jednym, krótkim słowem „Zayn”. Kilka minut później do sali weszła pielęgniarka z lekarzem i podłączyli mi kroplówkę. Dowiedziałam się, że właśnie tak będzie wyglądała moja chemia- poprzez podłączenie kroplówki z odpowiednimi lekami. Dałam jeszcze kartkę dla Zayna pielęgniarce, która ostrzegła mnie, że przez najbliższych kilka godzin nie powinien mnie nikt odwiedzać i cierpliwie patrzyłam na spływającą powoli do moich żył kroplówkę.
Zaczynam walkę. Bo nie liczy się to, czy wygram. Liczy się tylko to, czy walczyłam.

***

Kiedy przekroczyłem próg szpitala wiedziałem, że się spóźniłem. Wywiad się przedłużył, a po nim były jeszcze 2 kolejne. Szedłem pewnym krokiem do sali Blake, ale przed samym wejściem zatrzymała mnie pielęgniarka. Powiedziała, że nie można jej teraz odwiedzać, bo musi odpoczywać i wcisnęła mi jakąś kartkę od dziewczyny. Zawróciłem i wyszedłem z budynku. Wpakowałem się do samochodu i wróciłem do domu. Zamknąłem się w pokoju i dopiero wtedy otworzyłem „list”. 

Zayn, Zayn, Zayn.
Nie wiem, co mnie podkusiło do napisania tego. Być może świadomość, że koniec mojego życia zbliża się coraz bardziej, a ja tyle spraw zawaliłam. Za kilka minut będę miała pierwszą chemię, pierwszy krok do walki ze śmiercią. To takie bezsensowne, że to piszę, przecież sam dobrze o tym wiesz. Wracając do głównego tematu. Najwięcej spraw, które zawaliłam, to te związane z Tobą. Zniszczyłam naszą przyjaźń, potem miłość, wszystko dobre co nas łączyło. Kocham Cię nadal. Kocham jak idiotka, ale przecież nie mogę się do tego przyznać, prawda? Gówno prawda, teraz mogę wszystko. Nie będę już grać, nie ma sensu. Zostały mi maksymalnie 2 miesiące życia, mogę być słaba i uczuciowa. Kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię. Jesteś najlepszym co mnie spotkało i naprawdę byłam idiotką, że pozwoliłam Ci odejść. To ja zawaliłam, to przeze mnie ten związek się rozpadł. Nie przez Louisa, nie przez Ciebie. Tylko i wyłącznie przeze mnie. Louis tylko pokazał, jak głupia i słaba byłam. Mogłam o Ciebie walczyć, ale nie, ja poleciałam do NY i próbowałam zapomnieć. Nie dało się zapomnieć… A potem? Potem grałam, bo co innego mi zostało? Czułam, że jeżeli znowu z Tobą będę, to tylko bardziej Cię zranię. Nie chciałam Cię ranić, za bardzo cię kochałam. Dlatego odrzucałam cię za każdym razem, przepraszam. Wiem, że teraz możesz być zdezorientowany, przecież zaprzeczam sama sobie. Dalej jest piosenka, moja piosenka dla Ciebie. Zrób z nią co chcesz. Możesz nawet nie czytać. Ja po prostu… przepraszam.


Czemu się zatrzymałeś Zayn!? Czytaj dalej, przecież ją kochasz! Czytaj debilu!- mózg współpracował z sercem i dawał mi odpowiednie rady. Przetarłem oczy, w których zebrały się łzy i wróciłem do czytania.

