tag:blogger.com,1999:blog-70197941044710743952024-03-06T02:10:47.066+01:00Every minutes like the last...emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.comBlogger45125tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-41416715474332627562012-12-02T21:22:00.002+01:002012-12-02T21:49:12.602+01:00Epilog.Zapukałem głośno i drzwi praktycznie natychmiast stanęły przede mną otworem. Ze świstem wciągnąłem powietrze, widząc twarz swojej siostry.<br />
-Blake! Co ci się stało?- szepnąłem, przytulając ją do siebie. Dziewczyna jęknęła z bólu, więc odsunąłem ją na wyciągnięcie ramion i dokładnie się przyjrzałem. Poobijana twarz, masa siniaków i zadrapań.- Zgłosiłaś na policję, że cię napadnięto? <br />
-To nie napad, Liam- parsknęła śmiechem, a ja spojrzałem na nią z niezrozumieniem.-Tylko ty możesz mi… możesz nam pomóc. <br />
-Blake, powiedz mi, co ci się stało i kto to zrobił!- podniosłem głos, siadając obok siostry na kanapie. <br />
-Zayn potrzebuje pomocy. Liam, musisz pomóc Zaynowi- powiedziała pewnie i ostro. <br />
-ZAYN TO ZROBIŁ?!- krzyknąłem, podrywając się na nogi. <br />
-Nie wiem, co się z nim dzieje… On nie panuje nad swoimi emocjami, boję się o niego. <br />
-Boisz się o niego? Blake, on cię bije! <br />
-On mnie kocha i ja kocham jego. Zayn potrzebuje pomocy, bo to wszystko go przytłacza. Pomóż mu, Liam. Jesteś jego przyjacielem i znasz go najlepiej. Pomóż mu, proszę cię.<br />
-Ja… pomogę. Obiecuję, że pomogę. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<i>„Zayn Malik w szpitalu psychiatrycznym!” <br />„Członek One Direction od tygodnia przebywa w zamkniętym szpitalu psychiatrycznym!” <br />„Co spowodowało problemy psychiczne Zayna Malika?” <br />„Zayn Malik, członek One Direction, bił swoją dziewczynę!” <br />„Po 3 miesiącach pobytu w szpitalu nareszcie wolny- historia Zayna Malika!” </i><br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
Otworzyłem drzwi do swojego mieszkania i powoli wszedłem do środka. Było dokładnie takie, jak je zapamiętałem. Ciemne, proste i czyste. Skierowałem swoje kroki do salonu, żeby trochę odpocząć i stanąłem zaskoczony. Na mojej kanapie siedziała Blake. <br />
-H-hej- zająknęła się. <br />
-Blake? Co ty tu robisz?- szepnąłem. <br />
-Liam powiedział, że dzisiaj wracasz i… chciałam się z tobą zobaczyć. <br />
-Naprawdę? <br />
-Co?- potrząsnęła lekko włosami, patrząc na mnie pytająco. <br />
-Naprawdę po tym wszystkim, co ci zrobiłem, chcesz mnie jeszcze widzieć?- spytałem niedowierzając. <br />
-Zayn nadal cię kocham. Wtedy… nie radziłeś sobie ze swoim życiem i… i to wszystko wyszło nie tak, jak powinno. <br />
Poczułem, jak w moich oczach zbierają się łzy. Łzy niedowierzania, łzy wzruszenia, łzy pokazujące, że miłość naprawdę istnieje. <br />
-Przepraszam Blake… Tak bardzo przepraszam- szepnąłem, czując łzy spływające po moich policzkach. Dziewczyna wstała z kanapy i powoli podeszła do mnie. Widziałem strach w jej oczach, gdy delikatnie objęła mnie w pasie. –Przyrzekam… Obiecuję, że nigdy więcej cię nie zranię. Kocham cię, tak bardzo cię kocham- przytuliłem ją do siebie i pocałowałem jej włosy. <br />
-Pokaż mi, że miłość jest piękna. Że miłość nie boli- szept dziewczyny był głośniejszy od najgłośniejszego krzyku. <br />
<i>Pokażę ci to, obiecuję. </i><br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
<div>
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=pxpLxb5jHO0" target="_blank">Jason Walker- Echo</a><br />
<br />
Otworzyłem zaciśnięte powieki i po raz kolejny powitałem sterylną biel. Bolał mnie kręgosłup, bolała mnie głowa, bolało mnie serce. Bolało mnie… patrzenie. <br />
Pikanie maszyny informowało mnie, że serce wciąż bije. Coraz wolniej, coraz słabiej, ale bije. Zmusiłem swoje oczy do spojrzenia na osobę leżącą na szpitalnym łóżku. Nie chciałem tego, psychicznie odpychałem od siebie tą myśl, że to Ona, że to Blake, leży na tym łóżku i że to Blake umiera. Umiera przeze mnie. <br />
Bo to ja nie podołałem. <br />
Bo to ja nie znalazłem cholernego dawcy. <br />
Mocno zacisnąłem powieki starając się nie wypuścić na wolność kolejnych słonych łez. Usłyszałem jęknięcie i momentalnie spojrzałem na dziewczynę. Blake patrzyła na mnie zamglonymi oczami, pierwszy raz od czternastu godzin. Czternaście godzin temu z osłabienia straciła przytomność i nie wiadomo było, czy się obudzi. Obudziła się, obudziła i była… wystraszona? <br />
-Blake? Blake słyszysz mnie?- nachyliłem się nad dziewczyną. <br />
-Zay-yn- jęknęła ledwo słyszalnie.-Miałam.. śniłeś mi się. <br />
-Cii. Nie przemęczaj się- szepnąłem, głaszcząc ją po głowie całkowicie pozbawionej włosów. <br />
-Too… to był dobry sen- uśmiechnęła się delikatnie.-Kocham cię Zayn- powiedziała na wydechu. <br />
-Kocham cię Blake- odpowiedziałem głośno, czując uścisk w gardle. <br />
-Nie płacz Z. Nie płacz- szepnęła, kładąc swoją chudą dłoń na mojej. <br />
-Blake, tak bardzo cię przepraszam. Przepraszam, że nie znalazłem dawcy. Przepraszam, że nawaliłem- łzy ostatecznie opuściły moje oczy i zmoczyły policzki. <br />
-To jest mój czas- uśmiechnęła się, głaszcząc moją dłoń.-Muszę umrzeć Zayn, tak było mi pisane od początku. <br />
-Nie możesz umrzeć! Nie możesz zostawić mnie samego z tym wszystkim! Nie pozwolę ci umrzeć! Znajdę tego dawcę, obiecuję! <br />
-Nie obiecuj, nigdy nic nie obiecuj. Nie zdążysz znaleźć dawcy, ja umieram- pomimo tego, że powiedziała to cicho, zabrzmiało bardzo poważnie.<br />
-Zostań ze mną, proszę. Nie zostawiaj mnie!- w zamglonych oczach dziewczyny widać było smutek, gdy odezwała się: <br />
-Zayn? Przyrzeknij, że zawsze będziesz pamiętał, że cię kochałam. Przyrzeknij. <br />
-Zawsze będę cię kochać. Nigdy nie przestanę. <br />
<i>-Przyrzeknij Zayn. </i><br />
-Przyrzekam. Nigdy o tobie nie zapomnę- wydusiłem, połykając słone łzy. <br />
-Pocałuj mnie-poprosiła. <br />
-Blake… <br />
-Proszę- powtórzyła cicho. Nie mogłem jej odmówić. Nie w chwili, kiedy wiedziałem, że wkrótce ode mnie odejdzie… na zawsze. Pochyliłem się nad jej kruchym ciałem i delikatnie przycisnąłem swoje wargi do jej popękanych ust. Pocałowałem ją tak, żeby zapamiętać to na zawsze. Pocałowałem ją całym sobą, sprawiając jej ostatnią przyjemność, jaką mogła ode mnie dostać. <br />
I gdy oderwałem się od niej, maszyna kontrolująca pracę serca zaczęła przeraźliwie pikać. <br />
Momentalnie zostałem odepchnięty przez lekarzy, który próbowali ratować jej życie. Wiedziałem, że to się nie uda. Wiedziałem, że Blake odeszła. Wiedziałem, że <i>nie wróci. </i>Wodospady łez leciały po mojej twarzy, gdy usłyszałem poważny głos: <br />
-Czas zgonu nastąpił o 18:24, 27 grudnia 2012 roku. Bardzo mi przykro. <br />
-Nie… nie, nie, nie, NIE!- wydarłem się, bezsilnie uderzając pięściami o ścianę. –Nie! <br />
Lekarz spojrzał na mnie ze współczuciem i zwrócił się do pielęgniarek: <br />
-Proszę przykryć ciało i zawieźć do kostnicy. <br />
-Mogę się pożegnać?- spytałem, nie panując nad swoim głosem. <br />
-Oczywiście- pielęgniarki odsunęły się od Blake, robiąc mi miejsce. Po raz ostatni podszedłem do dziewczyny i dotknąłem jej ciała. Przesuwałem dłonią od czoła do dłoni i czułem, że część mnie zniknęła. Ostatni raz nachyliłem się nad jej ciałem i zostawiłem mokry pocałunek na czole. <br />
-Przepraszam. Kocham cię i zawsze będę cię kochał. Przepraszam Blake. <br />
Zaniosłem się płaczem i zjechałem po ścianie, gdy pielęgniarki wywoziły ciało z sali. <br />
Blake odeszła. <br />
Odeszła i zabrała mnie ze sobą. <br />
<br />
<br />
<i><b><span style="color: #073763;">„To już jest koniec, nie ma już nic, jesteśmy wolni, możemy iść…” </span></b></i></div>
<div>
<b><i style="color: #073763;"><br /></i><span style="color: #073763;">Wydaje mi się, że tak całkowicie nie nawaliłam i prawdopodobnie znajdzie się ktoś, kto pomyśli „ona napisała dobrą historię”. Wiem, że w wielu momentach zachowałam się nie fair wobec Was, ale też wobec siebie i że przez własną głupotę straciłam wiele sympatii w Waszych oczach. Za to przepraszam i obiecuję poprawę. </span><br /><span style="color: #073763;">Dziękuję za każdy komentarz, każde wejście i każde przeczytane zdanie. Doceniam obecność każdego z Was bez różnicy, jaki wkład mieliście tworzenie tego bloga i bardzo Wam dziękuję. </span><br /><span style="color: #cc0000;">Jeżeli ktokolwiek po tej historii ma jeszcze ochotę czytać wytwory mojej wyobraźni, to zapraszam na nowego bloga <a href="http://rightbackforyou.blogspot.com/" target="_blank">Back for you</a>. </span><span style="color: #073763;">Jest to całkowicie inna historia niż Sick One Life i pomimo tego, że z pozoru może wydawać się banalna, to obiecuję, że taka nie będzie. Ah, moje podejście do Waszego udziału w tworzeniu tego bloga też jest inne- nie zamierzam nikogo do niczego zmuszać i będę cieszyć się z tego, co mam. </span><br /><span style="color: #073763;">Kocham Was i dziękuję, że byliście. </span></b></div>
<div>
<b><span style="color: #073763;">I mam nadzieję, że będziecie. </span></b></div>
<div style="text-align: right;">
<b><span style="color: #073763;">@justfuckshit</span></b></div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com46tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-41922718482321128962012-11-24T23:27:00.004+01:002012-11-25T09:38:28.054+01:00Rozdział 41.<a href="http://www.youtube.com/watch?v=zqKZ_WIK5ms">Yael Naim- Toxic</a><br />
<br />
-Powiesz teraz, co się dzieje?- postawiłam walizki przy drzwiach i usiadłam na kanapie, zachęcająco klepiąc miejsce obok siebie. Właśnie wróciłam z Nowego Yorku i byłam wykończona, ale Zayn nalegał na spotkanie, a ja nie mogłam mu odmówić. Chłopak spojrzał na mnie złowrogo i wreszcie się odezwał. <br />
-Ilu zaliczyłaś w Nowym Yorku?- warknął, a mnie zamurowało. Nie sądziłam, że może wyskoczyć z czymś takim.<br />
-Słucham?<br />
-Zadałem proste pytanie, chyba nie jesteś aż tak głupia, żeby go nie zrozumieć?- zakpił.<br />
-Moment. Ty pytasz poważnie czy robisz sobie jaja? <br />
-Nie jestem w nastroju do żartów. Ilu cię pieprzyło?- jego ostry ton wprowadził mnie w osłupienie. <br />
-Zayn, jestem z tobą… Jeżeli z kimś jestem, to go nie zdradzam- powiedziałam, siląc się na spokój. Po mieszkaniu rozniósł się jego ironiczny śmiech.<br />
-Nie zdradzasz? Zdradziłaś mnie z Louisem, Maxem i Tomem. Oj, ale przecież to nic- zadrwił.<br />
-Sprawę Louisa mieliśmy już wyjaśnioną- syknęłam. -A Max i Tom… nie byliśmy wtedy razem. <br />
-Nawet kiedy ze mną nie jesteś, to do mnie należysz, pamiętasz?<br />
-Zayn, nie jestem twoją własnością- równocześnie z wypowiedzeniem tych słów ich pożałowałam. Zamaszysty ruch ręki bruneta przeciął powietrze, zostawiając czerwony ślad na moim policzku. Podniosłam wzrok i spojrzałam w jego oczy ze strachem, przykładając dłoń do bolącego miejsca. <br />
-Jesteś moja. Tylko moja. Zapamiętaj to nareszcie, do cholery! <br />
-Czemu ty mi to robisz?- szepnęłam cicho, spuszczając wzrok, w obawie przed kolejnym uderzeniem.<br />
-To twoja wina, tylko i wyłącznie twoja. Gdybyś zachowywała się jak należy, to nic takiego by się nie działo- warknął.- Wypadałoby przeprosić, nie sądzisz?<br />
-Przepraszam, to moja wina- wydusiłam i po chwili poczułam jego usta na swoich. Pocałował mnie mocno, pokazując, kto jest górą i odsunął się. <br />
-Zobaczymy się jutro, jestem zmęczony- oznajmił i wyszedł z mojego mieszkania. Rozpłakałam się, bo nienawidziłam takich sytuacji. Czułam się winna, cholernie winna. Bałam się Zayna, a jednocześnie tak bardzo go kochałam. Nie potrafiłam odnaleźć się w tej sytuacji, coraz bardziej się gubiłam w gąszczu poplątanych, sprzecznych uczuć. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Pewnie wszedłem do mieszkania dziewczyny, uprzednio otwierając sobie drzwi zapasowymi kluczami. Blake nie wiedziała o ich istnieniu i bardzo dobrze. Kobiety nie powinny za dużo wiedzieć, bez tego są zbyt pewne siebie. Szybko przeszedłem do sypialni dziewczyny, w której ze względu na wczesną porę powinna być. Słońce dopiero kilka minut temu zawitało na horyzoncie, było kilka minut po 6. Nie mogłem spać, znowu w moich myślach była Blake i <i>on</i>, ten zapchlony kundel, George. <br />
-Blake! Budzimy się!- zawołałem donośnym głosem jeszcze przed wejściem do pokoju. Spojrzałem na zaspaną dziewczynę, która próbowała schować się pod pościelą. Mocno za nią pociągnąłem i warknąłem:<br />
-Spójrz na mnie. - Blake podniosła zamglony wzrok na mnie, gdy usiadłem na łóżku obok niej i chwyciłem mocno jej dłoń. W moim głosie było słychać determinację i desperację, ale musiałem to raz na zawsze załatwić.<br />
-Kochasz mnie?- spytałem, uważnie patrząc na jej twarz. Dziewczyna zesztywniała i uciekła wzrokiem, wbijając go w nasze splecione dłonie.<br />
-Kocham cię. <br />
-Gdybym do ciebie nie wrócił i nadal był z Perrie… co byś zrobiła? <br />
-Zayn, co ty chcesz zrobić?- wykrzyknęła, zszokowana moim pytaniem. Zły potrząsnąłem głową.<br />
-Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Co byś zrobiła? <br />
-Zabiłabym się- szepnęła. <br />
-Jesteś ode mnie całkowicie zależna- zaśmiałem się i sam nie poznałem swojego głosu. Przyłożyłem opuszek palca do jej rozchylonych ust i bez ostrzeżenia musnąłem jej wargi. Nie czekałem na pozwolenie, nie oczekiwałem go. Mogłem z nią zrobić to, na co miałem ochotę, a ona i tak mi się nie przeciwstawi. Spokojnie, z opanowaniem obdarzałem ją jedną z najpiękniejszych pieszczot, na którą niekoniecznie zasługiwała. Pieszcząc jej dolną wargę, pogłębiłem pocałunek, powoli wdzierając się językiem w jej usta. Wplotłem palce w jej włosy, kiedy zaczęła się ode mnie odsuwać. Oderwała się ode mnie i odsunęła na kilka centymetrów. Niezadowolony syknąłem, gdy podciągnęła wyżej kołdrę, okrywając się nią i patrząc na mnie ze strachem. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
<div>
<br />
Nie wiem kiedy w moim mózgu zagnieździła się ta myśl, ale była jedną z najtrafniejszych myśli od bardzo dawna. <br />
- Zayn… - szepnęłam, odchrząkując.- Zayn sądzę, że powinniśmy na jakiś czas przestać się ze sobą spotykać. <br />
Przez twarz Zayna przeszedł zauważalny cień. Zacisnął dłonie w pięści i zaśmiał się śmiechem, przepełnionym gniewem i wściekłością.<br />
-Chcesz ze mną zerwać?– parsknął śmiechem.- Nie poradzisz sobie beze mnie. <i>Beze mnie jesteś nikim</i>. Nie możesz ze mną zerwać!- jego cichy i melodyjny głos przeszedł w krzyk, z każdą kolejną chwilą przybierając na sile. Zamknęłam oczy, powoli kręcąc głową.<br />
- To nie tak. Po prostu musimy od siebie odpocząć– przerwałam na chwilę, obserwując zdenerwowaną twarz bruneta. – Zayn zrozum, musimy od siebie odpocząć – mruknęłam najcichszym z możliwych szeptów, ledwo słyszalnie, jednak na tyle głośno, by gniew Zayna przybrał na sile. <br />
-Jeżeli nie chcesz być ze mną, nie będziesz z nikim!– krzyknął i nawet się nie zastanawiając wymierzył mi tak mocny cios, jak nigdy przedtem. Siła uderzenia wygięła mnie do tyłu, a kiedy przyłożyłam dłoń do uderzonego miejsca, w końcu poczułam ból. Poczułam go zbyt dobrze, gdy powoli rozchodził się po mojej twarzy, komórkach i ciele. Poczułam spływającą krew z moją wargi i przejechałam po niej językiem, zamykając oczy. Gdy po jakimś czasie je otworzyłam, Zayna już nie było. Nie zobaczyłam go, nie poczułam furii widniejącej w jego ciemnych oczach. Nie poczułam jego obecności. Pozostał tylko ból.<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
<div>
<br />
-Co ty tu robisz?- warknąłem na widok Blake w moich drzwiach. Dziewczyna spojrzała na mnie ze skruchą w oczach i odezwała się cicho:<br />
-Chcę cię przeprosić. Nie wiem, co mnie wtedy napadło… <i>Przepraszam</i> Zayn. <br />
Zaśmiałem się, kręcąc z politowaniem głową. <br />
-Sądzisz, że głupie „przepraszam” wystarczy? Nie rozumiem, czemu dalej z tobą jestem i pozwalam ci się <i>kochać</i>. Nie jesteś mnie warta- syknąłem. <br />
-Co mam zrobić, żebyś mi wybaczył? Przepraszam Zayn, tak cholernie przepraszam- szepnęła. Spojrzałem na nią ze zniesmaczeniem, byłem… zażenowany? Tak sądzę, nie wiem. Przysunęła się do mnie, próbując objąć ramionami, a ja odepchnąłem ją od siebie tak, że poleciała na przeciwległą ścianę. Syknęła z bólu i głośno odetchnęła.<br />
-Zmieniłeś się Zayn- powiedziała, a ja nie wytrzymałem. Uderzyłem ją, rozdrapując poprzedniego strupa i robiąc kolejną ranę. Kazałem jej przeprosić, gdy tego nie zrobiła, uderzyłem mocniej. <i>Przeprosiła. </i>Przeprosiła i poprosiła o wybaczenie. Zaśmiałem się jej prosto w twarz i z satysfakcją obserwowałem, jak po kolejnym uderzeniu zwija się z bólu, ukrywając twarz za rękami. Odciągnąłem je od niej i uśmiechnąłem się lekko, przejeżdżając opuszkiem palca, po jej czerwonym i spuchniętym policzku. Wziąłem jej zakrwawioną twarz w swoje ręce i złożyłem pocałunek na opuchniętych ustach. Podniecał mnie smak krwi, która się na nich znajdowała, a gdy tylko się ulotnił, ponowiłem pieszczotę, zgarniając kruche ciało brunetki w swoje silne i szeroko otwarte ramiona. Sięgnąłem jej ucha, głośno i wyraźnie mrucząc do niego:<br />
-Przeproś za to, co mi robisz. <br />
Z uśmiechem uniosłem jej podbródek, patrząc w przestraszone oczy.<br />
-Powtórzę ostatni raz: przeproś– szepnąłem, wywołując swoim głosem dreszcze na ciele Blake.<br />
Dziewczyna skuliła się i nie patrząc w moje oczy wydusiła przeprosiny. Mój uśmiech powiększył się z satysfakcji, gdy mocno przytuliłem ją do swojego ciała. <br />
Blake przeprosiła, ale nie poczuła się <i>lepiej. </i><br />
Zayn to wykorzystał. <i>Wykorzystał i użył przeciwko niej.</i><br />
<i><br /></i></div>
<div>
<b><i><span style="color: #073763;">Jest mi przykro, że moja praca jest traktowana jako coś, co tylko trzeba przeczytać i wrócić z pojawieniem się kolejnego rozdziału. </span></i></b><br />
<b><i><span style="color: #073763;">Proszę o nienominowanie mnie do Libster Awards. Jeżeli chcecie mi podziękować za pracę, to napiszcie to w komentarzu, bo w tym konkursie nie biorę udziału i każdy komentarz z nominacją usuwam. </span></i></b></div>
<div>
<b><i><span style="color: #073763;">W tej chwili muszę na jakiś czas odpocząć od pisania. Potrzebuję kilku dni, by dojść do ładu ze swoim życiem prywatnym i poświęcić wolny czas bliskim. </span></i></b></div>
<div>
<b><i><span style="color: #073763;">Mówię "do zobaczenia", nie "żegnajcie".</span></i></b></div>
<div style="text-align: right;">
<b><i><span style="color: #073763;">@justfuckshit</span></i></b></div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com42tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-61506229529308227512012-11-21T22:45:00.000+01:002012-11-22T18:52:21.957+01:00Rozdział 40.-Parker, przestań się tak szczerzyć, bo to wkurwiające- warknąłem na przyjaciela siedzącego naprzeciwko mnie. Jechaliśmy naszym vanem na próby, obudzeni o irytującej siódmej rano, a on szczerzył się jak głupi do sera.<br />
-Mam powód to się szczerzę- odpowiedział, nawet nie patrząc w moją stronę. Reszta chłopaków była całkowicie nie do życia- wszyscy oprócz nas próbowali jeszcze te kilka minut wykorzystać na sen. <br />
-A ten powód to? <br />
-Popatrz tylko- podał mi swojego IPhone`a, na którego ekranie wyświetlone było dzisiejsze wydanie The Sun. Wystarczyło jedno spojrzenie na pierwszą stronę i już wiedziałem, jaki był powód jego zadowolenia. „Co Blake Payne ukrywa za ciemnymi okularami?”. Kliknąłem w link i zobaczyłem kilkanaście innych zdjęć dziewczyny w ciemnych okularach, zakrywających większość jej twarzy i pod spodem krótki artykuł. Główne założenie było takie, że Blake została pobita, jak donosili jej „znajomi”. <br />
-To twoja sprawka?- syknąłem na Toma, wpychając mu telefon w ręce. <br />
-Chyba żartujesz- zakpił.- Nie widziałem jej od jakiegoś czasu, a jeżeli mam się mścić, to na pewno nie w ten sposób. Najwidoczniej komuś innemu podpadła i pobili jej piękną twarzyczkę. <br />
-Tom, jeżeli… <br />
-Nic jej nie zrobiłem- podniósł głos, przerywając mi.-A ty mógłbyś lepiej udawać, że ci na niej nie zależy- warknął i wysiadł z vana, który właśnie zatrzymał się pod studiem. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div>
<div style="text-align: left;">
<a href="http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=BO8_PEWw53U">Ed Sheeran- UNI</a></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
Oderwałam się od pakowania potrzebnych rzeczy do walizek i poszłam otworzyć drzwi, do których ktoś niecierpliwie się dobijał. W sumie mogłam się spodziewać, kogo za nimi zobaczę. Przesunęłam się i wpuściłam gościa do środka. <br />
-Kto to zrobił?- warknął Max, wskazując na sporych rozmiarów siniaka pod moim okiem. <br />
-Cześć Max, również miło cię widzieć. Tak, wspaniale minęło mi te kilka dni, kiedy się nie widzieliśmy- zakpiłam, zwracając uwagę na brak powitania. <br />
-Przestań i odpowiedz na moje pytanie- syknął. <br />
-Potknęłam się i uderzyłam o klamkę w drzwiach- wymyśliłam na szybko i sama automatycznie zdałam sobie sprawę z tego, jak słabe to było. <br />
-I mam uwierzyć w tak durne wytłumaczenie? Blake, czy Zayn cię uderzył? – spytał, podchodząc bliżej mnie i chwytając moje ramiona. Uciekłam wzrokiem, spinając się na to pytanie. –Blake, spójrz na mnie. <i>Blake do cholery! </i><br />
Moja głowa podskoczyła na dźwięk ostrego i gniewnego tonu Maxa, który wyglądał, jakby tracił nad sobą kontrolę. <br />
-Tak– powiedziałam cicho, a on ze świstem wciągnął powietrze. <br />
-Powiedz mi jeszcze, że po raz kolejny mu wybaczyłaś i nadal z nim jesteś. <br />
-Przeprosił mnie i obiecał… <br />
-Że to się nie powtórzy? Błagam Blake, nie bądź głupia! Jeśli ktoś cię krzywdzi, do cholery, to przestajesz się z nim widywać. Kurwa, to podstawa… Dlaczego wciąż to robisz? <br />
-To nie jest takie proste – powiedziałam cierpko. - Nie rozumiesz. <br />
-Nie rozumiem?! -wykrzyknął, ciężko oddychając. -Mówisz poważnie? To jest twój argument? Nie jesteś idiotką, Blake, kurwa mać! Co z tobą nie tak?! <br />
Max nie panował nad swoim głosem, a ja czułam, jak z każdym jego wypowiedzianym słowem staję się bardziej wkurzona. <br />
-To nie twoja sprawa, co robię ze swoim życiem. <br />
-Jaja sobie robisz? Kurwa, zależy mi na tobie! Martwię się, kiedy ktoś jest tak mocno bity!- w głosie Maxa słychać było histerię. Kiedy nic nie odpowiedziałam, dodał:</div>
<div>
-Przestań się z nim spotykać. <br />
Na te słowa poziom mojego wkurzenia osiągnął maksimum i zanim pomyślałam, wyrzuciłam z siebie: <br />
-Nie masz prawa mi mówić, z kim mogę się spotykać! Nic o mnie nie wiesz! <br />
-Staram się dowiedzieć! – Max odetchnął głęboko i przejechał rękoma po twarzy w geście frustracji.- Słuchaj, wiem, że nie mam na ciebie żadnego wpływu, jasne? Wiem, że nie mogę mówić ci, co masz robić albo z kim masz być. Ale cholera, zależy mi na tobie, co już ci mówiłem i jest samo w sobie oczywiste. I chyba lubiłem czuć, że to, co było między nami, było normalnym związkiem. Ale cholera, nie dam rady po prostu uśmiechać się i udawać, że wszystko jest w porządku i że nie przejmuję się tobą, a ty nie możesz tego ode mnie oczekiwać. Nienawidzę myśli, że jesteś z Zaynem, który przy pierwszej nadarzającej się okazji cię bije! Nienawidzę patrzeć na ciebie w takim stanie i pewnie mógłbym go za to zamordować. <br />
Max zamilkł, oddychając ciężko, a ja patrzyłam na niego z otwartymi ustami. Nie byłam już rozgniewana, byłam po prostu smutna, bo, cholera, znowu wszystko poszło nie tak, jak powinno. <br />
-Max posłuchaj… Kocham Zayna i wiem, że to co robi, to jak się zachowuje jest… nieodpowiednie. Ale on mnie przeprosił i obiecał, że więcej mnie nie uderzy, wiesz? Ja mu ufam, bo go kocham i naprawdę… nie potrafię bez niego żyć. Jestem do niczego, rozumiesz? Bez Zayna jestem do niczego. <br />
Chłopak uśmiechnął się smutno. <br />
-To co nas łączyło było w tamtym momencie mojego życia czymś naprawdę… miłym. Pomogłeś mi zapomnieć o bólu, dałeś mi chwile radości i za to ci dziękuję. Ale lepiej będzie, jeżeli te spotkanie będzie naszym ostatnim. Nie podoba mi się, że skomplikowałam sprawy. <br />
-Blake- Max szepnął błagalnie, zdziwiony kierunkiem, jaki obrała ta rozmowa. <br />
-Nie. Nie możemy się już widywać, bo wszystko stanie się zbyt uczuciowe, duże i ważne, a tego nie chcemy. <br />
-Ty już jesteś ważna – powiedział Max, przenosząc dłoń z uda na mój policzek, delikatnie dotykając miejsca, w którym miałam ślad po uderzeniu Zayna. Przez jego słowa atmosfera w pokoju zmieniła się, stając się ciężka i niekomfortowa. Pozwoliłam mu przyciągnąć mnie bliżej niego, jednak wciąż zachowywałam odpowiednią odległość. Wiedziałam, że jeden głupi ruch może wszystko zmienić. <br />
-Max– powiedziałam łagodnie, a chłopak dołączył drugą dłoń, wplątując ją w moje włosy zaraz przy karku. Zadrżałam pod jego dotykiem. <br />
-Proszę, przestań- szepnęłam cicho, nie panując nad reakcjami swojego ciała, które mimowolnie drżało. <br />
-Nie mogę- tylko tyle zdołał wydusić z siebie Max, przysuwając się jeszcze bliżej mnie i przejeżdżając dłonią po zakrzywieniu mojej szczęki. <br />
-Nie powinieneś tutaj być– powiedziałam, próbując powstrzymać mój głos przed niepotrzebnym drżeniem.- Błagam Max, wyjdź. <br />
-Nie mogę- powtórzył bezsensownie, przybliżając swoją twarz tak, że nasze usta dzieliły milimetry i czułam jego oddech na swoich wargach. <br />
-Proszę wyjdź- szepnęłam bezsilnie, a moje usta zostały zmiażdżone przez jego. Całował mnie delikatnie, powodując całkowicie złe reakcje mojego organizmu i cholera, ja nie mogłam tego robić, miałam chłopaka! W jednej chwili, kiedy mój mózg ponownie połączył się z ciałem, odepchnęłam Maxa od siebie i jednym krokiem pokonałam odległość, która dzieliła mnie od drzwi, po chwili ponownie otwartych. <br />
-Wyjdź i zniknij z mojego życia- powiedziałam tonem pozbawionym jakichkolwiek emocji. Max spojrzał na mnie z niedowierzaniem i pokręcił głową. <br />
-Nie chcesz tego. Blake proszę, zrozum, że Zayn cię zniszczy. Nie zostawi w tobie nic dobrego, będzie cię wykańczał każdego dnia- mówił do mnie cicho i powoli, jak do pięcioletniego dziecka. Wściekłość ponownie zawrzała w moich żyłach. <br />
-Wynoś się do cholery i nigdy więcej nie ingeruj w moje życie- warknęłam przez zęby, popychając go w kierunku drzwi, za którymi po chwili zniknął. Zatrzasnęłam je i oparłam się o nie, ciężko oddychając. <br />
<i>On nie wróci. Zniknął z twojego życia na zawsze. Teraz jesteś szczęśliwa? </i><br />
-Oh, teraz się odzywasz przyjacielu? Spierdalaj- syknęłam do swojego drugiego „ja”, jakkolwiek idiotycznie wyglądało to z perspektywy postronnego obserwatora. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
<i><b><span style="color: #073763;">Zdecydowanie za szybko wstawiam, ale tak dobrze mi się pisało ten rozdział, że po prostu musiałam. </span></b></i><br />
<span style="color: #073763;"><b><i>Komentujemy, komentujemy. </i></b></span></div>
<div style="text-align: right;">
<b><i><span style="color: #073763;">@justfuckshit</span></i></b></div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com22tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-46782156272613898302012-11-20T22:47:00.001+01:002012-11-22T18:52:38.910+01:00Bardzo ważna notka organizacyjna.Dobry wieczór (choć pewnie i tak większość przeczyta następnego dnia, więc: dzień dobry).<br />
<div>
<br /></div>
<div>
Spróbuję przekazać, o co mi chodzi najprościej jak się da, a i tak nie wiem, czy zrozumiecie, o co mi chodzi. </div>
<div>
Otóż, drodzy Czytelnicy, pisanie tego bloga, co pewnie widać, od jakiegoś czasu nie sprawia mi przyjemności i wyjątkowo ciężko pisze mi się kolejne części. Rozdziały są wymuszone, układane tak, żeby to Wam się podobało i zupełnie nie zgadzają się z moją wizją na tego bloga. W ciągu ostatnich godzin pewnie z trzydzieści razy zmieniałam decyzję z "przestań pisać, jesteś do dupy, nie sprawia ci to przyjemności" na "pisz tak, żeby to tobie się podobało, a zawsze znajdzie się ktoś, kto to przeczyta". Ostatecznie stanęło na drugiej wersji i oto moja decyzja: przestaję pisać o przesłodzonej miłości dwojga ludzi. Od teraz ta historia będzie pokazywała prawdziwe życie, prawdziwą miłość, bez słodzenia i romantycznych wątków, bo życie po prostu takie nie jest. Będzie brutalnie, toksycznie i całkowicie niekonwencjonalnie. Jeżeli szukacie w tym blogu kolejnej historii o romantycznej miłości, to źle trafiliście. Będę pisała tak, żeby to mi się to podobało i mi sprawiało przyjemność i będzie mi bardzo miło, jeżeli niektórzy z Was tu zostaną, ale też nie obrażę się, jeżeli odejdziecie. Takie jest życie, po prostu. Zaczynamy od nowa i to od Was zależy, w jakim gronie. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Potrzebuję czasu na napisanie kilku rozdziałów naprzód, więc nie wiem, kiedy będzie kolejny rozdział, z <i>nowej</i> serii.<br />
<br />
+czyszczę listę osób do informowania, chętnych proszę o napisanie :) </div>
<div style="text-align: right;">
@justfuckshit </div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com26tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-21673913000503167102012-11-18T20:17:00.002+01:002012-11-19T20:33:52.790+01:00Rozdział 39.<a href="http://www.youtube.com/watch?v=2B50RUXbs-8" target="_blank">Rihanna ft Eminem- Love The Way You Lie part 2</a><br />
<br />
-Jesteś smutna. <br />
-Nie jestem- zaprzeczyłam, uśmiechając się wymijająco. Palce Zayna przeczesywały moje włosy, gdy moja głowa leżała na jego kolanach. <br />
-Przecież widzę, Blake. Stało się coś?- spytał chłopak. <br />
-Jestem po prostu zmęczona. Odzwyczaiłam się już od pracy, więc powrót do niej jest męczący. <br />
-Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że znowu dostałaś zlecenia- ton głosu mulata automatycznie stał się radośniejszy. <br />
-Dostałam, bo schudłam i znowu jest o mnie głośno w mediach-mruknęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej. –Wyjeżdżam na tydzień do Nowego Jorku-oznajmiłam, przypominając sobie zlecenie, załatwione przez mojego nowego managera- Jacka. <br />
-Na tak długo? Co będziesz tam tyle robić?- Zayn spojrzał na mnie poważnie, ale też z zaciekawieniem. <br />
-Pracować, Zayn, pracować. Zresztą ty też masz teraz dużo pracy, więc nawet nie zauważysz, że mnie nie ma. <br />
-Będę tęsknić- mruknął, przyciągając mnie do siebie. Po chwili poczułam jego usta na swojej szyi, co zawsze na mnie działało. Teraz było inaczej. <br />
-Zayn, nie mam ochoty- odsunęłam się od niego odrobinę, jednak on od razu to zmienił.- Zayn przestań!- odepchnęłam go i wstałam z kanapy. Spojrzał na mnie z miną zbitego psa, ale widziałam, że jest zdenerwowany. <br />
-Co jest z tobą nie tak? Jesteśmy razem już 2 tygodnie, a spaliśmy ze sobą zaledwie raz! Odpychasz mnie Blake!- podniósł głos, a ja poczułam, że coś ściska mnie w środku. <br />
-Nie odpycham cię, po prostu nie mam ochoty. <br />
-A może nadal spotykasz się z Maxem i on cię zaspokaja?- wysyczał, patrząc na mnie złowrogo. Zirytowałam się i warknęłam:<br />
-Wiesz? Może i lepiej zrobiłabym, spotykając się z Maxem. <br />
-Dobrze ci z nim było? – powiedział tonem, który zawsze niesamowicie mnie wkurzał. <br />
-Nawet sobie nie wyobrażasz sobie jak dobrze- nie panowałam nad tym, co mówiłam, podobnie jak chłopak. Mierzyliśmy się wzrokiem, kiedy Zayn nagle odpuścił i podszedł do mnie, przytulając mocno. <br />
-Przepraszam. Poniosło mnie- szepnął, całując moje włosy. <br />
-Ja też przesadziłam- odpowiedziałam, ukrywając twarz w jego szyi. Przytuleni staliśmy w ciszy, kiedy przypomniałam sobie o czymś, co nie dawało mi spokoju. –Zayn, mogę cię o coś spytać? <br />
-Tak? <br />
-Pamiętasz jak przyszedłeś do mnie pijany i powiedziałeś, że wiesz kto jest dawcą?- spytałam i poczułam jak mięśnie chłopaka się napięły. <br />
-Pamiętam. Byłem zalany, a nie pijany. <br />
-Powiedziałeś… powiedziałeś, że dawcą jest Louis. Robiłeś sobie jaja, czy tak jest naprawdę?- wydusiłam z siebie i spojrzałam prosto w jego brązowe oczy. Chłopak unikając mojego wzroku odpowiedział: <br />
-Próbowałem cię jakoś zdobyć i skłamałem. Byłem pijany Blake, nie panowałem nad swoim mózgiem. <br />
-Jasne, rozumiem. Przepraszam, ale muszę już iść, mam parę spraw do załatwienia- mruknęłam i wyślizgnęłam się z jego objęć. <br />
Już poza apartamentowcem, w którym mieszkał Zayn, mój natrętny głosik zadał mi pytanie: <br />
<i>Czemu mu nie uwierzyłaś? </i><br />
<div>
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>***</i></div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-style: italic;"><br /></span></div>
Otwierając drzwi byłem co najmniej zaskoczony osobą, która za nimi czekała. Spodziewałem się wszystkich, ale nie <i>jej.</i> <br />
-Blake? Co ty tu robisz?- spytałem zdziwiony, wpuszczając brunetkę do środka. <br />
-Hej Louis. Muszę z tobą porozmawiać i to nie jest rozmowa na telefon, więc cię odwiedziłam. Jest Eleanor? <br />
-Nie ma, jest na uczelni- odpowiedziałem, wciąż w szoku.- Chodź do salonu, Melanie właśnie wstała. <br />
-Melanie? Ach! Twoja córka tak?- dziewczyna szybko skojarzyła fakty i spojrzała na mnie pytająco. Skinąłem w potwierdzeniu głową i wskazałem jej moją leżącą na kanapie pięciomiesięczną córeczkę.- Śliczna jest, podobna do Eleanor- kucnęła przy małej i podała jej palca, którego natychmiast chwyciła. <br />
-Więc co cię do mnie sprowadza? Blake?- zwróciłem się bezpośrednio do dziewczyny, widząc, że odleciała myślami. <br />
-Przepraszam po prostu pomyślałam… Gdybym wtedy nie poroniła, to nasze dziecko miałoby już 8 miesięcy- szepnęła, unikając mojego wzroku. Ścisnęło mnie w środku, gdy dziewczyna spojrzała na mnie ze łzami w oczach.-Nie chcę wracać do tego tematu, ani się więcej mścić, po prostu jak zobaczyłam Melanie to tak mi się przypomniało… <br />
-Rozumiem, też ostatnio o tym myślałem. Blake, to co wtedy się wydarzyło, to co się działo między nami przez ostatni rok było po prostu nie fair. Przepraszam cię za wszystko jeszcze raz- uśmiechnąłem się do niej przepraszająco, a ona pokiwała głową. <br />
-Wiem, ja też przepraszam. Ale wracając do tego, po co tu przyszłam. Louis, chodzi o to, że jakiś czas temu Zayn przyszedł do mnie pijany i powiedział, że wie, kto jest dawcą- powiedziała bez owijania w bawełnę, a mnie zamurowało. Nie tego się spodziewałem. <br />
-Ym, kto jest?- udawałem, że nie wiem o co chodzi. <br />
-Według Zayna… ty nim jesteś- wydusiła, przygryzając wargę. Nic nie odpowiedziałem, więc dodała- dziś z nim rozmawiałam i twierdzi, że to wymyślił, ale wyczułam, że coś ukrywa, więc przyszłam ciebie spytać. Louis proszę, powiedz mi prawdę. Chcę tylko wiedzieć, nic więcej. <br />
<i>Teraz albo nigdy, Lou. </i><br />
-Zayn powiedział ci prawdę… Ja jestem dawcą, tylko mój szpik pasował- potwierdziłem ze ściśniętym gardłem. Strasznie bałem się jej reakcji. <br />
-Oh! No ym.. zaskoczyłeś mnie. Dziękuję za szczerość- powiedziała z widocznym zaskoczeniem. <br />
-Nie spodziewałaś się prawda? <br />
-To fakt. Po prostu… wtedy nie żyliśmy w zbyt dobrych stosunkach i… no jestem zaskoczona, że się na to zdobyłeś. Ale dziękuję, uratowałeś mi życie. Nigdy ci tego nie zapomnę- uśmiechnęła się, podchodząc do mnie i przytulając. Odwzajemniłem uścisk, będąc jeszcze bardziej zaskoczony. –Będę już lecieć, pozdrów Eleanor jak wróci, naprawdę macie śliczną córeczkę. I z całego serca dziękuję ci za szczerość. <br />
-Należało ci się to. Oczywiście pozdrowię- uśmiechnąłem się do niej, odprowadzając ją do drzwi. <br />
-Do zobaczenia- pomachała mi i zniknęła za zasuwającymi się drzwiami akurat odjeżdżającej windy. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
*** </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
-Jak mogłeś mnie oszukać? Jak mogłeś?!- krzyk dziewczyny rozniósł się po mieszkaniu, kiedy tylko ją do niego wpuściłem. <br />
-O co chodzi?- spytałem, nie do końca rozumiejąc. <br />
-Do cholery Zayn! Po pijaku mówisz prawdę, ale na trzeźwo to już nie potwierdzisz? Louis potwierdził, że jest dawcą! Czemu mnie oszukałeś?! – Blake coraz głośniej krzyczała, stojąc naprzeciwko mnie. <br />
-Bo może nie chciałem, żebyś w ramach wdzięczności za uratowanie życia wskoczyła mu do łóżka?- zanim pomyślałem nad tym, co chcę powiedzieć, słowa same wypłynęły z moich ust. Dziewczyna aż sapnęła ze złości. <br />
-Nie powiedziałeś tego. Boże Zayn, nie powiedziałeś tego- pokręciła głową z niedowierzaniem. <br />
-Powiedziałem- moje serce biło całkowicie poza normalnym rytmem i wiedziałem, że robię coś, czego będę żałować do końca życia. <br />
-Czemu znowu to robisz, czemu się tak zmieniasz? Nie jesteś tym Zaynem, którego kochałam- dziewczyna miała błyszczące oczy i wyglądała, jakby ledwo powstrzymywała się od płaczu. <br />
-Bo dajesz mi powody, żebym się tak zachowywał- warknąłem. <br />
-Jakie powody?<br />
-Zaliczasz wszystkich kolesi, których da się zaliczyć. Skąd mogę wiedzieć, czy niedługo nie zaliczysz mojego ojca, bo powie, że masz ładną bluzkę? Pieprzyło cię już całe The Wanted, czy ktoś jeszcze został? <br />
-Zgłupiałeś?! Za kogo ty mnie uważasz?- krzyknęła, a ja ledwo panowałem nad swoimi emocjami. <br />
-Za dziwkę, bo nią jesteś. Jesteś nawet gorsza od dziwki, bo nie bierzesz za to kasy- zakpiłem. <br />
-Ty śmieciu! Wiesz czego najbardziej żałuję? Nie tego, że do ciebie wróciłam. Najbardziej żałuję, że zmarnowałam na ciebie tyle czasu. Chciałam się dla ciebie zabić, cięłam się przez ciebie! Jeżeli ktokolwiek w tym pokoju jest dziwką, to nie ja. To ty nią jesteś- powiedziała głosem przepełnionym złością, a moja ręka straciła kontakt z umysłem i z całej siły uderzyła w jej twarz. Dziewczyna złapała się za policzek i gdy po chwili odsunęła rękę, zauważyłem krew lecącą z jej wargi i wielki, czerwony ślad mojej pięści. <br />
-Nie wierzę, że mnie uderzyłeś. Po prostu nie wierzę- szepnęła i wyszła z mieszkania, głośno zatrzaskując drzwi. <br />
Głośno przekląłem i uderzyłem pięścią w lustro. Syknąłem z bólu i patrząc na cieknącą krew z mojej poharatanej odłamkami szkła dłoni mruknąłem sam do siebie: <br />
<i>Ta miłość nas niszczy. </i></div>
<div>
<i><br /></i></div>
<div>
<b><i><span style="color: #741b47;">A teraz komentujemy, yep?</span></i></b></div>
<div style="text-align: right;">
<b><i><span style="color: #741b47;">@justfuckshit</span></i></b></div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com29tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-36848968360839820002012-11-17T14:38:00.001+01:002012-11-19T15:30:59.623+01:00Rozdział 38.<a href="http://www.youtube.com/watch?v=bqIxCtEveG8&feature=related" target="_blank">Labrinth ft Emeli Sande- Beneath Your Beautiful</a><br />
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
Po raz setny wyciągnąłem telefon z kieszeni i bezsensownie spojrzałem na jego ekran. Zaczynałem się trochę denerwować, bo pomimo wysłania kilkudziesięciu smsów i wykonania kilkunastu połączeń nadal nie miałem żadnego kontaktu z osobą, na której niesamowicie mi zależało. <br />
Blake Payne od mojej bójki z Zaynem, czyli dokładnie czterech dni, nie dawała najmniejszego znaku życia. <br />
I zdecydowanie denerwowałem się bardziej niż trochę. <br />
No bo kto normalny nie odbiera telefonu i nie odpisuje na smsy przez CZTERY dni? <br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***<br />
<br /></div>
-Powiesz mi, co musiało się stać, że mnie odwiedziłaś? –Liam podał mi kubek z gorącą kawą i usiadł obok mnie na kanapie. <br />
-Mam problem- zaczęłam, przygryzając wargę. <br />
-Tego się domyśliłem. Jaki problem? <br />
-Chodzi o Zayna. <br />
-Tego też się domyśliłem- powiedział z uśmiechem. <br />
-Nie rozumiem go i nie wiem… nie jestem pewna, co do niego czuję. <br />
-On jest pewny- Liam automatycznie spoważniał. <br />
-No właśnie tu jest problem. Spotkałam się z nim jakiś czas temu i zaproponował mi związek. Nie zdążyłam odpowiedzieć, kiedy w przeciągu sekund zmienił nastawienie i praktycznie mnie uderzył… Ostatnio przyszedł do mojego mieszkania i pobił Maxa, po raz kolejny mnie wyzywając. No i nadal utrzymuje, że mnie kocha. A ja już naprawdę nie wiem, co czuję- wyrzuciłam z siebie i odetchnęłam. <br />
-Moment, bo chyba czegoś nie rozumiem. Te plotki o twoim romansie z George`em są prawdziwe?- spojrzał na mnie z niedowierzeniem i wtedy uświadomiłam sobie, że on o niczym nie wiedział. <br />
-Spaliśmy ze sobą, to wszystko. Nic więcej nas nie łączyło. <br />
-Łączyło? A teraz was coś łączy?- zwrócił uwagę na czas, w jakim mówiłam. <br />
-A teraz kompletnie nic nas nie łączy, nawet ze sobą nie sypiamy. Co ja mam zrobić, Li? <br />
-Zależy ci na Zaynie? <br />
-Zależy, zależało i zawsze będzie zależeć- mruknęłam. <br />
-To o co chodzi? Obydwoje komplikujecie sprawy. Spotkajcie się, wyjaśnijcie wszystko i wróćcie do siebie- wzruszył ramionami, jakby była to najprostsza rzecz na świecie. <br />
-Wróciłbyś do osoby, która najpierw mówi, że cię kocha, a potem wyzywa od dziwek? <br />
-Może to chore, ale gdybym ją kochał to tak, wróciłbym. Nie odpowiedziałam nic, więc dodał- ale ty nie kochasz Zayna.<br />
-Kocham!- zaprzeczyłam gwałtownie. <br />
-Kochałaś, to fakt. On cię zranił, a ty się wyleczyłaś z tej miłości. <br />
-Niepr…- zaczęłam, ale on mi przerwał. <br />
-Prawda Blake. Kochasz George`a i to widać. <br />
-Mnie i Maxa nic nie łączy, rozumiesz? Spotkam się z Zaynem i wszystko będzie jak dawniej- warknęłam i nawet się nie żegnając, wyszłam z mieszkania Liama. <br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*** </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
-Jestem zaskoczony, że po tej akcji chcesz się ze mną spotkać- usłyszałam głos za sobą i odwróciłam się w stronę Zayna. Chłopak miał żółto-brązowego siniaka pod okiem i strupa na ustach, a mimo to wyglądał całkowicie<i> idealnie</i>. <br />
-Usiądź- wskazałam na krzesełko naprzeciwko siebie, a Malik szybko je zajął.- A teraz mnie wysłuchaj. <br />
-Po to tu przyszedłem- uśmiechnął się delikatnie, a ja to odwzajemniłam. <br />
-Nie rozumiem twojego zachowania, tego jak w ciągu minuty potrafisz się zmienić i boję się tego, co może nas czekać. Ale do cholery, nadal coś do ciebie czuję i chcę z tobą być, bo pomimo tego, że mnie zraniłeś i wciąż ranisz, to wciąż kocham cię jak idiotka i … <br />
-Wrócisz do mnie?- przerwał mi zaskoczony. <br />
-Jeżeli obiecasz, że będzie tak jak przed zerwaniem i że będziemy po prostu szczęśliwi to tak, wrócę do ciebie. <br />
-Obiecuję, przyrzekam na wszystko, że nigdy więcej cię nie zranię. Kocham cię- uśmiechnął się, pokazując białe zęby i złapał moją rękę. <br />
-Też cię kocham- szepnęłam, czując się naprawdę szczęśliwa. Zayn wstał ze swojego krzesełka i podszedł do mnie, nie puszczając mojej ręki. Pociągnął mnie tak, bym wstała i czule pocałował. <br />
Znowu jesteśmy szczęśliwi. <br />
Ja <i>jestem szczęśliwa. </i><br />
Prawda?<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***<br />
<br /></div>
<i>Jeżeli mi nie otworzy to naprawdę zacznę się denerwować. </i><br />
Stanąłem przed drzwiami do mieszkania Blake i zapukałem głośno. Raz, drugi i nareszcie drzwi się otworzyły. Stała w nich uśmiechnięta brunetka… <br />
<i>…do czasu aż mnie zobaczyła. </i><br />
Jej mina z prześlicznego uśmiechu zmieniła się w mocno zaciśnięte usta. <br />
I nie miałem zielonego pojęcia, dlaczego. <br />
-Hej- mruknąłem cicho, stawiając krok do przodu i tym samym wchodząc do mieszkania. <br />
-Hej- odpowiedziała tak samo cicho. Zmniejszyłem dystans między nami i przycisnąłem swoje wargi do jej ust. Prawie natychmiast mnie odepchnęła. <br />
<i>Teraz już naprawdę nie wiem, co się dzieje. </i><br />
-O co chodzi? <br />
-Nie możesz mnie całować- oznajmiła, patrząc twardo w moje oczy. <br />
-Słucham? Czemu? <br />
-Bo to koniec Max- powiedziała, a te 4 słowa echem rozbrzmiały w mojej głowie. <br />
-Co?- nie rozumiałem.- Czemu nie odbierałaś moich telefonów? Czemu nie odpisywałaś? Martwiłem się. <br />
-Właśnie dlatego. To nie tak miało wyglądać, to miał być tylko seks. Zakochałeś się we mnie, a ja nie mogę… Nie mogę z tobą być, Max. Wróciłam do Zayna. Przepraszam. <br />
-Jasne, rozumiem. Cześć- najszybciej jak potrafiłem opuściłem jej mieszkanie, obawiając się reakcji swojego organizmu. <br />
Wsiadłem do samochodu i tam już nie wytrzymałem. Z całej siły uderzyłem pięściami w kierownicę i głośno przekląłem. <br />
Z bólu fizycznego, ale też psychicznego. <br />
Bo to bolało. Bolało jak cholera, Blake. <br />
Masz rację, zakochałem się. <br />
Ale przecież mówili, że miłość jest najlepszym uczuciem na świecie. <br />
Więc czemu teraz tak<i> boli? </i><br />
<i><br /></i>
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Gorzko zapłakałam i uderzyłam głową w drzwi. <br />
<i>Zrobiłaś dobrze, czemu teraz płaczesz? Jesteś z Zaynem, ciesz się! </i><br />
-Wcale się nie cieszę, już nie. Sama siebie nie rozumiem- odpowiedziałam głosikowi w mojej głowie i poszłam do łazienki. <br />
Ponad miesiąc nie używałam zimnej, metalowej przyjaciółki. <br />
Nie cięłam się, bo Max dawał mi radość. <br />
Teraz Maxa nie ma. <br />
<i>Teraz jest żyletka. </i><br />
-Witaj, przyjaciółko- szepnęłam i przejechałam zimnym ostrzem po nadgarstku. <br />
<i>Jesteś szczęśliwa, Blake?</i>- natrętny głosik w mojej głowie nie dawał mi spokoju. <br />
Spojrzałam na ciemnoczerwoną krew i czując łzy na twarzy odpowiedziałam: <br />
-Tak. <br />
<br />
<b><i><span style="color: #741b47;">Dziękuję Marcie, która zawsze pomaga mi jak tylko potrafi i daje mi ogromnego kopa weny, kiedy mam już dość i chcę wszystko rzucić w cholerę. Dziękuję Ci, po prostu. </span></i></b><b><i><span style="color: #741b47;"> </span></i></b></div>
<div style="text-align: right;">
<b><i><span style="color: #741b47;">@justfuckshit</span></i></b></div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com29tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-62942168986075399852012-11-12T21:54:00.001+01:002012-11-19T15:29:44.350+01:00Rozdział 37.<a href="http://www.youtube.com/watch?v=DV0TJZ7Kp40" target="_blank">Ed Sheeran- You need me, I don`t need you</a><br />
<br />
-Max, poczekaj na mnie na zewnątrz! –krzyknąłem za przyjacielem, wychodzącym ze studia nagraniowego. Skinął głową i opuścił pomieszczenie. Dokończyłem nagrywanie swojej solówki i opuściłem studio. Max czekał na mnie na dworzu, paląc papierosa. <br />
-Co chciałeś? Spieszy mi się- powiedział, pomiędzy kolejnymi zaciągnięciami. <br />
-Do Blake?- rzuciłem od niechcenia, uważnie obserwując jego reakcję. Chłopak zesztywniał i wypuścił wolno dym. <br />
-Nie wiem o czym mówisz. <br />
-Jasne, że nie wiesz. Wcale nie sypiasz z nią od jakiegoś czasu- warknąłem. <br />
-O co ci chodzi? Skąd w ogóle takie podejrzenia?- spytał spięty. <br />
-Mam oczy Max. Tajemnicze smsy, zajęte wieczory, zdjęcia w gazetach… Nawet głupi Twitter huczy, że macie romans. Co to do cholery ma być! Myślałem, że jesteś po mojej stronie, że pomożesz mi ją zniszczyć! A ty sobie jebany romans urządzasz? – patrzyłem na niego groźnie, ściskając pięści. <br />
-Nie pomyślałeś o tym, że ci pomagam? Jesteśmy przyjaciółmi Tom i to, że z nią sypiam z pewnością pomoże ci w zemście. Użyj czasami mózgu- syknął, zdeptał papierosa i zostawił mnie samego. <br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*** </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
-Co jest?- usłyszałem mruknięcie i poczułem usta na karku. Blake przytulona do moich pleców całowała mnie po szyi. <br />
-Nic- odpowiedziałem, bawiąc się jej palcami. <br />
-Jesteś spięty odkąd przyszedłeś. Co się stało?- oparła brodę o moje ramię, zwracając moją uwagę na niej. <br />
-Pokłóciłem się z Tomem- westchnąłem, poddając się. Dziewczyna automatycznie podniosła się, okrywając nagie ciało pościelą. <br />
-O co? <br />
-Dowiedział się, że ze sobą sypiamy. <br />
-I co teraz?- spytała cicho po dłuższej chwili. <br />
-Nie powinniśmy tego dłużej ciągnąć. Wmówiłem mu, że robię to, żeby pomóc w zniszczeniu ciebie i na jakiś czas uwierzył, ale nie jest debilem. Zniszczy nie tylko twoje życie, ale też moje, kiedy dowie się prawdy. <br />
-Więc tak po prostu wyjdziesz i więcej nie wrócisz tak?- zdziwił mnie jej wrogi ton. Wstała z łóżka i zaczęła zbierać swoje rzeczy. -Więc wyjdź, daj mi kolejny raz poczuć się jak dziwka. <br />
-Blake, przecież wiesz… <br />
-Nic nas nie łączy, tylko seks. Wiem i to zdecydowanie nie poprawia mojego samopoczucia. Wyjdź-powtórzyła, a ja odetchnąłem głęboko i wstałem z łóżka, wciągając bokserki. <br />