Oto ja, chowam swoją dumę do kieszeni
Staję przed tobą i mówię: "Przepraszam za tamtą noc"
I wracam myślami do września* cały czas
Okazuje się, że wolność oznacza jedynie tęsknotę za tobą
Żałuję, że nie rozumiałam, co miałam, gdy byłeś mój
Wracam myślami do września, zawracam
I sprawiam, że wszystko jest w porządku

Tęsknię za twoją ciemną karnacją, twoim słodkim uśmiechem,
takim dla mnie dobrym, takim odpowiednim
I jak trzymałeś mnie w ramionach tej wrześniowej nocy
Pierwszy raz, gdy kiedykolwiek zobaczyłeś, jak płaczę
Może to tylko pobożne życzenia
Prawdopodobnie bezmyślne marzenia
Ale gdybyśmy znów się kochali
Przysięgam, że kochałabym cię tak, jak trzeba
Cofnęłabym się w czasie i to zmieniła, ale nie mogę
Więc jeśli twoje drzwi są zamknięte na kłódkę, zrozumiem

Wracam myślami do września, zawracam i sprawiam, że wszystko jest w porządku
Wracam myślami do września, zawracam i zmieniam zdanie
Wracam myślami do września cały czas



Zayn, kocham Cię, bez względu na to, co zdecydujesz.

Pojedyncza łza zmoczyła kartkę papieru, a za nią poleciały inne.

Ja też cię kocham, Blake.



*tekst zmieniony na potrzeby opowiadania
@justfuckshit

piątek, 7 września 2012

Rozdział 23.


-Co? – wydusiłam.
-Jestem gejem- powtórzył dobitnie.
-Ale jak? Przecież ty jesteś normalny!- krzyknęłam.
-Jestem normalny, homoseksualizm to nie choroba- powiedział spokojnie.
-Dlatego na mnie nie poleciałeś tak? Dlatego się ze mną przyjaźnisz? Dlatego ze mną nie spałeś?- spytałam na jednym wydechu.
-Dlatego. Jesteś fantastyczną osobą, ale ja jestem gejem i w zasadzie do wczoraj kogoś miałem- zrobił dziwną minę.
-Yhhh. Czemu do wczoraj? –spytałam znacznie spokojniej.
-Bo wczoraj Alex ze mną zerwał. Stwierdził, że mnie nie kocha i jakiś Josh jest lepszy niż ja. Coś w tym stylu-powiedział z bólem.
-Przykro mi-położyłam rękę na jego ramieniu.-Chociaż nie ukrywam, że mogłeś mi powiedzieć na początku, że jesteś gejem- skrzywiłam się.
-I tak to dobrze przyjęłaś- uśmiechnął się.
-Mimo wszystko chciałabym wiedzieć o takich rzeczach… Ukrywasz jeszcze coś przede mną?
-Nie. To było jedyne.
-Wiesz co? W sumie to dobrze, że jesteś gejem. Zawsze chciałam mieć przyjaciela geja- uśmiechnęłam się szeroko. Zaśmiał się głośno.-Ten Alex nie był ciebie wart, jeżeli zerwał z takim zajebistym kolesiem- oznajmiłam i przytuliłam go mocno. Odwzajemnił uścisk równie mocno, a kiedy się odsunęliśmy, wtuliłam się w jego ramię. Resztę wieczoru spędziliśmy na całkowicie normalnym oglądaniu telewizji i rozmowie, co prawda z dodatkiem alkoholu i innych używek, ale było to i tak typowe dla zwykłych młodych ludzi.