-Powiedziałem „powinniśmy”, nie „musimy”. Nie jest mi łatwo się z tobą rozstać. <br />
-Ale też powiedziałeś, że Tom cię zniszczy, a jest twoim przyjacielem. I tak nie zamierzam długo żyć, więc możesz mnie zranić, jak tysiąc innych osób, nie przejmę się tym. <br />
-O czym ty mówisz?- spojrzałem na nią z przerażeniem, a Blake zrobiła minę, jakby powiedziała coś, czego nie chciała zdradzać.- Chcesz się zabić? <br />
-Nie mam po co tu żyć, więc tak, chcę się zabić. Ale spokojnie, jeszcze trochę się zejdzie- jej głos przepełniony był ironią, ale wiedziałem, że ją to boli. <br />
-Czemu? <br />
-Nie będę ci zdradzać wszystkich moich problemów, wybacz- zakpiła. <br />
-Żaden z nich z pewnością nie jest na tyle poważny, żeby się zabijać- podszedłem do niej i objąłem mocno. <br />
-Nie udawaj, że ci zależy. <br />
-Uwierz, że zależy- spojrzałem jej w oczy i poczułem coś dziwnego. <br />
-To moje życie i mogę robić z nim, co chcę. Przestań się w nie wtrącać- warknęła i wyrwała się z moich objęć, znikając w łazience. Zabolało, ale to faktycznie jej życie, a nas łączy tylko seks. Prawda? <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
*** </div>
<br />
Paliłem kolejnego papierosa, siedząc na parapecie okna, gdy usłyszałem dźwięk przychodzącego smsa. Sięgnąłem po telefon i to co zobaczyłem, co najmniej mnie zaskoczyło. „Za godzinę w Summer, mam coś dla ciebie. Tom”. Co Parker może ode mnie chcieć? <br />
Ciekawość wzięła górę i godzinę później przekraczałem próg kawiarni, rozglądając się za jednym ze swoich wrogów. Szybko go odnalazłem i dosiadłem się do niego. <br />
-Co dla mnie masz?- zacząłem prosto z mostu. <br />
-Nie tak zaczyna się rozmowę Malik, mamusia cię nie nauczyła? Dzień dobry Tom, jak się masz? A świetnie, usiądź proszę- odegrał scenkę, zmieniając głos i spojrzał na mnie kpiąco.-Mam parę informacji. <br />
-Jakich?- olałem jego wcześniejszą uwagę i skupiłem się tylko na tym, co ma mi do przekazania. <br />
-Wiesz, że twoja była dziewczyna pieprzy się z moim przyjacielem?- spytał, patrząc na mnie wzrokiem, pokazującym moją niższość. <br />
-Słucham?- parsknąłem śmiechem. <br />
-Blake pieprzy się z Maxem. Powtórzyć jeszcze raz, żeby twój opóźniony mózg zrozumiał? <br />
-I skąd to niby wiesz?- warknąłem, coraz bardziej spięty. <br />
-Od samego Maxa, a wcześniej domyśliłem się korzystając z różnych źródeł. <br />
-Nie wierzę ci- pokręciłem przecząco głową, próbując odgonić obraz Blake i George`a razem. <br />
-Cóż, to przykre, że była nie chce do ciebie wrócić, bo woli być pieprzona przez mojego przyjaciela… Najwidoczniej musiałeś być przerażająco słaby, a ta dziwka lubi konkretnie- zakpił, a moja pięść nim się zorientowałem sprawdziła twardość jego szczęki. <br />
-IDIOTO! – wydarł się Parker, łapiąc się za szczękę. Automatycznie wszyscy goście kawiarni spojrzeli na nasz stolik. <br />
-Nigdy, przenigdy, nie mów tak o Blake- warknąłem i nie czekając na jego odpowiedź, wyszedłem z budynku. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
*** </div>
<br />
-Oh no błagam, kto ma takie niesamowite wyczucie czasu?- jęknął Max, przyciągając mnie jeszcze bliżej do siebie, gdy usłyszeliśmy walenie do drzwi. <br />
-Puść mnie, może to coś ważnego. <br />
-Sąsiadka, że jesteśmy za głośno i nie dajemy jej w spokoju oglądać serialu- zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam. <br />
-Max proszę, puść mnie, zaraz wrócę- cmoknęłam go szybko w usta i wyślizgnęłam z jego objęć. Założyłam pierwszą napotkaną koszulkę i szybko zorientowałam się, że to chłopaka. Poszłam otworzyć drzwi i mnie zatkało. Wcale nie stała za nimi sąsiadka. Stał za to Zayn, mój Zayn. <br />
-Zayn? Co ty tu robisz?- wydukałam. Chłopak zmierzył mnie spojrzeniem i odezwał się: <br />
-Jesteś zajęta? <br />
-Ym.. w zasadzie to tak. <br />
-Maxem?- warknął, wpychając się do mieszkania i idąc prosto do mojej sypialni. <br />
-Zayn stój! Nie masz prawa..- zaczęłam, ale było już za późno. Zdążyłam zauważyć, jak Zayn wchodzi do sypialni i szybko zbliża się do niespodziewającego się ataku Maxa. Potem były tylko kolejne, szybkie i z pewnością bolące uderzenia z obydwu stron, a ja bezskutecznie próbowałam ich rozdzielić. W końcu Max przygwoździł Zayna za nadgarstki do podłogi i zobaczyłam ich twarze. Wyglądali tragicznie, cali w krwi i wściekle na siebie patrzący. <br />
-Zostaw i mnie i Blake w spokoju śmieciu- warknął Max, przygotowując się do kolejnego uderzenia. W tym samym momencie krzyknęłam: <br />
-Max przestań! Uspokój się do cholery! – chłopak spojrzał na mnie, jakby zapomniał o mojej obecności i wstał z Zayna, puszczając go. Malik natychmiast podniósł się na nogi i zmierzył mnie po raz kolejny spojrzeniem. <br />
-Nie spodziewałem się, że zniżysz się do tego poziomu, kiedy będziesz pieprzyła się z nim- spojrzał na Maxa z odrazą i dodał- nic się nie zmieniłaś, nadal jesteś dziwką. <br />
Wykazałam się nadzwyczajną siłą i zwinnością, powstrzymując Maxa przed uderzeniem go po tych słowach. Spojrzałam na niego prosząco i odezwałam się do Zayna: <br />
-Wynoś się z mojego domu, mojego życia i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy. <br />
-Wyjdź, zanim przestanę się kontrolować i twoja buźka zostanie jeszcze bardziej uszkodzona- dodał Max, a Malik spojrzał na nas i opuścił mieszkanie. Trzask drzwiami rozniósł się po moim umyśle wielkim hukiem. Odetchnęłam głęboko i spojrzałam na Maxa, który przyglądał mi się z uwagą. <br />
-Przepraszam za to… Nigdy się tak nie zachowywał- szepnęłam, podchodząc do niego i dotykając delikatnie jego twarzy.<br />
-Już raz cię uderzył, jest zdolny do wszystkiego- przypomniał dzień, kiedy wpadłam na niego po spotkaniu z Zaynem. Westchnęłam ciężko i pokiwałam głową. <br />
-Zayn to już skończony rozdział w moim życiu, definitywnie. Chodź, opatrzę ci twarz- pociągnęłam go za rękę do łazienki, wskazałam mu miejsce na ramie wanny i wyjęłam apteczkę. Kilka minut później z plastrem na wardze i łuku brwiowym oraz siniakiem pod okiem, ale bez krwi wyglądał dużo lepiej. Chciałam wyjść z łazienki, jednak pociągnął mnie za rękę tak, że usiadłam na jego kolanach. <br />
-Nie przejmuj się tym- mruknął mi do ucha, cmokając mnie tam. <br />
-Nie przejmuję. <br />
-Przecież widzę. Nie żałuję tego, że mam obitą twarz, naprawdę. <br />
-Max… <br />
-Teraz ty mnie posłuchaj i nie przerywaj. Ten nasz układ „tylko seks, nic więcej” w moim wypadku nie wypalił. Wiem, że kochasz Zayna mimo wszystko, a ze mną łączy cię tylko seks i to akceptuję. <br />
-Ale… <br />
-Nie przerywaj mi!- pogroził palcem i kontynuował- zależy mi na tobie i nie pozwolę, żeby Zayn czy ktokolwiek inny cię skrzywdził. <br />
-Zamkniesz się na chwilę?- warknęłam pytająco. Nie widząc ani potwierdzenia, ani zaprzeczenia dodałam- gdybyś godzinę temu spytał, czy go kocham, bez wahania odpowiedziałabym tak. Kiedy cię uderzył w myślach modliłam się, żebyś to ty wygrał tą bójkę, bo to na tobie bardziej mi zależy. W ciągu ostatnich tygodni stałeś się kimś przerażająco ważnym w moim życiu i sama nie potrafię tego zrozumieć. Zayn był, jest i pewnie będzie dla mnie ważny, nie wiem. Nie potrafię ci nic obiecać, bo niczego nie jestem pewna. Wiem, że mi na tobie zależy i nadal chcę się z tobą spotykać. Z czasem sami dojdziemy do wniosku na jakich zasadach… <br />
-Całkowicie się na to piszę- uśmiechnął się i pocałował mnie mocno, tak jak lubiłam najbardziej.<br />
<div style="text-align: right;">
<b><i><span style="color: #741b47;"><b><i><span style="color: #741b47;">@justfuckshit </span></i></b></span></i></b></div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com43tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-88320613593346880912012-11-10T16:28:00.002+01:002012-11-19T15:28:17.790+01:00Rozdział 36.<a href="http://www.youtube.com/watch?v=j8cADX87-2I" target="_blank">Ed Sheeran- Give me love</a><br />
<br />
Strużki krwi powoli spływały po umywalce. <br />
Dwie nowe rany zdobiły mój nadgarstek. <br />
Zbyt dużo wspomnień. <br />
Zbyt dużo myśli. <br />
W zakrwawionej pięści ściskałam zdjęcie. <br />
Dwie uśmiechnięte postacie, wpatrzone w siebie z miłością. <br />
Tak bardzo cię kocham. <br />
Kocham cię pomimo bólu, który zadajesz mi każdego dnia. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div>
<div>
Natrętna ręka wyrwała mi butelkę wódki. <br />
-Skończ z tym, to cię niszczy. <br />
Oh, dobroduszny i nieskazitelny Louis Tomlinson będzie udzielał mi rad. <br />
-Pieprz się- warknąłem. <br />
-Nie. Jesteś moim przyjacielem i nie pozwolę ci na zniszczenie życia. Co jest?- usiadł obok mnie na podłodze i spojrzał uważnie. <br />
-To wszystko przez ciebie. To wszystko kurwa przez ciebie!- wydarłem się na niego. Jego oczy wyrażały niezrozumienie. <br />
-Przez ciebie nie jestem z Blake. Gdybyś nie wpierdolił się w nasze życie wszystko wyglądałoby inaczej- syknąłem, uderzając pięścią w podłogę. <br />
-Zayn, myślałem, że już to sobie wyjaśniliśmy- zaczął, ale mu przerwałem. <br />
-Nic sobie nie wyjaśniliśmy! Zniszczyłeś wszystko co nas łączyło, wszystko! <br />
-Uratowałem jej życie, a ty z tego nie skorzystałeś!- krzyknął na mnie, wstając gwałtownie. <br />
-Dlaczego to zrobiłeś? Przecież jej nienawidziłeś, dlaczego ratowałeś jej życie?!- również podniosłem się na nogi i patrzyłem na niego wściekły. <i>Co z tego, że byłem zalany w trupa. </i><br />
-Bo kochałem ją tak samo jak ty? Bo była dla mnie kimś więcej? Nic nie wiesz- powiedział cicho i wyszedł, zostawiając mnie samego w głębokim szoku. <br />
-Nie będziesz miał Blake, nie będziesz- syknąłem i dopijając butelkę do końca, ruszyłem ku wyjściu z domu. <br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
Walenie w drzwi gwałtownie mnie przebudziło. Podniosłam się z łóżka i poszłam otworzyć drzwi. Widok, który za nim zastałam, więcej niż trochę mnie zaskoczył. Pijany, a wręcz zalany Zayn, ledwie stojąc na nogach, dobijał się do mojego mieszkania w środku nocy. <br />
-Co ty tu robisz? <br />
-Musimy pogadać- wybełkotał. <br />
-O 4 rano? W takim stanie? <br />
-To ważne- spojrzał na mnie nieprzytomnie. <br />
-Nie na tyle, żebym wpuszczała cię do mieszkania w środku nocy- odparłam i zaczęłam zamykać drzwi. <br />
-Wiem, kto jest dawcą- odezwał się, a ja zamarłam. <br />
-Skąd wiesz? <br />
-Max się dowiedział, kiedy jeszcze byłaś w szpitalu- odpowiedział. Pokręciłam przecząco głową. <br />
-Nie możliwe. Kto niby nim jest? –spytałam ironicznie, całkowicie odpychając od siebie możliwość, że Zayn mówi prawdę. <br />
-Louis. Louis Tomlinson- powiedział, a ja wybuchłam śmiechem. <br />
-Idź spać, przyda ci się. Mogłeś wymyślić coś bardziej prawdopodobnego- zakpiłam i zamknęłam mu drzwi przed nosem. <br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Obracałem w palcach butelkę piwa, czekając na jej przybycie. Obserwowanie tańczących ludzi już dawno mi się znudziło, a Blake spóźniała się już dwadzieścia minut. <i>Nic się nie zmieniła przez te trzy lata. </i><br />
W końcu poczułem specyficzny zapach i odwróciłem się. Dziewczyna stała za mną i patrzyła z przymrużonymi oczami. <br />
-Wybacz spóźnienie, musiałam coś załatwić. <br />
-Przyzwyczaiłem się- uśmiechnąłem się, podnosząc tylko jeden kącik ust. <br />
-Więc… Po co się spotykamy?- spytała, przerywając ciszę panującą między nami. <br />
-Może się czegoś napijesz?- zignorowałem jej pytanie, wskazując na miejsce obok mnie. Posłusznie usiadła i sięgnęła do torebki. <br />
-Piwo wystarczy. Nie masz nic przeciwko?- wskazała na papierosa w jej palcach, a ja zaśmiałem się. <br />
-Ja też palę, nie przeszkadza mi to- przesunąłem w jej stronę piwo, które barman przyniósł i zauważyłem, jak seksownie wygląda, wypuszczając dym spomiędzy lekko rozchylonych warg. –Chciałem się spotkać, żeby odnowić kontakty– wróciłem do jej wcześniejszego pytania. Spojrzała na mnie zdziwiona. <br />
-Nas nic nie łączyło. <br />
-Oprócz tego, że ze sobą spaliśmy- sprostowałem. <br />
-Max, daruj. Kilka nic nieznaczących numerków i tyle- pokiwała głową z politowaniem, ponownie zaciągając się papierosem. <br />
-Byłaś znacznie bardziej niewinna. <br />
-Miałam 17 lat- dmuchnęła dymem prosto w moją twarz. <br />
-Ale już wtedy byłaś seksowna- dodałem. <br />
-O co ci chodzi, George?- spytała, przeciągając moje nazwisko. <br />
-Co myślisz o powrocie do tamtych relacji?- odpowiedziałem prosto z mostu. <br />
-O seksie bez zobowiązań? <br />
-Dokładnie. Ja do ciebie nic nie czuję, ty do mnie też, a obydwoje potrzebujemy przyjemności. I potrafimy to sobie zapewnić- wzruszyłem ramionami, jakby była to najbardziej logiczna rzecz na świecie. <br />
-Nic się nie zmieniłeś- uśmiechnęła się, przygryzając dolną wargę. –Nadal jesteś bezczelnym, napalonym dupkiem. <br />
-Przecież takich lubisz- odciąłem się i przysunąłem bliżej, kładąc rękę na jej odkrytym kolanie. <br />
-Lubię- potwierdziła. Nic więcej nie było mi potrzeba. Wpiłem się w jej wargi i bezczelnie wepchnąłem język pomiędzy jej rozchylone wargi. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
-Jak długo będziemy to ciągnąć?- spytałam, ciężko oddychając. Miesiąc później leżałam po świetnym seksie w łóżku Maxa i nie miałam żadnych wyrzutów sumienia. <br />
-Dopóki będzie nam to odpowiadało i… <br />
-Się nie zakochamy?- wcięłam mu się, a on pokiwał głową, przejeżdżając palcami po moich nagich plecach. <br />
-Nie ma miejsca na miłość- powiedział poważnie i spojrzał mi prosto w oczy.-Tylko seks, Blake. <br />
<i>Tylko seks. </i></div>
</div>
</div>
<div>
<i><span style="color: #cc0000; font-weight: bold;"><br /></span></i>
<i><span style="color: red; font-weight: bold;">Proszę o nie reklamowanie swoich blogów w komentarzach. Jeżeli chcecie, żebym przeczytała Waszego bloga, to napiszcie do mnie na Twitterze. </span></i></div>
<div style="text-align: right;">
<i><b><span style="color: red;">@justfuckshit</span></b></i></div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-4460774729309339012012-11-04T19:32:00.000+01:002012-11-19T15:26:34.746+01:00Rozdział 35.<a href="http://www.youtube.com/watch?v=Z_l4pa0IkOo" target="_blank">P!nk- Nobody knows</a><br />
<br />
Bezczynne siedzenie na kanapie z laptopem na kolanach zdecydowanie nie poprawiało mojego stanu psychicznego. Od kilku godzin przeglądałam Twittera, czytając wszystkie wpisy, w których znajdował się tag „Blake Payne”. Jedyne czego się dowiedziałam, to to, że jestem dziwką, morderczynią i narkomanką. Czytanie wpisów osób, które kiedyś mnie wychwalały, a teraz wyzywały i nienawidziły, nie było przyjemną czynnością. Nie reagowałam w żaden sposób na te wpisy, ale gdy zobaczyłam tweeta Parkera, poziom złości wzrósł kilkakrotnie. „Powiem jedno- Zayn pokazał, że wbrew pozorom nie jest debilem i zerwał z tą dziwką na tyle szybko, że nie zaszkodziła mu w karierze. Szkoda, że wcześniej uratował jej życie i przedłużył życie morderczyni ;x”. Tysiące retweetów i odpowiedzi. Nie miałam najmniejszej ochoty czytać kolejnego poematu, jaka to ja nie jestem, więc wróciłam na główną stronę i napisałam własnego tweeta. „Odpierdolcie się ode mnie i mojego życia. Parker, jakoś nie przeszkadzało ci to, że jestem dziwką, kiedy mnie zaliczałeś x”. Jedno kliknięcie i mój post pojawił się na Twitterze. Wylogowałam się i zamknęłam laptopa. Odetchnęłam głęboko, przejeżdżając ręką po twarzy. Miałam dość, chciałam skończyć ten cały cyrk, zwany życiem, ale nie mogłam. Sięgnęłam ręką po kartkę leżącą na stoliku i kolejny raz ją przeczytałam.<br />
<div>
<br />
<i>Lista rzeczy, które muszę zrobić przed śmiercią: <br />1. Zrobić tatuaż. <br />2. Poznać kogoś przypadkowo i rozkochać go w sobie. <br />3. Uprawiać seks w najdziwniejszym miejscu, jakie będzie w danym momencie możliwe. <br />4. Pływać nago w morzu przy świetle księżyca z mężczyzną marzeń przy boku. <strike>(nierealne, Zayn do mnie nie wróci)</strike><br />5. Dowiedzieć się, kto jest dawcą szpiku. </i></div>
<div>
<i><br /></i>Parsknęłam śmiechem i odłożyłam kartkę z powrotem na miejsce. Każda z tych rzeczy jest mało realna, ale punkt 5 wyklucza możliwość mojej śmierci na co najmniej 50 lat, gdy umrę z przyczyn naturalnych. No ale, trzeba zacząć realizować plan, prawda? Najprostsze wydało mi się wykonanie punktu 1, więc podniosłam się z kanapy i ruszyłam do sypialni. Przebrałam się w bardziej wyjściowe ubrania, trochę ogarnęłam i wyszłam z mieszkania. Jedyne studio tatuażu, jakie przychodziło mi na myśl mieściło się 10 minut od mojego bloku. Zrezygnowałam z tłuczenia się po zakorkowanym mieście samochodem, wybierając spacer i ciesząc się z wyjątkowo słonecznego dnia. Kilka minut później przekroczyłam próg studia, a moim oczom ukazał się wielki, wytatuowany mężczyzna. <br />
-W czym pomóc? <br />
-Ym.. Chciałabym zrobić sobie tatuaż. <br />
<i>Raz się żyje Blake. W twoim wypadku już stosunkowo niedługo. </i><br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
<div>
<br />
-To koniec Zayn. Po prostu koniec- blondynka stanęła przede mną, zasłaniając mi cały telewizor, który właśnie oglądałem. Spojrzałem na nią rozdrażniony. <br />
-Zasłaniasz, przesuń się Perrie. <br />
-CZY TY SŁYSZYSZ CO JA POWIEDZIAŁAM?! Zrywam z tobą!- wydarła się piskliwie. <br />
-Dobrze. A teraz przesuń się- westchnąłem, a w odpowiedzi usłyszałem tylko fuknięcie i trzask drzwi. <br />
Uśmiechnąłem się z satysfakcją do siebie i wróciłem do oglądania programu, gdy poczułem zapadającą się kanapę. Odkręciłem głowę i obok siebie zobaczyłem Liama. <br />
-Co jest? <br />
-Czemu Perrie tak wybiegła?- spytał, patrząc na mnie uważnie. Ostatnio bardzo się zmienił, spoważniał i wydoroślał. <br />
-Zerwała ze mną. <br />
-Iiiii? <br />
-Co? – spytałem, nie rozumiejąc. <br />
-I jak się z tym czujesz? <br />
-Świetnie. Od dawna się na to zanosiło- odpowiedziałem, nie odrywając wzroku od telewizora. <br />
-Do cholery Malik! Co się z tobą dzieje?- podniósł głos Liam, zmuszając mnie do spojrzenia na niego. <br />
-Nic się nie dzieje. <br />
-Zmieniłeś się. <br />
-Wydaje ci się. <br />
-Zmieniłeś się od zerwania z Blake- powiedział cicho, a mimo to cały się spiąłem.- Dlaczego z nią zerwałeś? <br />
-Bo jej nie kochałem-odpowiedziałem, unikając jego wzroku. –A przynajmniej to sobie wmawiałem. <br />
-Właśnie- westchnął, kładąc rękę na moim ramieniu.- Teraz nie ma Perrie, zrób coś. <br />
-Ona do mnie nie wróci… A zresztą nie wiem, czy sam chcę po raz kolejny związku z nią. <br />
-Chcesz. Chcesz, bo ją kochasz. <br />
-Dlatego wróciłeś do Danielle?- wypaliłem, przypominając mu ich zerwanie. <br />
-Dlatego. Kocham Danielle i nie potrafiłem żyć bez niej- potwierdził, uśmiechając się delikatnie. <br />
-To się nie uda- odezwałem się po chwili ciszy. <br />
-Warto spróbować. Ona wciąż cię kocha- odpowiedział i wyszedł, zostawiając mnie samego z mętlikiem w głowie. <br />
<i>Warto spróbować? </i>Wyciągnąłem telefon z kieszeni i szybko napisałem wiadomość. <br />
<i>Dzisiaj, 17, Starbucks, ja i ty? : ) </i><br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
<div>
<br />
-Nie mam zielonego pojęcia, czemu się z tobą spotykam- stanęłam za plecami chłopaka i odezwałam się cicho. Wzdrygnął się delikatnie i odwrócił do mnie. Wystarczył jeden uśmiech, żebym zapomniała o wszystkich łzach, całym bólu i nieprzyjemnościach.<i> Jeden pieprzony uśmiech. </i><br />
-Witaj- wstał i przytulił mnie delikatnie, a ja idiotycznie wciągnęłam jego zapach. No to jestem twoja, Zayn. <br />
-Ym.. czemu… czemu chciałeś się spotkać? – wyjąkałam, odsuwając się od niego i siadając na krzesełku naprzeciwko. <br />
-Ponieważ… stęskniłem się?- uśmiechnął się uroczo, a ja jęknęłam cicho. <i>Gdybyś wiedział, jak na mnie działasz.</i><br />
-Stęskniłeś? A… Perrie?- z trudem wymówiłam imię dziewczyny. <br />
-Zerwała ze mną. <br />
-Oh. Czemu?- wyrwało mi się, zanim to przemyślałam. <br />
-Bo nie mogłem przestać myśleć i mówić o tobie. <br />
-Zaayn- jęknęłam przeciągle, czując, że zaraz zemdleję z wrażenia. <br />
-Tęsknie za tobą jak cholera, Blake. Sam siebie oszukiwałem, że już cię nie kocham. Nadal cię kocham, chcę z tobą być, płakać i cieszyć się razem z tobą. Błagam, wróć do mnie B. - powiedział poważnie, łapiąc moje ręce w silnym uścisku. Zabrakło mi powietrza, kiedy patrząc w jego czekoladowe oczy próbowałam ułożyć odpowiedź. Po chwili ciszy, kiedy wciąż nie uzyskał odpowiedzi, bo mnie bezczelnie zatkało, zabrał ręce i spojrzał na mnie ze smutkiem. –Rozumiem, skrzywdziłem cię. <br />
-Zayn to nie tak- odezwałam się cicho. <br />
-Co cię łączy z Tomem Parkerem?- wypalił, przerywając mi. Zamurowało mnie, zamurowało mnie całkowicie. <br />
-Słucham? <br />
-Co jest między wami?- powtórzył, patrząc na mnie ostro. <br />
-Nic między nami nie ma- warknęłam. <br />
-Tak po prostu się z nim przespałaś? Wraca stara Blake?- zakpił. Nie wierzyłam własnym oczom, jaką przemianę przeżył w ciągu 2 minut. <br />
-Jak śmiesz? Najpierw chcesz, żebym do ciebie wróciła, a potem… Jesteś dupkiem, Zayn! –podniosłam głos, wstając z krzesła. <br />
-Ja dupkiem, ale kim ty jesteś? Jakie to uczucie przespać się z bratem swojego przyjaciela, który kilka dni później ginie w wypadku, spowodowanym przez ciebie? – spytał z wyraźną kpiną w głosie. Nie zorientowałam się kiedy, a moja ręka już uderzyła w jego policzek. Syknął z bólu i mocno złapał mój nadgarstek. Pech chciał, że był to nadgarstek, na którym miałam świeżo zrobiony napis "do or die".<br />
-Idioto puszczaj! – krzyknęłam, próbując wyrwać rękę. Widziałam, że przyglądali się nam wszyscy ludzie w lokalu, ale tatuaż tak mocno bolał, że zaczęły mi lecieć łzy. Zayn chyba zorientował się, że na nas patrzą i nagrywają, bo puścił mnie i mocno odepchnął, wychodząc z lokalu. Łzy leciały z moich oczu nieprzerwanym strumieniem, gdy przepychałam się przez gapiów. Praktycznie wybiegłam z budynku i idąc chodnikiem w stronę mieszkania, rozmasowywałam bolący nadgarstek. Nagle poczułam, że z czymś, a raczej z kimś się zderzyłam, w związku z czym zatoczyłam się niebezpiecznie, w ostatnim momencie uratowana od upadku przez silne ręce. <br />
-Naucz się chodzić do cholery!- usłyszałam zachrypnięty męski głos. Podniosłam głowę i zobaczyłam, osobę, która kilka dni temu zeznawała przeciwko mnie. <br />
Bo na kogo można wpaść, mając totalnego pecha? <br />
Na przyjaciela największego wroga. <br />
Maxa George`a. <br />
Pierwsze poważne zauroczenie Blake Payne sprzed blisko 3 lat.</div>
<div style="text-align: right;">
<i><b><span style="color: #073763;">@justfuckshit</span></b></i></div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com45tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-43642961223729258142012-11-01T21:45:00.002+01:002012-11-19T15:24:40.784+01:00Rozdział 34.<a href="http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=yTCDVfMz15M#!" target="_blank">P!nk- Try</a><br />
<br />
-Sprawa przeciwko Blake Payne, sala rozpraw numer 2– doniosły głos rozniósł się po sądowym korytarzu. Podniosłam się z krzesełka i razem ze swoim obrońcą weszłam do odpowiedniej sali. Zajęłam miejsce przeznaczone dla oskarżonego i wbiłam wzrok w ścianę naprzeciwko. Słyszałam odgłosy zajmowanych miejsc na sali, słyszałam, że mój obrońca coś do mnie mówi, ale wszystkie te dźwięki odbijały się ode mnie jak od niewidzialnego muru. Czułam niewyobrażalną pustkę w środku i nie potrafiłam się jej pozbyć. Byłam… pusta. Bez Maxa moje życie nie miało najmniejszego sensu, to on pokazywał mi, że warto żyć. A teraz? Jestem oskarżona o spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym i marzę, żeby winnemu groziła kara śmierci. Nie chcę żyć, nie mam po co żyć. Opuściłam wzrok ze ściany, przypadkowo zatrzymując go na osobie siedzącej naprzeciwko. Tom uśmiechnął się perfidnie i bardzo wyraźnie poruszył ustami. „Zniszczę cię”.<br />
<div>
-Proszę wstać, sąd idzie! <br />
<i>Wszystko zmierza ku końcowi, ku śmierci.</i><br />
<div>
Świetnie pamiętałam słowa Maxa, które powiedział kilka dni przed wypadkiem. Twój koniec się zaczął, Blake. <br />
Wysłuchiwałam stawianych mi oskarżeń oraz zeznań Toma. Parker był świetnie przygotowany w każdym elemencie. Perfekcyjnie udawał zatroskanego brata i sama będąc na miejscu sądu bym mu uwierzyła. Nadszedł czas na złożenie zeznań przeze mnie i w gruncie rzeczy nie miałam na to najmniejszej ochoty. Wstałam i spojrzałam na sędziego. <br />
-Nazywa się pani Blake Payne, ma 19 lat, mieszka w Londynie? <br />
-Tak. <br />
-Proszę powiedzieć wszystko, co wie pani o sprawie. Ostrzegam, że składanie fałszywych zeznań jest karalne- mężczyzna nie posiadał w sobie żadnych emocji. Był tak samo pusty jak ja. Yh, skup się Blake, mów! <br />
-27 kwietnia to ja prowadziłam samochód. Jechaliśmy i nagle z sąsiedniego pasa wyjechał samochód. Nie potrafiłam zapanować nad sytuacją, zderzyliśmy się- wiedziałam, że moje zeznania są beznadziejne, ale nie miałam siły na cokolwiek bardziej rozbudowanego. <br />
-Ma pani coś jeszcze do dodania? <br />
-Nie. <br />
-Czy strona ma jakieś pytania? – zwrócił się do Toma i jego adwokata. <br />
-Tak. Wyniki badań pani krwi wskazują na obecność amfetaminy. Czy spożywała pani narkotyki tego dnia? <br />
-Tak- odpowiedziałam automatycznie i usłyszałam syknięcie swojego obrońcy. <br />
-I mimo spożycia narkotyków wsiadła pani za kierownicę? <br />
-Tak. <br />
-Jest pani narkomanką? <br />
-Zgłaszam sprzeciw, te pytanie nie dotyczy sprawy- mój obrońca wstał z miejsca, patrząc na sędziego. <br />
-Sprzeciw przyjęty. Inne pytanie? <br />
-Ostatnie. Jakim prawem prowadziła pani samochód pod wpływem narkotyków? – mężczyzna spojrzał na mnie z widocznym niedowierzaniem i obrzydzeniem.- Mogło zginąć dużo więcej osób, tylko i wyłącznie przez pani głupotę! <br />
-Przypominam, że oskarżyciel i jego adwokat nie mają prawa do wystawiania własnej oceny w trakcie rozprawy, przed ogłoszeniem wyroku- podniósł głos mężczyzna siedzący obok mnie. Zmierzył wzrokiem adwokata Toma i z powrotem zajął swoje miejsce. <br />
-Czy są jakieś pytania do oskarżonej?- ponownie odezwał się sędzia.- Jeżeli brak pytań, to proszę zawołać na salę świadka Jacka Marrowa. <br />
Słysząc nieznane sobie nazwisko wyłączyłam się i do końca przesłuchań nieobecnie patrzyłam na kolejnych świadków. Żadnej z tych kilku osób nie znałam, nie wiedziałam kim są, ani skąd się tu wzięli. Chciałam, żeby cały ten cyrk już się skończył i żeby mnie zabili. Poczułam stuknięcie w ramie i zauważyłam, że wszyscy patrzą na mnie. <br />
-Czy ma pani coś do dodania?- spytał sędzia. Nie wiedziałam o co chodzi, więc szybko odpowiedziałam: <br />
-Nie. <br />
-Zatem proszę o ostateczne stanowiska stron. <br />
Pierwszy wstał adwokat Toma i zaczął coś mówić, ale po raz kolejny się wyłączyłam. Po nim wypowiadał się mój obrońca, a potem kazali nam wstać i sąd wyszedł. <br />
<i>Koniec jest coraz bliżej, Blake. </i><br />
Po kilku minutach sędzia razem z całym sądem wrócił na salę i wciąż stojąc ogłosił wyrok. <br />
-W sprawie numer 24365 przeciwko Blake Payne, uznaję oskarżoną za niewinną zarzucanego jej czynu. Za jazdę pod wpływem narkotyków i posiadanie dwóch gramów amfetaminy skazuję oskarżoną na półtora roku w zawieszeniu na trzy lata i tysiąc funtów grzywny. Dodatkowo nakazuję poddanie się leczeniu odwykowemu. Sprawę uznaję za zakończoną. <br />
<i>To koniec, Blake.</i> <br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
<div>
<br />
-Jakim pierdolonym cudem udało jej się wywinąć?! – wydarłem się na swojego adwokata, gdy tylko opuściliśmy gmach sądu. <br />
-Była niewinna, to nie ona spowodowała wypadek. <br />
-ONA ZABIŁA MOJEGO BRATA! Mam w dupie to, czy była winna czy nie! <br />
-Tom, nigdy ci nie zależało na Maxie, co się teraz zmieniło? <br />
-Mam cię dość! Miałeś do wykonania proste zadanie- wsadzić ją do więzienia- i nawet temu nie podołałeś? Jesteś ciotą, a nie adwokatem! <br />
-Nie mogę jej wsadzić do więzienia, jeżeli jest niewinna. To niezgodne z prawem, przecież wiesz. <br />
-Chuj mnie to obchodzi! Nie pracujesz już dla nas, żegnam- warknąłem i odszedłem od niego. Michael był adwokatem całego naszego zespołu, zawsze pomagał nam w ciężkich sytuacjach, ale w tej najważniejszej zawiódł. <br />
-Tom, uspokój się- poczułem na ramieniu dłoń i głos swojego przyjaciela. Odwróciłem się i stanąłem twarzą w twarz z Maxem. Czy nawet mój najlepszy przyjaciel musiał mi przypominać o bracie? <br />
-Jak mam się uspokoić, kiedy ta dziwka dostała tylko zawiasy i grzywnę? To jakieś pierdolone żarty?! <br />
-Była niewinna- westchnął, wyjmując paczkę papierosów z kieszeni kurtki i wyciągając ją w moim kierunku. Chętnie wziąłem jednego i już po chwili się nim zaciągałem, podobnie jak Max. <br />
-Nie była, kurwa, niewinna. Mój brat nie żyje tylko i wyłącznie przez nią, a ona sobie spokojnie będzie chodzić po mieście?<br />
-Na to wygląda- przytaknął. <br />
-Zniszczę ją. Jeżeli nie więzieniem, to czymś innym, ale zniszczę ją- oznajmiłem i przydeptałem do połowy spalonego papierosa. </div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Siedziałam bezsensownie na parapecie w salonie i patrzyłam na zatłoczony Londyn. To nie było moje miejsce, nie miałam czego tu szukać po tym wszystkim. Chciałam wyjechać, uciec, zniknąć… zginąć. <br />
<i>Zginąć. </i><br />
To jedno słowo na dłużej zagnieździło się w moim umyśle. Po raz pierwszy od śmierci Maxa coś zajęło mnie na dłużej niż 10 sekund. Podniosłam się z parapetu i skierowałam do łazienki. Pogrzebałam w szafce i znalazłam to, czego szukałam. Nowiutka żyletka spoczywała w mojej dłoni, czekając na użycie. Nie, nie chciałam się zabić. Jeszcze nie teraz. Musiałam zadać sobie ból, bo nie potrafiłam sobie właśnie z nim poradzić. <br />
Przyłożyłam ostrze żyletki do lewego nadgarstka i mocno przycisnęłam. Syknęłam z bólu. Bolało, bolało jak cholera, gdy patrzyłam jak czerwona ciecz spływa do umywalki. Po chwili ból zmienił się w jakimś sensie podniecające uczucie. Zrobiłam kolejne nacięcie i uśmiechnęłam się z satysfakcją. Skapująca krew była całkowicie cudownym widokiem, a uczucie zadowolenia wypełniało mnie od środka. Dzięki tym dwóm nacięciom choć przez chwilę nie byłam pusta. <br />
I to było piękne. <br />
Bo<i> wszystko zmierza ku końcowi, ku śmierci. </i><br />
-Pamiętam Max. Dołączę do ciebie, gdy tylko załatwię wszystkie swoje sprawy, obiecuję- szepnęłam i schowałam żyletkę z powrotem do szafki.</div>
<div style="text-align: right;">
<span style="color: #073763;"><b>@justfuckshit</b></span></div>
</div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com38tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-58215154511164592802012-10-26T20:56:00.000+02:002012-11-19T15:21:29.141+01:00Rozdział 33. <a href="http://www.youtube.com/watch?v=fV4DiAyExN0&feature=related" target="_blank">Hoobastank- The Reason</a><br />
<br />
<i>Blake proszę, obudź się. </i><br />
Ciche słowa przedzierały się do mojego umysłu, a ja usilnie próbowałam podnieść ciężkie powieki. Kiedy nareszcie mi się to udało, kilkakrotnie zamrugałam, oślepiona jasnym światłem. <br />
-Blake!- usłyszałam głos i mój mózg trafnie zarejestrował, że to Liam wypowiedział moje imię. Próbowałam się odezwać, ale z moich ust wydobyło się tylko dziwne charknięcie. Nie mogłam podnieść głowy, ani jej przekręcić, nie miałam pojęcia gdzie jestem, wiedziałam tylko, że wszystko mnie boli i strasznie chce mi się pić. Usłyszałam otwieranie drzwi i przed moimi oczami w jednej chwili pochylał się mężczyzna. Poświecił mi oślepiającą latarką po oczach, na co natychmiast je zmrużyłam i odezwał się: <br />
-Blake, jak się czujesz? <br />
-Pić- zdołałam tylko wydusić, na szczęście na tyle zrozumiale, że po chwili Liam przystawił do moich ust słomkę. Pociągnęłam ciecz, a chłodna woda dostała się do moich ust. Wysunęłam słomkę i powiedziałam cicho: <br />
-Gdzie jestem? <br />
-W szpitalu, miałaś wypadek- lekarz od razu udzielił mi odpowiedzi na moje kolejne pytanie. <br />
-Jaki wypadek?- zdążyłam dokończyć pytanie i wszystko sobie przypomniałam.- Co z Maxem? <br />
-Max… Max leży w sali obok- odpowiedział cicho Liam. <br />
-Wszystko z nim w porządku? <br />
-Tak. Jak ty się czujesz? <br />
-Dobrze, tylko… wszystko mnie boli- odpowiedziałam i jęknęłam, czując ból w klatce piersiowej. <br />
-Blake, masz 6 pękniętych żeber i złamaną rękę. Byłaś nieprzytomna 3 dni- odezwał się lekarz.- Zaraz zostaną przeprowadzone dokładne badania i udzielę ci bardziej szczegółowych informacji- dokończył i wyszedł z sali. <br />
-Li- zaczęłam.- Co z Maxem? Jak się czuje? <br />
-Nie przejmuj się Maxem, wszystko z nim w porządku- odpowiedział.-W tej chwili najważniejsze jest twoje zdrowie. <br />
-Ja… jest ok. Możesz podnieść mi poduszkę? – poprosiłam, a Liam wykonał moją prośbę. W bardziej siedzącej pozycji rozejrzałam się po sali. Typowe, szpitalne pomieszczenie. Białe, sterylne i całkowicie minimalistyczne. <br />
-Blake, jak to się stało?- odezwał się Liam. <br />
-Jechaliśmy do szpitala… do taty Maxa-włożyłam wszystkie siły na skoncentrowanie się na tamtym dniu.- Co z jego tatą? <br />
-Nie mam pojęcia. Co dalej? <br />
-Ja prowadziłam i… wyjechał jakiś samochód z naprzeciwka. Jechał prosto na nas, nie mogłam nic zrobić… Pamiętam, że w nas uderzył i potem już nic- dokończyłam. <br />
-To nie ty spowodowałaś wypadek?- dopytał. <br />
-Nie, ten samochód zjechał na nasz pas i jechał zbyt szybko, naprawdę nic nie mogłam zrobić- czułam się tak bardzo winna temu wszystkiemu. Nawet jeżeli z Maxem było wszystko w porządku, to naraziłam go na ogromne niebezpieczeństwo. <br />
-Rozumiem, spokojnie. Odpoczywaj teraz, ja muszę lecieć. Będę później- pochylił się nade mną i cmoknął w policzek. Zostałam sama, więc postanowiłam się przespać. Zamknęłam oczy i natychmiast zasnęłam. <br />
<br />
Nie wiem czemu się obudziłam. Podniosłam się jak najdelikatniej, mimo wszystko czując ogromny ból i rozejrzałam po sali. Mój wzrok nie napotkał niczego dziwnego, więc ponownie opadłam na poduszki. Jakiś czas później usłyszałam, że ktoś wchodzi do sali, więc przekręciłam głowę i zobaczyłam lekarza, a za nim 2 policjantów. Nie za bardzo rozumiałam co się dzieje, gdy lekarz odezwał się poważnie: <br />
-Panowie muszą zadać ci kilka pytań, Blake. Jesteś w stanie na nie odpowiedzieć? <br />
-Tak- odpowiedziałam powoli. <br />
-Proszę nie przemęczać pacjentki. Blake, jestem zaraz za drzwiami, w razie gdyby coś się działo, zawołaj. <br />
-Oczywiście- przytaknęłam, wciąż patrząc na policjantów. Lekarz wyszedł, a jeden z mężczyzn rozpoczął przesłuchanie. <br />
-Nazywa się pani Blake Payne? <br />
-Tak. <br />
-Proszę opisać wypadek. <br />
-Jechaliśmy, gdy z przeciwnego pasu zjechał samochód, jadąc prosto na nas. Nie mogłam niczego zrobić, jechał zbyt szybko. <br />
-Pani prowadziła? <br />
-Tak. <br />
-Jechała pani 120 km/h, tym samym przekraczając dozwoloną prędkość dwukrotnie. <br />
-Spieszyliśmy się do szpitala- powiedziałam, uświadamiając sobie, jak głupio to brzmi. <br />
-I w nim wylądowaliście- odpowiedział policjant.-Wyniki badań pani krwi wskazują, że była pani pod wpływem narkotyków, a dokładniej amfetaminy. <br />
-Jakim prawem wsiadła pani za kierownicę po narkotykach?- odezwał się drugi policjant. <br />
-Nie wiem… Max był roztrzęsiony, a ja nie widziałam żadnych zmian u siebie- wydukałam, coraz bardziej zestresowana. <br />
-Zdaje sobie pani sprawę z tego, że poniesie odpowiedzialność za prowadzenie pod wpływem narkotyków? <br />
-Tak. <br />
-Na razie to wszystko. Do widzenia- powiedział jeden z policjantów i razem z towarzyszem opuścił salę. Głośno wypuściłam powietrze, a do sali wszedł lekarz. <br />
-Dobrze się czujesz? <br />
-Taak. Doktorze, co z tymi ludźmi z drugiego samochodu? <br />
-Drugim samochodem jechał tylko kierowca, mężczyzna. Zginął na miejscu- odpowiedział. <br />
-Boże…- szepnęłam, a coś dziwnego ścisnęło mnie w brzuchu. <br />
-Zostawię cię samą, gdy będziesz czegoś potrzebowała, naciśnij ten przycisk- wskazał na guzik obok łóżka i wyszedł z sali. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Wściekły wszedłem do szpitala, nawet nie odpowiadając na pozdrowienie recepcjonistki. Ten idiota już zdążył się pochwalić, że jego siostrzyczka odzyskała przytomność, to teraz czas na poniesienie konsekwencji. Byłem u niej kilkakrotnie, lecz wciąż była nieprzytomna i nie mogłem z nią porozmawiać. Skierowałem się prosto do jej sali i z satysfakcją stwierdziłem, że nie śpi. <br />
-Cześć- odezwałem się, zwracając jej uwagę na siebie. <br />
-Tom?- zdziwiła się, patrząc na mnie. Wyglądała strasznie, to prawda, ale przynajmniej żyła.- Co ty tu robisz? <br />
-Muszę z tobą porozmawiać- próbowałem kontrolować swój głos, co średnio mi wychodziło. <br />
-Byłeś u Maxa? Jak się czuje?- spytała. Prychnąłem, patrząc na nią z wściekłością. <br />
-Żartujesz? Jak śmiesz? <br />
-O czym ty mówisz?- nie rozumiała. <br />
-Co ci powiedział twój braciszek? Że Max leży obok i ma się dobrze? <br />
-Tak- potwierdziła. <br />
-Tak, Max leży. Ale w kostnicy, a nie w sali obok- warknąłem, czując nagły przypływ nienawiści do niej. <br />
-Co?- wydusiła. <br />
-Zabiłaś go. Zabiłaś go, bo się kurwa naćpałaś! <br />
-Max… nie żyje?- szepnęła ze łzami w oczach. O nie, litości we mnie nie wywołasz. <br />
-Nie żyje. Zginął przez ciebie, to ty powinnaś tam leżeć, nie on! To ty się naćpałaś, nie on! <br />
-Ja… <br />
-Wiesz jak to jest stracić dwie najważniejsze osoby jednego dnia? Gówno wiesz! Straciłem brata i ojca przez CIEBIE- nie pozwoliłem jej dokończyć. Nie chciałem słyszeć jakichkolwiek wyjaśnień, tłumaczeń i tym podobnych rzeczy. Nienawidziłem jej całym sercem. –Zabiłaś mojego brata, a ja zniszczę ciebie. Zgnijesz w więzieniu, tam jest twoje miejsce- warknąłem i odwracając się na pięcie, wyszedłem z sali.<br />
<div style="text-align: right;">
<b><i><span style="color: #073763;">@justfuckshit </span></i></b></div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com34tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-34438000044806590982012-10-21T12:16:00.002+02:002012-11-19T15:18:20.533+01:00Rozdział 32.<a href="http://www.youtube.com/watch?v=11PJwzvqehc&feature=fvwrel" target="_blank">The Wanted- I`ll be your strength</a><br />
<br />
Szybkim krokiem przemierzałam kolejne alejki parku. W oddali widziałam już brata, z którym miałam się spotkać. Kilka chwil później byłam już w jego ramionach, mocno przytulana. <br />
-Tęskniłem za tobą- mruknął mi do ucha. <br />
-Też tęskniłam- uśmiechnęłam się i wyślizgnęłam z jego objęć. Usiadłam na ławce, a on zajął miejsce obok mnie. <br />
-Opowiadaj co u ciebie- zaczął, a ja roześmiałam się krótko. <br />
-Jak to głupio brzmi, jakbyśmy byli znajomymi, którzy nie widzieli się kilka lat… <br />
-Blake, wiesz jaka jest sytuacja- powiedział cicho. <br />
-Wiem. Macie trasę i zero wolnego czasu… <br />
-Właśnie- wszedł mi w słowo. <br />
-I twój przyjaciel ze mną zerwał, przez co nie wypada, żebym pokazywała się w waszym domu-dokończyłam, a on spojrzał na mnie poważnie. <br />
-Jak się trzymasz? <br />
-Świetnie jak widać- warknęłam. <br />
-Zayn… nie wiem, czemu się tak zachował- mruknął. <br />
-Nie chcę o tym rozmawiać, jeżeli teraz jest szczęśliwy to okej, nie zamierzam w to ingerować- powiedziałam ostro, ucinając dyskusję. <br />
-Ymm… Wiesz, że Eleanor urodziła?- odezwał się Liam po chwili ciszy. <br />
-Już? Nie za wcześnie?- szybko pochwyciłam temat. <br />
-Miesiąc za wcześnie, ale na szczęście wszystko jest w porządku. <br />
-Dziewczynka tak? <br />
-Tak tak, Melanie- uśmiechnął się.- Louis jest przeszczęśliwy, Eleanor oczywiście też. <br />
-Mieszkają z wami? <br />
-Nie, wyprowadzili się do swojego mieszkania, ale często nas odwiedzają- odpowiedział i znowu nastała cisza. –Kiedy wracasz do pracy? <br />
-Nie wracam- odpowiedziałam, spinając się cała. Spojrzał na mnie zdziwiony. <br />
-Czemu? <br />
-Bo jestem za gruba i nie ma dla mnie propozycji. Te 5 miesięcy przerwy było dla mnie samobójstwem, teraz już się nie liczę w branży. Anne już ze mną nie współpracuje, mam szukać pracy gdzie indziej. <br />
-Boże… Tak mi przykro. <br />
-Jak to mówią „jak się wali, to wszystko”. Jak widać prawda- zaśmiałam się ironicznie.-Nie wiem nawet gdzie mogę szukać pracy. Wykształcenia nie mam, specjalnych umiejętności też nie. Niedługo zostanę bez kasy i baaam, wyląduję na ulicy. <br />
-Nie wylądujesz, popytam znajomych, może mają jakąś pracę… <br />
-Liam, nie mam ŻADNYCH kwalifikacji- powtórzyłam. <br />
-Nadal jesteś śliczna. <br />
-Uroda nic nie znaczy, kiedy ważysz ponad 50 kg. <br />
-Pójdź do szkoły- rzucił, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę. <br />
-Żartujesz? Po 3 latach przerwy, mam wrócić do szkoły? <br />
-Czemu nie? <br />
-Bo nie, Li. Bo nie! <br />
-To nie jest głupi pomysł Blake- westchnął, a ja wstałam z ławki zirytowana.<br />
-Sorry, ale umówiłam się z Maxem i już jestem spóźniona. Na razie- powiedziałam i cmokając go w policzek, odeszłam. <br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Przygotowywałem drinka jednemu z klientów, kiedy usłyszałem wołanie. Podniosłem wzrok i zobaczyłem po drugiej stronie baru wkurzoną Blake. Kiwnąłem do niej głową, podałem drinka klientowi i podszedłem do przyjaciółki. <br />
-Co taka wkurzona? <br />
-Aż tak widać?- warknęła. <br />
-Taa. Co jest? <br />
-Muszę się upić, naćpać i najarać- powiedziała, ignorując moje pytanie. <br />
-Po co? <br />
-BO MUSZĘ- podniosła głos i sięgnęła do torebki. Wyjęła papierosa i podpaliła, dmuchając mi w twarz. Słodki zapach od razu powiedział mi, co paliła. <br />
-Wiesz, że jeżeli ktoś wyczuje, że to trawka, to będziesz miała kłopoty? <br />
-Wali mnie to- odpowiedziała, zaciągając się dymem. <br />
-Blake, nie rób sobie dodatkowych problemów- westchnąłem. <br />
-Nie robię, chcę się po prostu zabawić. Kiedy kończysz pracę? <br />
-Za 20 minut. <br />
-Świetnie, poczekam i pojedziemy sobie w jakieś miłe miejsce- uśmiechnęła się nieprzytomnie, a ja tylko pokręciłem głową i wróciłem do klientów. <br />
Pół godziny później siedzieliśmy w moim samochodzie i kierowany radami Blake jechałem w nieznanym sobie kierunku. Wyjeżdżaliśmy z Londynu i nie miałem pojęcia, co jest naszym celem. Po blisko godzinie jazdy Blake kazała mi zjechać w boczną uliczkę, która jak się później okazało, prowadziła do pięknego, ukrytego za drzewami jeziora. Wysiadłem za Blake z samochodu i napawałem się widokiem. Dziewczyna oparła się o maskę i wyjęła z torebki dobrze mi znany biały proszek. Chwilę potem wciągnęła go i zadowolona spojrzała na mnie z uśmiechem. <br />
-Chcesz trochę? <br />
-Nie ćpam, przecież wiesz. Myślałem, że ty też z tym skończyłaś- odpowiedziałem jej. <br />
-Miałam przymusowy odwyk, ale nie skończyłam- odpowiedziała i zaciągnęła się papierosem, który również wyjęła z torebki. Ten na szczęście był zwykłym, „nieszkodliwym” papierosem, więc nie przejmowałem się specjalnie. <br />
-Skąd znasz te miejsce?- zapytałem po chwili. <br />
-Kiedyś byłam tu z rodzicami i Liamem- odpowiedziała.-Bardzo dawno temu, kiedy moi rodzice mieli jeszcze córkę- ironia w jej głosie była świetnie słyszalna. <br />
-Nigdy nie próbowałaś się z nimi pogodzić? <br />
-Nie. Moi rodzice zginęli, kiedy powiedzieli, że nie jestem ich córką. Jestem sierotą, moją jedyną rodziną jest Liam. <br />
-Blake…- zacząłem, ale przerwał mi dźwięk przychodzącego połączenia. Wyjąłem komórkę z kieszeni i widząc numer prywatny, szybko odebrałem. –Słucham? <br />
-Max Parker? <br />
-Przy telefonie. <br />
-Dzwonię ze Szpitala królowej Elżbiety, pana ojciec, Adam Parker miał zawał, jego stan jest krytyczny- poważny damski głos w słuchawce był bardziej niż przerażający. <br />
-Jeszcze raz, który szpital? <br />
-Królowej Elżbiety. <br />
-Zaraz tam będę- powiedziałem i rozłączyłem się. Schowałem twarz za dłońmi i po prostu się rozpłakałem. Poczułem jak Blake podchodzi do mnie i mocno przytula. <br />
-Co się stało? <br />
-Mój tata miał zawał, dzwonili ze szpitala- odpowiedziałem, połykając słone łzy. <br />
-Wyjdzie z tego, zobaczysz- powiedziała miękko, gładząc moje plecy uspokajająco. <br />
-Musimy tam jechać, chodź- odsunąłem się i poszedłem w kierunku samochodu. <br />
-Max, nie będziesz prowadził w takim stanie- zagrodziła mi drogę i wyciągnęła rękę. Spojrzałem na nią pytająco- Daj mi kluczyki, teraz ja prowadzę. <br />
Bez protestu wręczyłem jej kluczyki i wsiadłem do samochodu od strony pasażera. Chciałem jak najszybciej być w szpitalu, a Blake znała trasę lepiej niż ja. Po chwili jechaliśmy już w ciszy, szybko pokonując kolejne odcinki drogi. Wjechaliśmy na dosyć ruchliwą drogę, a ja bezcelowo patrzyłem na zachodzące słońce za szybą, czując łzy spływające mi po twarzy, gdy usłyszałem krzyk Blake. Odwróciłem głowę w stronę jezdni i zobaczyłem oślepiające światła samochodu, jadącego prosto na nas z naprzeciwka. Potem był już tylko huk zderzających się samochodów, nasz krzyk i ogromny ból.</div>
<div style="text-align: right;">
<i><b><span style="color: #073763;">@justfuckshit</span></b></i></div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com28tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-8150614377545239432012-10-13T14:26:00.000+02:002012-11-19T15:15:25.075+01:00Rozdział 31.<a href="http://www.youtube.com/watch?v=gJ0Yd-Pburs" target="_blank">Bon Jovi- U give love a bad name</a><br />
<br />
2 miesiące później wszystko wróciło do normy. Z pozoru, bo tak naprawdę moje serce wciąż krwawiło. Nadawałam się do życia tylko i wyłącznie dzięki Maxowi. To on był moją siłą napędową i wymyślał mi coraz to inne zajęcia, żebym tylko nie myślała o Zaynie, o zerwaniu… Udawało mu się, bo kiedy byłam z nim te myśli nie dawały o sobie znać. Ale gdy tylko wychodził i zostawałam sama w swoim mieszkaniu, wspomnienia wracały. Co zrobiłam źle? Czemu mnie rzucił? Nie kochał mnie? To standardowe pytania, nurtujące mnie od naszego zerwania, czyli równych dwóch miesięcy. On był szczęśliwy z Edwards, ja byłam „szczęśliwa” sama. O to chodziło? Najwidoczniej. Bolało mnie jak cholera, kiedy oglądałam ich wspólne zdjęcia, na których przytulali się i całowali… Bolało, ale Zayn już nie był mój. Nadszedł czas na rozpoczęcie nowego etapu w życiu. Etapu bez Zayna Malika. <br />
Z hukiem zatrzasnęłam laptopa i energicznie podniosłam się z kanapy. Odnalazłam swój telefon i wyszukałam potrzebny numer. <br />
-Halo? <br />
-Max skarbie, masz może wolny wieczór dzisiaj?- odezwałam się. <br />
-Mam, wpaść do ciebie? <br />
-Możesz wpaść po mnie i pójdziemy się zabawić- odpowiedziałam mu, a on ze świstem wciągnął powietrze. <br />
-Moja Blake wróciła!- wykrzyknął do słuchawki, a ja zaśmiałam się delikatnie. <br />
-Wróciłam. Upijemy się i będzie jak dawniej. <br />
-Będę o 20, teraz muszę kończyć, jestem w pracy- powiedział radośnie i rozłączył się. Po tej krótkiej rozmowie uśmiech nie schodził mi z twarzy. Przygotowałam sobie obiad i zjadłam go w żółwim tempie, oglądając powtórki Dr. House w telewizji. Nim się obejrzałam dochodziła 19, więc zaczęłam się przygotowywać do wyjścia. Wzięłam szybki prysznic, dokładnie wysuszyłam swoje coraz dłuższe, ale wciąż krótkie, włosy i w bieliźnie opuściłam łazienkę. Praktycznie nie zastanawiałam się, co wybrać do ubrania, natychmiast sięgając po czarne rurki i szarą koszulę. Wróciłam do łazienki, gdzie delikatnie się pomalowałam i przeczesałam włosy palcami. Zdążyłam jeszcze odnaleźć ulubione czarne szpilki i białą marynarkę, gdy po mieszkaniu rozniósł się dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i przytuliłam Maxa na powitanie. Zagwizdał z miną uznania i odezwał się: <br />
-Wróciłaś. <br />
-Powtarzasz się- pokazałam mu język i biorąc torebkę wyszłam z mieszkania.-Idziesz, czy będziesz tak stał? <br />
-Idę, idę- potrząsnął głową i gdy zamknęłam drzwi razem opuściliśmy budynek. Na wieczór wybraliśmy nasze tradycyjne miejsce- Funky Buddha- i przekraczając próg klubu w 100% przekonałam się, że stara Blake wróciła. <br />
Zaczynamy imprezę. <br />
Zaczynamy etap bez Zayna Malika. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
*** </div>
<br />
Piłem kolejnego drinka z kolei i patrzyłem na Blake flirtującą z kolejnym kolesiem tego wieczora, gdy poczułem stuknięcie w ramie. Odwróciłem się i o mało co nie dostałem zawału. <br />
-TOM?! –wydarłem się. <br />