*** 

-Skup się! W lewo! W prawo! Do przodu krok!- fotograf darł się na mnie, a moja głowa pękała. Poczułam, że kręci mi się w niej, więc usiadłam na ziemi. Krzyk fotografa rozniósł się po hali, a do mnie podbiegła Anne.-Co się dzieje Blake?
-Słabo mi. Podasz wodę?- poprosiłam cicho, opierając się na rękach. Po chwili kobieta wróciła z butelką wody, którą natychmiast wypiłam.
-Konkretna impreza wczoraj była widzę- uśmiechnęła się ironicznie. Zgromiłam ją wzrokiem i odpowiedziałam:
-Od kilku dni nie piję, ostatni wypad mi zaszkodził.
-To znaczy?- spytała.
-To znaczy, że miałam kaca mordercę, rzygałam i nie zachowywałam się jak zdrowy człowiek. Teraz już tylko trochę kręci mi się w głowie, wszystko wraca do normy.
-Byłaś u lekarza?- zapytała ostro.
-Ciekawe kiedy, jak ciągle ciągniesz mnie na sesje i reklamy- warknęłam.
-Dzisiaj masz do niego pójść. Tą sesję przełożę na jutro, może będziesz się lepiej czuła. Przebieraj się i do lekarza- rozkazała i nie słuchając moich sprzeciwów, poszła skonsultować się z fotografem. Podniosłam się i poszłam do garderoby przebrać się w swoje ciuchy. Po kilku minutach siedziałam w taksówce, która wiozła mnie do szpitala. Doktor nie powiedział niczego konkretnego, podejrzewał zwykły wirus, jednak na wszelki wypadek pobrał mi krew i kazał przyjść jutro po wynik. Resztę dnia postanowiłam spędzić w cieplutkim łóżeczku, bo listopadowa pogoda zdecydowanie nie zachęcała do niczego innego. Leżałam w łóżku i czytałam jakąś książkę, kiedy rozdzwonił się mój telefon. Sięgnęłam po niego i widząc zastrzeżony numer, odebrałam.
-Pani Blake Payne? –usłyszałam kobiecy głos.
-Przy telefonie.
-Dzwonię ze szpitala. Pani wyniki budzą nasze zastrzeżenia, proszę jak najszybciej stawić się na oddziale-powiedziała poważnym tonem.
-Dobrze. Będę w ciągu najbliższej godziny- odpowiedziałam spięta i rozłączyłam się. „Pani wyniki budzą nasze zastrzeżenia”- co to może znaczyć? Byłam chora? Setki myśli kłębiły się w mojej głowie, gdy pakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torby. Niecałą godzinę później przekraczałam próg gabinetu lekarza.
-Proszę, niech pani usiądzie- spokojny głos starszego mężczyzny rozniósł się po pokoju.
-Panie doktorze, co jest nie tak z moimi wynikami?- spytałam od razu. Spojrzał na mnie ze współczuciem i już wiedziałam, że coś jest nie tak. –Proszę być brutalnie szczerym, nie lubię owijania w bawełnę.
-Dobrze. Wyniki wskazują na zbyt dużą ilość białych krwinek w pani krwi. Po bardziej szczegółowych badaniach jednoznacznie niestety musimy stwierdzić, że nie jest to, jak początkowo uważaliśmy, anemia, a ostra białaczka szpikowa- powiedział, patrząc na mnie ze smutkiem.
-Białaczka?- szepnęłam ze strachem. Białaczka kojarzyła mi się z ciężką, śmiertelną chorobą.
-Ostra białaczka szpikowa-powtórzył.- Przykro mi.
-Co to oznacza?- spytałam siląc się na spokojny ton.
-Zostanie pani jak najszybciej poddana chemioterapii, w celu zwalczenia jak największej ilości komórek nowotworowych, a następnie, jeżeli znajdzie się dawca szpiku, przeprowadzimy przeszczep.
-Jeżeli?- zauważyłam jak podkreślił to słowo. –Jakie są szanse na znalezienie dawcy?
-Mniej niż 50%- odpowiedział mi brutalnie.
-Co jeśli nie znajdzie się dawca?- zadrżał mi głos.
-Chemioterapia zazwyczaj nie starcza. Jest to ostra białaczka, szybko zabijająca zdrowe komórki.
-Umrę?- szepnęłam, próbując odpędzić napływające łzy.
-Niestety często ta choroba kończy się śmiercią.
-Ile czasu mi zostało? – dziwnie się czułam, zadając pytania dotyczące mojej śmierci.
-2 miesiące z chemioterapią. Bez chemioterapii 2 tygodnie. Jeżeli znajdzie się dawca, może doczekać pani późnej starości- uśmiechnął się pocieszająco. - Do pani należy decyzja. Pozostanie na oddziale i już jutro pierwsza chemia, czy 2 tygodnie życia?
-Chcę żyć- szepnęłam prawie niedosłyszalnie, czując spływające łzy. Lekarz przysunął mi chusteczki, a sam zawołał pielęgniarkę i coś do niej mówił. Nie skupiłam się na tym, w mojej głowie huczała jedna myśl „umierasz Blake”.
@justfuckshit

wtorek, 4 września 2012

Rozdział 22.


-Lepiej, żeby ten powód dla którego mnie tu ściągnąłeś był ważny- syknęła na powitanie, stając naprzeciwko mnie. Obrzuciłem ją spojrzeniem i stwierdziłem, że wyglądała ślicznie. Uh Zayn, wróć do świata żywych.
-Usiądź- wskazałem jej krzesełko po drugiej stronie stolika. –Może chcesz coś?- przysunąłem do niej menu kawiarni.
-Jasne, już zamawiam szarlotkę z bitą śmietaną- powiedziała ironicznie.
-Yh no tak. To może chociaż kawę?- zaproponowałem.
-Latte może być- oznajmiła, a ja wstałem od stolika i poszedłem złożyć zamówienie. Gdy wróciłem, odezwała się-Więc co ode mnie chciałeś?
-Pogadać.
-Oh naprawdę?- zrobiła niedowierzającą minę.- Patrz, a myślałam, że będziemy kwiatki przesadzać- warknęła.
-Daruj sobie ten ton- odpowiedziałem. Postanowiłem grać w ten sam sposób, co ona.-Postawmy sprawę jasno: nie chcesz mieszać się w związek ze mną.
-Nie chcę się mieszać w jakikolwiek związek, bez różnicy z kim.
-Świetnie. Ale nadal mamy swoje potrzeby, które domagają się zaspokojenia- kontynuowałem.
-O jakie konkretnie potrzeby chodzi?- spytała.
-Seksualne. Więc może moglibyśmy utrzymywać nasze relacje na tle czysto seksualnym?- dokończyłem, a ona spojrzała na mnie jak na idiotę.
-Chyba żartujesz-wydusiła.- O nie, ty nie żartujesz! Boże Zayn, co ci przyszło do głowy?!- przerwała, bo kelnerka przyniosła nasze zamówienie. –Nie ma takiej opcji.
-Ale czemu? Przecież sama to proponowałaś!
-Proponowałam to PRZED naszym nieudanym związkiem, PRZED wyznaniami miłosnymi i PRZED całą romantyczną historią. Teraz nie ma takiej opcji.
-Bo?
-Bo mnie kochasz Zayn- odpowiedziała mi twardo.- A kiedy jedno jest zakochane w drugim , nie ma szansy na relacje czysto seksualne.
-Dam radę- syknąłem.
-Nie dasz, już teraz widzę, że zgadzasz się na to tylko dlatego, żeby się ze mną spotykać. Jestem twoim uzależnieniem, ulubionym narkotykiem- pochyliła się nad stolikiem tak, że nasze twarze dzieliły centymetry.
-Co w tym złego?- szepnąłem.
-To, że ja nie chcę z tobą być- oznajmiła i wróciła na swoje krzesło. Au, zabolało i to mocno. Była aż za bezpośrednia.
-Czyli wolisz robić z siebie dziwkę, zaliczając innych kolesi co noc, niż być ze mną bez żadnych zobowiązań?- odezwałem się po chwili.
-Ludzie już mnie uważają za dziwkę, co za różnica. I tak, wolę zaliczać innych kolesi co noc, bo oni przynajmniej mnie nie kochają- powiedziała pewnie.- Czy ta durna propozycja to jedyne, co ode mnie chciałeś?- spytała, patrząc na mnie z litością.
-W zasadzie tak- odpowiedziałem.
-No to zbieram się, jestem umówiona- podniosła się i założyła kurtkę i szal.– Cześć.
-Czekam na ten moment, kiedy przestaniesz grać i wróci dziewczyna, którą kocham i która kocha mnie- odezwałem się, gdy odwróciła się i ruszyła do drzwi. Słysząc moje słowa stanęła.
-Ona nie wróci Zayn. Zniknęła 14 września- odpowiedziała cicho i wyszła.