-Ciszej, braciszku- syknął z ironicznym uśmiechem. <br />
-Co ty tu robisz?- spytałem ostro. <br />
-Przyjechałem zobaczyć się z ojcem, a wpadłem na brata-pedała. Uroczo- sarknął. Spiąłem się automatycznie. <br />
-Tak mi przykro, że jestem twoim bratem, naprawdę- warknąłem.- Przecież wielka gwiazda nie przyzna się do tego, że ma brata-pedała, co? <br />
-Ja nie mam brata od kiedy zacząłeś się pieprzyć z przypadkowymi kolesiami- podniósł głos. <br />
-Nie jesteśmy rodziną, od kiedy postawiłeś zespół ponad nas- odpyskowałem mu. Chciał coś odpowiedzieć, ale wtedy pojawiła się Blake. <br />
-Max, chodź za… Przeszkodziłam?- przerzucała wzrok ze mnie na Toma. <br />
-Nie. Już skończyliśmy- odpowiedziałem jej i zsunąłem się z wysokiego krzesełka. <br />
-Nie przedstawisz uroczej znajomej, braciszku? –odezwał się Tom, pożerając wzrokiem Blake, która uśmiechała się do niego zalotnie. <br />
-Moja przyjaciółka Blake Payne, mój brat Tom Parker- mruknąłem, a oni podali sobie ręce. <br />
-Nie chwaliłeś się, że masz brata-piosenkarza. Jeszcze takiego piosenkarza!- obrzuciła go spojrzeniem i spojrzała na mnie. <br />
-Nie chwaliłeś się, że masz taką piękną przyjaciółkę- powiedział milutko Tom. Czyli teraz udajemy kochające się rodzeństwo? Świetnie. –Jesteś spokrewniona z Liamem Paynem? – zwrócił się do niej. <br />
-Taak, to mój brat-bliźniak. <br />
-No proszę! Pozdrów go ode mnie- uśmiechnął się do niej i dodał- Zatańczymy? <br />
-Jasne!- zaśmiała się i chwyciła jego wyciągniętą dłoń. Po chwili zniknęli na parkiecie, a ja plułem sobie w brodę, że doszło do tego spotkania. <br />
Tom Parker to największy sukinsyn jaki chodzi po tym świecie. Zayn Malik przy nim to malutki, bezbronny szczeniaczek. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div>
<br />
Moje usta wędrowały po jej szyi, gdy drżącymi rękami otwierała drzwi do swojego mieszkania. Gdy w końcu jej się to udało, wciągnęła mnie do środka, a ja przycisnąłem ją do ściany, mocno całując. Faktem było to, że tak dobrze całującej osoby jeszcze nie spotkałem. Smakowała wódką i grejpfrutem, co było zajebistym połączeniem. Czułem jej palce w swoich włosach, a pomruki wydobywające się z jej ust jeszcze bardziej mnie nakręcały. Zerwałem z niej koszulę i napawałem się widokiem idealnego ciała. Ponownie przyssała się do moich ust i popchnęła mnie w kierunku jednych z drzwi. Tak jak sądziłem, była to sypialnia z ogromnym łóżkiem. Natychmiast położyłem ją na nim i ściągnąłem z niej resztę ubrań, równie szybko pozbywając się swoich. Nie bawiliśmy się w podchody, widać było, że zarówno ona, jak i ja potrzebujemy ostrego, spełniającego seksu. Pochyliłem się nad Blake i pocałowałem namiętnie, przygryzając dolną wargę tak, że westchnęła i rozchyliła usta, co automatycznie wykorzystał mój język. Nie czekałem dłużej, wszedłem w nią mocno, aż wygięła się w łuk i głośno jęknęła. Ponownie ją pocałowałem, coraz szybciej się poruszając. Jeżeli całowanie z nią to coś niespotykanego, to nie chcę mówić, co to znaczy uprawiać z nią seks. Dziewczyno, gdzie ty byłaś przez całe moje życie? Kilka minut później oboje doszliśmy z głośnym krzykiem i opadłem na nią, ciężko dysząc. Zsunąłem się z niej i położyłem obok, przyciągając ją do siebie. Wtuliła się we mnie całym ciałem, a ja pocałowałem ją we włosy. Powoli uspokajaliśmy swoje oddechy, a w mojej głowie była tylko jedna myśl- to był najlepszy seks w moim życiu. Kiedy Blake się odwróciła i przytuliła do mojej klaty, pojawiła się kolejna myśl. <br />
<i>Zrobiłeś to tylko po to, żeby upokorzyć swojego brata, Tom. Nie zapominaj. </i><br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Gdy obudziłam się rano, pierwsze co pomyślałam to to, że moja głowa odzwyczaiła się od alkoholu. <br />
A potem wróciły wspomnienia. <br />
Max, impreza, Tom, taniec, pocałunek, seks. <br />
Odkręciłam się gwałtownie, ale w łóżku byłam sama. <br />
Leżała tylko jedna, pojedyncza karteczka. <br />
„Jednak plotki są prawdziwe. Siostra Liama Payne`a jest dziwką.” </div>
<div>
<br /></div>
<div>
<i><b><span style="color: #073763;">Wiele osób zadaje mi pytanie The Wanted czy One Direction. Dla mnie najważniejsze jest The Wanted, to ich fanką jestem. One Direction szanuję za to co robią, ale Directionerką siebie nie nazywam :) </span></b></i></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="color: #073763;"><b><i>@justfuckshit</i></b></span></div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com35tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-16265234566933308132012-10-07T13:51:00.001+02:002012-11-19T15:11:38.196+01:00Rozdział 30. <a href="http://www.youtube.com/watch?v=JXmUYdOVJtc&feature=player_embedded" target="_blank">Beyonce- Broken-Hearted Girl</a><br />
<br />
<i>To koniec Blake. </i><br />
Cichy szept chłopaka, którego kochałam całym sercem rozniósł się po pokoju. <br />
Potem był tylko głośny trzask zamykanych drzwi i głucha cisza. <br />
I łzy. <br />
Dużo łez. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<i>Kilka godzin wcześniej</i><br />
<br />
-Zayn!- usłyszałem znajomy głos i odwróciłem się w jego stronę. Szczupła blondynka przeciskała się przez tłum ludzi w moim kierunku. Uśmiechnąłem się na jej widok i gdy znalazła się w moich ramionach, uściskałem mocno. <br />
-Perrie! Co ty tu robisz? –spytałem. <br />
-Zapewne to samo co ty, relaksuję się - roześmiała się i usiadła obok mnie przy barze.- Klub to miejsce publiczne Malik! <br />
-No w sumie haha. Jak leci? <br />
-Nareszcie mam wolne, to przyszłam się zabawić- odpowiedziała i zamówiła sobie drinka. –A ty gdzie masz dziewczynę, albo przynajmniej chłopaków? <br />
Spiąłem się na to pytanie, wciąż w mojej głowie siedziała niedawna kłótnia z Blake. Od jakiegoś czasu nie potrafiliśmy się dogadać, chciałem się nią opiekować, a ona nie przyjmowała mojej pomocy. <br />
-Blake jest w domu razem z Niallem i Louisem, a ze mną jest Liam i Hazza-odpowiedziałem po chwili. <br />
-Coś nie tak?- spytała, kładąc rękę na moim ramieniu i patrząc prosto w oczy. Znała mnie na wylot i nie wiedziałem, czy powinienem się z tego cieszyć. <br />
-Pokłóciliśmy się trochę- powiedziałem mimowolnie, a ona powoli pokiwała głową. <br />
-Trochę? Czyli jak blisko zerwania było? <br />
-Blisko- odparłem ciszej. –Nie patrz tak na mnie Pezz! <br />
-Warto się tak poświęcać?- spytała, patrząc na mnie twardo. <br />
-Warto. <br />
-Nie warto Zayn. Kochasz ją? <br />
-Tak- odpowiedziałem po chwili. Sam nie wiem, czemu się zastanawiałem. <br />
-Nie czujesz już do niej tego co na początku- rzuciła, wypijając kolejnego drinka. Również przechyliłem swoją szklankę z whisky. <br />
-Nie- potwierdziłem. <br />
-To po co z nią jesteś? <br />
-Bo mimo wszystko wciąż coś do niej czuję. <br />
-Ale to już nie jest miłość- oznajmiła ze stoickim spokojem i podsunęła mi kolejną szklankę. <br />
-Nie jest- mruknąłem i wypiłem ją za jednym podejściem. Czułem, że zaczyna mi wirować w głowie, ale lubiłem to uczucie. Naszła mnie nagła ochota na papierosa, tu i teraz. –Muszę zapalić. <br />
-Ja w sumie też mogę. Trzeba wyjść z klubu- powiedziała i pociągnęła mnie za rękę w kierunku wyjścia. Już po chwili zimowe powietrze owiało nasze ciała i mimowolnie się wzdrygnąłem. Wyjąłem paczkę z szlugami z kieszeni i podsunąłem Perrie. Chwilę później zaciągałem się trującym dymem i jednocześnie poczułem się całkowicie zrelaksowany. Dziewczyna coś do mnie mówiła, jednak słowa odbijały się ode mnie jak od ściany. Moje myśli krążyły wokół jednej osoby- Blake. Musiałem to zakończyć teraz, nie było sensu dalej ciągnąć bezsensownego związku. Zorientowałem się, że zadała mi pytanie, więc mechanicznie pokiwałem głową. Sekundę później jej zimne usta dotykały moich. <br />
<i>To koniec Blake. </i><br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Donośny dźwięk dzwonka do drzwi wyrwał mnie ze snu. Ociężale ześlizgnąłem się z łóżka i szurając nogami poszedłem otworzyć drzwi. I o mało co nie dostałem zawału. <br />
-Boże święty Blake! Co się stało? –wciągnąłem zapłakaną dziewczynę do mieszkania, automatycznie mocno przytulając. <br />
-On… on mnie rzucił- wychlipała, a krew w moich żyłach zawrzała. Zabiję śmiecia, zabiję. <br />
-Czemu? Kiedy?- spytałem, uspokajająco głaszcząc ją po plecach. <br />
-Rano… wrócił z imprezy w nocy… i rano powiedział, że to koniec… -łzy leciały z jej oczu strumieniami. <br />
-Już spokojnie- szeptałem jej do ucha, próbując choć trochę pocieszyć. <br />
-Wzięłam kilka rzeczy i wyszłam… Nie wiem gdzie są klucze od mojego mieszkania, musiałam tu przyjść.. Przepraszam Max- powiedziała cicho.<br />
-Uspokój się, zawsze możesz tu przyjść- odpowiedziałem i zaprowadziłem ją na kanapę. Usiadłem i pociągnąłem ją do siebie, pozwalając wtulić się we mnie. <br />
-Czemu on mnie rzucił? Przecież mówił, że mnie kocha- chlipnęła. <br />
-Trzeba być debilem, żeby rzucić kogoś tak wspaniałego. <br />
-To dlatego, że jestem brzydka tak?- mruknęła, przekręcając głowę tak, żeby patrzyć mi prosto w oczy. <br />
-Blake nie gadaj głupot. Włosy już ci odrastają i niedługo będziesz wyglądała identycznie jak przed chorobą. <br />
-Ale na razie wyglądam jak potwór- odpowiedziała, ocierając łzy. <br />
-Jesteś śliczna nawet z tymi króciutkimi włoskami. <br />
-Zayn uważa inaczej. <br />
-Zayn jest idiotą i już dawno ci to mówiłem- warknąłem i natychmiast tego pożałowałem. Do oczu mojej przyjaciółki napłynął nowy zestaw łez, a ja poczułem się jak dupek. –Przepraszam… <br />
-Kocham go i myślałam, że on też to czuje- szepnęła. <br />
-Na pewno się ogarnie i przeprosi, zobaczysz.<br />
-Nie widziałeś jego twarzy. To koniec. To po prostu koniec. <br />
<i>To koniec Blake. </i></div>
<div>
<i><b><span style="color: #073763;"><br /></span></b></i>
<i><b><span style="color: #073763;">Zawsze, kiedy będziecie coś ode mnie chciały jestem do waszej dyspozycji na Twitterze: @justfuckshit - wystarczy napisać :) </span></b></i><br />
<div style="text-align: right;">
<i><b><span style="color: #073763;">@justfuckshit</span></b></i></div>
</div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com35tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-16696610888315585232012-09-25T22:23:00.001+02:002012-11-19T15:07:19.215+01:00Rozdział 29.<a href="http://www.youtube.com/watch?v=1TB1x67Do5U" target="_blank">Hurts- Wonderful Life</a><br />
<br />
-Zayn do cholery! Nie umieram!- krzyknęłam, po tysięcznym spytaniu „czy czegoś nie potrzebuję”. Od tygodnia mieszkałam z chłopakami w ich willi, bo Zayn nie przyjmował do wiadomości tego, że poradzę sobie sama w mieszkaniu. <br />
-Świetnie, nie umierasz- warknął i wyszedł z salonu zderzając się w drzwiach z Harrym. <br />
-Co go ugryzło?- spytał Hazza, siadając w fotelu obok. Westchnęłam głośno i opadłam na poduszki. <br />
-To się nazywa nadopiekuńczość.<br />
-To się nazywa miłość Blake- uśmiechnął się lekko. <br />
-Ja wiem, ale chyba nie musi co dwie minuty pytać, czy czegoś nie chcę?- spytałam. <br />
-Prawie stracił cię na zawsze, zrozum go. Dba o ciebie, a to normalne w tej sytuacji. <br />
-Nie trzeba mi nadskakiwać, świetnie poradziłabym sobie w swoim mieszkaniu. <br />
-Tu jesteś blisko niego- odpowiedział. <br />
-Jesteś po jego stronie- zauważyłam. <br />
-Tak, bo domyślam się, jak się czuje. Byłaś bliska śmierci, a teraz dopiero dochodzisz do siebie, to całkowicie zwyczajne, że się troszczy i niepokoi. <br />
-Od kiedy ty jesteś taki dojrzały Hazza?- zaśmiałam się. <br />
-Od… nieważne- potrząsnął włosami i dodał- Idź do niego, bo pewnie obwinia się teraz w pokoju, zatruwając płuca dymem. <br />
-Taa. Chyba tak zrobię- odrzuciłam kocyk z nóg i podniosłam się z kanapy. Miałam znacznie więcej sił, ale wciąż byłam osłabiona. Przed wstaniem musiałam chwilę posiedzieć, bo zakręciło mi się w głowie i dopiero, gdy ostrość mojego widzenia się ustabilizowała, wyszłam z salonu. Przechodząc przez hol natknęłam się na lustro. Jedno spojrzenie wystarczyło, żeby stwierdzić, że nadal wyglądam jak potwór. Blada, wychudzona do granic możliwości, z króciutkimi, dopiero odrastającymi włosami, w za dużych ubraniach. Przejechałam ręką po głowie i zacisnęłam powieki. Króciutkie włoski to wszystko, co się na niej znajdowało. Moje włosy, moja chluba, wypadły co do jednego. To bolało najbardziej podczas całej chemioterapii, ale nie dało się tego obejść. Odetchnęłam głęboko i skierowałam się po schodach na górę. Zapukałam do pokoju Zayna, usłyszałam „proszę” i weszłam do środka. Siedział na parapecie i opierał się o framugę okna z jedną nogą swobodnie zwisającą i papierosem w ręku. Pokręciłam głową i westchnęłam znacząco, podchodząc i wyjmując mu papierosa, którego potem zgniotłam w popielniczce. <br />
-Nie truj się. <br />
-To moje życie- odwarknął. Zdziwił mnie jego wrogi ton. <br />
-Papierosy skracają ci je o kilka lat- kontynuowałam. <br />
-Jakoś nie przeszkadzało ci to, jak paliłaś. <br />
-No i zobacz jak to się skończyło- powiedziałam cicho. <br />
-Od papierosów na białaczkę się nie choruje- zareagował, patrząc przez okno. Ou, był naprawdę wkurzony. <br />
-Jesteś zły za to, że nie chcę, żebyś mi nadskakiwał?- spytałam. <br />
-Nie. <br />
-Kłamiesz. <br />
-Nie kłamię. Nie chcesz, żebym ci nadskakiwał, okej. Więcej o nic nie spytam, gwarantuję ci to- odpowiedział. <br />
-Zayn, zrozum mnie… - zaczęłam, ale wszedł mi w słowo: <br />
-To ty mnie zrozum do cholery! To nie ty patrzyłaś przez ponad 2 miesiące na ukochaną osobę na szpitalnym łóżku, słabą i umierającą. To nie ty żyłaś w strachu, że gdy wyjdziesz z sali, to wracając już nie zobaczysz kogoś, kogo kochasz. To nie tobie kilkanaście razy śniła się scena śmierci twojej miłości. Nie ty słyszałaś od lekarza, że zostały 3 dni. Nie wiesz, co czułem, kiedy leżałaś tam umierająca. WIĘC PROSZĘ, DAJ MI SIĘ TOBĄ OPIEKOWAĆ- podniósł drżący z emocji głos. W trakcie mówienia ześlizgnął się z parapetu i stanął naprzeciwko mnie. Nie czekając ani chwili zrobiłam krok do przodu i wtuliłam się w jego ciało. Natychmiast objął mnie tak mocno, jakbym miała mu gdzieś uciec. <br />
-Nie pomyślałam, przepraszam- szepnęłam w jego szyję. W odpowiedzi pocałował mnie tylko w czoło i pogładził po plecach. <br />
-Wciąż boję się, że cię stracę, dlatego jestem nadopiekuńczy i wkurzający. Wybacz mi-mruknął cicho. <br />
-Nigdy nie myślałam nad tym, co ty musiałeś… co ty musisz przechodzić- poprawiłam się. <br />
-Dla ciebie zrobię i przejdę przez wszystko- delikatnie podniosły mu się kąciki ust.- Kocham cię. <br />
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i podniosłam głowę, szukając jego ust. Po chwili czułam na swoich wargach gorzki smak papierosów, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Ba, wręcz było przyjemne, kiedy to „te” usta tak smakowały. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
W podskokach wszedłem do willi i przeskakując po 2 schodki naraz wbiegłem na górę. Otworzyłem drzwi od swojego pokoju i od razu mój wzrok napotkał siedzącego na łóżku Hazzę. <br />
-Heeeej Harreh!- zawołałem radośnie i nie czekając na odpowiedź kontynuowałem- Nie uwierzysz co się stało! Eleanor do mnie wróciła! <br />
-Oh, gratuluję, to świetnie- mruknął, nie okazując większego zainteresowania. Nie zwróciłem na to uwagi i dodałem: <br />
-Byliśmy dzisiaj u ginekologa, wiesz? Za 2 miesiące urodzi mi się córeczka!- byłem tak szczęśliwy, że czułem, że mogę latać. <br />
-Gratuluję stary- uśmiechnął się delikatnie i wyjął z kieszeni bluzy kartkę. <br />
-Co to jest?- spytałem, trochę się opanowując. Widziałem, że mojego przyjaciela coś gryzie. <br />
-Dokument. Bardzo ważny dokument- odpowiedział. <br />
-Jaki dokument?- dopytałem, coraz bardziej zaciekawiony. <br />
-Dokument, na którym jest informacja, że to ty jesteś dawcą szpiku Blake- powiedział poważnie i spojrzał mi prosto w oczy. Zamarłem i momentalnie spoważniałem. –Czemu nic mi nie powiedziałeś? <br />
-Skąd to masz?- syknąłem, wyrywając mu kartkę. <br />
-Szukałem tej bluzy. Pożyczałeś ją, pamiętasz? W kieszeni była ta kartka. Mało uważnie, jeżeli chciałeś, żeby nikt się nie dowiedział- zauważył. Jesteś debilem Louis, skończonym debilem! – Więc? Czemu mi nic nie powiedziałeś? <br />
-Nie ma się czym chwalić. <br />
-Uratowałeś jej życie. <br />
-Oddałem tylko szpik, to lekarze uratowali jej życie- odparłem. <br />
-Nie sądziłem, że będziesz gotowy oddać jej szpik. Jakby nie patrzeć… no nienawidzisz ją, nie?- powiedział powoli. <br />
-Nienawidzę, ale w obliczu śmierci jestem człowiekiem. <br />
-Cieszę się, że to zrobiłeś. Zachowałeś się naprawdę w porządku- kiwnął głową i podniósł się z łóżka.- Szczerze ci gratuluję i córeczki i powrotu do Eleanor, serio- uśmiechnął się i sięgnął do klamki. <br />
-Czekaj!- zareagowałem. –Nie chcę, żeby chłopaki się dowiedzieli, może to pozostać między nami? <br />
-Jasne, nie ma problemu- odpowiedział i z uśmiechem wyszedł z pokoju. Odetchnąłem głęboko i walnąłem się otwartą dłonią w czoło. Schowaj tą pieprzoną kartkę jak najgłębiej się da, nikt więcej nie może się dowiedzieć! Chodziłem w tą i z powrotem po pokoju szukając odpowiedniego miejsca, wybierając w ostateczności jedną ze starych książek psychologicznych. Pocieszała mnie myśl, że to Harry, a nie nikt inny znalazł tą kartkę. Harry nikomu nie powie, umie dotrzymać tajemnicy. Umie, prawda?<br />
<div style="text-align: right;">
<b><i><span style="color: #073763;">@justfuckshit</span></i></b></div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com30tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-1646821820567185512012-09-23T20:33:00.001+02:002012-11-19T15:03:46.896+01:00Rozdział 28. <a href="http://www.youtube.com/watch?v=e5iruEQEcPg" target="_blank">The Wanted- Lie to me</a><br />
<br />
<div class="MsoNormal">
Jeden sygnał, drugi, trzeci… <i>Tu Zayn Malik, nie mogę teraz odebrać, zostaw wiadomość. </i>Cholera
jasna, jak go potrzeba, to nie może odebrać! Rozłączyłem się i wściekły
wcisnąłem telefon do kieszeni. Otworzyłem drzwi do sali Blake, która
natychmiast spojrzała na mnie z ciekawością.</div>
<div class="MsoNormal">
-Iiii? Dowiedziałeś się czegoś? </div>
<div class="MsoNormal">
-Ymm nie. Nie powiedział mi- skłamałem i od razu ukuło mnie
w klatce piersiowej. Blake natychmiast posmutniała. </div>
<div class="MsoNormal">
-Chyba nigdy się nie dowiem- mruknęła.</div>
<div class="MsoNormal">
-Po co ci to, Blake?- spytałem.</div>
<div class="MsoNormal">
-Już ci mówiłam. Chcę po prostu podziękować za uratowanie mi
życia- odpowiedziała cicho. </div>
<div class="MsoNormal">
-Rozumiem. Przepraszam, że nawaliłem, wujek nie chciał nic powiedzieć- powiedziałem
przepraszająco. Po co kłamiesz Max? Powiedz jej prawdę, no już!</div>
<div class="MsoNormal">
-Wiem, tajemnica lekarska- ucięła dyskusję, odwracając głowę
w stronę okna. –Wiadomo kiedy stąd wyjdę? </div>
<div class="MsoNormal">
-Podobno w przyszłym tygodniu- odpowiedziałem. </div>
<div class="MsoNormal">
-Świetnie- znowu nastała cisza. Po kilku minutach milczenia
mój telefon zasygnalizował odebranie sms. Szybko odczytałem i jeszcze bardziej
się zirytowałem. „Mam wywiad, czego chcesz?”. Odpisałem mu tylko „ważne” i
schowałem telefon. Blake ponownie patrzyła na mnie i po chwili odezwała się: </div>
<div class="MsoNormal">
-Chcę zostać sama.</div>
<div class="MsoNormal">
-Co?</div>
<div class="MsoNormal">
-Chcę, żebyś wyszedł- powiedziała dobitnie. Widziałem w jej
oczach smutek, więc podniosłem się z krzesła i lekko musnąłem jej dłoń
palcami. Szepnąłem krótkie „do jutra” i
wyszedłem z sali. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
*** </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
-Cześć. Lepiej, żeby to było ważne, bo nie mam za dużo
czasu- usiadłem na wysokim krzesełku i zwróciłem na siebie uwagę Maxa, krążącego
za barem. </div>
<div class="MsoNormal">
-Więc przejdę od razu do rzeczy- odparł, patrząc na mnie
twardo.- Wiem, kto jest dawcą. </div>
<div class="MsoNormal">
Spiąłem się na te słowa. Skąd on się dowiedział? Mi nie
chcieli powiedzieć, ale jemu już tak, ta? </div>
<div class="MsoNormal">
-Skąd wiesz?- warknąłem. </div>
<div class="MsoNormal">
-Naprawdę bardziej interesuje cię to, skąd wiem, od tego,
kto nim jest?- spytał z niedowierzaniem. </div>
<div class="MsoNormal">
-Więc kto nim jest? </div>
<div class="MsoNormal">
-Louis Tomlinson- odpowiedział poważnie. Zaśmiałem się
głośno, ale widząc jego powagę momentalnie ucichłem.</div>
<div class="MsoNormal">
-Louis?!- powtórzyłem głośno.</div>
<div class="MsoNormal">
-Louis. Nie drzyj się, gości mi wystraszysz- syknął.</div>
<div class="MsoNormal">
-Ale Louis? Louis, ten Louis?! </div>
<div class="MsoNormal">
-Malik, czy ty naprawdę jesteś takim idiotą, że nie dociera
do ciebie za pierwszym razem? </div>
<div class="MsoNormal">
-No bo cholera! Po co Louis miałby oddawać szpik Blake,
której nienawidzi? –spytałem, wciąż nie wierząc w to co mówił. </div>
<div class="MsoNormal">
-A skąd ja mam wiedzieć? Jasnowidzem jestem?- warknął.-
Powiedziałem ci, kto jest dawcą. Ty zrób z tą wiedzą, co chcesz. </div>
<div class="MsoNormal">
-Czemu nie powiedziałeś od razu Blake?- zapytałem, a on spojrzał na mnie jak na
idiotę. </div>
<div class="MsoNormal">
-Pomyślmy. Jak Blake zareagowałaby na wiadomość, że życie
uratował jej człowiek, który najpierw zrobił jej dziecko, potem przespał się z
nią, w zasadzie zgwałcił, żeby rozwalić wasz związek, co mu się udało, a teraz
oddaje jej szpik? </div>
<div class="MsoNormal">
-Wkurzyłaby się?- odpowiedziałem, a on jeszcze uważniej na
mnie spojrzał. </div>
<div class="MsoNormal">
-To było pytanie retoryczne, durniu. Tak, Blake by się
wkurzyła. Według mnie, jeżeli Louis chciał pozostać anonimowy, to też nie chce
jej o tym mówić. A my nie powiemy jej tego, bo nie chcemy żeby się denerwowała.
Tak?</div>
<div class="MsoNormal">
-Będziemy tego żałowali Max- powiedziałem poważnie. </div>
<div class="MsoNormal">
-Dopóki Blake nie będzie wiedziała, nie będziemy żałować-
odpowiedział i odszedł do klientów. </div>
<div style="border-bottom: dotted windowtext 3.0pt; border: none; mso-element: para-border-div; padding: 0cm 0cm 1.0pt 0cm;">
<div class="MsoNormal" style="border: none; padding: 0cm; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="border: none; padding: 0cm; text-align: center;">
<o:p>***</o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="border: none; mso-border-bottom-alt: dotted windowtext 3.0pt; mso-padding-alt: 0cm 0cm 1.0pt 0cm; padding: 0cm;">
<o:p><br /></o:p></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
-Hej- usłyszałam zachrypnięty głos swojego chłopaka i
spojrzałam na niego z uśmiechem. </div>
<div class="MsoNormal">
-Heej- powiedziałam radośnie i uśmiechnęłam się jeszcze
bardziej, kiedy cmoknął mnie w policzek, siadając na krzesełku obok. Po jego
minie od razu zauważyłam, że coś jest nie tak. –Co tak późno?</div>
<div class="MsoNormal">
-Przedłużył nam się wywiad- odpowiedział z grymasem. </div>
<div class="MsoNormal">
-Jak było? </div>
<div class="MsoNormal">
-Dobrze- mruknął. Nastała krępująca cisza, a dodatkowo
wkurzało mnie to, że chłopak unikał mojego wzroku. </div>
<div class="MsoNormal">
-Spójrz na mnie Zayn- powiedziałam poważnie, a czekoladowe
oczy nareszcie spotkały się z moimi.- Co się stało? </div>
<div class="MsoNormal">
-Nic się nie stało, jestem zmęczony- odpowiedział. </div>
<div class="MsoNormal">
-Nie musiałeś tu przychodzić- powiedziałam cicho, czując
ucisk w gardle.</div>
<div class="MsoNormal">
-Ale chciałem. </div>
<div class="MsoNormal">
-Zayn, widzę, że coś się dzieje. Powiedz mi, proszę-
szepnęłam. </div>
<div class="MsoNormal">
-Nic się nie dzieje, naprawdę- chwycił moją dłoń. </div>
<div class="MsoNormal">
-Kocham cię- odezwałam się po chwili. </div>
<div class="MsoNormal">
-Wiem- uśmiechnął się lekko i znów nastała cisza.</div>
<div class="MsoNormal">
-Do jasnej cholery Zayn! Powiedz mi co się dzieje, chcę
wiedzieć! </div>
<div class="MsoNormal">
-Nic się nie dzieje, jestem po prostu zmęczony- powtórzył. </div>
<div class="MsoNormal">
-Spójrz na mnie i powiedz, że wszystko jest w porządku-
rozkazałam ostro. Chłopak podniósł wzrok, ale po chwili znów go opuścił.