***

-Dobrze, że jesteś- odezwałam się, otwierając drzwi i wpuszczając Maxa do środka. Przytulił mnie i obrzucił spojrzeniem.
-Słabo wyglądasz, co jest?- spytał, idąc za mną do salonu. Usiedliśmy na kanapie, a ja wtuliłam się w jego ramię.-Blake, co się stało?
-Spotkałam się dzisiaj z Zaynem- odpowiedziałam. Pokiwał głową i pogłaskał mnie po ramieniu.
-Co się stało na tym spotkaniu?
-Zayn zaproponował mi… związek czysto seksualny? No wiesz o co chodzi.
-Zgodziłaś się?- dopytał.
-Nie, oczywiście, że nie! To by się nie udało, bo on mnie nadal kocha- zaprzeczyłam.
-Ty też go nadal kochasz- dodał Max. Pokręciłam gwałtownie głową. –Tak Blake, kochasz go. To widać, mnie nie oszukasz, jego możesz.
-Nie kocham go!
-Ależ oczywiście, że kochasz. Tylko dlatego, że cię odrzucił znowu zaczęłaś grać twardą. Ale niepotrzebnie, wy się potrzebujecie, tak samo, jak potrzebujecie tlenu do oddychania- stwierdził.
-Nie mogę z nim być- oznajmiłam. Uśmiechnął się lekko, rozbawiony.
-Wtedy też to mówiłaś. Znowu będziecie się zwodzić, lądować w łóżku, uciekać, a na końcu i tak będziecie razem- powiedział rozbawiony.
-Nienawidzę cię Max- syknęłam, uderzając go lekko w ramię. Zaśmiał się głośno.
-Ale przyznaj, że nie miałaś lepszego przyjaciela.
-Nigdy nie miałam przyjaciela. Ty jesteś moim jedynym przyjacielem- odpowiedziałam cicho.
-Czuję się zaszczycony- uśmiechnął się szeroko. Przewróciłam oczami i podniosłam się z kanapy.
-Może czegoś się napijemy? –zaproponowałam.
-A co masz?
-Wszystko. A co chcesz?
-Ym.. piwo poproszę- powiedział po chwili zastanowienia. Wyszłam do kuchni i wyjęłam z lodówki 2 puszki piwa. Rzuciłam mu jedną, a drugą sama otworzyłam. Pociągnęłam łyk i wychyliłam się po paczkę leżącą na stoliku. Wyjęłam papierosa i podpaliłam leżącą obok zapalniczką. Zaciągnęłam się i dmuchnęłam dymem prosto w twarz Maxa.
-Mówiłem ci coś!
-Oj przestań, chcesz jednego?
-Nie palę- spojrzał z odrazą na papierosa, znajdującego się pomiędzy moimi palcami.
-Żałuj, dużo tracisz- mruknęłam i ponownie się zaciągnęłam. Chłopak nic nie odpowiedział, a ciszę panującą między nami przerwał dźwięk przychodzącego sms. Max wyjął telefon i natychmiast zesmutniał.
-Eeej kolego, co jest?- spytałam, patrząc na niego.
-Nic nic- potrząsnął włosami i schował telefon.
-Ukochana napisała?- zaśmiałam się i po jego minie zauważyłam, że trafiłam w sedno sprawy.
-Można tak powiedzieć.
-Jak jej na imię? I czemu ja nic o niej nie wiem?
-Bo nam nie wyszło- odpowiedział.
-A jak ma na imię ta szczęściara, która zdobyła twoje serce?- spytałam.
-W zasadzie… Cholera. Ma na imię Alex- mruknął cicho.
-Ładnie. Ładna jest?
-Alex to chłopak, Blake- powiedział poważnie, patrząc na niezwykle interesujący w tym momencie dywan. Zamurowało mnie.
-Że co?- wydusiłam. Spojrzał mi prosto w oczy i głośno odpowiedział:
-Jestem gejem, Blake.
@justfuckshit

sobota, 1 września 2012

Rozdział 21.