–Świetnie, rozumiem. Nie kochasz mnie już, tak?</div>
<div class="MsoNormal">
-Co ty wygadujesz? Oczywiście, że cię kocham Blake!
–podniósł głos, patrząc na mnie.</div>
<div class="MsoNormal">
-No to o co chodzi? </div>
<div class="MsoNormal">
-Mam gorszy dzień, nie chcę cię obarczać swoimi problemami-
odpowiedział. </div>
<div class="MsoNormal">
-Nie jest to nic związanego z nami?- dopytałam. </div>
<div class="MsoNormal">
-Nie- odpowiedział zdecydowanie za szybko. </div>
<div class="MsoNormal">
-Kłamiesz. </div>
<div class="MsoNormal">
-Co? Nie, nie kłamię! – zaprzeczył. </div>
<div class="MsoNormal">
-Widzę, że coś jest nie tak i widzę, że strasznie cię to
męczy. Więc proszę, powiedz mi, co się dzieje- powiedziałam łagodnie. </div>
<div class="MsoNormal">
-Okej… Mam wyrzuty sumienia, że nie dowiedziałem się, kto
jest dawcą, a tak bardzo ci na tym zależy. To wszystko, przepraszam-
odpowiedział i nerwowo przygryzł wargę. Chwyciłam jego dłoń i jak najmocniej
ścisnęłam. Wiedziałam, że pewnie nawet tego nie poczuł ze względu na moje
ograniczone siły, ale liczyło się przesłanie. </div>
<div class="MsoNormal">
-Posłuchaj mnie uważnie. Nie mam ci tego za złe.
Najwidoczniej dawca naprawdę nie chce, żebym go poznała, trudno, rozumiem.
Wiem, że się starałeś i za to cię kocham. A w myślach dziękuje dawcy, że
uratował mi życie, które mogę spędzić z tobą- uśmiechnęłam się, a chłopak
spojrzał na mnie poważnie. </div>
<div class="MsoNormal">
-Gdybyś wiedziała, jak bardzo cię kocham- szepnął. Wiem
Zayn, wiem.<br />
<div style="text-align: right;">
<i><b><span style="color: #073763;">@justfuckshit</span></b></i></div>
</div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-78153172692600194182012-09-15T21:35:00.000+02:002012-11-19T15:01:06.953+01:00Rozdział 27. Pomogę… pomogę…. pomogę…. te słowa wciąż odbijają się echem w moich myślach. Obiecałem i nie mogę jej zawieść. Ale co będzie jak mi się nie uda? Nie chcę widzieć więcej rozczarowania w jej oczach. Chce żeby była szczęśliwa, tylko o tym marzę. No już Zayn, dalej, musisz dowiedzieć się kto jest dawcą! Z takim nastawieniem ruszyłem w kierunku gabinetu lekarza. Zapukałem i nie czekając na odpowiedź wszedłem do środka.<br />
-Oooo… pan Malik. Co pana do mnie sprowadza? U pana dziewczyny wszystko w porządku, nie ma powodu do obaw- powiedział.<br />
-Ja w zasadzie przyszedłem do pana, panie doktorze- odrzekłem śmiało i kontynuowałem– czy mógłby mi pan powiedzieć kto jest dawcą szpiku?<br />
-Niestety nie mogę, dawca chciał zostać anonimowy, obowiązuje mnie tajemnica lekarska– odpowiedział szorstko. <br />
-Ale panie doktorze… - nie rezygnowałem.<br />
-Myślę, że nie mogę panu pomóc. Przepraszam ale muszę iść na obchód– powiedział, prawie wypychając mnie z gabinetu. <br />
-Proszę!- nie dawałem za wygraną.- Obiecałem Blake, że pomogę jej znaleźć tego dawcę , nie mogę jej zawieść… nie po raz kolejny- brnąłem dalej w dyskusję.<br />
-Przykro mi – powtórzył lekarz i ruszył w stronę sal szpitalnych.<br />
-Proszę poczekać- krzyknąłem i pobiegłem w jego stronę. – Niech pan mnie zrozumie… Obiecałem jej… obiecałem jej, że znajdę tą osobę… zrobiłem jej nadzieję , że będzie mogła osobiście podziękować. Jak ona się teraz poczuje kiedy znów ją zawiodę? Jeśli spotkanie z dawcą ma być powodem jej szczęścia, to w dupie mam tą całą tajemnicę lekarską- powiedziałem na jednym oddechu.<br />
-Niech pan ochłonie- odpowiedział i odszedł.<br />
Zrezygnowany usiadłem pod ścianą. Jak mam jej to powiedzieć? Nie chcę sprawiać jej zawodu i widzieć bólu w jej oczach… Jeśli znalezienie tego dawcy ma być powodem jej szczęścia, to choćby nie wiem co, to go znajdę. Z taką myślą ruszyłem do sali Blake. Kiedy wszedłem ujrzałem bladą i przerażająco chudą dziewczynę. Znów poczułem ból. Co ja mam jej powiedzieć ? Uśmiechnęła się. Usiadłem obok łóżka i chwyciłem ją za rękę.<br />
-Dowiedziałeś się czegoś? – zapytała z nadzieją.<br />
-Pracuję nad tym –odpowiedziałem. Blake trochę posmutniała, jakby czuła, że coś jest nie tak.- Jak się czujesz ?- próbowałem zmienić temat. <br />
-Coraz lepiej.- odpowiedziała… ale uśmiech zniknął.-Wiesz co Zayn ?– zaczęła poważnie. – Leżąc tutaj zrozumiałam jak w ciągu sekundy może zawalić ci się cały świat… Zaczynasz żałować wielu swoich decyzji… myślisz o ludziach, których bardzo skrzywdziłeś, a oni wcale na to nie zasługiwali- mówiąc to spojrzała mi głęboko w oczy. Widziałem w nich ogromny ból. – Wiesz?– ciągnęła.- Gdybym mogła cofnąć czas, nigdy bym Cię nie skrzywdziła…- przerwał jej telefon. Odebrałem i to był mój błąd. Harry kazał mi wracać, ponieważ mieliśmy jakiś wywiad typu „Last minute” . Z grymasem na twarzy musiałem pożegnać się z Blake.<br />
-Wpadnę wieczorem- obiecałem.<br />
<div>
<br />
<div style="text-align: center;">
****</div>
<div>
<br />
Wyszedł i znów zostałam sama. Zaczęłam zastanawiać się jak to będzie, kiedy już wyjdę z tego cholernego szpitala i jak dalej potoczy się moje życie. Jedno jest pewne: koniec z wizerunkiem „zimnej suki”. Koniec, życie jest zbyt krótkie, żeby tak je marnować. Teraz chcę być tylko szczęśliwa i to z Zaynem. Stara Blake już nigdy nie wróci… zniknęła z chwilą, gdy dowiedziałam się, że jestem chora. <br />
-No nie, wciąż zamulasz!- wesoły ton zmusił mnie do spojrzenia w stronę drzwi. Stał w nich uśmiechnięty Max. <br />
-Bujaj się Max-odpowiedziałam radośnie. Ten chłopak automatycznie poprawiał mi humor. <br />
-Nie dzięki, posiedzę- odparł i usiadł na zajmowanym kilka minut temu przez Zayna, krzesełku. –To jak leci? Kiedy wychodzisz i idziemy na imprezę? <br />
-Nie wiem, nadal nie podają dokładnego terminu, żeby mi nie robić w razie czego nadziei. <br />
-Przecież coraz lepiej się czujesz prawda?- spoważniał. <br />
-Prawda, ale wciąż jestem za słaba. Nawet sama z łóżka nie wstanę, co dopiero mówić o chodzeniu. <br />
-Powoli dojdziesz do siebie, a na imprezę prędzej czy później pójdziemy- uśmiechnął się pocieszająco. <br />
-Pójdziemy- szepnęłam i odwróciłam wzrok. Zauważył to i spytał: <br />
-Stało się coś? <br />
-Nie, po prostu…- zacięłam się. <br />
-Co po prostu? <br />
-Poprosiłam Zayna, żeby pomógł mi dowiedzieć się, kto jest dawcą szpiku. Widzę, że nie udało mu się tego załatwić, a nie chce się przyznać… Nie chcę, żeby nasz związek był oparty na sekretach i kłamstwach. <br />
-To mu to powiedz- oznajmił, jakby to była najoczywistsza oczywistość. <br />
-To nie takie proste Max. <br />
-To jest bardzo proste. Ale hej! Przecież mój wujek jest w tym szpitalu ordynatorem- wyglądał, jakby dostał nagłego olśnienia.- Pójdę go spytać i na pewno mi powie! <br />
-Chyba już nie chcę sobie robić nadziei… Jego też obowiązuje tajemnica lekarska, nic ci nie powie. <br />
-Zakład? O butelkę wódki- wyciągnął rękę. <br />
-Zakład- uścisnęłam ją. <br />
-Prawie nie czuć tego uścisku- uśmiechnął się ironicznie. <br />
-Spadaj, nie mam siły na mocniejszy- syknęłam. <br />
-Zayn to cię chyba na rękach będzie nosił po wyjściu ze szpitala. Pewnie będzie mu to na rękę, nie?- zaśmiał się ze swojego żartu i gdy zgromiłam go spojrzeniem, wyszedł z sali. <br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
<div>
<br />
Przemierzałem korytarz z uśmiechem na ustach. Kiedy w końcu dostałem się na odpowiedni oddział, zacząłem szukać gabinetu. Trudno było nie zauważyć- złote litery dumnie lśniły na ciemnobrązowych drzwiach. Wujek zawsze lubił przepych i nigdy się z tym nie ukrywał. Zapukałem i słysząc „wejść”, otworzyłem drzwi. Gabinet w niczym nie przypominał gabinetu lekarskiego. Czarne meble, beżowe ściany i puszysty dywan dawał złudzenie pokoju w eleganckim domu. <br />
-Max! Dawno cię nie widziałem- w moich uszach zagrzmiał donośny głos wuja. <br />
-Witaj wujku- uśmiechnąłem się i delikatnie się z nim objąłem. Po chwili wskazał mi obijany skórą fotel, a sam usiadł naprzeciwko. <br />
-Co cię do mnie sprowadza? Mam nadzieję, że nie jesteś chory? <br />
-Nie nie! Jestem całkowicie zdrowy, po prostu mam sprawę- uspokoiłem go. <br />
-Jaką sprawę? <br />
-Moja przyjaciółka miała przeprowadzany przeszczep szpiku w tym szpitalu. <br />
-Ohh, to przykre- powiedział, choć w jego głosie nie było słychać współczucia. <br />
-Dawca chciał pozostać anonimowy, jednak Blake bardzo zależy na kontakcie z nim. Chyba jesteś w stanie załatwić mi jego nazwisko?- kontynuowałem pewnie. <br />
-Max, jeżeli dawca chciał pozostać anonimowy to taki pozostanie. Dokumenty są pilnie strzeżone, nie dostanę się do nich po kryjomu. <br />
-Jesteś ordynatorem do cholery czy nie? Chyba możesz raz w życiu mi pomóc?- warknąłem. <br />
-Zakochałeś się w niej, że ci tak zależy? <br />
-Błagam cię. Jestem gejem i dobrze o tym wiesz. Blake jest moją przyjaciółką i czy mi pomożesz, czy nie, zdobędę te nazwisko- utrzymywałem ostry ton. Wujek pokręcił powoli głową i bez słowa sięgnął po słuchawkę, wykręcając numer. <br />
-Nazwisko tej dziewczyny- zwrócił się do mnie. <br />
-Blake Payne- odpowiedziałem. Po chwili po gabinecie roznosiły się wypowiedzi mężczyzny do telefonu, z których wywnioskowałem, że jestem blisko celu. <br />
-Oh, świetnie Hodgins. Tak, tak, dziękuję ci bardzo. Tak, oczywiście, zostanie to między nami. Do usłyszenia, tak tak- wuj zakończył rozmowę, odkładając słuchawkę. <br />
-No?- pospieszyłem. Zaśmiał się lekko i wypowiedział 2 słowa, które spowodowały, że zesztywniałem. </div>
</div>
<div style="text-align: right;">
<span style="color: #073763;"><b><i>@justfuckshit</i></b></span></div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com30tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-33884748955032556702012-09-11T07:16:00.000+02:002012-11-19T14:58:41.612+01:00Rozdział 26.<div>
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=AWWDm9x48ak" target="_blank">Lady Antabellum- Need You Now</a></div>
<br />
Głośne pikanie maszyny nasilało się z każdą sekundą. Zaraz potem rozległ się alarm. Monitor kontrolujący pracę serca zaczął migać, a ja wpatrywałem się w niego w przerażaniu. Nie. Nie! NIE! <br />
-Nawet nie próbuj Blake! – zawołałem, sięgając po jej rękę. <br />
-Proszę się odsunąć od łóżka!- usłyszałem krzyk pielęgniarki, która bezskutecznie próbowałam mnie oderwać od dziewczyny. <br />
-NIE! – krzyknąłem, potrząsając ręką dziewczyny. – Nawet, KURWA, NIE PRÓBUJ BLAKE! NIE PRÓBUJ! Mówię do ciebie, nie rób tego, do cholery! <br />
-Proszę wyjść! <br />
Silne ręce odsunęły mnie od łóżka i wypchnęły za drzwi. Bezskutecznie próbowałem się wyrwać, wciąż wpatrując w twarz Blake. Lekarze i pielęgniarki otoczyli łóżko, zasłaniając mi widok. Ostatnie co zdążyłem zobaczyć, to rozwijane przez pielęgniarki przewody od defibrylatora. Pociemniało mi przed oczami. – Nie próbuj mnie do cholery zostawiać… - szepnąłem, opierając się o ścianę naprzeciwko drzwi i zsuwając się po niej. <br />
Podniosłem się i przez szybę obserwowałem, jak pielęgniarka zaczyna podawać jej leki dożylnie. Inna rozpięła jej koszulę, a lekarz w niebieskim fartuchu przyłożył dwie elektrody do jej delikatnej skóry. <br />
-Naładować do 200! Przygotować się! Czysto! – trzask zmieszał się z odgłosem uderzania pleców Blake o łóżko. Alarm wciąż dzwonił. Lekarz wskazał coś pielęgniarce, która natychmiast wstrzyknęła w chudziutką rękę Blake jakąś przezroczystą substancję. <br />
–Naładować! Czysto! –dźwięk alarmu wciąż roznosił się po korytarzu, kiedy klatka piersiowa Blake opadała na łóżko. Widziałem spojrzenia lekarzy, wiedziałem, że jest źle. Naładowali jeszcze raz i ponownie rozszedł się głuchy odgłos. Łzy wypływały z moich oczu jak z wodospadu, kształty mi się rozmywały. Ponownie zsunąłem się po ścianie, nie mogłem na to patrzeć. Chwilę później alarm zamilkł, a drzwi od sali się otworzyły. Spojrzałem w tamtym kierunku i jeszcze zanim lekarz się odezwał wiedziałem, co chce mi powiedzieć. <br />
-Przykro mi. Nie dało się nic zrobić- powiedział poważnie, a ja głośno zapłakałem. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
-Zayn! Zayn! Obudź się do cholery!- potrząsnąłem mocno ramieniem chłopaka, który od kilku minut krzyczał przez sen. Otworzył oczy przerażony, a ja spojrzałem na niego pytająco. <br />
-Liam? Blake nie żyje!- wykrzyknął i rozpłakał się. <br />
-Co? Co ty gadasz? Przecież u Blake wszystko w porządku, uspokój się- powiedziałem spokojnie, kładąc mu rękę na ramieniu. <br />
-To… to był sen?- szepnął, ocierając oczy. <br />
-Oczywiście, że tak. Zayn, Blake zdrowieje, uspokój się- uśmiechnąłem się pocieszająco. <br />
-Boże! Śniło mi się, że ona… umarła. Widziałem jak ją reanimowali, jak umierała- powiedział cicho, trzęsąc się z emocji. Przytuliłem go do siebie, a on rozpłakał się na dobre. <br />
-Stary, nie rycz jak baba! Blake miała tydzień temu przeszczep, dochodzi do siebie i niedługo wyjdzie ze szpitala. Nic jej nie grozi, jest coraz lepiej, przecież wiesz. Miałeś zwykły koszmar, zdarza się- klepnąłem go w plecy i odsunąłem się. Widziałem, że już się uspokoił. Podniosłem się z jego łóżka i dopiero przy drzwiach zatrzymałem się i odezwałem: <br />
-Doprowadź się do porządku, bo za pół godziny jedziemy do szpitala. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
<div>
<br />
Pomimo tego, że to był sen prawie biegiem wszedłem do szpitala i skierowałem się do sali Blake. Odetchnąłem z ulgą dopiero wtedy, kiedy dziewczyna widząc mnie i Liama w drzwiach uśmiechnęła się delikatnie. Przed wejściem musieliśmy założyć maski i fartuchy ochronne, ale czy to ważne? Blake żyła, to się liczy! <br />
-Hej- odezwała się cicho, a ja uśmiechnąłem się szeroko i cmoknąłem w powietrzu. Posłała nam delikatny uśmiech, gdy usiedliśmy niedaleko jej łóżka. W tej sposób się witaliśmy, na nic innego nie pozwalali lekarze w obawie przed infekcją. –Jak minął dzień? <br />
-Dobrze, rano mieliśmy wywiad, potem wróciliśmy na chwilę do domu, bo byliśmy zmęczeni, no i jesteśmy. Mocno się nudziłaś?- spytałem. <br />
-Nie. Jak tylko wychodzicie to idę spać i tak w kółko, podobno tak mój organizm się regeneruje- odpowiedziała. Była wyraźnie zadowolona, co zauważył też Liam, bo odezwał się: <br />
-Co tak tryskasz humorem? <br />
-Mam coraz więcej siły, już się tak nie męczę, no i lekarze mówią, że już niedługo będę mogła wyjść- była taka radosna, że aż serce mi „rosło” na ten widok. <br />
-To fantastycznie!<br />
-Noo. Ym, bo myślałam trochę nad jedną sprawą- zaczęła powoli. Spojrzeliśmy na nią pytająco. <br />
-Co się dzieje?- spytał Liam. <br />
-Pamiętam, jak mówiliście, że dawca chce być anonimowy. Tylko, że ja naprawdę chciałabym go poznać… <br />
-Blake, to nie możliwe. Lekarze ukrywają dane osób, które chcą pozostać anonimowe- odpowiedziałem. <br />
-Zależy mi na podziękowaniu, tylko i wyłącznie. Chyba możecie poprosić lekarza o takie coś? <br />
-Możemy, ale to… to nie jest dobry pomysł- stwierdził Liam. <br />
-Czemu?- spytała dociekliwie. <br />
-Nie wiemy, kto to może być tak? Może ta osoba nie chce, żebyśmy wiedzieli o jej istnieniu? <br />
-A może chce, tylko się wstydzi?- odpyskowała. Zdecydowanie wracała stara, zdrowa Blake. <br />
-Dopóki jeszcze jestem silniejszy, zarządzam koniec tematu. Idę po kawę, pogadajcie sobie- mruknął Liam i wyszedł. Odprowadziłem go wzrokiem do drzwi i ponownie przeniosłem spojrzenie na Blake. Patrzyła na mnie skupiona z uwagą. <br />
-Co jest?- odezwałem się, nie wytrzymując jej spojrzenia. <br />
-Pomożesz mi w znalezieniu tej osoby? <br />
-Blake… <br />
-Proszę Zayn, zależy mi na tym- powiedziała cicho, a ja zobaczyłem powagę jej oczach. <br />
-Czemu ci tak zależy? <br />
-Ten ktoś uratował moje życie, chcę mu po prostu podziękować. To jak, pomożesz?- spojrzała na mnie prosząco tymi swoimi dużymi, czekoladowymi oczami, a ja po raz kolejny uległem. <br />
-Pomogę.<br />
<div style="text-align: right;">
<span style="color: #073763;"><b><i>@justfuckshit</i></b></span></div>
</div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com25tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-90990743506906384722012-09-09T19:27:00.000+02:002012-11-19T14:54:18.329+01:00Rozdział 25.<a href="https://www.youtube.com/watch?v=jg38m0wQrnI" target="_blank">Jonathan Clay- Heart On Fire</a><br />
<br />
Przez ostatni miesiąc codziennie odwiedzam szpital. Odwiedzam go, chociaż sprawia mi to ogromny ból. Blake, z każdym dniem coraz słabsza, nie ma siły nawet na rozmowę. Jakie są relacje między nami? Nie wiem. Wyjaśniliśmy sobie wszystko i w sumie jesteśmy znowu razem, ale ten związek jest… dojrzalszy? Na pewno nie jest normalnym związkiem. Siedzę w jej sali kiedy tylko mam czas, bo wiem, że z dnia na dzień mogę ją stracić. Nasz związek nie opiera się na przytulaniu, całowaniu i słodzeniu sobie. Nasz związek polega na wzajemnym wspieraniu i po prostu byciu ze sobą. Właśnie szedłem korytarzem do jej sali, kiedy usłyszałem wołanie. Odwróciłem się i poczekałem na lekarza prowadzącego, który szedł w moim kierunku. <br />
-Dzień dobry, panie Malik. Możemy porozmawiać? <br />
-Oczywiście, coś się stało?- spiąłem się. <br />
-Nie nie. Mam dla pana kilka… informacji- wskazał ręką na drzwi do swojego gabinetu, w którym po chwili usiedliśmy. <br />
-Więc?- spytałem po krótkiej chwili. <br />
-Stan pańskiej dziewczyny ulega stałemu pogorszeniu. Chemie nie odnoszą spodziewanych rezultatów, potrzebny jest natychmiastowy przeszczep- powiedział bez owijania w bawełnę. <br />
-Nie znaleźliśmy jeszcze odpowiedniego dawcy. <br />
-Zdaję sobie z tego sprawę. Niestety, pani Payne zostały 3-4 dni życia bez przeszczepu. Jej organizm nie reaguje już na nasze lekarstwa. <br />
-3 dni? – powtórzyłem z niedowierzaniem. <br />
-Maksymalnie. Nie otrzymujemy jakiejkolwiek odpowiedzi ze strony jej organizmu, co jest rzadko spotykane przy takich ilościach leków. <br />
-Postawię na nogi cały kraj i znajdę dawcę- powiedziałem pewnie. <br />
-Na taką reakcję liczyłem. 3 dni, panie Malik- powtórzył i podniósł się, dając mi znak, żebym wyszedł. Opuściłem jego gabinet i oparłem się o pobliską ścianę. Jeżeli nie znajdę dawcy w ciągu najbliższych dni, Blake umrze. Stracę ją ponownie, tym razem na zawsze. Nie umrze Zayn, znajdziesz dawcę! Z takim nastawieniem sięgnąłem telefon i wybrałem numer do naszego managera. Natychmiast odebrał. <br />
-Co jest Zayn? <br />
-Zostały 3 dni- powiedziałem krótko.<br />
-3 dni do czego?- spytał, najwyraźniej nie rozumiejąc. <br />
-3 dni życia Blake. Postaw na nogi cały świat, ale znajdź tego cholernego dawcę! Ona nie może umrzeć!- krzyknąłem do słuchawki, a ludzie przechodzący obok dziwnie na mnie spojrzeli. <br />
-Robimy co możemy, przecież wiesz- odparł. <br />
-Gówno a nie robicie! Od jakiegoś czasu nie widziałem żadnej informacji od was w Internecie! Ludzie myślą, że dawca już się znalazł i nic nie robią, a Blake umiera! <br />
-Uspokój się. Już wysłaliśmy wiadomość na Twitterze i Facebooku ze wszystkich kont, do BBC i na najważniejszych portalach internetowych. Odetchnij i idź do niej SPOKOJNY. Dawca się znajdzie, obiecuję- powiedział poważnie i rozłączył się. Policzyłem do dziesięciu i zawróciłem do sali Blake. Gdy tylko przekroczyłem próg pomieszczenia ogarnęło mnie jeszcze większe przygnębienie. Dziewczyna leżała podłączona do kroplówki, blada jak ściana i chuda jeszcze bardziej niż przedtem. Została z niej tylko skóra i kości, każda pojedyncza kostka była możliwa do obejrzenia. Kiedy usłyszała otwierane drzwi, powoli przekręciła głowę i spojrzała na mnie, obdarowując lekkim uśmiechem. Miała zapadłą twarz, praktycznie białe usta i po dawnej Blake zostały tylko duże, brązowe oczy. Podszedłem do niej i delikatnie pocałowałem w czoło. Usiadłem obok i chwyciłem jej chłodną dłoń. <br />
-Witaj kotku- uśmiechnąłem się, próbując zatuszować przygnębienie. Wychodziło mi to coraz lepiej, lekarz zabronił mi pokazywać przy niej smutek, bo mogło to pogorszyć jej stan psychiczny. <br />
-Heej- wychrypiała cicho. Nawet jednym krótkim „hej” się zmęczyła, bo oddychała ciężko. Było źle, bardzo źle. –Wiesz? <br />
-Hm?- mruknąłem, patrząc na nią z uwagą i wsłuchując się dokładnie. Wypowiadane przez nią słowa były tak ciche, że naprawdę trzeba było się skupić. <br />
-Wciąż dziwię się, że tu przychodzisz- wysapała i odetchnęła głęboko. <br />
-Kocham cię, dlatego tu jestem- uśmiechnąłem się, gładząc ją palcem po policzku. Drgnęła na ten dotyk, przenosząc spojrzenie na moją rękę.<br />
-Umrę, prawda?- spytała cichutko, całkowicie spokojna. <br />
-Nie pozwolę ci umrzeć - powiedziałem pewnie. <br />
-Nic nie zrobisz- szepnęła, ponownie patrząc w moje oczy.-Już umieram. Jestem łysa, wyglądam jak potwór…<br />
-Dla mnie zawsze będziesz piękna-uśmiechnąłem się.<br />
-Nie chcę żebyś tu przychodził- powiedziała głośniej, unikając mojego wzroku. <br />
-Czemu? <br />
-Nie chcę, żebyś pamiętał mnie w takim stanie. Chcę być w twoich wspomnieniach piękną brunetką, a nie łysym potworem- wyszeptała. Westchnąłem ciężko i mocniej ścisnąłem jej dłoń. <br />
-Posłuchaj mnie uważnie. Po pierwsze, dla mnie zawsze jesteś piękna, bez względu na sytuacje. Po drugie, zapamiętam cię jako siwą staruszkę, siedzącą w bujanym fotelu i bawiącą się z wnukami, a nie tak. Spędzę z tobą resztę naszego życia, bo przez najbliższe kilkadziesiąt lat się mnie nie pozbędziesz. Rozumiesz? <br />
-Kocham cię Zayn- powiedziała pewnie i głośno, jak dawna Blake. Niestety zaraz po wypowiedzeniu tych słów wróciła bezsilna, chora i umierająca miłość mojego życia. Patrzenie na nią w takim stanie sprawiało mi niewysłowiony ból. Z każdą mijającą sekundą traciła siły, a jej życie zmierzało ku końcowi. Nie pozwolę jej umrzeć, nie pozwolę- zapewniłem się po raz kolejny i usłyszałem cichy szept: <br />
-Pocałuj mnie. <br />
-Blake, nie masz siły- odpowiedziałem z trudem, mając identyczną potrzebę, co ona. <br />
-Chcę cię pocałować. Proszę Zayn- zażądała. Nie mogłem się dłużej opierać. Pochyliłem się nad nią i delikatnie musnąłem jej wargi. Były chłodne, jeszcze chłodniejsze od dłoni. Dziewczyna odpowiedziała mi bardzo delikatnie, ale czułem, że wkładała w to niesamowicie dużo siły. Odsunąłem się od niej po chwili, a ona jęknęła z niezadowoleniem. <br />
-Kotku jak wrócimy do domu to obiecuję, że nie przestanę cię całować- szepnąłem, cmokając ją jeszcze raz w czoło. Przez chwilę na jej twarzy pojawił się grymas, ale szybko zastąpił go uśmiech.-Prześpij się, musisz odpoczywać- powiedziałem cicho, a ona posłusznie zamknęła oczy. Już po krótkiej chwili jej klatka piersiowa unosiła się regularnie, co znaczyło, że zasnęła. Następne 2 godziny spędziłem na patrzeniu na nią, wciąż trzymając jej dłoń. Ciszę w sali przerwała pielęgniarka. <br />
-Panie Malik? <br />
-Tak? <br />
-Pan doktor prosi pana o rozmowę w gabinecie- uśmiechnęła się i wyszła. Ucałowałem dłoń Blake, kładąc obok jej tułowia i wyszedłem z sali. Lekarz już czekał w swoim gabinecie i powitał mnie z ogromnym uśmiechem. <br />
-Mamy dawcę- zaczął bez powitania. Sapnąłem nie dowierzając. –Przed chwilą przyszły wyniki wczorajszych próbek, skontaktowaliśmy się z dawcą i jutro może zostać przeprowadzony przeszczep. <br />
-Naprawdę? <br />
-Tak. Jest jedno zastrzeżenie. Dawca chce pozostać anonimowy. <br />
-Nie ma problemu, ale podziękuje mu pan od nas?- spytałem. <br />
-Oczywiście. To wszystko co chciałem panu powiedzieć, przeszczep odbędzie się jutro o 14. <br />
-Dziękuję panie doktorze, dziękuję-uścisnąłem jego rękę i wyszedłem. Prawie w podskokach wróciłem do sali Blake, która wciąż spała. Wyjąłem telefon i wysłałem jednego sms do wszystkich kontaktów: „Mamy dawcę, jest szansa!”.<br />
<div style="text-align: right;">
<i><b><span style="color: #073763;">@justfuckshit</span></b></i></div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com29tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-75057694443569931452012-09-08T20:46:00.003+02:002012-11-19T14:51:07.437+01:00Rozdział 24.<a href="http://www.youtube.com/watch?v=QUwxKWT6m7U&feature=relmfu" target="_blank">Taylor Swift- Back To December</a><br />
<br />
Leżałam nieruchomo wpatrzona w sufit, a słowa wypowiadane przez siedzącą obok Anne odbijały się od moich uszu. Poczułam uścisk na dłoni i spojrzałam w jej stronę. <br />
-Blake wiem, że jest ci ciężko, ale nie możesz się załamać- powiedziała spokojnie. <br />
-Niedługo i tak umrę, co za różnica w jakim nastroju- mruknęłam. Kobieta westchnęła cicho. <br />
-Posłuchaj. Traktuję cię jak córkę, chociaż to nie realne, bo bym musiała urodzić jako piętnastolatka…- uśmiechnęłam się lekko, słysząc to. Anne kontynuowała- znajdę dawcę, nawet jeśli będę zmuszona jechać po niego do Chin. Przeżyjesz, rozumiesz? <br />
-Możesz tak mówić, ale nawet lekarz jasno określił moje szanse na mniej niż 50%- szepnęłam. <br />
-Lekarz nie może być przesadnym optymistą, taka praca. A właśnie, co do pracy. Odwołałam wszystkie twoje sesje, reklamy i pozostałe zlecenia. Jak będziesz całkowicie zdrowa zaczniemy od początku, teraz się tym nie przejmuj. <br />
-Anne, chcę cię o coś prosić- zaczęłam, a ona spojrzała na mnie z uwagą.- Nie chcę, żeby cały świat wiedział o mojej chorobie, rozumiesz? <br />
-To niemożliwe Blake. Jeżeli mamy znaleźć dawcę, to musimy powiedzieć światu. W gruncie rzeczy sława pomaga w takich momentach. Ah, Liam będzie za godzinę, dzwonił, że musi dokończyć sesję. <br />
-Rozumiem- mruknęłam cicho i ponownie wlepiłam spojrzenie w biały sufit. Usłyszałam jeszcze głośne westchnienie Anne i odcięłam się od świata. Leżałam w tym szpitalu dopiero dzień, a już byłam przygnębiona do granic możliwości. Co chwila do mojej sali przychodzi lekarz lub pielęgniarki, bardzo dobrze zdaję sobie sprawę, że to tylko i wyłącznie ze względu na mój status społeczny. Wczoraj wieczorem odwiedził mnie Liam, widziałam, że gdy tylko powiedziałam mu wszystko załamał się całkowicie. Nigdy nie był silny psychicznie, a teraz jeszcze takie coś... Za kilka godzin miałam mieć przeprowadzoną pierwszą chemię, bałam się. Dopiero teraz, kiedy moje życie tak naprawdę się kończy, zdaję sobie sprawę ile rzeczy przegapiłam, ile złych ruchów popełniłam, ile szans przegapiłam. Ponownie poczułam uścisk na dłoni i usta na policzku. Od razu rozpoznałam zapach i mimowolnie się uśmiechnęłam. <br />
-Max- szepnęłam. <br />
-Hej mała- uśmiechnął się do mnie lekko. <br />
-Co tu robisz? <br />
-Jak to co?- spytał zdziwiony.- Odwiedzam swoją przyjaciółkę. <br />
-Nie liczyłam na to, że przyjdziesz. <br />
-Blake, przyjaciół się nie zostawia, bez względu na sytuację. Będę z tobą do końca rozumiesz? Przez najbliższe kilkadziesiąt lat nie zamierzam cię opuszczać- pokazał swoje białe ząbki w uśmiechu. Kiedy zobaczył, że chcę coś powiedzieć, położył palec na moich ustach.- Nawet mnie nie wkurzaj, za kilka tygodni będziemy się bawić na imprezie. <br />
-Chyba na pogrzebie. <br />
-Oh zamknij się! Sądzisz, że Anne, ja, Liam i reszta chłopaków pozwolimy ci umrzeć?- warknął. <br />
-A co możecie zrobić? <br />
-Widzę, że nie masz dostępu do Internetu. One Direction zorganizowało akcję, w której szukają dawcy. Już teraz, po kilku godzinach są tysiące zgłoszeń. Ludzie chodzą na badania i chcą pomagać, Blake! <br />
-Naprawdę?- szepnęłam ze łzami w oczach. <br />
-Naprawdę. Sam oddałem próbkę do badania, tak samo jak chłopaki i Anne. Masz mieć kilka chemii i będzie możliwy przeszczep, zależy nam na czasie. <br />
-Dziękuję Max-ścisnęłam jego rękę, a on uśmiechnął się do mnie. <br />
-Wszyscy chcą pomagać, Blake. Nie siedzimy bezczynnie, czekając na twoją śmierć!- przypomniał. <br />
-Nie krzycz na moją siostrę!- usłyszeliśmy głos Liama, który wszedł do sali, razem z resztą zespołu. Byli wszyscy, każdy bez wyjątku. Przywitali się z Maxem i podeszli do mnie. <br />
-Jak się czujesz?- spytał Li, siadając na krzesełku po drugiej stronie łóżka. Zaraz potem usłyszeliśmy prychnięcie Louisa.<br />
-Naprawdę pytanie na miejscu Liam. Jak może się czuć?- sarknął. Udałam, że nie usłyszałam jego wypowiedzi i spojrzałam na brata. <br />
-Dobrze, na razie dobrze. Wieczorem po chemii będzie gorzej, ale dam radę. <br />
-Oczywiście, że dasz radę. Masz nas, my ci pomożemy- odezwał się Niall. Uśmiechnęłam się do niego lekko i próbowałam podciągnąć się na rękach tak, żeby usiąść. Niestety najwidoczniej siły opuściły mnie znacznie bardziej niż myślałam, bo bezsilnie opadłam na łóżko. Momentalnie poczułam na sobie ręce Maxa i Liama, którzy pomogli mi się podnieść. <br />
-Dzięki- sapnęłam. Dostałam dopiero kilka leków, a już czułam się całkowicie bezsilna. Z pozoru łatwe do zrobienia siedzenie, sprawiało mi ogromne trudności. Rozmawialiśmy przez długi czas, a ja doceniałam ich próby odciągnięcia moich myśli od choroby. W międzyczasie opuścił nas Max, który zaczynał zmianę w barze. Chłopcy opowiadali mi właśnie o ostatnim koncercie, gdy odezwał się Zayn, do tej pory małomówny. <br />
-Paul pisze, że musimy już wracać. Mamy wywiad za pół godziny. <br />
-Jak trzeba to trzeba- westchnął Liam i podniósł się.- Trzymaj się, odwiedzimy cię jutro. Wszystko będzie dobrze Blake- uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco i przytulił delikatnie. Podobnie zrobiła reszta chłopaków. Byli już przy drzwiach, gdy Harry się odwrócił i spytał: <br />
-Zayn idziesz? <br />
-Moment. Zaraz do was dojdę- odpowiedział mu, a oni pokiwali głowami i wyszli. Zostaliśmy sam na sam i chłopak spojrzał na mnie ze smutkiem. <br />
-Nie pozwolę ci umrzeć, rozumiesz?- spytał nadzwyczaj ostro. Kiwnęłam głową, a on dodał jeszcze: <br />
-Jak tylko skończy się ten cholerny wywiad wrócę tu, obiecuję- pochylił się nade mną i szybko przycisnął swoje usta do moich. Po chwili już go nie było, znowu zostałam sama. Ale tym razem miałam natłok myśli, wszystkie dotyczyły bruneta. Czas mijał, ja wciąż myślałam i zaczynała mnie już boleć od tego głowa. Kiedy po raz kolejny pojawiła się pielęgniarka poprosiłam ją o kartkę papieru i długopis. Podała mi rzeczy i wyszła. Zaczęłam pisać. Wróciłam do tego, co naprawdę lubiłam robić. Słowa same wychodziły spod mojej ręki i układały się w całość. Dawno nie pisałam już piosenek, a całkiem dobrze mi to wychodziło. Skończyłam, złożyłam kartkę i podpisałam jednym, krótkim słowem „Zayn”. Kilka minut później do sali weszła pielęgniarka z lekarzem i podłączyli mi kroplówkę. Dowiedziałam się, że właśnie tak będzie wyglądała moja chemia- poprzez podłączenie kroplówki z odpowiednimi lekami. Dałam jeszcze kartkę dla Zayna pielęgniarce, która ostrzegła mnie, że przez najbliższych kilka godzin nie powinien mnie nikt odwiedzać i cierpliwie patrzyłam na spływającą powoli do moich żył kroplówkę. <br />
Zaczynam walkę. Bo nie liczy się to, czy wygram. Liczy się tylko to, czy walczyłam. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Kiedy przekroczyłem próg szpitala wiedziałem, że się spóźniłem. Wywiad się przedłużył, a po nim były jeszcze 2 kolejne. Szedłem pewnym krokiem do sali Blake, ale przed samym wejściem zatrzymała mnie pielęgniarka. Powiedziała, że nie można jej teraz odwiedzać, bo musi odpoczywać i wcisnęła mi jakąś kartkę od dziewczyny. Zawróciłem i wyszedłem z budynku. Wpakowałem się do samochodu i wróciłem do domu. Zamknąłem się w pokoju i dopiero wtedy otworzyłem „list”. </div>
<br />
<i>Zayn, Zayn, Zayn. <br />Nie wiem, co mnie podkusiło do napisania tego. Być może świadomość, że koniec mojego życia zbliża się coraz bardziej, a ja tyle spraw zawaliłam. Za kilka minut będę miała pierwszą chemię, pierwszy krok do walki ze śmiercią. To takie bezsensowne, że to piszę, przecież sam dobrze o tym wiesz. Wracając do głównego tematu. Najwięcej spraw, które zawaliłam, to te związane z Tobą. Zniszczyłam naszą przyjaźń, potem miłość, wszystko dobre co nas łączyło. Kocham Cię nadal. Kocham jak idiotka, ale przecież nie mogę się do tego przyznać, prawda? Gówno prawda, teraz mogę wszystko. Nie będę już grać, nie ma sensu. Zostały mi maksymalnie 2 miesiące życia, mogę być słaba i uczuciowa. Kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię. Jesteś najlepszym co mnie spotkało i naprawdę byłam idiotką, że pozwoliłam Ci odejść. To ja zawaliłam, to przeze mnie ten związek się rozpadł. Nie przez Louisa, nie przez Ciebie. Tylko i wyłącznie przeze mnie. Louis tylko pokazał, jak głupia i słaba byłam. Mogłam o Ciebie walczyć, ale nie, ja poleciałam do NY i próbowałam zapomnieć. Nie dało się zapomnieć… A potem? Potem grałam, bo co innego mi zostało? Czułam, że jeżeli znowu z Tobą będę, to tylko bardziej Cię zranię. Nie chciałam Cię ranić, za bardzo cię kochałam. Dlatego odrzucałam cię za każdym razem, przepraszam. Wiem, że teraz możesz być zdezorientowany, przecież zaprzeczam sama sobie. Dalej jest piosenka, moja piosenka dla Ciebie. Zrób z nią co chcesz. Możesz nawet nie czytać. Ja po prostu… przepraszam. </i><br />
<i><br /></i>
Czemu się zatrzymałeś Zayn!? Czytaj dalej, przecież ją kochasz! Czytaj debilu!- mózg współpracował z sercem i dawał mi odpowiednie rady. Przetarłem oczy, w których zebrały się łzy i wróciłem do czytania. <br />
<br />
<i>Oto ja, chowam swoją dumę do kieszeni<br /> Staję przed tobą i mówię: "Przepraszam za tamtą noc"<br /> I wracam myślami do września* cały czas<br /> Okazuje się, że wolność oznacza jedynie tęsknotę za tobą<br /> Żałuję, że nie rozumiałam, co miałam, gdy byłeś mój<br /> Wracam myślami do września, zawracam<br /> I sprawiam, że wszystko jest w porządku<br /> <br /> Tęsknię za twoją ciemną karnacją, twoim słodkim uśmiechem, <br />takim dla mnie dobrym, takim odpowiednim<br /> I jak trzymałeś mnie w ramionach tej wrześniowej nocy<br /> Pierwszy raz, gdy kiedykolwiek zobaczyłeś, jak płaczę<br /> Może to tylko pobożne życzenia<br /> Prawdopodobnie bezmyślne marzenia<br /> Ale gdybyśmy znów się kochali<br /> Przysięgam, że kochałabym cię tak, jak trzeba<br /> Cofnęłabym się w czasie i to zmieniła, ale nie mogę<br /> Więc jeśli twoje drzwi są zamknięte na kłódkę, zrozumiem<br /> <br /> Wracam myślami do września, zawracam i sprawiam, że wszystko jest w porządku<br /> Wracam myślami do września, zawracam i zmieniam zdanie<br /> Wracam myślami do września cały czas</i> <br />
<br />
<br />
<i>Zayn, kocham Cię, bez względu na to, co zdecydujesz. </i> <br />
<br />
Pojedyncza łza zmoczyła kartkę papieru, a za nią poleciały inne. <br />
<br />
Ja też cię kocham, Blake.<br />
<br />
<i><b><span style="color: #073763;"><br /></span></b></i>
<br />
<div class="MsoNormal">
<i><b><span style="color: #073763;">*tekst zmieniony na potrzeby opowiadania</span></b></i></div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: right;">
<i><b><span style="color: #073763;">@justfuckshit</span></b></i></div>
</div>
</div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com32tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-11977534006421093402012-09-07T21:36:00.000+02:002012-11-19T14:46:22.362+01:00Rozdział 23.<div>
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=ZQ7oqmikZDQ" target="_blank">Simple Plan- Untitled</a>
</div>
<div>
<br /></div>
-Co? – wydusiłam. <br />
-Jestem gejem- powtórzył dobitnie. <br />
-Ale jak? Przecież ty jesteś normalny!- krzyknęłam. <br />
-Jestem normalny, homoseksualizm to nie choroba- powiedział spokojnie. <br />
-Dlatego na mnie nie poleciałeś tak? Dlatego się ze mną przyjaźnisz? Dlatego ze mną nie spałeś?- spytałam na jednym wydechu.<br />
-Dlatego. Jesteś fantastyczną osobą, ale ja jestem gejem i w zasadzie do wczoraj kogoś miałem- zrobił dziwną minę. <br />
-Yhhh. Czemu do wczoraj? –spytałam znacznie spokojniej.<br />
-Bo wczoraj Alex ze mną zerwał. Stwierdził, że mnie nie kocha i jakiś Josh jest lepszy niż ja. Coś w tym stylu-powiedział z bólem.<br />
-Przykro mi-położyłam rękę na jego ramieniu.-Chociaż nie ukrywam, że mogłeś mi powiedzieć na początku, że jesteś gejem- skrzywiłam się. <br />
-I tak to dobrze przyjęłaś- uśmiechnął się. <br />
-Mimo wszystko chciałabym wiedzieć o takich rzeczach… Ukrywasz jeszcze coś przede mną? <br />
-Nie. To było jedyne.<br />
-Wiesz co? W sumie to dobrze, że jesteś gejem. Zawsze chciałam mieć przyjaciela geja- uśmiechnęłam się szeroko. Zaśmiał się głośno.-Ten Alex nie był ciebie wart, jeżeli zerwał z takim zajebistym kolesiem- oznajmiłam i przytuliłam go mocno. Odwzajemnił uścisk równie mocno, a kiedy się odsunęliśmy, wtuliłam się w jego ramię. Resztę wieczoru spędziliśmy na całkowicie normalnym oglądaniu telewizji i rozmowie, co prawda z dodatkiem alkoholu i innych używek, ale było to i tak typowe dla zwykłych młodych ludzi. <br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*** </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
-Skup się! W lewo! W prawo! Do przodu krok!- fotograf darł się na mnie, a moja głowa pękała. Poczułam, że kręci mi się w niej, więc usiadłam na ziemi. Krzyk fotografa rozniósł się po hali, a do mnie podbiegła Anne.-Co się dzieje Blake? <br />
-Słabo mi. Podasz wodę?- poprosiłam cicho, opierając się na rękach. Po chwili kobieta wróciła z butelką wody, którą natychmiast wypiłam.<br />
-Konkretna impreza wczoraj była widzę- uśmiechnęła się ironicznie. Zgromiłam ją wzrokiem i odpowiedziałam: <br />
-Od kilku dni nie piję, ostatni wypad mi zaszkodził. <br />
-To znaczy?- spytała. <br />
-To znaczy, że miałam kaca mordercę, rzygałam i nie zachowywałam się jak zdrowy człowiek. Teraz już tylko trochę kręci mi się w głowie, wszystko wraca do normy. <br />
-Byłaś u lekarza?- zapytała ostro. <br />
-Ciekawe kiedy, jak ciągle ciągniesz mnie na sesje i reklamy- warknęłam. <br />
-Dzisiaj masz do niego pójść. Tą sesję przełożę na jutro, może będziesz się lepiej czuła. Przebieraj się i do lekarza- rozkazała i nie słuchając moich sprzeciwów, poszła skonsultować się z fotografem. Podniosłam się i poszłam do garderoby przebrać się w swoje ciuchy. Po kilku minutach siedziałam w taksówce, która wiozła mnie do szpitala. Doktor nie powiedział niczego konkretnego, podejrzewał zwykły wirus, jednak na wszelki wypadek pobrał mi krew i kazał przyjść jutro po wynik. Resztę dnia postanowiłam spędzić w cieplutkim łóżeczku, bo listopadowa pogoda zdecydowanie nie zachęcała do niczego innego. Leżałam w łóżku i czytałam jakąś książkę, kiedy rozdzwonił się mój telefon. Sięgnęłam po niego i widząc zastrzeżony numer, odebrałam. <br />
-Pani Blake Payne? –usłyszałam kobiecy głos. <br />
-Przy telefonie. <br />
-Dzwonię ze szpitala. Pani wyniki budzą nasze zastrzeżenia, proszę jak najszybciej stawić się na oddziale-powiedziała poważnym tonem. <br />
-Dobrze. Będę w ciągu najbliższej godziny- odpowiedziałam spięta i rozłączyłam się. „Pani wyniki budzą nasze zastrzeżenia”- co to może znaczyć? Byłam chora? Setki myśli kłębiły się w mojej głowie, gdy pakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torby. Niecałą godzinę później przekraczałam próg gabinetu lekarza. <br />
-Proszę, niech pani usiądzie- spokojny głos starszego mężczyzny rozniósł się po pokoju. <br />
-Panie doktorze, co jest nie tak z moimi wynikami?- spytałam od razu. Spojrzał na mnie ze współczuciem i już wiedziałam, że coś jest nie tak. –Proszę być brutalnie szczerym, nie lubię owijania w bawełnę. <br />
-Dobrze. Wyniki wskazują na zbyt dużą ilość białych krwinek w pani krwi. Po bardziej szczegółowych badaniach jednoznacznie niestety musimy stwierdzić, że nie jest to, jak początkowo uważaliśmy, anemia, a ostra białaczka szpikowa- powiedział, patrząc na mnie ze smutkiem. <br />
-Białaczka?- szepnęłam ze strachem. Białaczka kojarzyła mi się z ciężką, śmiertelną chorobą. <br />
-Ostra białaczka szpikowa-powtórzył.- Przykro mi. <br />
-Co to oznacza?- spytałam siląc się na spokojny ton. <br />
-Zostanie pani jak najszybciej poddana chemioterapii, w celu zwalczenia jak największej ilości komórek nowotworowych, a następnie, jeżeli znajdzie się dawca szpiku, przeprowadzimy przeszczep. <br />
-Jeżeli?- zauważyłam jak podkreślił to słowo. –Jakie są szanse na znalezienie dawcy?<br />
-Mniej niż 50%- odpowiedział mi brutalnie. <br />
-Co jeśli nie znajdzie się dawca?- zadrżał mi głos.<br />
-Chemioterapia zazwyczaj nie starcza. Jest to ostra białaczka, szybko zabijająca zdrowe komórki. <br />
-Umrę?- szepnęłam, próbując odpędzić napływające łzy. <br />
-Niestety często ta choroba kończy się śmiercią.<br />
-Ile czasu mi zostało? – dziwnie się czułam, zadając pytania dotyczące mojej śmierci.<br />
-2 miesiące z chemioterapią. Bez chemioterapii 2 tygodnie. Jeżeli znajdzie się dawca, może doczekać pani późnej starości- uśmiechnął się pocieszająco. - Do pani należy decyzja. Pozostanie na oddziale i już jutro pierwsza chemia, czy 2 tygodnie życia? <br />
-Chcę żyć- szepnęłam prawie niedosłyszalnie, czując spływające łzy. Lekarz przysunął mi chusteczki, a sam zawołał pielęgniarkę i coś do niej mówił. Nie skupiłam się na tym, w mojej głowie huczała jedna myśl „umierasz Blake”.<br />
<div style="text-align: right;">
<i><b><span style="color: #073763;">@justfuckshit</span></b></i></div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com26tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-28953085961981856502012-09-04T20:04:00.001+02:002012-11-19T14:43:13.640+01:00Rozdział 22.<div>
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=WA4iX5D9Z64" target="_blank">Taylor Swift- We are never ever getting back together</a>
</div>
<div>
<br /></div>
-Lepiej, żeby ten powód dla którego mnie tu ściągnąłeś był ważny- syknęła na powitanie, stając naprzeciwko mnie. Obrzuciłem ją spojrzeniem i stwierdziłem, że wyglądała ślicznie. Uh Zayn, wróć do świata żywych. <br />
-Usiądź- wskazałem jej krzesełko po drugiej stronie stolika. –Może chcesz coś?- przysunąłem do niej menu kawiarni. <br />
-Jasne, już zamawiam szarlotkę z bitą śmietaną- powiedziała ironicznie. <br />
-Yh no tak. To może chociaż kawę?- zaproponowałem. <br />
-Latte może być- oznajmiła, a ja wstałem od stolika i poszedłem złożyć zamówienie. Gdy wróciłem, odezwała się-Więc co ode mnie chciałeś? <br />
-Pogadać. <br />
-Oh naprawdę?- zrobiła niedowierzającą minę.- Patrz, a myślałam, że będziemy kwiatki przesadzać- warknęła. <br />
-Daruj sobie ten ton- odpowiedziałem. Postanowiłem grać w ten sam sposób, co ona.-Postawmy sprawę jasno: nie chcesz mieszać się w związek ze mną. <br />
-Nie chcę się mieszać w jakikolwiek związek, bez różnicy z kim. <br />
-Świetnie. Ale nadal mamy swoje potrzeby, które domagają się zaspokojenia- kontynuowałem. <br />
-O jakie konkretnie potrzeby chodzi?- spytała. <br />
-Seksualne. Więc może moglibyśmy utrzymywać nasze relacje na tle czysto seksualnym?- dokończyłem, a ona spojrzała na mnie jak na idiotę. <br />
-Chyba żartujesz-wydusiła.- O nie, ty nie żartujesz! Boże Zayn, co ci przyszło do głowy?!- przerwała, bo kelnerka przyniosła nasze zamówienie. –Nie ma takiej opcji. <br />
-Ale czemu? Przecież sama to proponowałaś! <br />
-Proponowałam to PRZED naszym nieudanym związkiem, PRZED wyznaniami miłosnymi i PRZED całą romantyczną historią. Teraz nie ma takiej opcji. <br />
-Bo? <br />
-Bo mnie kochasz Zayn- odpowiedziała mi twardo.- A kiedy jedno jest zakochane w drugim , nie ma szansy na relacje czysto seksualne. <br />
-Dam radę- syknąłem. <br />
-Nie dasz, już teraz widzę, że zgadzasz się na to tylko dlatego, żeby się ze mną spotykać. Jestem twoim uzależnieniem, ulubionym narkotykiem- pochyliła się nad stolikiem tak, że nasze twarze dzieliły centymetry. <br />
-Co w tym złego?- szepnąłem. <br />
-To, że ja nie chcę z tobą być- oznajmiła i wróciła na swoje krzesło. Au, zabolało i to mocno. Była aż za bezpośrednia. <br />
-Czyli wolisz robić z siebie dziwkę, zaliczając innych kolesi co noc, niż być ze mną bez żadnych zobowiązań?- odezwałem się po chwili. <br />
-Ludzie już mnie uważają za dziwkę, co za różnica. I tak, wolę zaliczać innych kolesi co noc, bo oni przynajmniej mnie nie kochają- powiedziała pewnie.- Czy ta durna propozycja to jedyne, co ode mnie chciałeś?- spytała, patrząc na mnie z litością. <br />
-W zasadzie tak- odpowiedziałem. <br />
-No to zbieram się, jestem umówiona- podniosła się i założyła kurtkę i szal.– Cześć. <br />
-Czekam na ten moment, kiedy przestaniesz grać i wróci dziewczyna, którą kocham i która kocha mnie- odezwałem się, gdy odwróciła się i ruszyła do drzwi. Słysząc moje słowa stanęła. <br />
-Ona nie wróci Zayn. Zniknęła 14 września- odpowiedziała cicho i wyszła. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***<br />
<br /></div>
<div>
-Dobrze, że jesteś- odezwałam się, otwierając drzwi i wpuszczając Maxa do środka. Przytulił mnie i obrzucił spojrzeniem. <br />
-Słabo wyglądasz, co jest?- spytał, idąc za mną do salonu. Usiedliśmy na kanapie, a ja wtuliłam się w jego ramię.-Blake, co się stało? <br />
-Spotkałam się dzisiaj z Zaynem- odpowiedziałam. Pokiwał głową i pogłaskał mnie po ramieniu. <br />
-Co się stało na tym spotkaniu? <br />
-Zayn zaproponował mi… związek czysto seksualny? No wiesz o co chodzi. <br />
-Zgodziłaś się?- dopytał. <br />
-Nie, oczywiście, że nie! To by się nie udało, bo on mnie nadal kocha- zaprzeczyłam. <br />
-Ty też go nadal kochasz- dodał Max. Pokręciłam gwałtownie głową. –Tak Blake, kochasz go. To widać, mnie nie oszukasz, jego możesz. <br />
-Nie kocham go! <br />
-Ależ oczywiście, że kochasz. Tylko dlatego, że cię odrzucił znowu zaczęłaś grać twardą. Ale niepotrzebnie, wy się potrzebujecie, tak samo, jak potrzebujecie tlenu do oddychania- stwierdził. <br />
-Nie mogę z nim być- oznajmiłam. Uśmiechnął się lekko, rozbawiony. <br />
-Wtedy też to mówiłaś. Znowu będziecie się zwodzić, lądować w łóżku, uciekać, a na końcu i tak będziecie razem- powiedział rozbawiony. <br />
-Nienawidzę cię Max- syknęłam, uderzając go lekko w ramię. Zaśmiał się głośno. <br />
-Ale przyznaj, że nie miałaś lepszego przyjaciela. <br />
-Nigdy nie miałam przyjaciela. Ty jesteś moim jedynym przyjacielem- odpowiedziałam cicho. <br />
-Czuję się zaszczycony- uśmiechnął się szeroko. Przewróciłam oczami i podniosłam się z kanapy. <br />
-Może czegoś się napijemy? –zaproponowałam. <br />
-A co masz? <br />
-Wszystko. A co chcesz? <br />
-Ym.. piwo poproszę- powiedział po chwili zastanowienia. Wyszłam do kuchni i wyjęłam z lodówki 2 puszki piwa. Rzuciłam mu jedną, a drugą sama otworzyłam. Pociągnęłam łyk i wychyliłam się po paczkę leżącą na stoliku. Wyjęłam papierosa i podpaliłam leżącą obok zapalniczką. Zaciągnęłam się i dmuchnęłam dymem prosto w twarz Maxa. <br />
-Mówiłem ci coś! <br />
-Oj przestań, chcesz jednego? <br />
-Nie palę- spojrzał z odrazą na papierosa, znajdującego się pomiędzy moimi palcami. <br />
-Żałuj, dużo tracisz- mruknęłam i ponownie się zaciągnęłam. Chłopak nic nie odpowiedział, a ciszę panującą między nami przerwał dźwięk przychodzącego sms. Max wyjął telefon i natychmiast zesmutniał. <br />
-Eeej kolego, co jest?- spytałam, patrząc na niego. <br />
-Nic nic- potrząsnął włosami i schował telefon. <br />
-Ukochana napisała?- zaśmiałam się i po jego minie zauważyłam, że trafiłam w sedno sprawy. <br />
-Można tak powiedzieć. <br />
-Jak jej na imię? I czemu ja nic o niej nie wiem? <br />
-Bo nam nie wyszło- odpowiedział. <br />
-A jak ma na imię ta szczęściara, która zdobyła twoje serce?- spytałam. <br />
-W zasadzie… Cholera. Ma na imię Alex- mruknął cicho. <br />
-Ładnie. Ładna jest? <br />
-Alex to chłopak, Blake- powiedział poważnie, patrząc na niezwykle interesujący w tym momencie dywan. Zamurowało mnie. <br />
-Że co?- wydusiłam. Spojrzał mi prosto w oczy i głośno odpowiedział: <br />
-Jestem gejem, Blake.<br />
<div style="text-align: right;">
<span style="color: #073763;"><i><b>@justfuckshit</b></i></span></div>
</div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com20tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-61007197389370942072012-09-01T18:13:00.002+02:002012-11-19T14:40:17.195+01:00Rozdział 21.<a href="http://www.youtube.com/watch?v=xGJmObaqbmQ&feature=player_embedded#!" target="_blank">Wet Fingers- Turn me on</a><br />