Wet Fingers- Turn me on

-No witam- przytulił mnie do siebie.- Kiedy wróciłaś? – spytał, siadając obok mnie.
-Dzisiaj, dosłownie 3 godziny temu-odpowiedziałam.
-No i jak tam było? Nowy Jork faktycznie jest taki zajebisty?
-Czy zajebisty to nie wiem, ale na pewno ma zajebiste kluby- zaśmiałam się.-Ale nie gadajmy o mnie, co u ciebie? Co robisz w Londynie?
-Hola hola, nie tak szybko. Najpierw zamówmy coś do picia, potem pogadamy- zawołał Maxa i zamówił jakieś drinki. Kiedy chłopak je przyniósł, podał jednego mi, a sobie wziął drugiego.
-No więc?- ponagliłam.
-U mnie nic ciekawego, w Londynie jestem u Zayna- odpowiedział.
-Aha. Jeżeli jesteś u niego to nie powinieneś z nim siedzieć?
-Ale ja z nim siedzę. Zayn jest tutaj, Blake. Poszedł do łazienki, a ja miałem skombinować coś do picia- wyjaśnił.
-Zayn jest tutaj?- spięłam się.
-Tak, o i nawet tu idzie- roześmiał się i machnął ręką. Automatycznie odkręciłam się w tamtym kierunku i zobaczyłam swojego byłego chłopaka. Chyba mnie najpierw nie poznał, bo szedł pewnie, ale kiedy podszedł bliżej znacznie zwolnił. Stanął obok nas i spojrzał na mnie.
-Blake… Hej, miło cię widzieć- powiedział, przygryzając wargę.
-Taak, ciebie też- pokiwałam głową i zaczęłam gorączkowo myśleć, jak wykręcić się z tej chorej sytuacji.
-Więc co u ciebie? – spytał się po dłuższym czasie.
-Świetnie. Tak, świetnie- odpowiedziałam i usłyszeliśmy śmiech Danny`ego.
-No nie wierzę. Spotykają się ludzie, którzy kiedyś byli razem i nadal są szaleńczo w sobie zakochani, a gadają jakby się nie znali. Ogarnijcie się, zaraz zgwałcicie się oczami- jęknął i klepnął Zayna w plecy, odchodząc od nas. Malik odprowadził go spojrzeniem, a potem ponownie przeniósł je na mnie.
-Jak było w Nowym Jorku?- odezwał się, siadając na miejscu przyjaciela.
-Dobrze. Dużo pracy, ale nie narzekam- odpowiedziałam.
-Super- skomentował i znowu nastała cisza. Tak sztywnej rozmowy jeszcze nigdy nie prowadziłam.
-Zayn..
-Blake- odezwaliśmy się w tym samym czasie. – Mów pierwsza- speszył się i pokazał mi ręką, żebym zaczęła.
-Nie, ty mów pierwszy. No już! – pospieszyłam go.
-Okej. Po prostu… chcę cię przeprosić. Bo wiem jak było naprawdę, Louis mi powiedział i niesprawiedliwie cię oceniłem. Przepraszam- powiedział, ale o dziwo nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia. Spodziewałam się tego.
-Ja nie jestem na ciebie obrażona. Tak czy inaczej spałam z nim i dlatego winę za rozpad naszego związku biorę na siebie. Nie masz się czym przejmować, naprawdę- uśmiechnęłam się.
-Ale gdybym cię wysłuchał, to nadal bylibyśmy razem- powiedział cicho. Zaśmiałam się na to, a on spojrzał na mnie zdziwiony.
-Nie bylibyśmy razem Zayn. Prędzej czy później coś by się nie udało i zerwalibyśmy. Po prostu nie jesteśmy stworzeni do życia w związku i wyszło jak wyszło.
-Ja cię kochałem- przypomniał.
-Ja też cię kochałam. Ale to nie zmienia faktu, że lepiej dla nas by było, gdyby łączył nas tylko seks, bez żadnych zobowiązań, tak jak mówiłam na początku- powiedziałam, a przez twarz chłopaka przeszedł ból.
-To… co teraz? – spytał.
-Ale z czym?
-Z nami- odpowiedział po chwili, patrząc mi prosto w oczy.
-Nie ma nas, Zayn. Teraz możemy być tylko znajomymi, bo w przyjaźń po nieudanym związku nie wierzę- oznajmiłam ostro.
-I co, po tym wszystkim co przeszliśmy tak po prostu będziemy znajomymi? – spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
-A co my takiego przeszliśmy? Dwa tygodnie byliśmy razem, uprawialiśmy seks i to wszystko. Nic więcej nas nie łączy- warknęłam.
-Ale ja cię nadal kocham!
-Ale ja cię już nie kocham. Może nigdy cię nie kochałam, sama nie wiem- odpowiedziałam bez owijania w bawełnę. Widziałam, jaki ból mu zadałam, ale szczerze mi to wisiało.
-Kłamałaś- powiedział cicho.
-Życie opiera się na kłamstwie, Zayn. A teraz wybacz, ale wracam do domu- dokończyłam i odeszłam od niego, kierując się do wyjścia.

*** 

-Stary ogarnij się, trzeci dzień nie wychodzisz z domu!- krzyknął na mnie Danny. Spojrzałem na niego spod byka.
-Bo może nie mam ochoty?- warknąłem.
-Zachowujesz się jak ciota, Malik. Dlatego, że laska powiedziała, że cię nie kocha, ty siedzisz załamany? Błagam, ona nie jest warta twojej uwagi.
-Może i nie jest, ale zauważ, że ja ją KOCHAM i chcę z nią BYĆ- syknąłem.
-Jesteś większym debilem niż sądziłem- pokręcił z niedowierzaniem głową.
-A ty jesteś świetnym przyjacielem, serio.
-I jako świetny przyjaciel zabieram cię do klubu. Wyrwiesz jakąś panienkę, zaliczysz i życie będzie piękniejsze- uśmiechnął się szeroko.
-Czasami zastanawiam się, co ma większą mentalność, ty czy pusta doniczka. I zawsze dochodzę do wniosku, że pusta doniczka- powiedziałem chamsko.
-Okeej, nie obrażę się, bo widzę w jakim jesteś stanie. Z pewnością Blake była zajebista w łóżku i pewnie to powoduje, że chcesz do niej wrócić, ale cię zdradziła, więc OGARNIJ SIĘ CZŁOWIEKU-podniósł głos.
-Louis dolał jej GHB, sama by mnie nie zdradziła- odpowiedziałem.
-Ale sama powiedziała, że i tak wasz związek był bez sensu. Więc po co za nią latać?
-Bo istnieje coś takiego jak miłość, a ja Blake kocham i nie pozwolę jej odejść?- spytałem retorycznie.
-Już pozwoliłeś. Ona odeszła i nie wygląda na jakoś szczególnie przygnębioną.
-Bo znowu założyła tą swoją maskę „zimnej suki bez uczuć”. Dobrze wiem, że taka nie jest.
-Na każdy mój argument masz odpowiedź?- jęknął z niezadowoleniem.
-Tak. Ona też mnie kocha i zobaczysz, że do mnie wróci- odpowiedziałem pewnie.
-To jaki w takim razie masz plan rycerzyku?- spytał ironicznie.
-Nie chce związku to nie. Zgadza się na seks bez zobowiązań? To tak ją zdobędę- powiedziałem ostro i sięgnąłem po telefon, po chwili wybierając odpowiedni numer. „Łączenie- Blake”.

Gorszego, bardziej nudnego i bezsensownego rozdziału nigdy nie napisałam. Przepraszam, że musieliście to czytać. 
@justfuckshit