<br />
-No witam- przytulił mnie do siebie.- Kiedy wróciłaś? – spytał, siadając obok mnie. <br />
-Dzisiaj, dosłownie 3 godziny temu-odpowiedziałam. <br />
-No i jak tam było? Nowy Jork faktycznie jest taki zajebisty? <br />
-Czy zajebisty to nie wiem, ale na pewno ma zajebiste kluby- zaśmiałam się.-Ale nie gadajmy o mnie, co u ciebie? Co robisz w Londynie? <br />
-Hola hola, nie tak szybko. Najpierw zamówmy coś do picia, potem pogadamy- zawołał Maxa i zamówił jakieś drinki. Kiedy chłopak je przyniósł, podał jednego mi, a sobie wziął drugiego. <br />
-No więc?- ponagliłam. <br />
-U mnie nic ciekawego, w Londynie jestem u Zayna- odpowiedział. <br />
-Aha. Jeżeli jesteś u niego to nie powinieneś z nim siedzieć? <br />
-Ale ja z nim siedzę. Zayn jest tutaj, Blake. Poszedł do łazienki, a ja miałem skombinować coś do picia- wyjaśnił. <br />
-Zayn jest tutaj?- spięłam się. <br />
-Tak, o i nawet tu idzie- roześmiał się i machnął ręką. Automatycznie odkręciłam się w tamtym kierunku i zobaczyłam swojego byłego chłopaka. Chyba mnie najpierw nie poznał, bo szedł pewnie, ale kiedy podszedł bliżej znacznie zwolnił. Stanął obok nas i spojrzał na mnie. <br />
-Blake… Hej, miło cię widzieć- powiedział, przygryzając wargę. <br />
-Taak, ciebie też- pokiwałam głową i zaczęłam gorączkowo myśleć, jak wykręcić się z tej chorej sytuacji. <br />
-Więc co u ciebie? – spytał się po dłuższym czasie. <br />
-Świetnie. Tak, świetnie- odpowiedziałam i usłyszeliśmy śmiech Danny`ego. <br />
-No nie wierzę. Spotykają się ludzie, którzy kiedyś byli razem i nadal są szaleńczo w sobie zakochani, a gadają jakby się nie znali. Ogarnijcie się, zaraz zgwałcicie się oczami- jęknął i klepnął Zayna w plecy, odchodząc od nas. Malik odprowadził go spojrzeniem, a potem ponownie przeniósł je na mnie. <br />
-Jak było w Nowym Jorku?- odezwał się, siadając na miejscu przyjaciela. <br />
-Dobrze. Dużo pracy, ale nie narzekam- odpowiedziałam. <br />
-Super- skomentował i znowu nastała cisza. Tak sztywnej rozmowy jeszcze nigdy nie prowadziłam. <br />
-Zayn.. <br />
-Blake- odezwaliśmy się w tym samym czasie. – Mów pierwsza- speszył się i pokazał mi ręką, żebym zaczęła. <br />
-Nie, ty mów pierwszy. No już! – pospieszyłam go. <br />
-Okej. Po prostu… chcę cię przeprosić. Bo wiem jak było naprawdę, Louis mi powiedział i niesprawiedliwie cię oceniłem. Przepraszam- powiedział, ale o dziwo nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia. Spodziewałam się tego. <br />
-Ja nie jestem na ciebie obrażona. Tak czy inaczej spałam z nim i dlatego winę za rozpad naszego związku biorę na siebie. Nie masz się czym przejmować, naprawdę- uśmiechnęłam się. <br />
-Ale gdybym cię wysłuchał, to nadal bylibyśmy razem- powiedział cicho. Zaśmiałam się na to, a on spojrzał na mnie zdziwiony. <br />
-Nie bylibyśmy razem Zayn. Prędzej czy później coś by się nie udało i zerwalibyśmy. Po prostu nie jesteśmy stworzeni do życia w związku i wyszło jak wyszło. <br />
-Ja cię kochałem- przypomniał. <br />
-Ja też cię kochałam. Ale to nie zmienia faktu, że lepiej dla nas by było, gdyby łączył nas tylko seks, bez żadnych zobowiązań, tak jak mówiłam na początku- powiedziałam, a przez twarz chłopaka przeszedł ból. <br />
-To… co teraz? – spytał. <br />
-Ale z czym? <br />
-Z nami- odpowiedział po chwili, patrząc mi prosto w oczy. <br />
-Nie ma nas, Zayn. Teraz możemy być tylko znajomymi, bo w przyjaźń po nieudanym związku nie wierzę- oznajmiłam ostro. <br />
-I co, po tym wszystkim co przeszliśmy tak po prostu będziemy znajomymi? – spojrzał na mnie z niedowierzaniem. <br />
-A co my takiego przeszliśmy? Dwa tygodnie byliśmy razem, uprawialiśmy seks i to wszystko. Nic więcej nas nie łączy- warknęłam. <br />
-Ale ja cię nadal kocham! <br />
-Ale ja cię już nie kocham. Może nigdy cię nie kochałam, sama nie wiem- odpowiedziałam bez owijania w bawełnę. Widziałam, jaki ból mu zadałam, ale szczerze mi to wisiało. <br />
-Kłamałaś- powiedział cicho. <br />
-Życie opiera się na kłamstwie, Zayn. A teraz wybacz, ale wracam do domu- dokończyłam i odeszłam od niego, kierując się do wyjścia. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
*** </div>
<br />
-Stary ogarnij się, trzeci dzień nie wychodzisz z domu!- krzyknął na mnie Danny. Spojrzałem na niego spod byka. <br />
-Bo może nie mam ochoty?- warknąłem. <br />
-Zachowujesz się jak ciota, Malik. Dlatego, że laska powiedziała, że cię nie kocha, ty siedzisz załamany? Błagam, ona nie jest warta twojej uwagi. <br />
-Może i nie jest, ale zauważ, że ja ją KOCHAM i chcę z nią BYĆ- syknąłem. <br />
-Jesteś większym debilem niż sądziłem- pokręcił z niedowierzaniem głową. <br />
-A ty jesteś świetnym przyjacielem, serio. <br />
-I jako świetny przyjaciel zabieram cię do klubu. Wyrwiesz jakąś panienkę, zaliczysz i życie będzie piękniejsze- uśmiechnął się szeroko. <br />
-Czasami zastanawiam się, co ma większą mentalność, ty czy pusta doniczka. I zawsze dochodzę do wniosku, że pusta doniczka- powiedziałem chamsko. <br />
-Okeej, nie obrażę się, bo widzę w jakim jesteś stanie. Z pewnością Blake była zajebista w łóżku i pewnie to powoduje, że chcesz do niej wrócić, ale cię zdradziła, więc OGARNIJ SIĘ CZŁOWIEKU-podniósł głos. <br />
-Louis dolał jej GHB, sama by mnie nie zdradziła- odpowiedziałem. <br />
-Ale sama powiedziała, że i tak wasz związek był bez sensu. Więc po co za nią latać? <br />
-Bo istnieje coś takiego jak miłość, a ja Blake kocham i nie pozwolę jej odejść?- spytałem retorycznie. <br />
-Już pozwoliłeś. Ona odeszła i nie wygląda na jakoś szczególnie przygnębioną. <br />
-Bo znowu założyła tą swoją maskę „zimnej suki bez uczuć”. Dobrze wiem, że taka nie jest. <br />
-Na każdy mój argument masz odpowiedź?- jęknął z niezadowoleniem. <br />
-Tak. Ona też mnie kocha i zobaczysz, że do mnie wróci- odpowiedziałem pewnie. <br />
-To jaki w takim razie masz plan rycerzyku?- spytał ironicznie. <br />
-Nie chce związku to nie. Zgadza się na seks bez zobowiązań? To tak ją zdobędę- powiedziałem ostro i sięgnąłem po telefon, po chwili wybierając odpowiedni numer. „Łączenie- Blake”. <br />
<br />
<i><b><span style="color: #073763;">Gorszego, bardziej nudnego i bezsensownego rozdziału nigdy nie napisałam. Przepraszam, że musieliście to czytać. </span></b></i><br />
<div>
<div style="text-align: right;">
<span style="color: #073763;"><b><i>@justfuckshit</i></b></span></div>
</div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com29tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-7060760768621701982012-08-31T18:15:00.001+02:002012-11-19T14:36:30.435+01:00Rozdział 20.<a href="http://www.youtube.com/watch?v=JI-o25K6B-E&feature=player_embedded#!" target="_blank">Coldplay- Fix You</a><br />
<div>
<br /></div>
-CO ZROBIŁEŚ?! – mój krzyk rozniósł się po domu. Ten dupek stał naprzeciwko mnie i nie okazywał żadnych wyrzutów sumienia. <br />
-To co powiedziałem. Dałem jej GHB, żeby się zemścić- powiedział znudzony. <br />
-Czy ciebie już do końca pojebało?! To jest narkotyk! Dałeś jej narkotyk, żeby się zemścić, żeby zniszczyć NASZ ZWIĄZEK?! – wydarłem się. <br />
-Boże, nie dramatyzuj tak. Wasz „związek” i tak był skazany na porażkę, a że ja to przyspieszyłem, to powinieneś mi dziękować.<br />
-I jeszcze może kwiaty kupić?! Ja ją kocham debilu, a przez ciebie z nią zerwałem! <br />
-Blake jest zwykłą dziwką, pewnie w tym Nowym Jorku już kilku zaliczyła i nie pamięta o tobie- roześmiał mi się prosto w twarz. Nie zorientowałem się dokładnie kiedy, a moja pięść już wystrzeliła w kierunku jego perfekcyjnej twarzyczki. <br />
-POPIERDOLIŁO CIĘ?!- tym razem to on krzyknął, łapiąc się za szczękę.- Bijesz swojego przyjaciela za jakąś dziwkę?! <br />
-Nie. Nazywaj. Jej. Dziwką- warknąłem.- A ty już nie jesteś moim przyjacielem. <br />
-Świetnie. Leć sobie do Nowego Jorku do tej szmaty, a przekonasz się ilu już zaliczyła- syknął i wyszedł z mojego pokoju. <br />
Boże, czemu? Czemu właśnie teraz, po 2 miesiącach od… tego wszystkiego, przyszedł i powiedział mi prawdę? Czemu właśnie teraz, kiedy już się pozbierałem i przestałem obsesyjnie myśleć, co się u niej dzieje, czy tęskni, czy nadal mnie kocha? Teraz cała moja teza legła w gruzach, bo ona naprawdę nie była świadoma tego, co robi. To ten dupek dał jej narkotyk i zaciągnął do łóżka. Zniszczyłem wszystko, mogłem ją wysłuchać i dalej bylibyśmy razem. Zayn, twoje życie jest żałosne w każdym wymiarze. <br />
-Zayn- usłyszałem za sobą i odwróciłem się od okna.- Jak się czujesz?- spytał Liam łagodnie. Zaśmiałem się ironicznie. <br />
-Wspaniale. Oprócz tego, że okazało się, że moja dziewczyna dostała GHB i nic nie pamiętała, że ten debil zaciągnął ją do łóżka, żeby się zemścić, że nie wysłuchałem jej pomimo tego, że mówiła prawdę i że zerwałem z nią, pomimo tego, że nadal ją kocham, to ŚWIETNIE. <br />
-Przecież zawsze możecie spróbować jeszcze raz- westchnął. Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. <br />
-Liam, proszę cię. Nazwałem ją dziwką, nie wysłuchałem i kazałem spadać. Nie odezwałem się do niej przez 2 miesiące, tak samo jak ona, nie wiem co się u niej dzieje, NIE WIEM NIC, a ty mi mówisz, że możemy spróbować jeszcze raz? <br />
-Blake wraca jutro wieczorem. Wykorzystaj to i zrób coś do cholery- powiedział ostro i wyszedł. Blake wraca jutro wieczorem?! <br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div>
<div style="text-align: center;">
*** </div>
<br />
<i>Prosimy zapiąć pasy, podchodzimy do lądowania. </i><br />
Melodyjny głos rozniósł się po samolocie i wszyscy pasażerowie posłusznie wykonali polecenie. Samolot coraz bardziej się zniżał, a pod nami widoczne były już światła Londynu. Kilka minut później stałam już na lotnisku i odbierałam swoje walizki. Złapałam pierwszą nadjeżdżającą taksówkę i wpakowałam się do środka. Już po chwili przebijaliśmy się przez londyńskie ulice, ulice które nigdy nie zasypiają. Londynie, tęskniłam. <br />
Co się zmieniło przez te 2 miesiące? Zniknęła czuła, słodka i wrażliwa Blake. Wróciła zimna, wredna suka bez uczuć. Ale przecież tak było lepiej, dużo lepiej, prawda? Moje życie dzięki pobytowi w Nowym Jorku wróciło do normy. Skupiłam się na pracy: kilkadziesiąt zaliczonych pokazów, sesji i reklam, zdecydowanie poprawiło moje notowania na rynku. Po pracy były imprezy, a na nich alkohol, narkotyki i niezobowiązujący seks. Teraz było idealnie, pozbyłam się wszystkich uczuć i było mi z tym wspaniale. Taksówka zatrzymała się przed moim mieszkaniem, zapłaciłam i wysiadłam. Moje cztery kąty nic a nic się nie zmieniły. Mieszkanie wciąż było małe i bezpłciowe- jeżeli takiego określenia można użyć do opisania mieszkania, to te idealnie do niego pasowało. Przeniosłam walizki do sypialni i wróciłam do kuchni. Mocna kawa była mi potrzebna tak samo jak długi prysznic. 8 godzin w samolocie to była masakra. Kiedy woda gotowała się w czajniku, skierowałam się do łazienki i przemyłam twarz lodowatą wodą. Przejrzałam się w lustrze i załamałam się. Wyglądałam na strasznie zmęczoną i przepracowaną. No ale co tu ukrywać, tak było. W Nowym Jorku spałam po 3-4 godziny, a potem znowu praca i kolejna impreza. Mimo wszystko, podobało mi się takie życie i odpowiadał mi taki styl bycia. Nie wiedziałam jak długo jeszcze tak pociągnę, ale na razie nie zamierzałam niczego zmieniać. Wróciłam do kuchni i zauważyłam, że ekran mojego telefonu pokazuje nową wiadomość. „Wylądowałaś już?”. <br />
-Boże, kiedy ty człowieku wyluzujesz?- mruknęłam do siebie i odpisałam „tak, jestem już w mieszkaniu, nie przeżywaj braciszku x”. Woda się ugotowała, zalałam kawę i usiadłam na kanapie. Automatycznie sięgnęłam do kieszeni spodni i wyjęłam paczkę papierosów. Wyciągnęłam jednego i podpaliłam. Mój nałóg zdecydowanie się teraz powiększył, paliłam kilkanaście papierosów dziennie. Łyk kawy, zaciągnięcie papierosem, kawa, papieros. Niszczyło to mój organizm, ale przynajmniej jedna osoba była zadowolona z takiego stanu rzeczy. Anne nie narzekała na takie „odżywianie” organizmu, bo dzięki niemu sporo schudłam. Praktycznie jadłam jeden minimalny posiłek dziennie, reszta to kawa i papierosy, alkohol i narkotyki. Nie czepiała się, była wręcz zachwycona, że dobiłam do magicznej wagi 45 kg. Nie ukrywam, że przy wzroście 175 cm, czyli minimalnym dla modelki i takiej wadze, projektanci walili drzwiami i oknami. Ubrania szyte przez wybitnych projektantów, potrzebowały właśnie takich figur, więc pracy miałam mnóstwo. Dopaliłam papierosa i zgniotłam w popielniczce. Kawa nie była zbyt smaczna, ale zmusiłam się do wypicia jej. W Londynie dochodziła 21, a ja dostałam kopa energii. Wzięłam prysznic i przebrałam się w czarne rurki, czerwoną koszulę na krótki rękaw i czarną ramoneskę. Do tego czarne botki na platformie, mocniejszy makijaż, rozpuszczone włosy i mogłam wychodzić do klubu. Tradycyjnie już wybrałam Funky Buddha, bo w sumie stęskniłam się za Maxem. Na moje szczęście pracował. Usiadłam za barem i czekałam, aż do mnie podejdzie.<br />
-Zrób mi jakiegoś mocnego drinka, Max- poprosiłam, a on spojrzał na mnie. <br />
-Blake! Wróciłaś – wykrzyknął z radością i wyciągnął ręce przez bar. Przytuliliśmy się delikatnie, uważając, żeby niczego nie zbić.- Opowiadaj co u ciebie! <br />
-Wróciłam, jak zauważyłeś- zaśmiałam się.- Daj mi jakiegoś drinka, to ci opowiem! <br />
-Jeden z mocniejszych- po chwili popchnął w moim kierunku kieliszek. Natychmiast zamoczyłam usta w smacznej cieczy.-Opowiadaj! <br />
-Wylądowałam 2 godziny temu, trochę odpoczęłam i przyszłam. W NY nic ciekawego, praca i imprezy. <br />
-Wyrwałaś kogoś?- spytał. <br />
-Pytasz na jedną noc czy na dłużej? <br />
-Na dłużej sądzę, że nie, więc na jedną noc? <br />
-Znalazło się kilku- wyciągnęłam paczkę papierosów i zapaliłam. <br />
-I jakoś specjalnie ci nie przeszkadza taki styl życia- zauważył. <br />
-Wręcz wyjątkowo pasuje. No ale koniec o mnie, co u ciebie? <br />
-Kilka sesji i praca za barem. Chyba nie zagościłem w modelingu na długo- zaśmiał się. <br />
-A szkoda, bo masz czym zaistnieć- obrzuciłam go spojrzeniem.- Wiesz? To dziwne, że jeszcze z tobą nie spałam. <br />
-Lepiej niech tak pozostanie, wolę się z tobą przyjaźnić dłużej, niż cieszyć przez jedną noc. <br />
-W sumie…- mruknęłam i dokończyłam drinka. <br />
-Blake, przepraszam, że zadam to pytanie, ale muszę. Czemu znowu robisz z siebie, wybacz za określenie, nieczułą dziwkę? – spytał po dłuższej chwili. <br />
-Bo tak jest łatwiej Max. Łatwiej jest być dziwką i cieszyć się z życia, niż miłosierną dziewicą i przepłakać całe życie. <br />
-Nie przeszkadza ci to, że ludzie wyzywają cię od najgorszych, nie szanują? <br />
-Już dawno przestało mi zależeć- syknęłam. <br />
-A co z Zaynem?- spytał, a ja zmroziłam go spojrzeniem. <br />
-Zayn to jedna z największych pomyłek mojego życia. Rozdział zamknięty, nie będzie kontynuacji- warknęłam.- Klienci na ciebie czekają, idź- pokazałam głową na kilka osób, siedzących przy barze i chłopak się oddalił. Nie nacieszyłam się zbyt długo spokojem. <br />
-Kogo moje oczy widzą, łamiąca serca Blake Payne we własnej osobie! –usłyszałam za sobą męski głos i od razu się odwróciłam. <br />
-Wciąż nieczuły drań, Danny Riach- odpowiedziałam, obrzucając chłopaka szybkim spojrzeniem i uśmiechnęłam się. Na lepsze towarzystwo nie mogłam trafić.<br />
<div style="text-align: right;">
<b><i><span style="color: #20124d;">@justfuckshit</span></i></b></div>
</div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com29tag:blogger.com,1999:blog-7019794104471074395.post-55602263124048800572012-08-30T21:54:00.000+02:002012-11-19T14:32:19.497+01:00Rozdział 19.<a href="http://www.youtube.com/watch?v=MzCLLHscMOw" target="_blank">The Script- Breakeven</a> <br />
<br />
-Gdzie wyjechał?- spytałam, próbując powstrzymać napływające łzy. <br />
-Do Bradford, do domu- odpowiedział mi Liam. Poczułam jak pojedyncza łza spływa po moim policzku i już po chwili byłam przytulana przez swojego brata.-Blake, co się wczoraj stało? <br />
-Zayn poszedł do Anth`a i Danny`ego, a ja wyszłam na taras się przewietrzyć. Przyszedł Louis i dał mi drinka, a potem tańczyliśmy i zrobiło mi się słabo. Więcej nie pamiętam- odpowiedziałam, ocierając wciąż spływające słone łzy. <br />
-Dał ci drinka?- zareagował Niall. <br />
-Taak- pokiwałam głową, a blondyn popatrzył poważnie na Liama. <br />
-Blake, nie pamiętasz nic od wypicia tego drinka tak? Do kiedy? <br />
-Do rana. Jak się obudziłam to nie wiedziałam gdzie jestem, ani co się stało i dlatego tak się zachowywałam- odpowiedziałam bratu. <br />
-Louis dolał ci czegoś do kieliszka- szepnął Harry, a chłopaki spojrzeli na niego i pokiwali głowami. <br />
-Co? Ale po co?- zapytałam. <br />
-Znając Louisa to po to, żeby się zemścić. Myślałem, że już między wami jest okej- mruknął Liam. <br />
-Też tak myślałam, bo jak dał mi kieliszek to powiedział coś w stylu „na zgodę” czy coś. <br />
-Najwidoczniej wcale na zgodę nie było...- odezwał się Niall. <br />
-Gdzie jest Louis?- spytałam, siląc się na spokojny ton, chociaż byłam gotowa go zabić. <br />
-Pojechał do Eleanor. <br />
-Oh, wykorzystał mnie to teraz pojechał zgrywać dobrego tatusia do El?- warknęłam. Chłopaki chyba nie wiedzieli, co mi odpowiedzieć, bo tylko wzruszyli ramionami.-Adres- powiedziałam i wyciągnęłam rękę do Liama. <br />
-Co? Jaki adres? <br />
-Adres domu Zayna w Bradford- odpowiedziałam, a Li pokręcił głową.-Dasz mi czy mam szukać w Internecie? <br />
-To nie jest dobry pomysł. <br />
-Tak czy inaczej tam pojadę, więc albo dasz mi go ty, albo fanki na Twitterze- syknęłam. Chłopak zamknął oczy i powoli je otworzył, wypuszczając powietrze, po czym wziął kartkę i napisał przydatną informację.-Dzięki.<br />
-Zjedz coś przynajmniej przed wyjazdem- usłyszałam głos Hazzy, kiedy byłam już przy drzwiach.<br />
-Zjem jak będę przy nim, nie wcześniej- burknęłam i dodałam- pożyczysz mi samochód? <br />
-Jasne- odpowiedział lokaty z lekkim uśmiechem i pobiegł na górę. Po chwili wrócił z kluczykami i wręczył mi je.- Uważaj na siebie- szepnął i przytulił mnie do siebie. Uśmiechnęłam się delikatnie i wyszłam z domu. <br />
Droga do domu Zayna zajęła mi prawie 4 godziny. Podczas jazdy moje myśli skupione były tylko i wyłącznie na nim i cholernie bałam się, że nie będzie chciał ze mną rozmawiać, lub mnie odrzuci. Zaparkowałam pod jego domem i przez kilka następnych minut obawiałam się wyjścia z samochodu. Nazywasz się Blake Payne, ty się niczego nie boisz, wysiadaj i to już!- mój mózg wysyłał mi o dziwo takie same sygnały jak serce, więc po kilku głębszych oddechach opuściłam ciepłe wnętrze samochodu. Podeszłam do drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem. Prawie od razu drzwi się otworzyły i ukazała się za nimi piękna brunetka. Po niesamowitym podobieństwie do Zayna doszłam do wniosku, że to najprawdopodobniej jego siostra, Waliyah. <br />
-Ym, cześć- odezwała się czarnowłosa piękność. <br />
-Cześć, jest Zayn? <br />
-Jeest- przytaknęła powoli. <br />
-Mogę wejść? <br />
-Obstawiam, że to ty jesteś Blake Payne, którą mam zakaz wpuszczać- odpowiedziała, patrząc mi twardo prosto w oczy. <br />
-Tak, to ja. Posłuchaj, Waliyah?- spojrzałam na nią pytająco, a kiedy skinęła głową kontynuowałam- zależy mi na rozmowie z twoim bratem i muszę się z nim zobaczyć. <br />
-Ale on nie chce się z tobą widzieć- powiedziała i w tym samym momencie usłyszałyśmy: <br />
-Waliyah, kto przyszedł?- zaraz potem na schodach pojawił się Zayn. Kiedy mnie zauważył natychmiast znieruchomiał i spojrzał na mnie z widocznym bólem. <br />
-Zayn- szepnęłam. <br />
-Mała idź do siebie- powiedział cicho do siostry. Ta jeszcze raz obrzuciła mnie krytycznym spojrzeniem i zostawiła nas samych. Zayn zszedł do mnie i stanął tak blisko, że mogłam poczuć zapach jego perfum.- Co ty tu robisz? <br />
-Przyjechałam ci to wszystko wytłumaczyć- odpowiedziałam, patrząc na swoje trampki. Usłyszałam ironiczny śmiech i podniosłam wzrok. Zayn patrzył na mnie z pogardą i całkowitym brakiem szacunku w oczach. <br />
-Wiesz? Jeden jedyny raz miałaś rację. Miałaś rację wtedy, kiedy nie chciałaś ze mną być, bo „kiedyś mnie zranisz”. Patrz, zrobiłaś to, co za niesamowity przypadek!- jego głos ociekał nienawiścią do mnie. Nie wiedziałam, że człowiek może tak szybko zmienić nastawienie. <br />
-Zayn… ja przepraszam- szepnęłam ze łzami w oczach. <br />
-Nie wywołuj u mnie wyrzutów sumienia płaczem, bo to i tak nic ci nie da. Nawet nie wiesz jak się czułem, kiedy wszedłem do swojej sypialni, a ty się z nim pieprzyłaś w najlepsze. Nie masz zielonego pojęcia jakie to uczucie- warknął. –Mam tylko jedno pytanie. Po co do cholery wysyłałaś mi tego sms?! Żeby mnie upokorzyć przy przyjacielu? Żeby pokazać, że nic do mnie nie czułaś i byłaś ze mną z litości, żebym nie próbował się znowu zabić? Spokojnie, jeżeli tylko te obawy cię tu sprowadzają to możesz wrócić do Londynu, nie zamierzam się zabijać przez zwykłą dziwkę- syknął. <br />
-Nie wysyłałam do ciebie żadnego sms- odpowiedziałam przez łzy. <br />
-Nie? A to, to list miłosny- zaszydził i wyjął telefon, pokazując mi sms ode mnie. <br />
-Nigdy go nie wysłałam! <br />
-Jasne. Daruj sobie i wynoś się. Wynoś się z mojego życia, bo faktycznie nie jesteś warta mojej uwagi- powiedział ostro i otworzył przede mną drzwi.-WYNOŚ SIĘ!- krzyknął, a ja nie patrząc mu w oczy wyszłam. Nie chciałam więcej patrzeć na oczy, które kochałam, pełne pogardy i nienawiści skierowanej do mnie. <br />
Nie wiem jakim cudem dojechałam do Londynu. Musiał nade mną czuwać mój Anioł Stróż, że nie spowodowałam żadnego wypadku. Odstawiłam samochód pod dom chłopaków, oddałam kluczyki Harry`emu i nie zwracając uwagi na ich pytania, zawróciłam w kierunku własnego mieszkania. Kiedy nareszcie przekroczyłam jego próg, od razu rzuciłam się na łóżko. Łzy dalej płynęły, serce bolało i czułam przerażającą pustkę, tak jakby razem ze swoim odejściem, zabrał część mnie. Po jakimś czasie wypłakałam już chyba cały zapas łez, bo oczy mi „wyschły”. Wstałam z łóżka i przeniosłam się na parapet, gdzie usiadłam podkurczając nogi. Sięgnęłam po paczkę papierosów i wypalałam jeden za drugim. Kilka szlugów później rozległo się pukanie do drzwi. Podniosłam się ociężale i poszłam je otworzyć. Natychmiast do mojego mieszkania wparowała Anne. <br />
-Słyszałam, cały Internet o tym mówi- powiedziała na powitanie. Spojrzałam na nią, marszcząc brwi.-O waszym zerwaniu. Mówiłam, żebyś się nie mieszała w ten związek, mówiłam! <br />
-Jeżeli przyjechałaś tu tylko na mnie nawrzeszczeć to odpuść i daj mi spokój. Sama sobie świetnie daję radę. <br />
-Nie wiem co tobą kierowało, nie wiem jaka jest prawda, wiem tylko, że Malik zdążył powiedzieć całemu światu, że nie jesteście już razem, bo go zdradziłaś. I wiem, że to spowodowało dosyć dużą falę nienawiści przynajmniej ze strony fanek One Direction w twoim kierunku. <br />
-Nic nowego, coraz więcej osób mnie nienawidzi, przyzwyczajam się. <br />
-Ogarnij się. Za 4 godziny masz samolot, lecisz do Nowego Jorku- oznajmiła i wcisnęła mi do ręki bilet. <br />
-Po co? <br />
-Zamieszkasz tam przynajmniej na jakiś czas. Nic cię tu nie trzyma, a na tym wyjeździe sporo zyska twoja kariera. Nie zapominaj, że jest teraz szał na pokazy nowych kolekcji. Mieszkanie już czeka, pierwszy pokaz masz za 2 dni. No, pakuj się. Ja do ciebie dolecę w następnym tygodniu- dokończyła, cmoknęła mnie w policzek i wyszła. <br />
No, Blake, pakuj się. Zaczynasz nowe życie w Nowym Jorku. Bez Zayna. Bez miłości.<br />
<div style="text-align: right;">
<b><i><span style="color: #20124d;">@justfuckshit</span></i></b></div>
emgiehttp://www.blogger.com/profile/12059165489559054109noreply@blogger.com32